Reklama

Łatwiej wstać z łóżka, gdy wiesz, że wieczorem gra Widzew

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2017, 15:23 • 14 min czytania 3 komentarze

Adam Sadowiak cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Szybko musiał porzucić marzenia o graniu w piłkę, bo wiedział, że nigdy nie będzie nawet chodzić. Ale samej piłki nigdy nie porzucił. Od 21 lat jest kibicem Widzewa. Od blisko czterech dziennikarzem sportowym portalu widzewlodz.pl. I – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – przypomina wszystkim, że jedyne ograniczenie to te, które mamy w głowie. Poznajcie prawdziwego pasjonata. 

Łatwiej wstać z łóżka, gdy wiesz, że wieczorem gra Widzew

Pierwszy raz na Widzewie?

Bajka zaczyna się klasycznie, od „dawno, dawno temu”, bo minęło już jakieś 21 lat. Wygraliśmy wtedy z Petrochemią. Na mecz poszedłem z tatą, pamiętam to do dziś – Wielka Sobota, byliśmy w kościele ze święconką, była śliczna pogoda. Mieszkaliśmy na Widzewie, pół godziny spacerem od stadionu. Pamiętam, jak byłem wnoszony po schodach na sektor C. Kolejny mecz graliśmy z GKS-em Bełchatów. Ciągle było 0-0. Syn mówi do ojca: „chodźmy, bo tu już się nic nie wydarzy”. Do wolnego w końcówce podszedł Maciej Terlecki i piłka zatrzepotała w siatce.

Trafiłeś na piękne czasy. Miłość od pierwszego wejrzenia?

Piękne, ale na mecze w Lidze Mistrzów nie udało się wejść. Później na europejskie puchary, spotkania z Parmą czy Fiorentiną, też nie. Ryczałem, gdy z nich odpadaliśmy, już nie pamiętam dokładnie po którym meczu. Nie mogłem pojąć, że taki klub jak Widzew żegna się z Europą tak szybko. Ale trzeba było przełknąć gorzką pigułkę i szło się dalej. Tata zabrał na mecz raz, drugi, a później zaczęło się chodzenie nie tylko z nim, ale też z kolegami ze szkoły. Można powiedzieć pasję zaszczepili we mnie kibice i sam stadion. Nie myślałem wtedy, że aż tak mocno. Ale szybko było wiadomo, że w moim sercu tylko Widzew. Przyszły te chudsze czasy, ale dla mnie nie ma znaczenia, w której gra lidze.

Reklama

A kiedy uznałeś, że przy tym Widzewie możesz robić coś więcej, niż tylko mu kibicować?

Wszystko w moim życiu zmieniło się cztery lata temu. Skończyłem szkołę specjalną, pracowałem w Zakładzie Aktywności Zawodowej. Powiedziano mi, że albo spróbuję coś ze sobą zrobić, albo nie przedłużą mi umowy. Chcieli mnie tam jakoś zmotywować. Po siedmiu latach przerwy podjąłem naukę w liceum dla dorosłych. Łatwo nie było. W jednej szkole powiedzieli, że najpierw musiałbym sobie znaleźć kogoś, kto będzie nosił mnie po piętrach. Znaleźliśmy z kolegą więc inną, bardziej przyjazną. Mam problemy z pisaniem, więc wszystkie wykłady nagrywałem na dyktafon, potem odsłuchiwałem je w domu, a na egzaminach miałem osobę wspomagającą, która pisała to, co dyktowałem. Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Ano dlatego, że pozostał ostatni krok – zdanie matury.

Miałeś co do tego jakieś obawy?

Przeglądam ten wykaz tematów. Z literaturą u mnie średnio, ale w końcu jest – przecieram oczy ze zdumienia, ale tam stoi jak byk: „scharakteryzuj język komentatorów sportowych na podstawie wybranych artykułów prasowych, telewizyjnych lub radiowych”. Idę w to. Pani polonistyka zrobiła wielkie oczy, ale byłem pewien, że chcę, bo od dziecka się tym interesowałem.

Jakich komentatorów wybrałeś?

Wybrałem pana Tomka Zimocha. Najpierw było o mistrzostwach świata w Val di Fiemme, na których Kamil Stoch zdobył złoty medal. Później słynny komentarz z Kopenhagi – „Panie Turku, niech pan skończy to spotkanie” i coś tam jeszcze. Komisja spojrzała na to przychylnie, zdobyłem 90%. Gdybym miał 30-40%, to dzięki Bogu, ale chyba nie byłoby sensu nic z tym dalej robić. Ale skoro sobie poradziłem, to uznałem, że może warto iść w tym kierunku.

