Reklama

Piłka w Gruzji prezentuje poziom pszenno-owocowy

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2017, 15:06 • 19 min czytania 27 komentarzy

Marcin Fastyn w wieku siedemnastu lat kupił sobie podręcznik do nauki języka gruzińskiego. Już w starym Championship Managerze odpowiadał za gruzińską bazę zawodników, dzisiaj w FM-ie na dokładkę opiekuje się… Tadżykistanem czy Mołdawią. Chce wydać album o gruzińskich stadionach, ogląda regularnie czterdziestą piątą ligę Europy, jest w stałym kontakcie z prezesami trzecioligowych klubów. Powiedzieć, że to pasjonat Gruzji i tamtejszej piłki, to nic nie powiedzieć.

Piłka w Gruzji prezentuje poziom pszenno-owocowy

W latach osiemdziesiątych Dinamo Tbilisi miało czwartą najlepszą frekwencję na świecie. Gruzja lat dziewięćdziesiątych to wybitne talenty braci Arweładze, Giorgiego Kinkładze czy Temura Kecbaji. Dlaczego futbol w tym kraju osunął się do poziomu pszenno-owocowego? Zapraszamy.

***

Zaciekawiło mnie, gdy wspomniałeś, że wybrałeś filologię słowiańską ze względu na jej egzotyczność, a zarazem od razu poczułeś, że to właściwe miejsce.

Nie było wtedy – po prawdzie nie ma do dziś – na Uniwersytecie Łódzkim sinologii, arabistyki, japonistyki, więc poszedłem na filologię słowiańską. Podstawowym językiem był bułgarski. Wszyscy zaczynaliśmy od zera prócz dwóch dziewczyn pochodzenia bułgarskiego, jedną z nich pewnie znasz – została żoną Pawła Golańskiego.

Reklama

Mały świat.

Mały świat. Miałem plan zostać na uczelni, zrobiłem doktorat, ale etaty nie są z gumy i otrzymali je wcześniejsi doktoranci – pretensji nie mam, to świetni fachowcy.

Jak się szuka pracy po filologii słowiańskiej?

Nie miałem obaw, paradoksalnie takie rzadko wybierane kierunki sprawiają, że stajesz się specjalistą w wąskiej dziedzinie. Dużo gorzej ma np. armia socjologów. Poszukiwania pracy nie było, praca sama mnie znalazła – do dziś pracuję tam, gdzie poszedłem tuż przed obroną doktoratu, czyli w Centrum Slawistycznych Informacji Naukowych przy Instytucie Slawistyki PAN.

Co się w takim miejscu robi?

Naszym głównym projektem jest iSybislaw – internetowa baza bibliograficzna wszystkiego, co się publikuje na świecie z naszej dziedziny. Gdzie coś zostało opublikowane, w jakim roku, w jakim kraju, w jakim czasopiśmie.

Reklama

Sam tę bazę wzbogacałeś pisząc artykuły, magisterkę i doktorat z tłumaczenia neologizmów w  twórczości Stanisława Lema.

