Reklama

Czas na „wyścig spadających liści”. Czy Polacy w nim błysną?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

06 października 2017, 20:45 • 4 min czytania 2 komentarze

14 października 2006 roku był bez wątpienia jednym z najbardziej wzruszających dni w karierze Paolo Bettiniego. Niewysoki, szczupły Włoch drugi raz z rzędu wygrał wówczas wyścig Il Lombardia. Kiedy przekraczał linię mety, płakał. Możecie być pewni jednego: łzy szczęścia były wtedy mniej liczne od tych rozpaczy. Dwanaście dni wcześniej brat kolarza – Sauro – zginął w wypadku samochodowym, zaledwie kilkanaście metrów od swojego domu. – Paolo pokazał wówczas nieprawdopodobną determinację. Żaden rywal nie był w stanie mu podskoczyć. Zapamiętam tamtą edycję na długo – mówi nam Adam Probosz z Eurosportu. Już jutro czeka nas kolejna, 111. odsłona „wyścigu spadających liści”. Wystartują w niej Michał Kwiatkowski i Rafał Majka, który przed czterema laty był we Włoszech trzeci.

Czas na „wyścig spadających liści”. Czy Polacy w nim błysną?

Il Lombardia to piąty, ostatni z tegorocznych monumentów, czyli największych na świecie wyścigów jednodniowych. Jeden z nich, Mediolan – San Remo, padł łupem Kwiatkowskiego. 18 marca Polak pokonał o grubość opony swojego odwiecznego rywala Petera Sagana. Był to pierwszy i jak na razie ostatni sukces naszego rodaka w imprezie tej rangi. Drugim najlepszym wynikiem biało-czerwonych kolarzy na monumentach jest właśnie trzecie miejsce wspomnianego Majki.

– W 2013 Rafał jeździł w Tinkoff Saxo z Nicolasem Rochem, który prowadzi dosyć popularnego w środowisku bloga. Pamiętam, że po tamtej edycji wyścigu Irlandczyk pisał o tym, że wszyscy kolarze w grupie przed startem byli przygaszeni i przygnębieni deszczem. Wszyscy poza Majką, który od rana chodził, jak to napisał Nick, rozćwierkany jak kanarek. Widać było, że warunki mu pasują, co udowodnił potem na trasie – wspomina Arlena Sokalska. Wiceredaktorka naczelna „Polski The Times” przypomina finisz tamtejszej edycji:

– Joaquim Rodriguez uciekł rywalom, gonili go Alejandro Valverde, Dan Martin i Rafał. W pewnym momencie stało się jasne, że walka o miejsca 2-3 rozegra się pomiędzy tą trójką. Majka teoretycznie był skazany na porażkę, bo końcówka imprezy była na prostej, gdzie trzeba zafiniszować, a wiadomo, że to nie jest jego najsilniejszy punkt. Jakim więc cudem załapał się jednak na podium? Otóż Martin wywrócił się na jednym z wiraży. To typowa historia dla Il Lombardii, wyścigu nieprzewidywalnego, podczas którego może się wydarzyć wszystko.

majka

Reklama

Czy i tym razem możemy spodziewać się spektakularnej jazdy naszego flagowego kolarza? Zdaniem Adama Probosza – nie.

– Nie sądzę, żeby nasi zawodnicy w sobotę wiele zrobili. Rafał ciągle czuje ból pleców, będący efektem kraksy w Tour de France, ostatnio zresztą też leżał w jednym z włoskich wyścigów. 

Sam zawodnik Bora-Hansgrohe pośrednio… potwierdza słowa Probosza na Facebooku, na którym zamieścił taki oto wpis: „Il Lombardia będzie moim ostatnim startem w sezonie 2017. W sobotę pościgamy się po ciężkich górach. W Tre Valli Varesine czułem się całkiem nieźle, zobaczymy jak ta forma przełoży się na Wyścig Spadających Liści. Świetnie ostatnio spisuje się Paweł Poljański, dlatego myślę że będą stanowił pomoc właśnie dla niego. Szczerze mówiąc, czuję się już zmęczony tym sezonem, zwłaszcza psychicznie, i cieszę się na ten ostatni start.”

W skrócie: nasz mistrz ma dosyć i potrzebuje odpoczynku. Oczywiście nie on jeden czuje się wyczerpany tegorocznymi startami. Probosz:

– Zmęczenie sezonem jest u zawodników wielkie. Kalendarz jest wypełniony bardzo szczelnie, dlatego większość z nich jedzie obecnie na resztkach baku, a co za tym idzie spisuje się poniżej możliwości.

Te słowa potwierdza Sokalska:

Reklama

– Michał Kwiatkowski jest w gorszej formie niż spodziewał się być jesienią tego roku. Pewnie stawiał, że końcówka roku będzie tak dobra, jak wiosna i lato, tymczasem wyszło nieco inaczej. Gdyby „Kwiato” był w takiej dyspozycji, jak kilka miesięcy temu, śmiało mógłby rywalizować o sukces. Teraz pośród faworytów widzę innych kolarzy, takich jak Vincenzo Nibali czy Rigoberto Uran. Il Lombardia to jednak impreza, którą dosyć regularnie wygrywają górale.

21950204_1679928808686791_670780649624263756_o

Trasa 111. edycji liczy 247 km. Znajdzie się na niej sześć konkretnych podjazdów pośród których będzie słynne Muro di Sormano (1,9 km długości, średnie nachylenie 15,8%). Poza Nibalim i Uranem – który wygrał w czwartek wyścig Mediolan – Turyn, będący przedsmakiem Il Lombardii – warto zwrócić uwagę na kilku innych demonów szos. Groźny może okazać się między innymi kolega Kwiatkowskiego z ekipy Sky Diego Rosa, który w zeszłym roku minimalnie przegrał z Estebanem Chavesem, więc teraz pragnie przekroczyć metę jako pierwszy. Nie można też lekceważyć Fabio Aru, Juliana Alaphilippe’a, Nairo Quintany czy Adam Yatesa. Każdy z tej czwórki, o ile będzie miał swój dzień, może w sobotę okazać się najlepszy. Wszystkich łączy coś jeszcze – nigdy nie wygrali tego jesiennego monumentu.

Nie wiemy, czy zwycięzcę Il Lombardii powita pomieszkujący nad jeziorem Como George Clooney, mamy za to nadzieję, że czołowi kolarze świata, nawet jeśli są naprawdę zmęczeni, wypadną w sobotę w swoich rolach nie gorzej, niż Amerykanin w najlepszych kreacjach.

KAMIL GAPIŃSKI

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...