Milik przeszedł dziś operację w rzymskiej klinice Villa Stuart. Mimo tego, że jeszcze w sobotę wieczorem byliśmy uspokajani, że Arkowi nie dolega nic poważnego, to dziś wiemy, że nie zobaczymy go na boisku nawet przez pół roku. Wraz z tą informacją rodzą się pytania – czy za pierwszym razem wrócił zbyt szybko? Jakie nastawienie ma się przy pierwszej, a jakie przy drugiej tego typu operacji? Czy to dobrze, że nie chodzi o kolano, które było już operowane? I przede wszystkim dlaczego zerwał więzadła w drugim, zdrowym kolanie, skoro nie było nawet kontaktu z przeciwnikiem?
O to wszystko spytaliśmy ekspertów od zerwanych więzadeł. No właśnie, ekspertów…
– Przed chwilą rozmawialiśmy z Michałem Czekajem o kontuzji Arka i tak sobie wspominaliśmy, że jak jeździliśmy razem na zgrupowania młodzieżowej reprezentacji, to chcieliśmy być cytowani w mediach, ale po zdobytych bramkach, a nie z powodu kontuzji. Życie ułożyło się, jak się ułożyło – mówi na wstępie Michał Jonczyk, były piłkarz Górnika Zabrze i Widzewa, obecnie właściciel firmy Edu Sport, zajmującej się prowadzeniem kariery piłkarzom.
Porozmawialiśmy z nim, wspomnianym Michałem Czekajem oraz tym, który został chyba najbardziej wymęczony przez kontuzje z całej polskiej piłki, czyli z Michałem Efirem. Ludźmi, którzy do zrywania więzadeł – chciał, nie chciał – już się przyzwyczaili.
Na wstępie:
Michał Efir – zerwał więzadła w kolanach cztery razy, obecnie się rehabilituje
Michał Jonczyk – zerwał więzadła w kolanie cztery razy, nie gra już w piłkę
Michał Czekaj – zerwał więzadła trzy razy, obecnie gra w Rozwoju Katowice
Milik więzadło w lewym kolanie zerwał 8 października w spotkaniu Polski z Danią. Cały kraj zachwycał się tym, jak szybko wrócił po kontuzji. 119 dni zajął mu powrót do kadry meczowej Napoli, a na wyjście na murawę czekał 130 dni, wszedł w końcówce z Realem Madryt. Kontuzja, doktor Mariani dokonał rekonstrukcji więzadeł w lewej nodze, nieco ponad cztery miesiące przerwy i Milik grał już w Lidze Mistrzów.
Ile trwało to w przypadku Michała Jonczyka? – Po pierwszym zerwaniu wracałem osiem miesięcy, za drugim dziesięć. Taką metodę miał doktor Robert Śmigielski, on zgodnie ze szkołą amerykańską stosował zasadę, że przy zerwaniu więzadeł najwcześniej wraca się po ośmiu miesiącach. Trzecią operację przeprowadził Marcin Domżalski z Łodzi, wtedy wróciłem po sześciu miesiącach. On mówi, że nie ma Świętego Graala i pół roku to minimum, teraz często musi przekonywać pacjentów i tłumaczyć im, jak to jest, że Arek Milik wrócił już po czterech miesiącach…
– Która metoda jest najlepsza? Nie potrafię odpowiedzieć, lekarze chyba też nie… Nie ma zabiegu, z wejściem w kolano i rekonstruowaniem go, po którym lekarz powie, że na sto procent wszystko będzie wszystko w porządku. Nigdy nie da pewności – mówi Michał Efir.
W przypadku Milika trudno mówić, że wrócił za wcześnie, bo chodzi o drugą nogę, tezy źle przeprowadzonej bądź o niedokończonej rehabilitacji momentalnie gasną. Ale czemu Milik, (co ważne – bez kontaktu z rywalem) zerwał więzadła w drugim, zdrowym dotychczas kolanie? – Udowodnione medycznie jest, że jeśli zrywasz więzadło w jednej nodze, to automatycznie twoje drugie kolano jest bardziej narażone. Dlaczego? Bo podświadomie piłkarz oszczędza nogę, która była zerwana i zdecydowanie mocniej obciąża drugą nogę -tłumaczy Jonczyk.