Tak, badałem jak zostały przetłumaczone na bułgarski. Tutaj tłumacz ma wyjątkową zagwozdkę, musi być obdarzony dużym wyczuciem, a nawet kreatywnością. W „Kongresie futurologicznym” liczne słowa utworzone przez autora odwoływały się do łaciny i greki, do czego tłumacz powinien dotrzeć, ale nie zawsze się udawało. Zdarzało się też, że problemy wywoływały nawet słowa o czysto polskim pochodzeniu, np. łapowiec – nazwa zwierzęcia, kojarząca się z łapą – z którego tłumacz zrobił ruszwetkę, małą łapówkę. Czasami nawet istota myśli autora była zatarta. Kiedyś czytałem fatalne tłumaczenie, Bajek robotów, gdzie tłumacz nawet zmieniał sens historii. Przykładowo: w polskim tekście fragment brzmiał „pięć jego słońc krążyło samotnie, ostatnie zaś miało planetę ze skał ogniowych” podczas gdy w przekładzie czytelnik dowiadywał się, że „pięć jego słońc krążyło samotnie, a ostatnie kręciło się wokół planety”.  W czasie pisania doktoratu zająłem się Cyberiadą, jeszcze bardziej odjechaną pod względem neologizmów. W ogóle książki Lema są o tyle wdzięczne, że można niektóre czytać jako lekkie opowiastki, ale nawet wtedy są podszyte rozważaniami filozoficznymi. Pamiętam na przykład opowiadanie, w którym Lem zakładał, że skoro jest nasza cywilizacja, to z rachunku prawdopodobieństwa i ogromu wszechświata wynika, że jest ich znacznie więcej. A skoro tak, to również z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że któraś musiała osiągnąć już najwyższą fazę rozwoju. I to jest jej przekleństwo, nie może robić nic, bo wszystko co zrobi, będzie wsteczne. Autorowi zdarza się też stawiać pytanie czy to, co obserwujemy, istnieje naprawdę, czy też wszystko jest złudzeniem, a my nie jesteśmy w stanie odkryć istoty rzeczywistości, bo nie mamy ku temu właściwych możliwości poznawczych. Była taka wizja w cyklu opowiadań o Ijonie Tichym: naukowiec stworzył komputer, w który wprogramował osobowość. Przez poszczególne czujniki dostarczał wrażeń. Ta osobowość nie była w stanie zdać sobie sprawy, że jest tylko skrzynią stojącą w zakurzonym laboratorium.

Zgaduję, że w książki wsiąkłeś już jako dziecko.

W domu zawsze było ich dużo. Nie przywykłem do książek elektronicznych, więc teraz kontynuuję tradycję. Mam już problem, przestają się mieścić.

U Hrabala w “Zbyt głośnej samotności” główny bohater ma tyle książek w domu, że wyobraża sobie, że kiedyś któraś półka się załamie i książki go zabiją. Uważa, że to najwłaściwsza dla niego śmierć.

Trochę tak to u mnie zaczyna wyglądać. Teraz się przeprowadzam, mam nadzieję że wielki regał, który tam planuję, wystarczy.

Trzy najważniejsze książki twojego życia?

Lem, jako całość. Druga jest niepozorna: “Olek i wielka wyprawa”, czyli młodzieżowa książka o chorym chłopcu, który wyjeżdża z rodziną do Gruzji i tam ma różne przygody. Nie twierdzę, że to arcydzieło, ale ona zasiała we mnie ziarno zainteresowania Gruzją. Na trzecim miejscu wymieniłbym cykl Janusza Kukulskiego “Światowa piłka nożna”. Opisywał wszystko, nawet najbardziej niszowe kraje i azjatyckie turnieje klubowe. Do tego pochłaniałem roczniki Fuji i tak wsiąkłem w piłkę.

Grałeś też?

Tyle co z kolegami po szkole.

Dobry byłeś?

Nie.

Na obronę cię wysyłali?

Albo na bramkę.

Według słynnej zasady “gruby na bramkę”?

Wtedy jeszcze nie byłem gruby, ale z kondycją i szybkością nie było u mnie za dobrze. Teraz biegam na orientację, z kondycją jest więc znacznie lepiej, ale demonem szybkości wciąż nie jestem. W każdym razie pochłaniałem skarby kibica, czytałem dużo lepszą w tamtych czasach “Piłkę Nożną”, oglądałem co się dało w telewizji, a ojciec czasami zabierał mnie na Widzew. Po pierwszej połowie wpuszczano wtedy za darmo, także było to ułatwienie. Dzisiaj mam karnet, ale nie zawsze obowiązki pozwolą iść na mecz.

11667299_10206968969807694_3154620277118474476_n

stadion Poladi w Rustawi 11695766_10206968967287631_658960650148498588_n

Mówiłeś o książce, która zasiała ziarno zainteresowania Gruzją. Jak ta pasja wzrastała?

Czytałem książki historyczne o Gruzji, czytałem literaturę gruzińską, przewodniki. Miałem szczęście, że w jednym z antykwariatów udało mi się znaleźć podręcznik nauki gruzińskiego po rosyjsku. Z niego nauczyłem się podstaw.

To naprawdę miałeś joba na punkcie Gruzji, skoro jako nastolatek czytałeś taki podręcznik.

Miałem joba na punkcie języków jako takich.

