Reklama

A jak alkohol, M jak mecze, czyli alfabet świra

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2017, 08:59 • 5 min czytania 7 komentarzy

Czasem w ramach “kartki z kalendarza” przypominamy swoje dawne teksty. Dziś zaglądamy do archiwum sprzed czterech lat, a w nim znajdujemy alfabet Radosława Rzeźnikiewicza. A tam lecimy od A jak alkohol, przez G jak Głupie nazwy, do Z jak Załubice. Poniżej przedstawiamy wam skróconą wersję, cały “Alfabet świra” możecie poznać TUTAJ.

A jak alkohol, M jak mecze, czyli alfabet świra

Alkohol – ludzie myślą, że jak niższe ligi, to wszyscy na meczu łażą napierdoleni. A tak nie jest. Przynajmniej nie zawsze. Chociaż strona tak mi się rozrosła, że czasem dostaję maile typu „trochę mi nie wypada, bo jestem trenerem chłopaków, ale zapraszam do siebie. Po meczu będzie niezłe chlanie. Wpadnij!”. Oni mnie znają tylko z internetu, a zapraszają. Nie powiem, czasem wpadnę. Zawsze podkreślam swoje hasło „Nie ma futbolu bez alkoholu”. Na meczu często pojawiam się z browarem i nigdy tego nie ukrywam. Wiadomo, że oni mi piszą o tym chlaniu, ale tak naprawdę, to chcą, żebym coś nagrał i napisał. O to głównie chodzi zapewne. Nie wierze, że głównym celem zaproszenia jest to, że jestem niby taki fajny. Picie jest przy okazji, aczkolwiek całkiem przyjemna ta okazja, nie powiem. Dla alkoholowej równowagi od 12 lat grywam w szóstkach w drużynie Abstynenci Warszawa.

Chrząstawa – wizytówka ruchu Against Modern Football, bo masz tam wszystko, co jest nienowoczesne. Stadion, który jest w polu i nawiedzają go dziki albo zawodników, którzy nie wyglądają jak zawodnicy. Jeśli masz grubą siostrę albo grubego brata, to niech przyjadą do Chrząstawy i zobaczy, że tacy jak oni albo gorsi też uprawiają sport. Fajna rzecz. Jestem tam raz na jednym meczu, do przerwy wynik 2:1, pytam jak będzie w drugiej połowie i gość mi mówi: chujowo. Oni atakują teraz na lepszą bramkę, jedną połowę mamy zaoraną przez dziki, a drugie 45 minut będziemy bronić się na tej równiejszej części więc rywale z piątkę pewnie strzelą. No i takie to podejście. Zobaczyłbyś infrastrukturę, to nie pomyślałbyś, że tam można grać w piłkę. Łąka na środku lasu, fałdy, obok bagno. W ogóle, to film o nich powstaje. Półtora roku to kręcili. To będzie WOW. Oni wszystko przegrywają. To, co nawet wygrali, to im cofnęli na walkowery, bo zawodnicy grali na lewo. Jest tam tez wyrazisty prezes Bohdan Kwaśniak. Starszy pan, człowiek orkiestra. Bez niego nie byłoby tam żadnej piłki. Oby takich ludzi było jak najwięcej.

Głupie nazwy – w niższych ligach to normalka, ale mnie już one tak nie dziwią. Ktoś usłyszy Bóbr Tłuszcz i haha, inny powie Wicher Kobyłka i to samo. A dla mnie to jest oklepane. Ostatnio byłem na meczu w Mordach (Polonez Mordy) i w ogóle mnie to nie śmieszyło. No może troszkę, Mordy grały w sumie z Laskarem Laski więc aż się kusiło o tytuł relacji „Laski w Mordach”. Ciekawą nazwę ma drużyna w Walii. Jest tam klub z miejscowości Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch. Tylko prezes potrafi ją całą wymienić.

