48 goli Lubański, 47 Lewandowski. Jest tylko kwestią czasu, gdy Robert zostanie liderem w klasyfikacji najlepszych strzelców reprezentacji Polski. Jakie dotychczasowe bramki Lewego z orzełkiem na piersi najbardziej utkwiły nam w pamięć?
SAN MARINO. 10.9.2008
To nie jest piękna bramka. To nie jest ważna bramka. To nie jest gol, który cokolwiek dał, a na dodatek został strzelony piekarzowi bądź listonoszowi. Ale jest tą pierwszą, która otworzyła konto Lewego w barwach biało-czerwonych.
Aż trudno uwierzyć jak dawno to było. Trenerem Leo Beenhakker, w składzie Michał Żewłakow, Mariusz Jop, Jacek Krzynówek, Ebi Smolarek, a nawet… Roger Guerreiro. Lewy zmienił w tym meczu Saganowskiego.
NIEMCY. 6.9. 2011
Trzeba pamiętać, że jeszcze w 2011 Niemcy nie zostali przez nas odczarowani na boisku. Kojarzyli się niemal wyłącznie z wyjątkowo bolesnymi porażkami. Mecz na wodzie, Odonkor uciekający Dudce w doliczonym czasie gry, zero zwycięstw. A tutaj zwycięstwem zapachniało. Więcej – zwycięstwem nieprzypadkowym, a wyszarpanym, wywalczonym. Gola, który otworzył wynik, strzelił właśnie Robert. Wystarczy wsłuchać się w radość kibiców by dostrzec jak wielkie ten gol miał wtedy znaczenie.
ANDORA. 2.6.2012.
Historia wyjątkowości tej bramki jest krótka, ale treściwa: to po prostu kozacki gol, który pokazuje jak znakomitym graczem jest Robert. Ekwilibrystyka godna Tsubasy, a zarazem spokój i opanowanie Pippo Inzaghiego.
Nawet jakby piłka leciała pół odcinka, bramkarz nie miałby szans.
GRECJA. 8.6.2012
Każdy pamięta gdzie był, co robił, jak zareagował na tę bramkę. Cała Polska siedziała z nosami wlepionymi w telewizory. Euro u nas, mecz otwarcia. Najłatwiejsza grupa w dziejach. W składzie kilku graczy znacznie większego formatu niż ktokolwiek kim dysponował Engel w Korei, Janas w Niemczech, Leo w Austrii i Szwajcarii. Przecież to musi się udać. Przecież nie wyjść z tej grupy będzie tak niewymownym frajerstwem.
A jednak udało się to zaprzepaścić. Niemniej wtedy, przez krótką chwilę, cały kraj świętował. Radość Roberta z tej bramki jest pełna uroku. Widać, jak bardzo to przeżył.
Być może są tacy reprezentanci gdzieś w niektórych krajach, których nuży gra w kadrze. Na pewno nie jest nim jednak Lewandowski. Ten facet kocha grę z orzełkiem na piersi.
NIEMCY. 4.9.2015
Jechaliśmy na ten mecz pełni uzasadnionych nadziei. A potem Niemcy szybko nas usadzili i wydawało się, że w zasadzie można wyłączyć mecz. Wtedy jednak Robert dał sygnał do ataku. Gol kontaktowy, który ostatecznie stał się bramką na otarcie łez, obudził zespół. Wlał nadzieję w całą drużynę.
Nie ostatni raz.
SZKOCJA.8.10.2015
Jedna z najbrzydszych, a zarazem a przewrotny sposób najpiękniejszych bramek Roberta Lewandowskiego. Oczywiście kontekst jest istotny: gol w ostatniej minucie, który dawał nam wymarzony wynik, a Szkotów zrzucał w przepaść. Ale sama akcja też jest imponująca: widać jak Robert fantastycznie czuje grę w polu karnym. Pierwszy zrozumiał co się święci, pierwszy zrozumiał co trzeba zrobić, wyprzedzając dzięki temu obrońców o te centymetry, które potem wystarczyły, aby na wślizgu, na pełnym zaangażowaniu, wepchnąć piłkę do siatki.
PORTUGALIA. 30.6.2016
Z dzisiejszej perspektywy ta bramka jest niemal… bolesna (notabene podobnie jak drugi gol na finałach Roberta, a więc ten z Grecją). Bo przecież otworzyliśmy w wymarzony sposób wynik, bo uwierzyliśmy, że możemy przejść dalej, do czwórki najlepszych na kontynencie. Do strefy medalowej. Być o 180 minut od – kto wie! – mistrzostwa. Wtedy, gdy Robert strzelił na 1:0, były to wciąż marzenia, ale marzenia nabierające kształtów.
ARMENIA. 11.10.2016
Idzie nam jak krew z nosa, męczymy się ze słabiutkim rywalem, fatalny wynik o krok. I kolejny raz ratuje nas Robert Lewandowski. Wiadomo, że jest niekwestionowaną gwiazdą numer jeden reprezentacji, ale nie zawsze takie postacie potrafiły wygrywać drużynie mecze (patrz mecz z Danią u siebie) czy też pokazać klasę w najtrudniejszym momencie. Lewy to ma.
CZARNOGÓRA. 26.3.2017
Długo czekaliśmy, by znowu w kadrze pojawił się specjalista od stałych fragmentów z prawdziwego zdarzenia, ale mamy go i dla kadry też już się wykazywał. Gole z rzutów wolnych to doskonały dowód, że najlepsi piłkarze to ci, którzy cały czas mają głód rozwoju.
Jest nieźle, jest historycznie, ale wśród bramek na wielkich turniejach tylko te słodko-gorzkie. Liczymy, że i to Robert odczaruje już niebawem w Rosji.
Fot. FotoPyK