W ilu potrafiłbyś powiedzieć “weszło”?

Akurat to jest trudny zwrot, podchodzi pod żargon i trzeba by posprawdzać.

A “piłka nożna” po macedońsku?

Rozczaruję cię, po prostu “futbal”. Ciekawiej brzmi w Słowenii: “nogomet”. W większości słowiańskich języków jest to jednak odmiana słowa “football”. W Gruzji tylko kalka jak u nas, “pechburti”, czyli zbitka słów “noga” i “piłka”.

Ile znasz języków?

Angielski, rosyjski, dzięki studiom bułgarski, nie najgorzej też macedoński, bo jest bardzo zbliżony do bułgarskiego. W stopniu średnim gruziński, ukraiński, czeski, niestety wyszedłem z wprawy jeśli chodzi o serbski. Ze słowackim, słoweńskim i białoruskim mam tak, że przeczytam tekst w tym języku, ale raczej się nie dogadam, tekstu też na ten język nie przetłumaczę.

Ciekawe, że jako nastolatek tworzyłeś gruzińską bazę do CM-a. Dlaczego ty, a nie ktoś z Gruzji?

Pewnie dlatego, że nikt z Gruzji się nie zgłosił. Ja miałem bazy składów, interesowałem się ich ligą, a jeszcze koło 2000 dawało się znaleźć w Dinamie graczy, którzy przestali tam grać siedem lat wcześniej. Nikt tego nie aktualizował. Znalazłem kontakt mailowy i zaproponowałem, że mogę pomóc.

Stworzyłeś gruzińskiego Harasimowicza?

Aż Harasimowicza to nie. Ale te bazy robiłem do 2005, pamiętam, że przesadzałem czasem z potencjałem graczy, choćby WIT Georgia Tbilisi w którejś edycji była przepakowana. Lewan Kenia miał wielki potencjał, choć tu akurat wykończyły go kontuzje. Giorgi Makaridze zapowiadał się świetnie, bronił w kadrze jako siedemnastolatek. Wydawało się, że rozwinie się wspaniale. Ale też trudno było dotrzeć do informacji, opierałem się na tym, co znalazłem w internecie.

11138505_10206941174752835_2758253573023730604_n

mozaika przy Pałacu Prezydenckim w Tbilisi, nawiązująca do Rewolucji Róż 15241823_10210961009526192_2234847900635193915_n

ławka rezerwowych na “stadionie” Rezerw Pracy w Tbilisi, mecz Woiażi Tbilisi z Aragwi Duszeti, 25 września 2016, 1:1

Jak to się stało, że po latach wróciłeś i teraz znów odpowiadasz za bazę FM-a?

Head researcher na ten region zrezygnował i wskazał mnie, pomagającego mu wcześniej robić Gruzję, jako swojego następcę. Dzisiaj podlega mi Armenia, Azerbejdżan, Gruzja, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Turkmenistan, i od niedawna Mołdawia. Co do niektórych jestem pewien, że są względnie dobrze zrobione, ale tragedia jest choćby z Turkmenistanem. Tam nie dało się do tej pory uzyskać nawet kompletnej listy klubów grających w drugiej lidze, o składach drużyn nie wspominając.

Jesteś rozliczany w centrali z tego, czy są czy ich nie ma?

Nie, z tego co podejrzewam, ten region – Azji Centralnej i Zakaukazia absolutnie nie jest priorytetem. Oczywiście, trzeba się starać, ale wiadomo, że pewnych ograniczeń się łatwo nie przeskoczy i centrala zdaje sobie z tego sprawę.

To wolontariat?

Dla osób, które mi pomagają – tak, mogą liczyć tylko na kopię gry. Ja już mam konkretne pieniądze za pracę. Nie dałoby się z nich utrzymać, ale są zauważalne w planie domowego budżetu.

Ile osób ci pomaga?

