Reklama

„Grasz w piłkę? To uniwersytet nie jest dla ciebie, idź na AWF”

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2017, 11:45 • 12 min czytania 7 komentarzy

Jak to możliwe, że w jego rodzinnym domu na Ukrainie przez kilka tygodni wieczorem nie było prądu i ciepłej wody? Czy można połączyć grę w pierwszej lidze futsalu, trzeciej lidze piłki nożnej i skończyć studia na porządnym uniwersytecie? O jakich zachowaniach boiskowych nie miał żadnego pojęcia przyjeżdżając do Polski? Czemu nauczyciele na studiach go lekceważyli? Czy Irenusz Mamrot będzie musiał kupić mu na urodziny kajdanki? Na te i na inne pytania odpowiada w dłuższej rozmowie Taras Romanczuk.

„Grasz w piłkę? To uniwersytet nie jest dla ciebie, idź na AWF”

Jak tam na Ukrainie? Normuje się?

Wojna dalej trwa, a w krajach Europy trochę się o tym ostatnio zapomina. Temat jakby spowszedniał, a przecież jeszcze nic się nie wyjaśniło. Walczą jak walczyli. Strzelają jak strzelali. Dobrze tylko, że już nie ginie tylu ludzi, jak miało to miejsce w poprzednich latach, ale to żaden pozytyw, bo ofiara każdego jednego człowieka, który musiał oddać swoje życie podczas wojny, świadczy o tym, że jeszcze daleka droga do pokoju.

Dwa lata temu, kiedy odwiedziłeś Kowel, twoją rodzinną miejscowość, nie mieliście w domu prądu od 19 do 21 i ciepłej wody. Władze w ten sposób zaoszczędzały pieniądze dla żołnierzy na froncie.

Był taki moment. Można było się poczuć trochę jak w krajach trzeciego świata, ale to nie było nagminne, bo taka sytuacja miała miejsce tylko przez kilka jesiennych tygodni 2015 roku. Potem już nigdy coś takiego się nie przytrafiło. W całej sprawie nie do końca chodziło o zaoszczędzenie funduszy na wyposażenie armii, a raczej zerwanie wszelkich międzypaństwowych kontaktów gospodarczych z Rosją. W ten sposób przestaliśmy czerpać z złóż energetycznych naszego nieszczęsnego sąsiada. I wiadomo, kto na tym najwięcej traci. Ludzie. Zwykli ludzie, którzy ponoszą konsekwencje sporów i wojen na górze.

Reklama

Może się to powtórzyć?

Nie wiem. Wszystko dzieje się dynamicznie. Dwa lata temu wyłączyli, rok temu nie i na razie w tym roku też nie, więc pozostaje mieć tylko nadzieję, że zostanie jak jest, bo choć cel samego działania można zrozumieć, to mimo wszystko jest to uciążliwe.

Ludzie z zachodu Ukrainy obawiają się, że front może przesunąć się bardziej w stronę Kijowa i Lwowa?

Obawa jest, ale nikt raczej o tym głośno nie mówi. Ludzie mają świadomość możliwości takiego wariantu, ale jeśli mieliby obstawiać prawdopodobieństwo jego spełnienia, to pewnie wynosiłoby ono 1 do 1000. Wszystko zależy do Rosji.

Wielu twoich znajomych dalej walczy?

Kilkunastu moich kolegów uczestniczyło w walkach na wschodzie, ale już wrócili do normalnej pracy. Ja uniknąłem konieczności powołania. Im się nie udało. Wszyscy przeżyli, wykonali swój obowiązek i tyle. Dziś żyją normalnie.

Reklama

Skoro zaczęliśmy rozmowę od sytuacji na Ukrainie, to cofnijmy się dobre kilka lat. Nie ma jeszcze wojny, a młody Taras Romanczuk studiuje stosunki międzynarodowe, gra w III-ligowym MFK Kowel, a do tego trenuje futsal w mocnej drużynie.

