Dzisiejsze „tajne” testy Roberta Kubicy dla Williamsa na torze Silverstone, to dla wielu kibiców temat dnia. Nawet jeśli kompletnie nie wiadomo jak mu poszło, a jedyne zdjęcia strzelane były przez kibiców przez dziurę w płocie. Ważniejsza próba odbędzie się jednak w przyszłym tygodniu, kiedy Polak odbędzie testowy pojedynek z Paulem di Restą, czyli jednym z kontrkandydatów w walce o miejsce w teamie. Warto więc przypomnieć, kim jest 31-letni Brytyjczyk.
Wyniki dzisiejszych testów w Anglii mogliby zdobyć chyba tylko spece z WikiLeaks, bo jak wiadomo, szefowie Williamsa postawili szlaban na jakiekolwiek komentarze, traktując to jako „prywatną sprawę”. Dlatego dziś od rana oglądamy w internecie co najwyżej zdjęcia przepięknego płotu na Silverstone. Jak dla nas, murowany kandydat do nagrody Grand Press Photo w kategorii „sport”.
Przejazdy testowe Roberta Kubicy, pozwalające mu zapoznać się z bolidem z 2014 r., są jednak dopiero przygrywką do tego, co wydarzy się 16 i 17 października na węgierskim Hungaroringu. Przypomnijmy, podczas testów dojdzie wtedy do „pojedynku” Polaka i Paula di Resty, czyli obecnego rezerwowego kierowcy Williamsa.
Jak wiadomo, gra toczy się o to, kto w sezonie 2018 zostanie drugim kierowcą teamu obok Lance’a Strolla, bo Felipe Massa najprawdopodobniej zostanie odesłany na zieloną trawkę. Williams studzi emocje mówiąc, że kandydatów jest więcej (przewijają się nazwiska Jolyona Palmera i Pascala Wehrleina), a jedną z opcji jest też ponoć pozostania przy Massie, ale całkiem możliwe, że węgierskie testy mogą być rozstrzygające.
Kim jest więc najbliższy, testowy rywal Roberta? Paul di Resta ma już całkiem spore doświadczenie w Formule 1, ale nigdy nie zanotował jakichś spektakularnych wyników. W F1 zadebiutował w 2011 r. w barwach Force India, gdzie do 2013 r. był partnerem najpierw Adriana Sutila, a później Nico Hulkenberga (sezon 2012). Wtedy też tak naprawdę zakończyło się jego czynne uczestnictwo w Formule 1, bo wypadł z wyścigowej karuzeli. Przez trzy sezony wziął udział w 58 Grand Prix zdobywając w nich 121 pkt. Ani razu nie dojechał do podium. Jego najlepszym wynikiem były czwarte miejsca w Singapurze (2012) i Bahrajnie (2013), ale trzeba przy tym brać poprawkę na potencjał jego teamu. Najwyżej w klasyfikacji końcowej sezonu był 14.
W 2014 r. włodarze Force India wymieniły obu kierowców, stawiając na Sergio Pereza i ponownie Nico Hulkenberga. Nasz di Resta poszedł więc w odstawkę, dlatego wrócił do dobrze sobie znanej serii DTM (Deutsche Tourenwagen Masters), w której w 2010 r. był nawet mistrzem w barwach Mercedesa.
Do Formuły 1 wrócił – nie rezygnując z DTM – kiedy Williams zaproponował mu kask rezerwowego kierowcy na sezon 2016. Brytyjczyk rzetelnie wykonywał swoją robotę, ale na pierwszą szansę startu musiał czekać aż do tegorocznego Grand Prix Węgier, kiedy to zastąpił mającego problemy zdrowotne Massę. Na Hungaroringu punktu nie zdobył, ale szefowie Williamsa ponoć i tak nieźle ocenili jego jazdę, bo wskoczył do bolidu za brazylijskiego kolegę dosłownie za pięć dwunasta. Mówi się, że m.in. właśnie tamten start mógł zaważyć na tym, że w ogóle pojawił się temat ewentualnego dania mu pełnego etatu.
– Wszyscy znają mnie tu bardzo dobrze. Marzę o tym, żeby jeździć tym samochodem. Ścigałem się w DTM, ale obecnoś tutaj, wśród tych ludzi, jest największą sprawą – mówił pewny siebie we wrześniu serwisowi autosport.com.
Zacieramy więc rączki na przyszłotygodniowe testy na Węgrzech, bo to będzie jazda o wielką stawkę. Trudno więc liczyć, że di Resta będzie śmieszkował, tak jak to czasami miał w zwyczaju. Swój stylowy papierowy kask na pewno zostawi tym razem w domu.
Fot. dtm.com