Aktualnie jestem sam i będę się rozglądał za pomocą. Wcześniej znajomy z Białorusi pomagał mi ogarniać Kazachstan, robił to świetnie, ale sytuacja życiowa zmusiła go do odejścia. Kazachstan będzie w miarę dobry w następnych latach dzięki niemu, bo uda mi się kontrolować transfery, a baza została zbudowana, ale samemu będzie mi ciężko o właściwą ocenę nowych. Trudno o rzetelnych ludzi do pomocy – zgłosił się do mnie gość z Azerbejdżanu. Powiedział, że baza jego kraju jest słaba i chętnie pomoże. Ale zawalił termin jeden, drugi, przestał odpisywać. Będę szukał chętnych dalej, chociaż takich, którzy pomogą mi odpowiedzieć na podstawowe pytania o datę urodzenia, pozycje, najlepsze i najgorsze cechy piłkarzy. Robię tyle, ile jestem w stanie przy innych obowiązkach, ale samemu nie dam rady zrobić tego tak dobrze, jakbym chciał, żeby zostało zrobione.

Musiałeś ludzi tonować, gdy przepakowali swoich graczy?

Często piszę do osób z Gruzji by pomogli mi robić dany klub, piłkarza. Zdarzyło się, że Waża Nemsadze trochę przepakował siebie i swojego brata. Ale to wyłapałem.

Niektórzy pisali, że sam siebie też przepakowałeś w jednym z FM-ów.

Czy ja wiem, 90 na 200 to przepakowanie? I pamiętaj, że pracowałem wtedy w Widzewie jako skaut.

Jak zostałeś skautem?

Trwała impreza z okazji awansu Widzewa do Ekstraklasy. Dyrektorem sportowym był wtedy Marek Zub. Po meczu oldbojów podszedłem i zapytałem czy nie potrzebują kogoś, kto dla nich śledziłby ligę gruzińską. Zadał mi kilka pytań, np. o Dimitriego Tatanaszwilego. Opowiedziałem mu wyczerpująco, że można go obserwować, ale pewniakiem nie jest, bo w tym wieku powinien już osiągnąć więcej. Oglądałem ligę gruzińską, podsyłałem raporty, starałem się robić też w temacie danych zawodników research wśród moich kontaktów z Gruzji. Na początku był to wolontariat, potem podpisaliśmy umowę. Pierwszym sprowadzonym zawodnikiem, przy którym moje zdanie było brane pod uwagę, był Dzalamidze. Przy czym ja go nie wymyśliłem, taką propozycję złożył agent, a ja zaopiniowałem, że warto na niego postawić, bo gość ma wielki potencjał. Nie rozwinął się tak jak mógł, z różnych względów. Polecałem też żeby sprowadzić Gigauriego, który mając siedemnaście lat bardzo się wyróżniał, ale problemem była przede wszystkim zaporowa cena. Torpedo chciało sześciocyfrową kwotę w euro. Klub nie był zainteresowany wyłożeniem takiej kasy na gracza, który ewentualnie mógłby się przydać za parę lat. Ostatecznie Gigauri został wypożyczony do Jagi, ale tam też długo nie zabawił, podejrzewam, że również odstraszyła ich cena. Umówmy się, tutaj też miałem niejednokrotnie przez to związane ręce: Widzew chciał młodych zdolnych za darmo. Musiałoby się idealnie złożyć, gdy kończył  się komuś kontrakt, w przeciwnym razie ceny za zawodnika regularnie grającego w czołowym gruzińskim klubie potrafiły sięgać i 600 tysięcy euro – przyczyniała się do tego korzystna jeszcze wtedy koniunktura na rynkach rosyjskim i ukraińskim. Polecałem choćby Mamukę Kobachidzego, który potem regularnie grał w gruzińskiej ekstraklasie i rosyjskim Nieftiechimiku. Miałem na liście obserwowanych Mate Cincadze, Lukę Zarandię, Giorgiego Merebaszwilego, ale albo ich potencjał dopiero miał się rozwinąć, albo byli poza zasięgiem finansowym. Czasami weryfikowałem też to, co przysyłali agenci. Bywali gracze, którym dorabiano kilka lat gry w gruzińskiej Ekstraklasie. Pewnie myśleli, że nikt tego nie sprawdzi.

Jak weryfikowałeś np. mentalność zawodnika?

Rozmawiałem z kibicami danego klubu, a czasem nawet z FB można swoje wywnioskować. Jak ktoś ma same zdjęcia z grubych imprez, to można podejrzewać, że z profesjonalizmem jest na bakier.