Jak tak patrzę z perspektywy czasu na tamten okres, to oprócz tego, że miałem sporo obowiązków na głowie, przychodzi mi jeszcze jedna myśl. Zdaje się, że do poważnej kariery akurat w futbolu było mi najdalej z tych wszystkich trzech kierunków, w których się rozwijałem. Futsal – I liga, piłka nożna – III liga, a studia – wiadomo, dają porządną pracę. Ale futbol na trawie zawsze był dla mnie najważniejszy. Na uniwersytet poszedłem z założeniem, że będę potrzebował nabytej tam wiedzy, kiedy skończy się moja kariera, bo przecież nie gra się wiecznie, a w wieku 35 lat można zostać na lodzie.

Futsal był zaś szansą na utrzymanie formy przez zimę. Kiedy kończył się sezon piłkarski, zaczynał się futsalowy. I tak przez listopad, grudzień, styczeń, luty i marzec mogłem pograć na hali zdobywając nowe umiejętności. Inaczej się operuje piłką, rozgrywa, podaje, broni i atakuje. Z tego wszystkiego można potem skorzystać na boisku.

Piłka halowa na Ukrainie jest popularna?

Nie tak popularna jak piłka na trawie, ale można by się zdziwić, bo to wcale nie sport dla hipsterów. Na niektóre mecze potrafi przyjść nawet tysiąc osób. Drużyny stąd grają w Lidze Mistrzów, poziom jest naprawdę niezły, a na Ukrainie to norma, że w momencie zakończenia rundy jesiennej, duże grupy kibiców i piłkarzy z niższych lig przerzucają się na futsal.

Na jakie zarobki mogłeś liczyć?

U mnie była taka sytuacja, że prezesem dwóch klubów, w których grałem, był ten sam człowiek. Prowadził drużynę piłkarską i futsalową, a ja dostawałem jednakowe wypłaty za grę w obu sekcjach. Trudno mi to porównać z polskimi warunkami, bo od tego czasu trochę się zmieniło. Przez wojnę i związane z nią perturbacje ukraińska waluta zdewaluowała. Kilka lat temu za 100 dolarów można było dostać 800 hrywien, teraz 2000. Jedno jednak mogę powiedzieć: wtedy zarabiałem naprawdę przyzwoite pieniądze. Wszystko było na czas. Żadnych zaległości. Mogłem być zadowolony. Do Polski nie poszedłem więc bynajmniej dlatego, że brakowało mi funduszy na życie.

Myślisz, że liga ukraińska jest lepsza od polskiej ekstraklasy?

Jak zabierzemy Dynamo Kijów i Szachtar Donieck, to na pewno nie, a tak jak jest teraz? Pewnie dalej jest trochę lepsza, ale to nie jest na pewno kolosalna różnica. W Jagiellonii regularnie gramy sparingi z ukraińskimi drużynami i nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek przegrali.

Wracając, futsal był dla ciebie zawsze tylko dodatkiem czy może kiedyś przyszła myśl, że warto postawić na to w czym lepiej mi idzie?

Nigdy. Zawsze chciałem być piłkarzem, a nie futsalowcem. To był dodatek. Stałem się bardziej dynamiczny, lepiej operuję piłką i tyle. Na pewno to doświadczenie nie przeszkadza w normalnej grze. Zobacz, ilu brazylijskich piłkarzy łączyło kopanie na murawie i na hali. Prawie wszyscy.

W futsalu nie ma normalnych pozycji. Można to podzielić na zawodników defensywnych i ofensywnych. Zazwyczaj proporcja wychodzi trzech do jednego. Najczęściej grałem z tyłu, ale to mała przestrzeń, więc właściwie każdy gra z przodu i z tyłu. Strzelałem dużo goli, miałem sporo asyst, podłączałem się do akcji, a przy tym zablokowałem sporo piłek w obronie. Pełna wszechstronność.

Co do wszechstronności, to przy tym wszystkim studiowałeś. Trudno było to łączyć?

Treningi miałem w swoim mieście, a studia oddalone o 70 km w Łucku. Godzina piętnaście drogi i byłem na miejscu. Z powrotem tyle samo. Trzeba dobrze organizować czas. Dla mnie to żaden problem.

Potem trafiłeś do Legionovii. Lepszy świat czy brutalne zderzenie z rzeczywistością trzecioligowca z Polski?

