Marzec 2012. Pierwszy oficjalny mecz reprezentacji na Stadionie Narodowym. Za liderów reprezentacji mają robić Perquis, Polanski i Obraniak, ale jedyne miejsce, w którym mogliby gdzieś liderować, to klasyfikacja na najbardziej ufarbowanego kadrowicza. W ataku Irek Jeleń potyka się o własne nogi, a gdy już wyjdzie sam na sam traci głowę. Szarżującego Cristiano Ronaldo ma powstrzymywać Dariusz Dudka, największe zagrożenie reprezentacja PZPN sprawia po strzałach z dystansu lewonożnego Francuza. Mecz kończy się remisem 0:0. Gdy dzisiejszy dom reprezentacji był otwierany, ciemne czasy w polskiej piłce trwał a ich apogeum miało dopiero nadejść podczas stypy po Euro 2012.
Fakt, że na poważny sprawdzian reprezentacji do pierwszego składu załapał się Ireneusz Jeleń pokazuje, jak dużo czasu minęło od otwarcia stadionu, na którym reprezentacja rozgrywa dziś wszystkie ważne mecze domowe. Od tamtego czasu w naszej piłce zmieniło się wszystko. Mamy trenera, którego uznajemy za fachowca przez duże “f”. Mamy piłkarzy, którzy budzą podziw na całym świecie, a nie tylko w osiedlowym warzywniaku. Tych piłkarzy trudno też nie lubić, człowiek zwyczajnie chce się z tą kadrą utożsamiać, co w erze Perquisów było niestety niemożliwe. Mamy wyniki, mamy atmosferę i mamy możliwość, by wymieniać wszelkie zmiany na plus do momentu, w którym powstanie taka kobyła, że aż padną nam serwery. Po ponad pięciu latach możemy też ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że oswoiliśmy Stadion Narodowy.
Mało: zrobiliśmy z niego prawdziwą twierdzę.
A w zasadzie zrobiła to drużyna Adama Nawałki. Mecze reprezentacji na Narodowym trzeba bowiem podzielić na dwa etapy: przed Nawałką i po przyjściu Nawałki. Kiedy jeszcze selekcjonerem byli Smuda bądź Fornalik, reprezentacja nie potrafiła zaaklimatyzować się w murach warszawskiego obiektu. Jeśli uznamy go za dom reprezentacji, to w domu tym przeciekał dach, na ścianach rósł grzyb, a domownicy nie protestowali, gdy sąsiedzi wchodzili do nich jak do siebie i wynosili sprzęty. O tym, że przepaść pomiędzy tym co przed Nawałką a tym co jest teraz jest KOLOSALNA, najlepiej świadczą suche liczby. Oto, jak kadra spisywała się na Narodowym…
PRZED ERĄ NAWAŁKI
– Czarnogóra 1:1 (eliminacje do mundialu)
– San Marino 5:0 (eliminacje do mundialu)
– Ukraina 1:3 (eliminacje do mundialu)
– Anglia 1:1 (eliminacje do mundialu)
– RPA 1:0 (mecz towarzyski)
– Rosja 1:1 (Euro 2012)
– Grecja 1:1 (Euro 2012)
– Portugalia 0:0 (mecz towarzyski)
Bilans: 2 zwycięstwa, 5 remisów, 1 porażka
Procent zwycięstw: 25%
Stracone punkty w meczach o stawkę: 11 na 18 możliwych do zdobycia
Procent możliwych punktów do zdobycia: 39%
Bilans bramek: 11:7
W ERZE NAWAŁKI
– Kazachstan 3:0 (eliminacje do mundialu)
– Rumunia 3:1 (eliminacje do mundialu)
– Armenia 2:1 (eliminacje do mundialu)
– Dania 3:2 (eliminacje do mundialu)
– Islandia 4:2 (mecz towarzyski)
– Irlandia 2:1 (eliminacje do Euro)
– Gibraltar 8:1 (eliminacje do Euro)
– Gruzja 4:0 (eliminacje do Euro)
– Szkocja 2:2 (eliminacje do Euro)
– Niemcy 2:0 (eliminacje do Euro)
– Szkocja 0:1 (mecz towarzyski)
Bilans: 9 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka
Procent zwycięstw: 82%
Stracone punkty w meczach o stawkę: 2 na 27 możliwych do zdobycia
Procent możliwych punktów do zdobycia: 93%
Bilans bramek: 33:11
Wcześniej straciliśmy na Narodowym 11 punktów na 18 możliwych do zdobycia, a za Nawałki… tylko dwa. Wcześniej jedynym pokonanym w meczu o punkty było San Marino, teraz wygrywamy mecz za meczem. Porażka na Narodowym przytrafiła nam się tylko jedna i to w pierwszym meczu selekcjonera na tym stadionie, gdy jeszcze reprezentacji szło – delikatnie ujmując – średnio. O tym, jak było to dawno niech świadczy fakt, że na lewej obronie wystąpił wówczas Tomasz Brzyski, w drugiej linii wciąż pod uwagę brani byli Mateusz Klich czy Waldemar Sobota, a z ławki wchodził Michał Masłowski. Inne czasy, kompletnie inne czasy.
Od tamtego momentu biało-czerwoni leją na swojej twierdzy wszystkich jak leci. Jedynym wyjątkiem był remis ze Szkocją w poprzednich eliminacjach, ale ciężko uznać to za spektakularną wtopę – ot, lekki wypadek przy pracy. Wygląda zatem na to, że o ile po drugiej stronie nie stoi Szkocja, orły Nawałki są w stanie rozgromić u siebie każdego – i to w tym momencie jest fakt, nie opinia (choć naturalnie może ulec zmianie już jutro).
To bardzo dobry prognostyk przed jutrzejszym meczem, w którym Polska musi tylko nie stracić punktów. Już raz, w tych mrocznych czasach, zaliczyliśmy z Czarnogórą na Narodowym remis i… nie mamy nic przeciwko, by rezultat się powtórzył. Nawet, jeśli – o zgrozo – nadszarpnie on rewelacyjne statystyki biało-czerwonych we własnym domu.
Fot. FotoPyK