Jesteś w kontakcie z prezesami trzecioligowców gruzińskich.

Czasami z prezesami, czasami z osobami prowadzącymi fanpage danego klubu.

Co ciekawego słychać w III lidze gruzińskiej?

Szewardeni Tbilisi wróciło do grania po kilkunastu latach przerwy. Czołowy klub lat dziewięćdziesiątych, wicemistrz z 1993 roku, który potem zbankrutował. Teraz na odbudowę dali się namówić nawet zawodnicy z wieloletnim doświadczeniem w ekstraklasie, a nawet w  reprezentacji –  czternastokrotny reprezentant Dawit Odikadze, pięciokrotny reprezentant Aleksandre Gogoberiszwili, do tego mający ponad 300 meczów w ekstraklasie Giorgi Kacheliszwili, czy niewiele ustępujący mu doświadczeniem Daczi Popchadze i Lasza Czelidze. Przekłada się to na wyniki drużyny, prowadzą w III lidze, prawdopodobnie awansują.

Gruzja kiedyś była naprawdę mocna. Na przełomie wieków gdyby na Euro wchodziły 24 drużyny, pewnie by się dostali.

Całe lata dziewięćdziesiąte mieli wielki potencjał. Bracia Arweladze, Kecbaja, Kinkladze – indywidualnie byli świetni, jednorazowo grali fantastyczne mecze, ale nie tworzyli drużyny. Różne sytuacje im się zdarzały – pamiętasz jak gładko ograliśmy ich 4:1 po zwolnieniu Piechniczka? Podobno wtedy nieźle popili w samolocie do Polski, ale zastrzegam, że to plotka. Wbrew pozorom teraz mają duże szanse na Euro dzięki Lidze Narodów. Jak trafią do najsłabszej grupy to są w stanie ją wygrać. Dlatego możliwe, że w najbliższych meczach eliminacji nie będą się przykładać, żeby przypadkiem nie przejść wyżej.

Liga Mistrzów była w ich zasięgu w tamtych latach?

Nie, ale tylko przez przepisy. Według regulaminu, od sezonu 1994/95 do 1996/97 kluby z krajów najniżej notowanych grały tylko w Pucharze UEFA, nie w eliminacjach Champions League – a Gruzja jako nowy kraj zaczynała od zera. To zabiło szanse Dinama Tbilisi, które spokojnie mogło wtedy o awans powalczyć. W sezonie 96-97 doszli do 1/8, przeszli Molde, Torpedo, odpadli dopiero z Boavistą. A gdy na samym początku regulamin ich nie blokował, to sami sobie zaszkodzili, bo jak w  sezonie 93/94 grali o Ligę Mistrzów, to próbowali kupić sędziego w meczu z Linfield i zostali wykluczeni. Może gdyby w którymś z tamtych sezonów weszli do Ligi Mistrzów, nie byłoby tak źle jak jest teraz, bo aktualnie Gruzja to poziom pszenno-owocowy. Ostatni udany rajd w pucharach miał miejsce w sezonie, w którym pokonali Wisłę, ale i wtedy były podejrzenia korupcyjne dotyczące meczu z Panioniosem. Mieli wygrać do przerwy, przegrać cały mecz – tak się stało, podejrzenia wisiały, ale niczego nie udowodniono. Od tamtej pory gruzińskie drużyny maksymalnie potrafiły jednorazowo wygrać ważny mecz lub nawiązać walkę z dużo mocniejszym na papierze rywalem. Dila Gori ograła Bursaspor, Ameri toczyło wyrównany mecz z Herthą Berlin, Zestafoni z Brugge… Swoją drogą, Zestafoni w tej chwili nie istnieje w sporcie seniorskim. W kwietniu 2015 podczas  meczu z Dilą zeszli z boiska bo uważali, że sędzia ich kręci. Dostali za to walkowera. W proteście przestali grać w lidze. Domagają się przywrócenia do Ekstraklasy, związek oferuje natomiast maksymalnie I ligę.

Co jest największym problemem gruzińskiej piłki?

