Feyenoord po słabym meczu z Manchesterem City miał sporo do udowodnienia w meczu z Napoli – zespół z Rotterdamu po tylu latach absencji w Lidze Mistrzów na pewno nie chciał z marszu brać na siebie roli outsidera. Jednak do tego potrzebna była dobra partia przeciwko Napoli, okraszona jakimś remisem, jeśli nie czymś większym. Niestety, sędziowie z południowych Włoch jednogłośnie orzekli: winni, bo Feyenoord obecnie najwyraźniej jest na europejską elitę stanowczo za krótki.
Podkreślmy jednak, że Holendrów wcale nie reprezentują ogórki, które kopią się po czole i ośmieszają kraj, już i tak mocno pokiereszowany przez ostatnie występy reprezentacji. Nie, Feyenoord naprawdę umie grać w piłkę, bywały w tym meczu momenty, kiedy to właśnie goście prowadzili grę, wymieniając między sobą wiele podań. Spójrzcie w statystyki posiadania futbolówki przez pierwszą połowę – 53% do 47% dla przyjezdnych. Tylko teraz pytanie, co z tego? Koło murawy nie dostrzegliśmy stołu z jurorami, więc Beata Tyszkiewicz punktów za styl nie przyzna. Liczy się to, co w sieci, a tam skromnie. Choć okazje były na większą ucztę, żeby wspomnieć tylko karnego, którego zmarnował Toornstra, przegrywając pojedynek z Reiną. Ale to nie koniec, bo hiszpański bramkarz parę razy musiał być czujny i łapać strzały po ziemi, a przy jednej okazji miał szczęście, kiedy w paradzie po uderzeniu Berghuisa pomógł mu rykoszet.
Mogli mieć więc goście bez naciągania faktów strzelić dwa-trzy gole, a kończą z jednym, na dziś nieistotnym. W 93. minucie Koulibaly i Maksimović kompletnie olali Amrabata, ten wpadł w pole karne i pokonał w końcu Reinę.
Jednak to był bramka na 1:3, jedynie na otarcie łez, bo gospodarze załatwili sprawę dużo wcześniej. Wyglądał ten mecz trochę jak walka dwóch braci – starszy daje się młodemu wyszaleć, ale jak ma ochotę, to wymierza młodemu kuksańca i wraca do oglądania telewizji. A tutaj jeszcze Feyenoord tylko się wystawiał, weźmy na warsztat bramkę numer dwa – Diks wypuścił Mertensa sam na sam z bramkarzem, a przecież nie gra z Belgiem w zespole. Z tej dwójki tylko Mertens miał tego świadomość, więc po prostu pokonał Jonesa. Pozostałe gole? Strata w środku pola, szybki atak Napoli i celne kopnięcia, Insigne oraz Callejona.
Nam bardziej zapadnie oczywiście ten pierwszy, ze względu na cieszynkę. Insigne i cała drużyna Napoli pamiętała o Miliku, co widzicie na zdjęciu tytułowym. Co jednak ciekawe, wcześniej Włoch dostał od Zielińskiego koszulkę… Zielińskiego i było trochę zamieszania. Jak już możecie się domyślać: Piotrek zaczął na ławce rezerwowych, wszedł w 70. minucie, gdy było już po meczu – zapamiętamy go z dobrej interwencji w obronie i kilku klepek w środku pola.
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) 26 września 2017
*
AS Monaco od dawna nie było raczej synonimem żelaznej defensywy. Nawet, gdy zachwycali nas w ubiegłym sezonie w dwumeczu z Manchesterem City, w głównych rolach były przede wszystkim armaty tego klubu, nie jego obrońcy. Oczywiście, Kamil Glik, twarz całej formacji, już 4-krotnie lądował w jedenastce kolejki Ligue 1, ale nie zapominajmy, że działo się to także w powiązaniu z jego… grą ofensywną, bo zdobył w tym sezonie już dwa gole i dwie asysty.