Reklama

Nie było obaw w związku z tym, że poruszasz się na wózku i nie jesteś tak sprawny jak inni kandydaci?

Oczywiście, że były, ale była też ekscytacja. Choruję na mózgowe porażenie dziecięce. Jestem wcześniakiem z szóstego miesiąca. Od samego początku wiedziałem, że nie będę chodził. Było naprawdę źle. Wyglądałem jak roślinka. To, że dziś tak funkcjonuję, zawdzięczam tylko rodzicom i rehabilitacji. W związku z tym, musiałem sobie uświadomić, że nie dla mnie kariera piłkarza. Ale realizowanie tej pasji w inny sposobu, to byłoby coś!

21462514_1524705350901358_7436558036714764839_n

Wiedziałeś, do których drzwi zapukać? Jak zostałeś przyjęty na samym początku?

Mój przyjaciel napisał kiedyś do portalu widzewlodz.pl i dostał się na okres próbny. Muszę tu podziękować Patrykowi Łapce, który mnie namówił. Pomyślałem, że też mogę spróbować. Powiedzieli mi wtedy, że do piłki mają masę ludzi, ale kuleje u nich koszykówka. A ja chodziłem na mecze dziewczyn już wcześniej, gdy grały w I lidze, więc bardzo chętnie się zgodziłem. Za kilka dni miną cztery lata. W redakcji spotkałem fantastycznych ludzi. Chciałbym podziękować Marcinowi Truszczyńskiemu i Maćkowi Szymańskiemu, bo to oni nie powiedzieli „nie”, pomimo tego, że jestem niepełnosprawny. Powiedzieli „okej, masz szansę” i chyba dziś każdy z nas może być z tego zadowolony. No bo nie ukrywajmy, że to nie jest zajęcie dla wszystkich. Nie każdy jest w stanie zaraz po końcowym gwizdku czy ostatniej syrenie pogadać z piłkarzem lub koszykarką. Nie każdy jest na tyle sumienny, by szybko to opracować. A ja staram się wrzucić choć jeden materiał po meczu, by kibice na gorąco mogli go przeczytać. Czasami zdarzało się, że byłem totalnie zmęczony czy miałem gorączkę, wtedy się nie udawało. Ale jeśli zdrowie pozwala, to nie ma zmiłuj. Ostatnio napisałem do kibiców tekst, który przeczytało sześć tysięcy ludzi. Można być wtedy z siebie dumnym. Ja byłem! A co tam, pokora jest ważna, ale czasem trzeba się pochwalić!

A co jest w twojej pracy najtrudniejsze?

Jestem też kibicem, więc oczywiście wysokie porażki. Czasami nawet mi się nie chciało po nich podchodzić i zadawać pytań. Zawsze miałem wtedy niedosyt, było mi smutno, bo przecież poszedłem na mecz nie tylko jako kibic, ale też po to, żeby wykonać swoją pracę. Ale w takich przypadkach mówiłem sobie, że następny mecz jest niedługo, trzeba się będzie odkuć.

Jak podchodzą do ciebie sportowcy?

Bardzo życzliwie. Nie pamiętam, by ktoś odmówił mi w sposób niekulturalny. Raczej wszystko mi się udaje. Za swój sukces uważam wywiad z Patrykiem Wolańskim, którego bardzo lubię też jako człowieka. Krótki, ale to był strzał w dziesiątkę, bo ten wywiad w ciągu 48 godzin przesłuchało 15 tysięcy ludzi. Wtedy sobie pomyślałem, że robisz, chłopie, dobrą robotę. Moje początkowe artykuły miały po 200-300 odsłon, czyli jest różnica. Jestem zadowolony, bo przez te cztery lata bardzo się rozwinąłem. Pamiętam swoje pierwsze wywiady z koszykarkami po meczu z Basketem Gdynia. Głos drżał strasznie, było jąkanie, wszystko przez nerwy. Natomiast teraz widać dużą różnicę, jeśli chodzi o wypowiadanie się, zadawanie pytań. Podejrzewam, że dziś osoba, która odsłuchuje mój wywiad, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jestem chory. Teraz mam kolejny cel – do końca roku chcę napisać tekst lub zrobić wywiad, który przeczyta 20 tysięcy ludzi. Niedługo będzie szansa, bo spotkało mnie wielkie wyróżnienie. Jako dziennikarz idę na mecz młodzieżowej reprezentacji Polski. To będzie wielkie przeżycie, ale już jestem przygotowany. Podejmę po meczu próbę rozmowy z Dawidem Kownackim i trenerem Czesławem Michniewiczem.