Na pewno nie pomogły nieustanne zmiany systemów rozgrywek. W szczytowym okresie grano cztery centralne ligi po dwadzieścia drużyn, co miało katastrofalne skutki, bo przez jeżdżenie po całym kraju niektóre kluby zbankrutowały i nigdy się już nie odbudowały. Raz istniał podział Ekstraklasy na grupy, a teraz znowu jest dziesięć drużyn. Jak widać po przykładzie Gruzji herbata nie robi się słodsza od mieszania. Gdy rozmawiałem z ludźmi z gruzińskiego związku narzekali natomiast na trenerów młodzieży.

Ale to w ich gestii jest szkolić trenerów.

Ale wyszkolenie trwa, zanim efekty się pojawią, parę sezonów jeszcze może minąć. Druga rzecz, inne kraje bardzo odjechały finansowo. Do niedawna większość klubów w Gruzji było finansowanych przez miasta, a te nie dysponują nie wiadomo jakimi budżetami na futbol. W tej chwili trochę się w tej kwestii zmienia, również dlatego, że kupić klub w Gruzji można za śmieszne pieniądze. Torpedo Kutaisi zostało przejęte przez prywatnego inwestora za 700 tysięcy euro, czyli mniej niż kosztował Masłowski.

Jak kluby stoją z bazą szkoleniową?

Dinamo ma przyzwoitą, może nawet dobrą, tak samo Lokomotiwi, WIT Georgia. Ale są kluby, które nawet nie mają własnego stadionu. Dinamo Batumi od dziesięciu lat tuła się po obcych boiskach, często grało poza miastem, ich stadion miał być przebudowywany, ale nikt się za to sensownie nie zabrał do dziś. Zdarzało się grać nawet na boisku trzecioligowego Adeli Batumi, potem najczęściej w Kobuleti, czasami chyba też w Poti, a teraz grają na stadionie od rugby, co i tak uważane jest za sukces, bo przynajmniej wrócili do miasta. Z kolei na stadionie Szukury w Kobuleti była tak tragiczna murawa, że inne kluby zaczęły protestować. Nie chciały tam grać, zbyt często dochodziło do kontuzji.

Jak funkcjonują kluby z takich regionów jak Abchazja?

Drażliwy temat. Abchaskie kluby bywały reaktywowane po latach przerwy, m. in. – Cchumi Suchumi, Gagra, Dinamo Suchumi i jeszcze kilka innych,, ale grają w Tbilisi i okolicach. Z tym, że w niektórych przypadkach można się spierać na ile to faktycznie jest kontynuacja. Dinamo Suchumi, klub, który po rozpadzie nie chciał dołączyć do Gruzji – dzisiaj są dwa, jeden gra w lidze abchaskiej, drugi w gruzińskiej. Liga abchaska jest totalnie niezależna, gra tam około dziesięciu zespołów.

14390654_10210309081388396_3668489347489613359_n

tradycyjne stroje gruzińskie na ścianie Arbuzi Bar w Omalo 14446106_10210308454132715_4615416869069533738_n

stare wieże obronne i tradycyjne domy w Dartlo (Tuszetia)

W Osetii też są takie rozgrywki?

Z tego co mi wiadomo do niedawna nie było tam regularnych zorganizowanych rozgrywek – choć mogę się mylić, do tych informacji trudno dotrzeć. Podobno w zeszłym roku podjęto decyzję o utworzeniu mistrzostw dla 10 drużyn, miały ruszyć od 2017, ale czy się powiodło – nie wiem. Są kluby, które funkcjonują w Gruzji jako kluby z Osetii, gdzie można postawić to samo pytanie co wobec klubów abchaskich. Aczkolwiek trzeba przyznać, że jeszcze w zeszłym sezonie w jednym z nich, Liachwi Cchinwali, grało wielu Osetyńczyków. To jest jednak o tyle drażliwe, że są Osetyńczycy, którzy twierdzą, że nie powinno się  grać w lidze wroga.

Wizytówką jest stadion Dinama, który gościł nawet Superpuchar Europy, ale na lidze jest pusty.

To o tyle smutne, że w latach 80-tych Dinamo miało czwartą największą frekwencję świata. Osiemdziesiąt tysięcy ludzi regularnie przychodziło na ligę i puchary. Ale wiadomo, liga radziecka sprawiała, że przyjeżdżały silne zespoły i w konsekwencji każdy mecz był świętem, a po rozpadzie związku zainteresowanie ze zrozumiałych przyczyn spadło. Może na mecz z Torpedo przyjdzie kilka tysięcy osób, ale to maksimum. Może jakby grali hitowe mecze w pucharach to ten stadion by się zapełniał, ale tak… Na meczu, na którym byłem, przyszło około tysiąca widzów. Fatalna atmosfera. Natomiast warto powiedzieć, że czasem na niższych ligach potrafi być więcej kibiców niż na Dinamie. Takim przykładem jest  SK Telawi, na które przychodzi 2-3 tysiące widzów, choć to trzecia ligę. Generalnie byłem i na meczach trzeciej ligi, gdzie potrafi paść wynik 25:0, a także na kilku meczach najwyższej ligi. Poziom jest niski, ale zrobili telewizję internetową, każdy mecz Ekstraklasy jest pokazywany, także mam możliwość śledzenia tych rozgrywek.

W gruzińskiej lidze można zarobić?

Zależy gdzie. Są poukładane kluby i w drugiej, trzeciej lidze. Gdzieniegdzie na tym poziomie zarabia się po kilkaset lari miesięcznie, czyli powiedzmy 600-800 złotych, co jest sumką, jak na gruzińskie warunki nielichą, choć niewystarczającą, by się tylko z tego utrzymać. Na pierwszych dwóch poziomach, od tego roku, kluby są w pełni zawodowe, ale jeszcze do niedawna zdarzały się kluby całkowicie amatorskie, więc nie ma reguły. Dinamo potrafiło swego czasu bardzo dużo płacić jak przychodzili zawodnicy z Hiszpanii, dostawali wtedy kilkanaście tysięcy lari. Ale bywało też, że z Ekstraklasy gruzińskiej gracze szli do tureckiej piątej ligi, bo w niej lepiej płacili – więcej, albo przynajmniej na czas…

Dinamo ma dziś na siebie pomysł? To marka, którą wszyscy w Europie znają, ma piękną historię, a nie znaczy kompletnie nic.

Chcą postawić na młodzież i promować zawodników, skupiając u siebie wszystkich najlepszych z Gruzji. Latem mieli ciekawe transfery: Giorgi Czakwetadze do Belgii za 1.5 miliona euro, Giorgi Papunaszwili do Zaragozy za trzysta tysięcy do Zaragozy, Luka Loczoszwili do Dynama Kijów za tyle samo.

Niezłe pieniądze za Czakwetadze. Uzasadnione twoim zdaniem?

Tak, bo to nastolatek, który już bardzo się wyróżnia. Ale moim zdaniem mogliby uzyskać więcej, gdyby go zatrzymali jeszcze trochę, a on pokazałby się w pucharach.

Tylko, że Dinamo od dawna nie pokazuje się z dobrej strony w pucharach.

To prawda, ale ten trend się nie odmieni jeśli będą sprzedawać najzdolniejszych już w wieku nastoletnim.

Przymierzasz się do książki o gruzińskich stadionach.

O stadionach jeszcze poczeka, natomiast jestem w trakcie pisania takiej, która pokaże jak rozwijał się w futbol w Gruzji w konkretnych regionach. Nie wiem czy kojarzysz książki Goksińskiego o polskiej piłce, one poniekąd mnie zainspirowały i chciałbym coś podobnego napisać o tamtejszej piłce. Stadiony, owszem, często przypominają komunistyczne skanseny, ale ma to swój urok, poza tym czasem są w wyjątkowo urokliwym miejscu, np. otoczone górami.

14446211_10210335157520283_2057798847844511201_n

stadion w Dedoplisckaro (Kachetia), dziś prawie nieużywany, dawniej druga ligatbi

przykład sztuki nowoczesnej w centrum Tbilisi

Sama Gruzja spełniła twoje oczekiwania?