Dlatego też nie mieliśmy złudzeń, nie spodziewaliśmy się, że gospodarze dzisiejszego meczu Ligi Mistrzów z Porto zagrają na zero z tyłu. Ale takiego popisu indolencji w grze obronnej, w dodatku także z udziałem Kamila Glika, sobie nie wyobrażaliśmy. Co prawda Glik zawalił tylko raz – przy drugiej bramce, gdy startował z Abobuakarem mając jakiś metr przewagi, przegrywał zaś ten wyścig oglądając jego podeszwy z dość bezpiecznej odległości. Kontra, pojedynek, wysokie tempo – zdarza się. Gol na jego konto, ale o kompromitacji byśmy nie napisali. W przeciwieństwie do zachowań jego kumpli z ekipy. To, co odstawiali przy pierwszym i drugim golu defensorzy Monaco, to jak roast ich bramkarza, Diego Benaglio. Golkiper dwukrotnie bronił po kilka (!) dobitek, ale bezradni obrońcy z Księstwa nie potrafili wybić dobrze piłki. Za pierwszym razem Glikowi przeszkodził Jemerson, a potem kompletnie bierna pozostała aż czwórka zawodników znajdujących się blisko strzelca. Strzał – broni Benaglio. Drugi strzał – broni Benaglio. Kapitulacja. Przy trzecim golu? Jeszcze śmieszniej, bo były dwie próby wybicia i trzy interwencje bramkarza – za każdym razem najbardziej obciążało to Jemersona, Sidibe i Jorge.
0:3. Nokaut. Czy Monaco było bez szans? Nie, też stworzyło sobie kilka niezłych akcji, w tym bajeczną, beachsoccerową, gdy przerzut Glika z powietrza odegrał Lopes i również z powietrza, zewnętrzną częścią stopy, wykończył Falcao. Strzał zatrzymał się na poprzeczce. Wcześniej też były próby, ale mimo wszystko – widać było w pełnej krasie, jaką krzywdę wyrządziło drużynie okienko transferowe, w którym El Tigre opuścili towarzysze – Bernardo Silva, Kylian Mbappe czy Benjamin Mendy. Zresztą, jeśli w tercecie najlepszych strzelców (i tych z największą liczbą strzałów dziś) znajduje się Glik, to widzimy, że w Monaco sporo się zmieniło.
Po dwóch kolejkach – jeden punkt, gole 1:4. Plusy? W tej konkretnej grupie nic na razie nie jest pewne.
*
Co na innych stadionach?
– Kane walnął hattricka, a Tottenham ograł APOEL 3:0. To już szósty trójpak Anglika w 2017 roku.
– A jednak przewidzieliśmy dziś w zapowiedzi, że obrona Liverpoolu da się zaskoczyć. Niby Spartak strzelił The Reds tylko jedną bramkę, ale wystarczyło mu to do remisu.
– Mecz Besiktasu z Lipskiem przerwano, ze względu na awarię światła. Prąd szybko wrócił, lecz goście do kontaktu mieli jednak daleko i przegrali 0:2, notując dość rozczarowujące wejście do Ligi Mistrzów.
*
Komplet wyników:
APOEL – Tottenham 0:3
Kane 39′ 62′ 67′
Besiktas – Lipsk 2:0
Babel 11′, Talisca 34′
Dortmund – Real Madryt 1:3
Aubameyang 54′ – Bale 18′, Ronaldo 50′, Ronaldo 79′
Manchester City – Szachtar 2:0
de Bruyne 48′, Sterling 90′
Monaco – FC Porto 0:3
Aboubakar 31′ 69′, Layun 89′
Napoli – Feyenoord 3:1
Insigne 7′, Mertens 49′, Callejon 70 – Amrabat 90+3′
Sevilla – Maribor 3:0
Ben Yedder 27′ 38′ 83′
Spartak Moskwa – Liverpool 1:1
Fernando 23′ – Coutinho 31′