Powiedziałeś wszystkim, to teraz będziesz miał presję, by to zrealizować.

Presja to była, jak do Widzewa wracał trener Smuda. Po pierwszym meczu nie udało się ani porozmawiać, ani zrobić zdjęcia, więc w głowie miałem, że po kolejnym spotkaniu już muszę. Przeszedłem ochronę i widziałem, że trener rozmawia z dwójką ludzi. Poczekałem, zrobiłem zdjęcie i zadałem parę pytań. Dla mnie to spełnienie marzeń.

Aż tak?

Jasne, bardzo go lubię. Dla mnie to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Rozmawialiśmy już wcześniej – na przykład wtedy, gdy coś tam się plotkowało, że może wrócić. Byłem chyba pierwszym człowiekiem, który wiedział, co się święci. Liczę na to, że to będzie trener, który ponownie wprowadzi Widzew nie tylko do ekstraklasy, ale również do europejskich pucharów.

Odważnie! Widzewowi chyba nie idzie tak, jak iść miało.

Wtedy po meczu powiedział mi:

– No widzisz, znów jesteśmy tutaj i razem staramy się odbudować ten nasz ukochany Widzew.

Ale na to potrzeba czasu. Nie można oczekiwać cudów od człowieka, który przejął klub po okresie przygotowawczym, a Widzew przygotowywał przecież trener Cecherz. Czy to był dobry ruch czy nie, będzie można powiedzieć po ostatniej kolejce sezonu. Póki co nie jest najgorzej. Wygraliśmy ostatnio bardzo ważny mecz w Nowym Mieście Lubawskim, po całkiem przyzwoitej grze. Widzew to klub, który może i był  w strasznym kryzysie przez ostatnie lata, ale odradza się dzięki ludziom dobrej woli, dzięki miłości tysięcy kibiców. Gdy po raz pierwszy była prowadzona sprzedaż karnetów na nowy stadion, ludzie mówili, że w przypadku braku awansu wszystko wróci w przyszłości do normy. Pokazaliśmy, że tak nie jest. Śmiem twierdzić, że będą kolejne rekordy. W tej chwili mamy najlepszych kibiców w Polsce.

Wróćmy do ciebie. Próbowałeś również zostać komentatorem.

Brałem udział w konkursie Eurosportu. Niestety nie załapałem się do trójki wybieranej przez jury. Nie wiem, jaki był skład i jakie kryteria, ale pewnie czegoś zabrakło. Była jeszcze szansa zdobyć to miejsce w głosowaniu internautów, ale niestety głosów było za mało. Aczkolwiek jestem ze swojego występu zadowolony. Komentowałem sytuację bramkową z meczu Bayern kontra Borussia Dortmund, gdy Robert Lewandowski strzelał bramkę. Nie załamuję się. Jeśli będą podobne konkursy, to na pewno będę brał udział. Piłka to dla mnie nie tylko Widzew, ale też na przykład Manchester United, któremu mocno kibicuję. Marzę, by kiedyś pojechać na mecz Czerwonych Diabłów.

15232203_1244642232241006_817619925198449104_n

Zawsze byłeś tak aktywny? Widziałem, że kawał świata już zwiedziłeś.

Nigdy nie bałem się ludzi. Tak wychowywali mnie rodzice, żeby wychodzić – czy to z nimi do znajomych, czy gdzieś do centrum handlowego. Trzeba nauczyć się żyć z tym, że ktoś może na ciebie krzywo spojrzeć, bo takie rzeczy się zdarzają. Ale to nie jest twoja wina. Trzeba być sobą. Dzięki rodzicom ja jestem. Gdyby ktoś cztery lata temu powiedział mi, że będę dziennikarzem i będę miał możliwość pogadać z piłkarzami, którzy kiedyś reprezentowali nasz kraj, to popukałbym się w głowę i zapytał, co to za bzdury.

Co dało ci dziennikarstwo?

Łatwiej dzięki niemu podnosić się co z rano z łóżka. Dzięki niemu i dzięki Widzewowi.

Były z tym problemy?

Miewałem takie dni. Dalej miewam. Na pewno dużo łatwiej wstaje się i idzie do pracy ze świadomością, że po niej pojedziemy na halę czy na stadion Widzewa, gdzie będziemy kibicować, a ja zrobię jakiś wywiad. Może być jeden, choć raz udało się nawet pięć. To coś fantastycznego. Może wielu ludzi tego nie docenia, ale dla mnie to wielkie wyróżnienie. Tak samo jak to, że w imieniu kibiców mogę zadać trenerom pytania na konferencji prasowej. Jeśli się nie uda, a Widzew wygra, to jestem zadowolony, ale tylko tak w 80%.

