Oglądaliśmy dziś zupełnie inny Real niż w tygodniu w Champions League. Niestety, gdy piłkarze Zinedine’a Zidane’a nie usłyszeli przed meczem hymnu Ligi Mistrzów, to zabrakło w ich grze polotu, jakości, ale przede wszystkim zapału. Dzisiejsze starcie z Espanyolem oglądało się ciężko, zwłaszcza jeśli bez rozluźniającego piwka. Jednak madridistas mogą wskazać jeden plus – wynik.
Gra Królewskich była trochę jak podróż z Warszawy do Gdańska przez Kraków. Długie wymiany podań, przerzuty z jednej strony na drugą, klepanie po obwodzie, szukanie luki w szeregach dobrze, defensywnie ustawionego Espanyolu. A mówiąc dosadniej – męczenie buły. Gracze Realu byli za daleko od siebie, by swoje działania przekuć na bramkę. Gdy piłka posyłana była do narożnika rywali, gdzie przyjmował ją choćby Asensio, partnerzy nie szli ze wsparciem, tylko kierowali się w pole karne. A efektów z wrzutek nie było.
Wyobraźcie sobie, jak kiepsko to wyglądało, skoro nawet Nacho grający dziś na lewej obronie wyróżniał się, nie odmawiając sobie przebieżek pod pole karne rywali. Niemoc została przełamana przez Isco, gdy Cristiano Ronaldo wypuścił go podaniem w pole karne, a ten uderzył z „czuba” i choć piłka leciała blisko środka bramki i odbiła się od bramkarza Pau Lopeza, mknęła zbyt szybko, by nie wpaść do siatki.
Isco, który ma coraz ważniejszą pozycję w zespole Zidane’a, dzisiaj nie przekonywał, bywał niedokładny i brakowało w jego grze błysku, ale zrobił coś, z czym nie można dyskutować. Mianowicie – zdobył dwie bramki. Drugą po kontrze, którą sam rozpoczął. Gdy Espanyol zaczął wierzyć, że jest w stanie wyrównać i rozpoczął się mecz od bramki do bramki (choć w średnim tempie), Isco doskoczył do rywala, piłkę przejął Ronaldo, który przebiegł z nią 50 metrów aż pod pole karne przeciwnika, podał do Asensio, a ten wycofał piłkę do rodaka, który niekryty, na luzie strzelił na 2:0.
Wynik mógł być inny, gdyby wcześniej Moreno trafił do bramki Realu, a nie w słupek, ale też gdyby potem jego podanie i nieporadność Ramosa wykorzystał jeden z kolegów. Tak się nie stało i Real zdobył ważne trzy punkty. Plusów mało, ale jeśli już się ich doszukiwać, to brawa dla Królewskich, że nawet grając tak nieporywająco, wygrywają spotkanie.
***
Dzisiaj w Katalonii miało miejsce niepodległościowe referendum, przez co na ulicach było niebezpiecznie, po interwencjach hiszpańskiej policji ponad 300 osób znalazło się w szpitalach. Z tego powodu klub chciał przełożyć mecz, ale nie godziła się na to federacja oraz Las Palmas. Władze zagroziły Barcelonie odebraniem sześciu punktów – trzech za walkower oraz trzech za odmówienie wyjścia na boisko. Z racji tego Bartomeu zdecydował się, że piłkarze zagrają z Las Palmas, jednak bez udziału kibiców. Puste Camp Nou… Dziwny widok, ale nie przeszkodziło to piłkarzom Barcy w zagraniu dobrego meczu i pewnym zwycięstwie. Dwie bramki Messiego i pierwsze od dawna trafienie Sergio Busquetsa dało kibicom choć trochę radości tego dnia.