Reklama

14 straconych bramek. 14 powodów do niepokoju

redakcja

Autor:redakcja

09 października 2017, 14:02 • 4 min czytania 23 komentarzy

Dobra, awans na mundial wywalczony, feta na Polsacie obejrzana, jeśli kompletnie nie odpięliście wrotek, kac powoli puszcza. Pora zastanowić się, co w tych eliminacjach było złe w wykonaniu polskiej drużyny i nad czym trzeba pracować. W najbliższym czasie znajdziemy zapewne wiele takich rzeczy, ale jedna z nich już teraz wręcz bije po oczach. Bramek straciliśmy w tych meczach tyle, że nawet nie dziwi, iż w niektórych krajach już pisze się o tym, że wymarzonym rywalem z pierwszego koszyka na mundialu będzie Polska. 

14 straconych bramek. 14 powodów do niepokoju

Statystyki są dla nas bezwzględne. Można powiedzieć z przymrużeniem oka, że paradoksalnie jeszcze bardziej pozwalają docenić fakt, iż bilety trzymamy już w garści. Sześć bramek wbili nam Duńczycy, trzy Czarnogórcy, dostaliśmy dwa gongi od Armenii, dwa od Kazachstanu, raz naszego bramkarza pokonali Rumuni. Łącznie czternaście straconych bramek. Przyglądamy się pozostałym drużynom, które zajmują w tym momencie pierwsze miejsca w swoich grupach (niektóre mają do rozegrania jeszcze jedno spotkanie).

Hiszpania – 3 stracone bramki
Anglia – 3
Niemcy – 4
Francja – 5
Szwajcaria – 5
Belgia – 6
Islandia – 7
Serbia – 10
Polska – 14

Jesteśmy zdecydowanie najgorsi, ale… na tym jeszcze nie koniec. Można spojrzeć dalej. Na przykład na drużyny, które zajmują w tym momencie drugie miejsca w swoich grupach.

Portugalia – 4 stracone bramki
Chorwacja – 4
Walia – 5
Irlandia Północna – 6
Grecja – 6
Szwecja – 7
Słowacja – 7
Włochy – 8
Dania – 8

Reklama

Również próżno szukać tu zespołów, które dają się pokonać tak często jak drużyna Adama Nawałki. A można iść jeszcze dalej i wyliczyć ekipy z trzecich, czwartych oraz piątych miejsc, które też mogą pochwalić się szczelniejszymi defensywami niż nasza. Jest ich sporo, bo aż czternaście. Oczywiście nie chcielibyśmy być na miejscu żadnej z tych drużyn, nie o to chodzi. Ale to porównanie mówi, że syrena alarmowa powinna wyć głośniej niż w remizie przy największym pożarze od lat.

To, jak wiele pracy przed Adamem Nawałką, jego sztabem i piłkarzami, najlepiej pokazuje różnorodność w traceniu goli przez tę drużynę. Od kuriozalnego samobója, przez proste błędy w kryciu, głupie straty, aż po – jak się wydaje – zwykłe lekceważenie przeciwnika. Najczęściej powtarzający się scenariusz nie jest żadnym zaskoczeniem – rywal atakuje prawą flanką, nasz lewy obrońca oraz wspomagający go skrzydłowy lub defensywny pomocnik stosunkowo łatwo dają się oszukać i dopuszczają do dośrodkowania, a centra kończy się golem. Po tego typu akcjach straciliśmy aż sześć bramek. Poszukiwania solidnego defensora na tę stronę to niekończąca się historia i choć Artur Jędrzejczyk sprawdził się już na wielkim turnieju, nie można uznać, że mamy happy-end. To ciągle jedno z największych wyzwań stojących przed Nawałką.

Kolejna sprawa to krycie przeciwnika przy stałych fragmentach gry, tutaj również coś nie gra. Trzy bramki straciliśmy po rzutach rożnych, jedną po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Kluczowe były drzemki poszczególnych graczy przy kryciu przeciwników. Przeciwko Armenii za rywalem nie nadążył nawet Kamil Glik, gość, który z reguły rządzi w przestrzeni powietrznej w meczach naszej kadry, ale wydaje się w tej kwestii najwięcej do poprawy ma Piotr Zieliński, u którego brakuje pewności w takich starciach. Dodatkowo – dwa razy zostaliśmy skarceni po strzałach z dalszej odległości, gdzie ewidentnie zostawaliśmy przeciwnikom zbyt dużo miejsca, a ci potrafili z tego skorzystać.

Jeszcze jedna – być może nawet najważniejsza – rzecz. Już nie sam sposób, a sytuacja meczowa, w której tracimy najwięcej bramek. Zwracał na to uwagę wczoraj analitycznie patrzący na grę drużyny Robert Lewandowski. Zbyt łatwo dajemy przeciwnikowi wrócić do meczu, zamiast po prostu zabić wszelkie marzenia. No bo tak:

– z Kazachstanem straciliśmy dwubramkowe prowadzenie,
– Danii przy stanie 3-0 pozwoliliśmy wrócić do meczu (skończyło się 3-2),
– nie potrafiliśmy zagrać na zero z tyłu z Rumunią, mimo pełnej kontroli nad meczem,
– wczoraj Czarnogórcy odrobili dwie bramki i zrobił się mały smród.

Do tego dochodzą sytuacje, w których prowadziliśmy jedną bramką, ale daliśmy się dopaść. Jakoś nie wierzymy, że naszym brakuje pary. Problem leży chyba bardziej w głowach, w braku koncentracji.

Reklama

Ciekawy czas przed selekcjonerem. Już wie, jak przygotowuje się drużynę do wielkiej imprezy, będzie miał szansę skorygować błędy, a to ogromny kapitał. Nie spodziewamy się personalnej rewolucji w defensywie, tym bardziej, że w ostatnich meczach pokazał się Bartosz Bereszyński, którego nawet przy zdrowym Jędrzejczyku i będącym w pełni sił Rybusie trzeba traktować jako kandydata do pierwszego składu. Do tego Nawałka jasno daje do zrozumienia, że dziury zamierza łatać Cionkiem. Pewną niewiadomą wciąż pozostaje grający regularnie w Bundeslidze Marcin Kamiński. A może ktoś wyskoczy nagle jak diabeł z pudełka? Chcielibyśmy, ale jeśli dostrzegamy jakichś kandydatów, to niestety na pozycje, które są już zarezerwowane.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...