Czym się zajmujesz?

Dziś pomagam tacie w hurtowni części samochodowych.

Dowiedziałem się, że generalnie dużo pomagasz.

Lubię sprawiać ludziom radość. To, że jestem osobą niepełnosprawną, nie jest barierą. Choćby w drobnych kwestiach. Ostatnio niepełnosprawny kolega zadzwonił i mówi, że poszedłby na mecz Widzewa, ale nie ma jak, bo jest sam. Zaczęła się szybka akcja po znajomych, że potrzebuje opiekuna i w godzinę taka osoba się znalazła. To, że ja mam jakieś możliwości, nie znaczy, że każdy je ma, więc trzeba się wspierać. Podobno dobro wraca.

Mówiliśmy, że niepełnosprawność nie przeszkadza ci w nawiązywaniu kontaktów. A czy w jakiś sposób pomaga?

Pewnie w jakimś stopniu tak, ale myślę, że to nie jest litowanie się nade mną. Ja – tak jak powiedziałem – staram się być sobą. Czasami ciężko się przestawić, bo do ostatniej minuty kibicuję z całych sił, budzi się we mnie jakieś zwierzę, a zaraz po ostatnim gwizdku muszę być człowiekiem, który wykona swoją pracę. Na pewno trzeba się dużo uśmiechać!

To dlaczego robisz to tak rzadko w trakcie naszej rozmowy?

Bo dla mnie to bardzo ważne wydarzenie, więc staram się koncentrować i być poważnym! Ale to nie oznacza, że jestem ponurakiem (śmiech). Wracając do tego, jak jestem traktowany – lubię piłkarzy i koszykarki, dla mnie każda zbita piątka czy zdjęcie to fajna pamiątka. Do dzisiaj mam bardzo dobre kontakty z braćmi Visnakovsami. Traktujemy się jak przyjaciele, rozmawiamy raz na jakiś czas, gdy oni dzwonią do mnie lub ja do nich. Kiedyś Edzik podarował mi koszulkę i ten kontakt się zacieśniał. Ma to też przełożenie na dziennikarstwo, bo jako pierwszy mogłem podać newsa, gdzie będzie grał po Widzewie, co też uważam za swój sukces. Moją dobrą przyjaciółką jest Aleksandra Pawlak, która przez wiele lat grała w Widzewie, ale gdy dziś występuje w Gorzowie Wielkopolskim, ten kontakt się nie urwał. To są też lata ciężkiej pracy. No bo to nie tak, że przyszła osoba niepełnosprawna na mecz koszykarek i one od razu otoczyły ją, by udzielać wywiadów. Dzięki temu, że ciągle byłem blisko, miałem też okazję zobaczyć całą „kuchnię”, spełniłem swoje marzenie i pojechałem z nimi na mecz wyjazdowy do Torunia.

13466186_1107420719296492_7299300340589054530_n

Dużo mówisz o spełnianiu marzeń. Jakie jeszcze masz?

Jest ich mnóstwo. Jeśli chodzi o dziennikarstwo, chciałbym na przykład poznać Andrzeja Twarowskiego i Tomka Smokowskiego. Miałem już okazję porozmawiać z Mateuszem Borkiem, który obok Tomasza Zimocha jest moim ulubionym dziennikarzem, mam nadzieję, że nie po raz ostatni. Co do własnych ambicji w tym zawodzie – skomentowanie na przykład finału Ligi Mistrzów. Wiem, że mierzę wysoko, ale tak trzeba. Nie daję sobie terminu, a jak się nie uda, to nie pójdę płakać do kąta. Kiedyś jedna z zawodniczek Widzewa podarowała mi koszulkę. Poprosiłem, by napisała na niej coś od siebie. Ona napisała takie motto: „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Tego się trzymam. Jeśli chodzi o marzenia kibicowskie, kiedyś chciałbym pojechać na mecz Ruchu Chorzów z Widzewem. Po to, by na własnej skórze poczuć, czy to rzeczywiście mecz przyjaźni na trybunach. Na razie znam to z opowieści czy z filmików, a chciałbym się przekonać. Gdy mówimy o moim życiu, to jak każdy człowiek – chciałbym być szczęśliwy i znaleźć sobie w przyszłości drugą połowę, która będzie mnie akceptowała takiego, jakim jestem. Na razie jej nie ma, ale jest dziennikarstwo i coraz szersze grono ludzi, którzy lubią je w moim wydaniu. To najlepszy dowód na to, że po pewnym czasie wszystko przyjdzie, również miłość. Ale marzę też o mniejszych rzeczach. Na przykład, żeby pracować jako dziennikarz przy meczu pierwszej reprezentacji. To byłby dopiero honor! Albo żeby mieć tysiąc polubień na swoim fanpejdżu [znajdziecie go TUTAJ]. To nie jest duża liczba, ale zawsze to kolejny kroczek w kierunku tego, żeby stać się dziennikarzem. Takim, którego ludzie kojarzą nie tylko dlatego, ze kibicuje Widzewowi i jeździ na wózku. Choć drugiego takiego chyba ciężko znaleźć.

