Na wstępie musimy zgłosić poważną kandydaturę do plebiscytu na idiotę roku. Nie wątpimy, że konkurencja będzie duża, ale nasz ananas ma bardzo pokaźne szanse na zakasowanie całej stawki. Nazywa się Seydou Doumbia, na co dzień gra w Sportingu Lizbona i w meczu z FC Barceloną pokazał światu popis głupoty. Otóż Doumbia widząc wystawioną nogę Pique stwierdził, że spróbuje wkręcić sędziego, że jest faulowany. Rzecz działa się na skraju pola karnego, piłka odbiła się od nogi Iworyjczyka dość mocno – prawdopodobnie stwierdził, że to jedyny sposób, by coś jeszcze w tej akcji ugrać. No i… ugrał. Wejście na boisko Basa Dosta.
Okazało się bowiem, że sprawiedliwości stało się zadość i cwaniaczek ze Sportingu podczas symulki uszkodził się sam. Na tyle, że musiał od razu zejść z boiska. Sami nie wiemy kto ma większy niedosyt: Doumbia po swojej akcji czy Sporting po całym meczu. Bo Sporting… w sumie powinien go mieć. Barcelona panowała – owszem – zdawała się nadawać meczowi rytm – jasne – ale do siatki trafiła tylko raz i to po niebywałym farfoclu. Potrafimy sobie wyobrazić, że Sporting – przy odpowiednim splocie okoliczności – opuszcza swój stadion jednak tarczą a nie na niej.
Wspomniany farfocel był zresztą idealnym odzwierciedleniem ostatniej formy Luisa Suareza, która jest – delikatnie ujmując – średnia. Urugwajczyk dziś starał się jak mógł, ale wychodziło mu naprawdę bardzo niewiele. Gdy na przykład mógł z linii końcowej wystawić komuś piłkę na strzał, akurat zagrał ręką. Gdy uderzał z dystansu – zrobił to nad bramką, a gdy z pola karnego – w bramkarza. Gdy Alba wystawił mu piłkę do niemalże pustaka, kopnął obok bramki (ale i tak był spalony). A gdy już poprawnie złożył się do przewrotki, piłkę z nogi w ostatniej chwili ściągnął mu Mathieu, który swoją drogą ociera się o tytuł piłkarza meczu, był bezbłędny. No a jak padła bramka? Suarez po wrzutce wolnego doszedł do sytuacji strzeleckiej, ale zamiast w bramkę uderzył… w przeciwnym kierunku. Mogło to wyglądać trochę jak legendarny strzał Michała Przybyły, ale szczęśliwie tuż obok napatoczył się Coates i zupełnym przypadkiem wpakował piłkę do siatki.
Barcelona nie zachwycała, nie wygrała tego meczu atakiem, raczej niedopuszczaniem rywala do sytuacji strzeleckich. Sama z przodu wykreowała sobie mało, a jeśli już: partoliła wszystko jak leci. Nawet Messi, gdy znalazł się na czystej pozycji, posłał leciutki strzał prosto w bramkarza. A gdy w innej sytuacji już przymierzał się do zgrabnej podcinki nad golkiperem – w ostatnim momencie piłkę wyłuskał mu Mathieu. Najlepszą sytuację z gry miał chyba w samej końcówce Paulinho, ale wykończył ją tak, że nawet w ŁKS-ie spotkałby się z szyderą i odstawieniem od składu. Znalazł się sam na sam, a uderzył bez siły i prosto w bramkarza. Można było w tej sytuacji spokojnie znaleźć któregoś z kolegów i wejść z piłką do bramki.
Z pewnością był to jeden ze słabszych meczów Barcelony w tym sezonie. Nie ma sensu jednak z tego powodu bić na alarm: to wciąż drużyna, która w tym sezonie – oprócz Superpucharu – wygrała wszystkie mecze. Zważywszy na nastroje po letnim okienku transferowym – to bardzo dużo.
***
Komplet wyników:
Karabach Agdam – AS Roma 1-2
Anderlecht Bruksela – Celtic Glasgow 0-3
Atletico Madryt – Chelsea Londyn 1-2
FC Basel – Benfica 5-0
CSKA Moskwa – Manchester United 1-4
Juventus Turyn – Olympiakos Pireus 2-0
PSG – Bayern Monachium 3-0
Sporting – FC Barcelona 0-1