Nawet nie ma co mówić i próbować porównywać mój MFK Kowel z tym co zobaczyłem w Polsce. Obiekt Legionovii był przygotowany do treningów reprezentacji Grecji na Euro 2012. Pełen komfort. Dla młodych piłkarzy ze szkółki w Legionowie to idealne miejsce do rozwoju. Pełnowymiarowe boiska, wokół orliki, hale, siłownie, szatnie, miejsca regeneracji, restauracja. Nic nie brakuje, byle tylko mieć chęć i ambicję, bo bez tego ani rusz.

W moim wypadku było dość śmiesznie. Przyjechałem tam z końskim zdrowiem, chęciami i jakimiś tam umiejętnościami, które władze klubu zaobserwowały podczas jednego z turniejów na Ukrainie i zaproponowały mi kontrakt, ale całkowicie bez pojęcia o taktyce. Trener Marek Papszun musiał wpajać mi wszystko od początku. Dosłownie.

WARSZAWA 16.07.2016 MECZ 1. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - JAGIELLONIA BIALYSTOK 1:1 TARAS ROMANCZUK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Twoje braki były aż tak widoczne?

Jak zawodnik ma zdrowie do biegania, to haruje na przestrzeni całego boiska, a przecież wcale nie trzeba tego robić. Można mądrze się przesuwać, przewidywać pewne zagrania rywali i wtedy zaoszczędza się siły na momenty, kiedy naprawdę jest konieczność wykonania tych kilkuset metrów na najwyższej intensywności. Papszun zwracał mi na to uwagę.

– Po co pobiegłeś przez pół boiska, jak wystarczyło przesunąć się w prawo i stanąć tutaj? – pytał i pokazywał mi pewne mechanizmy.

Z czasem załapałem i nie biegałem już jak szalony. W Legionovii nauczyłem się sporo rzeczy. To nie był okres w moim życiu, kiedy musiałem zarabiać bardzo duże pieniędzy. Nie miałem na to parcia. Najważniejsze było, żeby rozwijać się na boisku. Zawsze wiedziałem, że wraz z umiejętnościami przyjdą pieniądze. Nie odwrotnie.

Sporo zacząłeś zarabiać w Jagiellonii. Obawiałeś się, że przejście z II ligi do Ekstraklasy może cię przerosnąć?

Michał Probierz zobaczył we mnie coś, co mu się spodobało. Najwyraźniej uważał, że sobie poradzę. A to dobry trener. Ma nos do zawodników. I nie mylił się. Dałem radę. Od początku miałem świadomość tego, że muszę pracować, żeby nie odstawać od chłopaków z doświadczeniem w Ekstraklasie.

Michał Probierz uwielbia czytać książki. Jako osoba wykształcona, raczej też chyba nie musiałeś wstydzić się przed jego biblioteką. Sporo czytasz?

Teraz mniej niż kiedyś, ale czasami odpalę sobie jakiegoś e-booka i poczytam. Najczęściej coś o historii. Na studiach miałem politologię i zawsze mnie to fascynowało. Wojny, rewolucje, zmiany polityczne, fakty historyczne. Chłopaki z szatni lubią sobie poczytać jakieś biografie sportowców, jestem w stanie to zaakceptować, każda książka ma swoją wartość, ale mnie to jakoś nie kręci. Historia jest ciekawsza.

Nie pogadasz o tym w szatni…

Wiadomo, ale to nawet nie chodzi o szatnię. Weź mi znajdź w jakimś innym, nie branżowym zawodzie, grupę osób interesujących się szczegółami historycznymi. Byłoby trudno, ale nie czuję się od nikogo lepszy tylko dlatego, że czytam akurat takie książki. Każdy ma swoje zainteresowania i ma do tego święte prawo.

Dalej jednak stereotyp o piłkarzu jako o niewyedukowanym prostaku jest mocno zakorzeniony w społeczeństwie.

Na pierwszym roku na studiach odbyłem kilka rozmów z moimi nauczycielami.

– Gram w piłkę.

– To po co tutaj przyszedłeś?

– Jak to?

– To nie kurs dla ciebie. Trzeba było iść na AWF. Trudno będzie ci to łączyć.