Karabach – nie widziałem tam żadnego meczu, ale próbowałem. Można tam wjechać z Armenii, z Azerbejdżanu nie wjedziesz. Pojechałem sprawdzić, czy jest tam jakaś liga, ale nie było. Kiedyś tak, teraz już nie. Żeby tam wjechać musisz mieć zezwolenie z ambasady na odwiedzenie konkretnej miejscówki.Jest tam jedna miejscowość, która się nazywa Agdam i tam się nie dostaniesz. Agdam w zasadzie nie istnieje. Tam są same fundamenty, wojsko stacjonuje. Teraz jest drużyna Karabach Agdam, ale gra w Baku. No i pamiętam, że jak byłem u nich w odwiedziny, to akurat Wisła grała w eliminacjach. Pomyślałem: „kurwa, jak oni przepierdolą z czymś takim, gdzie nawet nie ma miasta”, no i potem sprawdzam w kafejce internetowej (strona ładuje się tyle, co u nas 15 lat temu) i bach, przegrali. Byłem kilkanaście kilometrów od Agdam i widzę, że Wisła poległa z czymś takim. Szok. Latem z ciekawości wybrałem się na Piasta, bo też z nimi grali. Kibice wywiesili nawet prowokacyjną flagę Górskiego Karabachu. Malutką, ale na oficjalnej stronie Karabachu na Facebooku nie przeoczyli. Wkurzyli się i dali napis: „Fuck Armenia, fuck Poland, fuck Piast”.

Reklama

Niższe ligi belgijskie – byłem, owszem. Zaciekawił mnie klub RFC Huy. Stwierdziłem, że jak oni się tak fajnie nazywają, to ja do nich pojadę. Na miejscu okazało się, że nie mają żadnych pamiątek. Pytałem o cokolwiek, a oni zdziwieni, że jakiś koleżka z zagranicy wpadł. Sprzedali mi w końcu jakiś szalik i naklejkę. Jedyne, jakie mieli. Wydziadowałem. Ale nie zawsze jestem taki uparty, bo jak byłem w Lokeren i gość mówił mi „chodź, pokażę ci zdjęcie Lubańskiego i Laty”, to powiedziałem „pierdolę to”. Co mnie obchodzi Lato i Lubański? Widzę ich codziennie w telewizji. Bez jaj. A oni w szoku.

Race – mówiłem, że nakręcają mnie tematy kibicowskie, więc nie może zabraknąć kilku słów o racach. Dla mnie nie ma piękniejszego widoku na stadionie. Nie lubię fajerwerków w sylwestra, jakiejś dziwnej pirotechniki, ale w połączeniu z piłką to są dodatkowe emocje. A tak naprawdę, czy komuś robi to coś złego? To są takie przypadki, że na pielgrzymce do Częstochowy procent pedofilii byłby większy. Od zawsze jestem za racami, nawet jak wydawałem kiedyś Rower Błażeja (haha), to zrobiłem program, gdzie postawiłem tezę, że oprawy nakręcają kibiców i nakręcają cały futbol, bo ludzie przychodzą głównie na oprawy, płacą kasę za bilety, a ta kasa idzie na piłkę. I był gościem Strejlau, który mówił: „świetna myśl!”. To było 10 lat temu. Teraz powiedziałby „Race?” . A wtedy mówił, że kapitalne. Chciałbym to teraz gdzieś odgrzebać.

Trybuny – jeśli chodzi o emocje, zdecydowanie polecam Belgrad. Byłem tam dwa razy, teraz jadę po raz trzeci. To jest inny poziom. Pamiętam, że kiedyś bramkarz Crveny powiedział, że nie zagra nigdy dla Partizana, po czym wrócił z zagranicy i zagrał. Jakie oni mu wtedy piekło zgotowali. To był szok. Godzinę przed meczem piłkarze rozgrzewali się na bocznym boisku, żeby nie prowokować kibiców, a ten skurwiel jako jedyny wybiegł rozgrzewać się na boisko. Tam wszystko jest prowokacją. Jak schodził do tunelu, to rzucali w niego racami, petardami. Ledwo uciekł. Niby ten tunel można było łatwo przedłużyć, ale po co? Także mówię – derby Belgradu to zdecydowanie number 1. Racowiska na zmianę. Mało wtedy zwracasz uwagę, co się dzieje na boisku, bo ciągle patrzysz na trybuny.

Załubice – Esencja kartoflisk. Proste boisko bez trybuny i krowy pasące się dookoła. Kiedyś pstrykam zdjęcia zaraz przy linii bocznej, podbiega do mnie sędzia, myślę, że mnie opierdoli, a ten do mnie „Tam rób zdjęcie, przecież ta krowa zaraz wpierdzieli tę chorągiewkę w narożniku”. Against Modern Football.

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...