Nie ma medalu mistrzostw świata jak narodowi bohaterowie z 1974 i 1982 roku, nie wygrał Ligi Mistrzów jak Boniek, Młynarczyk, Kuszczak czy Dudek. Ale wręcz nie wypada mieć wątpliwości, że Robert Lewandowski mimo to jest najwybitniejszym piłkarzem, jaki kiedykolwiek zakładał biało-czerwoną koszulkę. Zawodnikiem, który jest ewenementem nie tylko w skali naszego kraju. Który pewnie za kilkadziesiąt lat, gdy znów powstanie lista stu najlepszych piłkarzy minionego wieku, nie będzie miał problemu, by się na niej znaleźć. Goleador, jednoosobowa machina balistyczna. Kolekcjoner osiągnięć i pogromca rekordów. A mimo to wciąż nienasycony, wciąż idący po więcej. Po co konkretnie?
Zacznijmy od tego, co wśród indywidualnych osiągnięć i rekordów Lewy może już sobie odhaczyć:
– król strzelców eliminacji mistrzostw świata z rekordową liczbą bramek (16)
– król strzelców eliminacji mistrzostw Europy z rekordową liczbą bramek (13)
– dwukrotny król strzelców Bundesligi
– dwukrotny król strzelców pucharu Niemiec
– król strzelców Ekstraklasy
– 4. miejsce w plebiscycie Złotej Piłki za 2015 rok
Jest tego całkiem sporo, ale to, co można zauważyć, to że brakuje wśród tytułów strzeleckich tych z największych imprez i turniejów. Próżno szukać na półce Lewandowskiego trofeum dla króla strzelców Euro, mistrzostw świata (nie dziwne, skoro w żadnych nie miał okazji zagrać) czy Ligi Mistrzów. Najmniej brakowało mu do tego ostatniego – w sezonie 2012/13, gdy eliminował Real Madryt wbijając mu cztery gole w półfinale, ustąpić musiał tylko Cristiano Ronaldo. Wtedy Lewy trafił dziesięciokrotnie, Portugalczyk wbił o dwa gole więcej.
W tym sezonie drogę po brakujący tytuł rozpoczął jednak dość przeciętnie – jednym golem, podczas gdy główni rywale zdążyli porządnie odjechać. Klasyfikacji strzelców przewodzi Harry Kane z pięcioma golami, Ronaldo ma cztery, Messi dwa, a nie można wykluczyć, że do walki włączy się ktoś z duetu Cavani-Lukaku (po trzy trafienia po dwóch kolejkach).
Lewandowski będzie się za to niewątpliwie piąć w górę w klasyfikacji wszech czasów strzelców w Lidze Mistrzów, a wcześniej Pucharze Europy. Kwestią tego sezonu powinno być dobicie do pierwszej dziesiątki, bowiem czterech zawodników dzielących Lewego od TOP 10 zawiesiło już buty na kołku.
Jeszcze bliżej dziesiątki Lewy jest też w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii eliminacji mundialu. Zaledwie dwóch goli potrzebuje, by dopaść legendarnego meksykańskiego snajpera Jareda Borgettiego. Przepowiadanie formy Lewandowskiego na eliminacje mistrzostw w Katarze to oczywiście wyższa sztuka proroctwa, ale nie pomylimy się chyba jeśli powiemy, że zakręcenie się w okolicach podium jest jak najbardziej w zasięgu.
Nieco dalej Lewego trzeba szukać wśród najlepszych strzelców w historii eliminacji Euro, ale też wystąpił tylko w jednych. Średnią goli na mecz zawstydzając każdego bez wyjątku zawodnika, który znalazł się ponad Polakiem. Tutaj jedne równie udane eliminacje, co te zakończone dwa lata temu mogą wystarczyć, by przeskoczyć wszystkich – może poza Ronaldo, jeśli ten w kolejnej kampanii znów będzie strzelać jak oszalały.
Tron Lewandowski niewątpliwie obejmie za to – jeśli oczywiście nie odejdzie z Bayernu – wśród zagranicznych strzelców w historii Bundesligi. Dziś nie ma go tak naprawdę kto gonić (Aubameyang traci 66 goli, Ibisević – 55), a ucieka rozgrywający swój ostatni sezon Claudio Pizarro. Na dziś dystans pomiędzy Peruwiańczykiem a Polakiem to 32 trafienia i nie mamy wątpliwości, że do końca sezonu zostaną z niego juz tylko okruchy.
