Reklama

Zaraza z Gdyni przeniosła się do Gdańska

redakcja

Autor:redakcja

30 września 2017, 18:06 • 3 min czytania 13 komentarzy

Jeśli ktoś przyjechał nad morze z perspektywą obejrzenia dwóch fajnych meczyków z rzędu, prawdopodobnie już nigdy nie wybierze się ani nad morze, ani na mecz. Po wczorajszej katastrofie w Gdyni obejrzeliśmy dziś… no dobra, do takiego arcypaździerzu było mimo wszystko daleko, ale widowisko ogólnie rzecz biorąc nie rozpieściło. Mówiąc wprost – było słabe. Od gdyńskiego “hitu” różniło go jednak to, że chociaż podania były celne, akcje przemyślane a ogólna kultura gry stała na poziomie 13 razy większym. Niestety był dość znaczący element wspólny: groźnych sytuacji pod bramkami było praktycznie tyle samo.

Zaraza z Gdyni przeniosła się do Gdańska

Ostatecznie chyba jedyną składną akcją była ta, po której Lechia strzeliła gola, dzięki któremu swoją drogą zaliczyła swoje pierwsze domowe zwycięstwo w tym sezonie (!). To aż nie do wiary zważywszy na to, że mowa o drużynie, która w minionych rozgrywkach u siebie traciła punkty ledwie cztery razy (czyli patrząc z innej strony – wygrała aż piętnastokrotnie). Dla porównania kolejna drużyna w stawce w klasyfikacji domowych wygranych – Lech Poznań – wygrała w tamtym sezonie “ledwie” dwanaście razy, a mistrz Polski – jedenaście Pod tym względem gdańszczanie deklasowali rywali, a w tym sezonie zdążyli wyrównać już liczbę domowych remisów z poprzedniego roku (dwa) i liczbę domowych porażek (też dwie). Zdumiewające statystyki.

Tak czy siak jedyna akcja meczu była o tyle osobliwa, że…

a) wykończył ją Flavio Paixao, wpisując się na listę strzelców po prawie 1400 minutach posuchy,

b) wykończył ją tuż po wejściu na boisko z… opaską kapitańską w ręce (nawet nie zdążył jej przekazać dalej, po tym jak otrzymał ją przy linii od Krasicia).

Reklama

Sama akcja bramkowa mogła się podobać – dobre kluczowe podanie zaliczył Wolski, Marco umiejętnie się obrócił biorąc na siebie dwóch obrońców i robiąc bratu korytarz (niepotrzebnie asekurował Jach, ale za Flavio zaspał też Janoszka), a Flavio wystarczyło dopełnić formalności – było to w sumie o tyle łatwiejsze, że Polacek zbyt wcześnie się przed nim położył. Poza tym… kompletnie nie oglądaliśmy w tym meczu okazji na gola. Chcielibyśmy o czymś wspomnieć, ale serio nie mamy o czym.  Bo przecież nie o tym, że obrońcy Zagłębia wystawili piłkę Marco, ale ten uderzył zbyt lekko i zbyt blisko bramkarza? Przecież nie o główce Świerczoka, która nawet nie doleciała do bramki? Albo o jego strzale, który wturlał się w rękawice? No, w sumie godne wspomnienia jest wyjście na czystą pozycję Czerwińskiego po podaniu Świerczoka (znalazł się niby sam na sam, ale kąt zbyt ostry) i przewrotka Jacha w samej końcówce (w ostatniej chwili na posterunku znalazł się Kuciak). Ogólnie rzecz biorąc był to raczej mecz, w którym pochwały zbierali obrońcy. Zarówno Wojtkowiak, jak i Nalepa czy po drugiej stronie Kopacz zaliczali udane interwencje uniemożliwiając napastnikom dobranie się im do skóry. Na nasze i wasze nieszczęście.

Nie był to mecz, który rozpieścił widza, ale mając w perspektywie sobotni maraton możemy potraktować go jako niezbyt wymagającą rozgrzewkę.

[event_results 366047]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...