Tak, w pełni. Ludzie są życzliwi, gościnni, lubią Polaków. Mogę się o Gruzinach wypowiadać w samych superlatywach. Oczywiście turystyka rozwinęła się na tyle, że jeśli ktoś mówi po angielsku, to z miejsca myślą, że pewnie ktoś z bogatego zachodu i podnoszą ceny. Ja akurat mówiłem po rosyjsku bądź gruzińsku, więc problemu nie miałem. Mnóstwo miałem natomiast sytuacji, które pokazują gruzińską gościnność. Raz wylądowałem na odludnym przystanku i czekałem na transport. Zgłodniałem, zaszedłem do lokalnego sklepiku. Miałem tylko banknot o dużym nominale, więc nie mieli wydać. No trudno, zrezygnowałem, wychodzę. A oni: weź, jedz, na zdrowie. Nie wziąłem wszystkiego, bo czułem się z tym niezręcznie, ale tak naprawdę odmówić się nie dało, bo by się obrazili. Innym razem jedziemy z przyjaciółką autem, ktoś do nas macha. Zatrzymujemy się – złapaliśmy gumę. Oni też się zatrzymują, pomogli wszystko ogarnąć, a jeszcze mojej koleżance… nazbierali kwiatów (śmiech). Raz szliśmy pieszo do lodowca, po drodze strumyki, widoki, wszystko ma swój urok, ale droga powrotna to już zmęczenie. Podjechała straż graniczna z karabinami – wskakujcie, podwieziemy was. Albo w zeszłym roku, w Tbilisi – po południu idę sobie ulicą, mam już przechodzić przez most, a tam dwóch panów sobie stoi, jedzą coś, piją. Widać dostrzegli, że ich zauważyłem, zawołali, zaprosili – okazało się, handlowali wędzoną rybą, nie sprzedali całego towaru, więc żeby się nie zepsuł – częstowali przechodniów. Nie dało się nie porozmawiać, nie poczęstować kawałkiem, nie wypić kieliszka. Życzliwość olbrzymia, nie miałem ani jednej niesympatycznej sytuacji.

A sam kraj?

Klimat Polski lat 90tych. Gruzja współpracuje z UE i dobrze, ale osobiście nie jestem przekonany, że powinna do Unii wejść. Pojawiłoby się za dużo regulacji i obostrzeń, co nie do końca pasowałoby do tamtejszej mentalności. Teraz działają na zasadzie: wszystko jest do załatwienia. Handlujesz owocami przy drodze? No to handluj sobie, komu to przeszkadza? A po wejściu Unii taki ktoś już byłby na cenzurowanym i by ryzykował. Stara łada załadowana po dach arbuzami? Nie spełnia to żadnych standardów, ale w praktyce kupujesz pyszne i tyle, w czym kłopot? Dobrze jakby ten element nie został zabity. Druga rzecz, piękno przyrody. W Gruzji są i góry, i morze, rzeki, wodospady, nawet stepy. Każdy region ma swoją specyfikę, jest wielka różnorodność. Masz lekko kiczowaty kurort w postaci Batumi, masz wielkomiejskie (ale z mnóstwem średniowiecznych zabytków) Tbilisi, masz totalne odludzie w górach Tuszetii, gdzie praktycznie żyje się bez prądu. Co ciekawe, dziewczyny z Polski prowadzą tam hostel – Arbuzi Bar (polecam!). Prąd był 2-3 godziny wieczorem z generatora. Poza tym możliwość kontaktu z ludźmi i naturą, siłą rzeczy oderwanie się od smartfona, komputerów. Można znakomicie od nich odpocząć.

Myślałeś o przeprowadzce do Gruzji?

Tutaj mam rodzinę, przyjaciół, pracę, więc w tej chwili nie. Ale nie wiadomo jak się życie potoczy. Nie można tego wykluczyć. Na pewno czuję się tam jak u siebie, ale to nie moment na przeprowadzkę na stałe. Chociaż – być może uda mi się jeszcze w tym roku wyrwać na krótko, jeśli chcielibyście mnie tam wysłać (a przy okazji dzięki temu zobaczyć kolejne stadiony i może jakieś reportaże z meczów), to się nie obrażę:

Leszek Milewski

Napisz autorowi że prezentuje poziom pszenno-owocowy

PS: chcesz wesprzeć inicjatywy Marcina? Możesz to zrobić TU

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

27 komentarzy

Loading...