Lewy pnie się też w górę jak wytrawny himalaista w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Bayernu. Średnią goli na mecz ma najlepszą od czasów Gerda Muellera, ze 122 bramkami na koncie spogląda w górę już tylko na ośmiu graczy klubu z Bawarii. Poza Muellerem, którego rekordu pewnie nie pobije nikt, nigdy, każdy jest dla Lewego do przeskoczenia. Oczywiście tutaj także – pod warunkiem, że nie zechce spróbować swoich sił w innym klubie, w innej lidze.
W Bundeslidze ma jeszcze jedną statystykę do podkręcenia. Otóż jeśli raz jeszcze zostanie królem strzelców, dołączy do niezwykle elitarnego grona piłkarzy, którzy sięgali po to trofeum co najmniej trzykrotnie. Póki co w historii Bundesligi zdarzyło się tylko trzech takich kozaków – oczywiście Mueller (7 tytułów), a także Kirsten i Rummenigge, którzy dziś mają już tylko o jeden sezon w koronie króla snajperów na koncie więcej od Lewego.
Wszyscy jednak kariery zaczynali w Niemczech, więc w teorii mieli więcej czasu. Polak byłby bowiem jedynym obcokrajowcem z tak dużą liczbą wyróżnień. Dziś dzieli jeszcze swoją pozycję z Anthonym Yeboahem.
Po cichu Lewandowski może też marzyć o tym, by wreszcie przełamać barcelońsko-madrycki duopol na Złotego Buta. Przez ostatnich dziewięć sezonów po nagrodę dla najlepszych strzelców ligowych sięgało dwóch piłkarzy Barcelony (Suarez raz, Messi czterokrotnie), jeden Realu (Cristiano Ronaldo trzy razy) i jeden Atletico (Diego Forlan raz). Jedynym, który był blisko strącenia ich z tronu był grający jeszcze w Liverpoolu Luis Suarez, który w 2014 roku wygrał ex-aequo z Ronaldo.
W tym momencie Lewandowski w drodze po złotego buta jest co prawda m.in. za Igorem Angulo, ale umówmy się – liczyć się do końca będą tylko gracze z lig punktowanych za 2,0 punkta (ekstraklasa to mnożnik 1,5). W tym momencie wśród głównych pretendentów Lewandowski nie odstaje jakoś znacząco. Dodatkowo fatalnie sezon zaczął Suarez, od zawieszenia Ronaldo, jedynie Messi z czempionów ostatnich lat nie zawodzi i może się pochwalić najlepszą w czołówce średnią goli na mecz.
Znacznie bardziej prestiżowym i medialnym trofeum od Złotego Buta jest jednak oczywiście inny pozłacany przedmiot – Złota Piłka. Plebiscyt, w którym Lewandowski raz już, dwa lata temu, otarł się o podium. Wtedy czwarte miejsce zapewnił mu tytuł mistrza Bundesligi, półfinał Champions League, pięć goli w dziewięć minut z Wolfsburgiem, a także poprowadzenie reprezentacji za uszy na mistrzostwa Europy, będąc najlepszym – i rekordowym – strzelcem kwalifikacji. Dziś, gdy znów błyszczał w eliminacjach, znów wywalczył tytuł najlepszej drużyny w Niemczech, a także strzelił 30 goli dla Bayernu w lidze i pucharach (więcej w Europie mają tylko Messi i Kane), może marzyć o tym, by znów zakręcić się w okolicach podium.
Niezależnie od tego, gdzie te wszystkie liczniki osiągów się zatrzymają – sam fakt, że dziś rozprawiamy o tym, na które miejsce we wszelakich klasyfikacjach wszech czasów wskoczy podczas swojej kariery Robert Lewandowski najdobitniej pokazuje, jak ogromnym przywilejem jest obserwowanie takiego piłkarza w akcji. W dodatku grającego regularnie także ku chwale biało-czerwonych i nie odstającego w występach w koszulce z orzełkiem na piersi od tego, co prezentuje w klubie. Sprawcę tego, że gdy poza granicami kraju obcokrajowiec słyszy słowo „Polska”, pierwszą konotacją wreszcie nie jest dźwięczne „kurwa mać”.
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK