Tak ostrego spięcia na linii kibice – piłkarze, jak w ubiegły weekend na Legii nie było w Polsce od wielu, wielu lat. Fizyczna agresja, która tym razem nie ograniczyła się do kilku “liści” i smród, który będzie się za tym ciągnął jeszcze przez długie tygodnie. Ale jeśli spojrzymy na zagraniczne ligi – okaże się, że przykłady przemocy kibiców wobec własnych piłkarzy nie są wcale czymś totalnie niespotykanym. Co więcej – w nieco lżejszej formie, ale mimo wszystko, z przemocą spotykali się nawet zawodnicy z absolutnie topowych lig. Jak to wyglądało i jakie miało konsekwencje? Sprawdźmy.
BANIK OSTRAWA
W sierpniu 2015 roku czeski Banik rozpoczął ligę od jednego remisu w pierwszych pięciu spotkaniach, po czym spektakularnie wtopił w pucharze, przegrywając 3:4 z półamatorską drużyną Jiskry Rymarow. To w tym ostatnim meczu kibicom puściły hamulce – wbiegli na murawę, gdzie rozpoczęli znaną również z polskich boisk operację “zdejmijcie koszulki, bo nie jesteście godni biegania z naszym herbem”. O ile w Polsce dzieje się to zazwyczaj w sposób dość spokojny, o tyle Czesi nie poprzestali na rozbieraniu zawodników, wymierzając też niektórym z nich kilka soczystych ciosów.
Co się zmieniło? Cóż, piłkarze Banika wzięli sobie do serca ostre słowa krytyki swoich ulubieńców i niemal z dnia na dzień odnaleźli pogubioną formę. W kolejnych dwunastu meczach przegrali zaledwie jedenaście razy. Ani na moment nie podnieśli się z dna ligi już do końca sezonu, spadli z niej z 13 punktami straty do przedostatniego miejsca. Ech, gdyby tylko ktoś ich oklepał dosłownie kilka meczów przed spadkiem…
BURSPASPOR
Mentalność tureckich kibiców najlepiej oddają wydarzenia z ostatniego tygodnia – mamy tu na myśli Timo Wernera proszącego o zmianę na stadionie Besiktasu już w 32. minucie. Wiemy, że jego kiepskie samopoczucie wynikało z problemów z krążeniem, ale pierwsza prośba o zatyczki do uszu oraz próba zatykania ich dłońmi dość jasno pokazała, że głośne śpiewy zrobiły swoje. Poza tym – liczba decybeli na stadionie w Stambule to zdecydowanie europejska czołówka. Bursaspor wprawdzie nie dojeżdża kibicowsko do drużyn z największymi tradycjami, jednak i tak kibice potrafią stworzyć gorącą atmosferę – w pozytywnym sensie, podczas głośnych śpiewów na trybunach, jak i w tym negatywnym, gdy wdają się w szarpaniny z piłkarzami.
Ostatnia i najgłośniejsza to atak na busa z własnymi piłkarzami w marcu 2017 roku. Bursaspor był po fatalnej serii spotkań w Super Lig – po zwycięstwie w połowie grudnia przyszły porażki kolejno z Genclerbirligi, Trabzonsporem, Adanasporem, Basaksehirem, potem remis z Fenerbahce i znów dwie wtopy, z Kayserisporem i Kasmipasą. Ten ostatni zespół rozjechał niedoszłego pracodawcę Michała Probierza 4:0 a podczas powrotu swoje metody treningu mentalnego zaprezentowali fani z Bursy.
Skończyło się na strachu – kibice mieli ze sobą noże – oraz powybijanych szybach. Nikt z piłkarzy na szczęście nie ucierpiał.
Wynik całej operacji? Cóż, Bursaspor istotnie wygrał kolejny mecz (z czerwoną latarnią ligi), potem jeszcze zremisował, ale później piłkarze prawdopodobnie zapomnieli o fantastycznym wsparciu kibiców – z 10 meczów pozostałych do końca ligi przegrali 8 i utrzymali się dopiero dzięki zwycięstwu w ostatniej kolejce.
VOJVODINA
W Serbii sytuacja była bardziej klarowna – nie potrzeba było jakiejś serii porażek czy spektakularnej klęski w derbach. Wystarczył pierwszy dwumecz sezonu – czyli znany także i w Polsce niewygodny rywal w pierwszej fazie eliminacji do eliminacji w europejskich pucharach. Vojvodina zmuszona była pojechać na Słowację na mecz z Ruzomberokiem i na tym niezbyt egzotycznym terenie roztrwoniła jednobramkową zaliczkę z pierwszego meczu. Reakcja była natychmiastowa – według BBC Nikolę Trujicia w szatni odwiedzili kibice z Serbii, którzy obrażali go, a następnie złapali za szyję.
Nie możemy ocenić, na ile te zabiegi pomogły drużynie i samemu piłkarzowi – nie zagrał już w barwach Vojvodiny ani minuty, odszedł do rosyjskiego Tonso.
VALENCIA
Tak, tak, mamy tutaj też poważniejsze drużyny. Casus identyczny jak na Legii – powrót po przegranym spotkaniu, kilkudziesięciu kibiców pod stadionem, próba zaproszenia ich na pogawędkę dotyczącą aktualnej formy. Wyniki Valencia miała dużo słabsze – błąkała się w strefie spadkowej po przegraniu 9 z 15 rozegranych ligowych spotkań. Przeważyła wtopa z Realem Sociedad, 2:3 na wyjeździe. Różnica? Osaczeni w autokarze piłkarze zadzwonili po policję, która przyjechała w sile ponad 30 funkcjonariuszy i pozwoliła piłkarzom na opuszczenie ośrodka treningowego. Wgłębiając się w sytuację można jednak dostrzec jeszcze więcej punktów stycznych.
Oto bowiem chwilę przed spotkaniem z kibicami w mediach tyradę pełną gorzkich słów pod adresem swoich piłkarzy wygłosił trener Cesare Prandelli. Kibice zgromadzeni pod autokarem mieli nawet nagrodzić go brawami, bo jego pogląd na grę zawodników wydawał się zbieżny z oceną fanatyków. Sam Prandelli był z drużyną od niedawna – zastąpił po fatalnym rozpoczęciu sezonu Pako Ayestarana. Klub wydał oświadczenie, w którym zgodził się z zarzutami, co do kiepskiej gry, ale zaznaczył, że nic nie usprawiedliwia takiego zachowania kibiców.
Wyniki? Faktycznie, uległy poprawie, ale pamiętajmy, że rozróbę w połowie grudnia od kolejnego meczu ligowego dzielił prawie okrągły miesiąc. Na wygrane spotkanie z Espanyolem wybiegło tylko 5 zawodników, którzy rozpoczynali też ten feralny mecz z Sociedad.
ZAGŁĘBIE LUBIN
Zanim Zagłębie stało się jednym z najlepiej poukładanych polskich klubów, zanim z taśmy w jego akademii zjechali Jach czy Kubicki, w Lubinie mieliśmy do czynienia ze smutną hybrydą programów “Celebrity Splash” i “Warsaw Shore”. W skrócie – niewiele miało to wspólnego z piłką nożną, o wiele więcej z imprezami, gwiazdorzeniem i skakaniem na głęboką wodę bez jakiegokolwiek przygotowania. To ostatnie – czyli gra z Lechem czy Legią takimi piłkarzami jak Gliwa (tamten Gliwa!) czy Jeż, skutkowało kiepskimi wynikami. A gdy dodamy do tego wypady do różnych pobliskich miast, gdzie towarzystwo lubiło trochę posiedzieć przy kuflu…
…mogliśmy się spodziewać, że wkrótce sprawy w swoje ręce wezmą kibice. Najpierw pobity został Jeż, potem Rakels, a całość doprawiono zniszczeniem samochodu Gliwie. Piłkarze – nie do wiary! – nie stali się od tych zabiegów lepszymi a Zagłębie spadło z ligi.
***
Przemocy dopuszczali się oczywiście również kibice innych klubów – auta, należące do zawodników, zaatakowali nawet kibice Realu (2015) czy PSG (marzec tego roku), wobec braku możliwości przypuszczenia frontalnego ataku na futbolistów zadowalając się niszczeniem ich mienia. Jako swego rodzaju przemoc można odczytywać przecież również zabieranie koszulek czy inne szopki pokroju wizyt na treningu, zmuszania piłkarzy do zakładania koszulek z poniżającymi hasłami (Górnik). Mamy jednak wrażenie, że wpływ na wyniki osiągane na boisku ma to raczej znikomy – w przeciwieństwie do spustoszenia, jakie czyni w planach działów marketingu czy sprzedaży…