Woleliby, żebym skupił się tylko na nauce, ale przecież mimo że lubiłem politykę i stosunki międzynarodowe, to nie rzucę dla nich tego, co kocham. Mimo to mam świadomość, że w piłkę nie będę grał wiecznie. Po zakończeniu kariery nie zamierzam być trenerem, ale chętnie za to podjąłbym pracę w konsulacie.

Myślisz, że do tej roli lepiej przygotuje cię doświadczenie i obycie, które wyrobiłeś i jeszcze wyrobisz przez grę w piłkę czy tylko skończone studia?

Praktyka. Jak będziesz więcej rozmawiać w języku, którego chcesz się nauczyć, to łatwiej będzie ci się porozumieć z ludźmi niż jakbyś miał wałkować to wszystko z podręczników i zeszytów. Studia są bardziej teoretyczne, co nie oznacza, że nie są konieczne do zdobycia niezbędnej wiedzy. Bez niej ani rusz.

O czym pisałeś pracę magisterską?

„Osobliwości rozwoju w czasach pokoju w europejskich państwach południa”. Analiza tego, co dzieje się, kiedy w krajach zaczyna panować pokój, a nie ma wojen. Pisałem o rozpadzie Czechosłowacji, osobliwościach rozwoju Jugosławii i takie inne temu podobne. Nawet ciekawe, choć długo mi zajęło zanim przetłumaczyłem sobie ten temat na polski, żebym teraz się mógł chwalić (śmiech).

To był też okres, kiedy stawiałem sobie cele. Najważniejsze było, żeby skończyć studia. Skończyłem. Potem, żeby poradzić sobie w III lidze. Dałem radę. To samo z II ligą. Dałem radę. I w 2014 roku przyszedł czas na Jagiellonię i Ekstraklasę. Podołałem. Naprawdę jestem z siebie zadowolony. Do tego zadomowiłem się w Polsce. Podobne klimaty jak na Ukrainie. Legionowo wielkościowo przypomina Kowel, a Jagiellonia Łuck, gdzie studiowałem. Lubię nie za duże miasta, ale klimatyczne, bez wielkiego zgiełku.

Twoja kariera rozwija się dość harmonijnie. W Jagiellonii też dość szybko dostałeś szansę debiutu.

W kilku sparingach zagrałem na wysokim poziomie, w jednym strzeliłem gola i trener Probierz dał mi szansę debiutu w meczu z Legią. Przegraliśmy 0:3, następny mecz też nie był lepszy w naszym wykonaniu, ale… zacząłem grać coraz regularniej i regularniej, a pod koniec sezonu przebiłem się do pierwszego składu.

O poziomie polskiej ligi mówi się wiele złego, ale trudno mi się z tym zgodzić. Wielu zawodników z polskiej ligi wyjeżdża za granicę i dają radę. Trzeba coś umieć. Nikt z przypadku tu nie trafia. Trzeba być silnym fizycznie, a przy tym umieć rozgrywać. Tacy piłkarzy są tu najbardziej cenieni.

Najlepszy piłkarz Ekstraklasy?

Najlepszy piłkarz, z którym grałem w jednej drużynie to Konstantin Vassiljev i najlepszy przeciw, któremu broniłem – tutaj trochę się musiałem zastanowić – to też jednak Vassiljev. Lepiej by było mieć go u siebie w zespole, a już kilka razy musiałem zagrać przeciw niemu. Ma to coś.

A Vadis Odidja Ofoe?

Kiedy przegraliśmy 1:4 jesienią, to zrobił na mnie spore wrażenie. Strzelił pięknego gola, w którym było sporo mojej winy. Spóźniłem się. W rundzie mistrzowskiej jakoś specjalnie nie zaimponował. Zremisowaliśmy, a „Góral” całkowicie wyłączył go z gry. Wcale nie był więc taki fenomenalny i nie do zatrzymania.

