Reklama

Real ucieka spod topora

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2017, 19:09 • 3 min czytania 2 komentarze

Obecna forma Realu ma się do tej z poprzedniego sezonu jak najlepsza szkocka whisky do bimbru pędzonego w brudnej wannie. Co prawda Królewscy zgarnęli dzisiaj trzy punkty, ale grali z drużyną, która w normalnych okolicznościach powinna jedynie prosić o jak najmniejszy wymiar kary. Mimo to Królewscy męczyli się do ostatniej minuty, a wynik długo wisiał na włosku.

Real ucieka spod topora

Pierwsza część spotkania długo przypominała… mecz baseballowy. Real wcielił się w rolę miotacza, raz po raz wstrzeliwując piłkę w pole karne Getafe. Gospodarze zaś, niczym wytrawny baseballowy pałkarz, wybijali wszystko poza strefę zagrożenia. Nie było to najbardziej ekscytujące widowisko na świecie. Z jednej strony Getafe czuło się jak ryba w wodzie – jak na najczęściej faulujący zespół w lidze przystało (123 faule przed tą kolejką), często szukało pauzy, przerywało grę. Uczciwie trzeba przyznać, że mecz nie wyglądał za dobrze nie tylko z powodu zacieśnionych szyków defensywnych Getafe, ale Real też prezentował się strasznie niemrawo, czym tylko udowodnił, że od najlepszej formy dzielą go lata świetlne.

W 10. minucie dobrą okazję po podaniu Benzemy miał Ronaldo (świetnym refleksem popisał się Guaita), ale później przez długi czas nie działo się literalnie nic. Kiedy wydawało się, że obie drużyny zejdą na przerwę bez jakichkolwiek zdobyczy bramkowych, gospodarze postanowili zabawić się w świętych mikołajów. Trochę w myśl zasady, gdy dwa miesiące przed Świętami Bożego Narodzenia telewizje zaczynają zalewać świąteczne reklamy, a w radiu zaczyna rządzić „Last Christmas”: dwóch graczy Getafe próbowało przeciąć łatwą piłkę, ale zrobili to tak nieudolnie, że wykreowali Benzemie sytuację strzelecką, którą Francuz skrzętnie wykorzystał.

Na starcie drugiej odsłony Real prezentował się lepiej niż na początku meczu i wydawało się, że nic nie może mu się stać. Ronaldo i Marcelo powinni podwyższyć prowadzenie, zabijając tym samym mecz. Mogło być już 0:2, tymczasem po chwili Getafe doprowadziło do wyrównania. Po dobrej akcji i dośrodkowaniu z prawej strony piłkę do bramki, mimo asysty dwóch obrońców, skierował będący na pozycji spalonej Molina. Hiszpańscy sędziowie jednak, jak to hiszpańscy sędziowie, bramkę uznali.

Królewscy grali od tego momentu pod olbrzymią presją. Nie pomagała im nieskuteczność Ronaldo. Portugalczyk koncertowo marnował dobre sytuacje, ale w 73. minucie przerósł samego siebie – znajdował się na trzecim metrze, dostał dobrą piłkę, i pozostało mu tylko skierować ją do pustej bramki. Uderzył obok słupka…

Reklama

Zidane zdawał się płacić za decyzje kadrowe. Postanowi oszczędzić kilku podstawowych zawodników – Modrić i Isco usiedli na ławce, Varane i Casemiro znaleźli się poza kadrą. Dodatkowo kontuzjowani byli m.in. Navas, Carvajal i Bale. Przy tak dużych osłabieniach, drużyna nie funkcjonowała za dobrze. Francuz musiał coś zmienić, więc wprowadził na boisko Isco, co okazało się strzałem w dziesiątkę. To właśnie on okazał się kluczowy przy rozstrzygającym trafieniu. W samej końcówce dograł fantastyczną piłkę do Cristiano Ronaldo, a ten – wreszcie! – wykorzystał sytuację, tym samym zdobywając swoją pierwszą bramkę w obecnym sezonie La Liga.

Real wygrał, ale znów stąpał po cienkim lodzie. Los Blancos wygrali tym sezonie wszystkie mecze wyjazdowe, jednak jeśli wciąż będą tak kusili los – w końcu się sparzą.

Getafe – Real Madryt 1:2 (0:1)

Molina 56 – Benzema 39, Ronaldo 85

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...