Na pewno w Wiadomościach od lat pracuje dziennikarz, który porusza się na wózku.

Nie wiedziałem o tym przypadku, duży szacunek.

Polska piłka jest otwarta na osoby niepełnosprawne?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie w tak ogólnym ujęciu. Dwa razy dostałem odmowę, gdy starałem się o akredytację na mecze kadry, przy czym oczywiście we wniosku nie uwzględniane to, że jestem niepełnosprawny. Powiem tak – na pewno na osoby niepełnosprawne są otwarci kibice w Łodzi.

Widziałem, że macie tam lożę szyderców.

Na nowym stadionie nasze sektory są naprawdę fajnie przystosowane. Mamy możliwość większego kontaktu z piłkarzami, czujemy atmosferę trybun i dla wielu z nas to wielkie przeżycie. Oczywiście trzeba było o to zawalczyć. Kiedyś była taka sytuacja, że poszedłem na pierwszy mecz Widzewa na nowym stadionie, byłem na swoim miejscu, wszystko fajnie. Jednak już na drugim ochrona mówi do mnie, że zaprasza na górę. Poszedłem i całe spotkaniu przesiedzieliśmy za szybą. Trzeba było prosić, by uchylili, bo kompletnie nie czuliśmy atmosfery meczu. Następnego dnia napisałem do Widzewa wielkie pismo. Że zarówno ja, jak i moi koledzy zastanowilibyśmy się nad kupnem karnetu, gdybyśmy wiedzieli, że tak nas posadzą. Chcieliśmy starych miejsc, bo pragniemy być jak najbliżej trybun i zespołu. Tak to my możemy sobie mecz w telewizji pooglądać. Spotkało się to z odzewem, ale na następnym spotkaniu była ta sama śpiewka, że na górę. Powiedziałem ochroniarzowi, że może sobie mówić, co chcę, ale ja się stąd nie ruszę. Wyszło na moje. Dziś mówią do mnie „panie kierowniku!”.

Pewnie znasz wiele osób niepełnosprawnych, które mają problem z takim podejściem do życia.

Znam i staram się to zmieniać, czasami się nawet udaje. Ale znam też osoby bardziej zaktywizowane ode mnie i staram się od nich uczyć!

Każdą z takich osób zaprosiłbyś na stadion?

Oczywiście. Nie bez powodu jest przyśpiewka, że serce Łodzi bije właśnie tam. Bije. Z każdym meczem coraz mocniej. Zachęcam wszystkich. Jeśli chcesz poczuć coś wyjątkowego, zapraszam na Widzew czy inny stadion. Ale ten jest szczególny. Widzew łączy ludzi. Nie tylko osoby chore ze zdrowymi. Wszystkich! Niejednokrotnie byłem świadkiem oświadczyn na stadionie. Często widziałem, że ludzie wyjaśniali sobie na nim nieporozumienia i wychodzili z niego już w zgodzie. Bycie na stadionie to coś wyjątkowego. Ale żeby zobaczyć, jak jest naprawdę, trzeba przyjść. Bo możemy tu siedzieć i rozmawiać na ten temat godzinami, ale to i tak nie odda tej atmosfery.

A co powiedziałbyś osobom niepełnosprawnym, które może przeczytają ten wywiad?

Kochani, po prostu nie zamykajcie się w czterech ścianach, tylko realizujcie swoje marzenia. Nawet jeśli są pochowane głęboko w serduchu, to najwyższa pora, żeby je wyciągnąć i zrealizować. Dla mnie to było dziennikarstwo, ale to może być wszystko. Uwierz, dla niektórych to będzie pójście na mecz, a dla innych zwykłe wyjście do sklepu spożywczego. Ale róbmy to, bo nie mamy się czego wstydzić. Na wiele rzeczy nie mieliśmy wpływu, po prostu takimi osobami się staliśmy, ale to nie oznacza, że mamy przez to coś tracić.

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. widzewlodz.pl/archiwum własne

Poprzednie odcinki cyklu znajdziesz TUTAJ.

Najnowsze

Weszło

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
27
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
35
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

3 komentarze

Loading...