Reklama

Czy Linette zostanie tenisistką numer 1 w Polsce?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

02 października 2017, 20:14 • 3 min czytania 12 komentarzy

Agnieszka Radwańska zdobyła w tym roku trochę ponad 1500 punktów w rankingu WTA. Nasza druga najlepsza tenisistka – Magda Linette – o niecałą połowę mniej. Tak małej dysproporcji pomiędzy Isią a krajowym numerem dwa jeszcze w jej karierze nie było. Czy można więc mówić o rozpoczęciu procesu zmiany warty na pozycji nr 1 polskiego kobiecego tenisa?

Czy Linette zostanie tenisistką numer 1 w Polsce?

Kilka tygodni temu pisaliśmy, że zbliżająca się azjatycka część Touru może być szczęśliwa dla Radwańskiej. W ubiegłych latach na tym kontynencie zdobyła w sumie aż 10 tytułów WTA. Dość nieoczekiwanie, trochę kuchennymi drzwiami, show “kradnie” jej jednak Linette, która w Wuhan i Tokio wrzuciła czwarty bieg i zrobiła przyzwoite wyniki.

W dwóch wspomnianych turniejach osiągnęła kolejno trzecią i drugą rundę. Na papierze ten wynik może brzmieć mało widowiskowo, ale gdy spojrzy się na drogę, jaką musiała przejść, by znaleźć się w tym miejscu, należy z uznaniem pokiwać głową. Linette rozprawiła się z Darią Gavrilovą, Anett Kontaveit i Kateriną Siniakovą – zawodniczkami znacznie wyżej notowanymi w rankingu. I chyba nie trzeba dodawać, że w każdym z tych pojedynków, przynajmniej zdaniem bukmacherów, to rywalka była uznawana za wyraźną faworytkę.

Linette jest tenisistką grającą bardzo rozważnie. W spotkaniach z zawodniczkami pokroju Gavrilovej nie forsuje tempa, raczej daje przeciwniczce się wystrzelać, licząc na jej pomyłkę. Dla niewprawionego oka zapewne nie jest to widowisko najwyższych lotów, ale przynosi rezultaty – i to jest najważniejsze. Co jednak wyraźnie szwankuje w grze Magdy, to drugi serwis – statystyki wygranych piłek są tu bardzo przeciętne, bo w ostatnich spotkaniach oscylowały w granicach 40%.

Reklama

Osobny akapit należy poświęcić spotkaniu Magdy z liderką rankingu, Garbine Muguruzą. Owszem, po US Open Hiszpanka wygląda jakby grała już na oparach, ale ogranie jej przez Linette i tak byłoby olbrzymim osiągnięciem. I po laniu, jakie nasza zawodniczka sprawiła jej w drugim secie (6:1), oraz przy dwóch break pointach dla Polki na otwarcie trzeciego, wydawało się, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie się nie udało, po dwóch godzinach walki o jedno przełamanie lepsza okazała się Muguruza, ale był to kolejny mecz w wykonaniu Magdy, w którym opisać ją można jednym słowem: regularność. Cecha, która w WTA jest na wagę złota.

Oczywiście na zachwyty jest jeszcze za wcześnie, bo dobra gra Linette w Azji nie jest szczególną niespodzianką (jedyny turniej WTA wygrała w Chinach), ale powodów do umiarkowanego optymizmu jest więcej. Po pierwsze ranking – od kilku miesięcy Polka stabilnie trzyma się okolic ósmej dziesiątki i na pewno zakończy rok na najwyższym miejscu w karierze. A konsekwentne podbijanie pozycji w rankingu jest o tyle istotne, że z czasem nie trzeba już brać udziału w meczących na dłuższą metę kwalifikacjach. Po drugie – przełamanie na Wielkim Szlemie. Pamiętajmy, że największym tegorocznym sukcesem Magdy jest występ w trzeciej rundzie Roland Garros, w której nawiązała równorzędną walkę z Eliną Svitoliną.

Pomijając jednak cyferki – wrażenie robi poziom, na jaki w ostatnich miesiącach wchodziła Linette. Na szacunek zasługuje przede wszystkim realizacja założeń taktycznych, w tej kwestii nie można jej nic zarzucić. Mimo dzisiejszego kreczu w Pekinie w spotkaniu z Jeleną Wiesniną, imponuje również intensywność zmagań – w tym roku zagrała już 62. mecze, dokładnie tyle samo co na zakończenie ubiegłego sezonu.

Na zdetronizowanie Radwańskiej to wszystko oczywiście wciąż za mało, ale pamiętajmy, że Linette ma jeszcze czas. Wprawdzie jej rozwój nie przebiegał wzorowo, jednak przypadek takiego Pablo Carreno-Busty – który dopiero w wieku 25 lat wystrzelił na dobre awansując do najlepszej dziesiątki – pozwala nam mieć nadzieję, że niebawem możemy doczekać się kolejnej tenisistki ze światowego topu.

WD

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...