Jak to było w tym poprzednim sezonie, bo jesienią grałeś bardzo dobrze, miałeś kilka goli i asyst, a na wiosnę tak zirytowałeś Michała Probierza, że posadził cię na ławce…

Trener dużo ode mnie wymagał. Coś mu się nie spodobało się w mojej postawie i w meczu przeciwko Śląskowi nie wziął mnie w ogóle do „18”, a w kilku innych meczach zacząłem z ławki. Chciał mi dać lekcję. Pokazać, że muszę bardziej przykładać się do treningów, że nic mi się jeszcze nie należy za sam potencjał i dobre występy z niedalekiej przeszłości. Miałem być zawsze w najwyższej formie. Chyba wyciągnąłem wnioski, bo potem grałem już regularnie. W poprzednim sezonie strzeliłem 5 goli i dołożyłem do tego 5 asyst. Można wymagać więcej, ale pamiętajmy, że jestem defensywnym pomocnikiem. Przede wszystkim muszę zabezpieczać tyły. Jeśli strzeliłbym przy tym 10 bramek, to już dawno nie byłbym w Polsce…

Probierz za rzadko was chwalił, bo często nieco żartobliwie zdarzało ci się o tym wspominać?

Bez przesady. Faktycznie, raczej trudno usłyszeć od niego indywidualną pochwałę, ale nikt przecież tego nie oczekuje, bo co mi to da, że trener mnie będzie tylko chwalił. Prędzej mnie by to rozleniwiło, że jestem taki idealny. A przecież nie jestem i nie będę. Taki miał styl. Zwracał nam uwagę na nasze niedociągnięcia i wady, żebyśmy mogli się wziąć do pracy przy ich zniwelowaniu.

Ireneusz Mamrot różni się od niego?

Probierz to wybuchowy charakter. Biega, nigdy nie siedzi na ławce, krzyczy do sędziów. Trener Mamrot jest spokojniejszy. Podpowiada nam, czasami coś tam pokrzykuje, ale przy tym potrafi spokojnie usiedzieć na ławce więcej niż minutę (śmiech).

Byli podopieczni Mamrota z Chrobrego Głogów wspominali, że to bardzo dobry trener, pasjonat, ale przy tym choleryk, który potrafi w niewybrednych słowach zrugać wszystkich w szatni.

Szkoleniowiec musi umieć wzbudzać szacunek. Piłka to nie tylko głaskanie każdego po głowie. Czasami ktoś na kogoś krzyknie i co wtedy? Obrazić się? Rozpłakać? Odejść z drużyny? Nie. Każdy wie na co się pisze. Wszystko zależy od mentalności zawodnika. Jeden będzie śmiertelnie obrażony i wyda całemu światu wojnę, a drugi będzie chciał odegrać się na boisku.

Wiesz co podobno w żartobliwym geście dostał od Probierza Jacek Góralski na swoje urodziny rok temu?

Nie słyszałem nic o tym…

Kajdanki, że niby jest męczennikiem i niewolnikiem, bo chciał wymusić transfer. Tobie też Irenusz Mamrot będzie musiał kupować na urodziny taki gadżet, bo planujesz odejść przy najbliższej nadarzającej się dobrej okazji?

Mam jeszcze trzyletni kontrakt z Jagiellonią. To co ja chcę, to tylko moje własne oczekiwania, bo tak naprawdę wszystko zależy od klubu. Jeśli jakiś klub będzie się chciał po mnie zgłosić, to będzie musiał wpłacić „Jadze” niezłe pieniądze. Rok temu chciał mnie Konyaspor. To była poważna propozycja. Od tego czasu pojawiło się jeszcze sporo zapytań, ale żadnych konkretów. A teraz okno transferowe jest zamknięte. I dobrze, bo nie muszę sobie zaprzątać głowy perspektywą transferu, a mogę skupić się tylko na lidze.

Gracie o mistrzostwo?

Odpowiem bezpiecznie. Nie chcę nic zapowiadać. Gramy o pierwszą „ósemkę” i żeby jak najszybciej się tam załapać. Ambitnie, nie?

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Piłka nożna

Kulisy zamieszania ze Świderskim. Załamany team manager, piłkarze go bronią i pocieszają

Jakub Radomski
25
Kulisy zamieszania ze Świderskim. Załamany team manager, piłkarze go bronią i pocieszają

Komentarze

7 komentarzy

Loading...