Ale kontruje go Efir: – Rehabilitacja polega na tym, żeby to zredukować i w głowie pozostawić myśl, ze już wszystko w porządku, wszystko jest wyrównane i dla bezpieczeństwa wcale nie trzeba bardziej obciążać drugiej nogi, bo obie są już w takim samym, dobrym stanie.
Który ma rację? Obaj. Wszystko zależy od nastawienia człowieka. Jeśli piłkarz po rehabilitacji pozbędzie się z głowy myśli, że musi bardziej uważać na nogę, która była operowana, to może nie odczuwać różnicy. Ale jasne, że takiej myśli pozbyć się trudno.
Czy to lepiej, że Milik zerwał więzadła w drugim kolanie, a nie w tym, które było już rekonstruowane? Tak uważa Efir: – Jakbym wiedział wcześniej, że zerwę więzadło i mógł wybrać, w której nodze, to wybrałbym nogę, która jeszcze nie była operowana. Bo gdybym ponownie miał rehabilitować tą, którą już zerwałem, to już odpuściłbym sobie piłkę. W jego przypadku to zrozumiałe, ponieważ Efir trzykrotnie zerwał więzadła w tym samym kolanie, a za czwartym razem w drugim, dzięki czemu pozostał jeszcze przy piłce.
Gorzej miał Michał Jonczyk, który zrywał więzadła cztery razy, zawsze w tym samym kolanie. – Ile wracałem za czwartym razem? W ogóle nie wracałem. Nie poddałem się operacji, nic już nie zrobiłem z kolanem, decydując, że cztery razy to za dużo i rezygnuję z piłki. Momenty zerwania na tyle utrwaliły mi się w głowie, że mam 25 lat, a piłkę kopię jedynie z synkiem. Na boisko, nawet orlik nie wychodzę. Po tym wszystkim już w ogóle nie ciągnie mnie do gry – mówi Jonczyk.
Według niego kontuzja siedzi w głowie zwłaszcza wtedy, gdy do kontuzji dochodzi bez kontaktu z rywalem, czyli tak, jak teraz w przypadku Milika. – Za pierwszym razem traktowałem to jako wypadek, który zdarza się wielu zawodnikom. Po prostu statystycznie iluś tam piłkarzy musi zerwać więzadła, to coś normalnego, częstego. Tyle, że pierwsze zerwanie było po kontakcie z rywalem. A za drugim razem już nie, wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Myślałem, że coś jest ze mną nie tak, skoro zdarza mi się to już drugi raz, jakaś tendencja.
– Ja za każdym razem zrywałem więzadła bez kontaktu z rywalem – raz w meczu ligowym z Podbeskidziem, raz w sparingu, raz podczas treningu – mówi Michał Czekaj. Jak to jest z nastawieniem człowieka przed drugą operacją? Jest pesymistyczne, bo znowu będzie odczuwał ten sam ból i przejdzie prez długą, monotonną rehabilitację czy optymistycznie, bo już wie, co go czeka? Ze swojego doświadczenia opowiada o tym Czekaj: – Przy pierwszym zabiegu człowiek jest nastawiony bardziej optymistycznie niż przy drugim. „Będzie dobrze, wrócę jeszcze silniejszy!” i tego typu teksty. Z każdą operacją czułem się mniej pewnie, było ciężej, bo kolejny raz przechodziło się przez to samo. Różne myśli przychodzą człowiekowi do głowy, ale jestem zdania, że trzeba zaciskać zęby i starać się wrócić do sportu.
Michał Efir przy kolejnych urazach starał się szukać pozytywów: – Najgorszy jest sam początek, czyli uraz i okres pooperacyjny. Noga boli, kłuje, nie możesz jej wyprostować. Słabo, bo jesteś wyłączony z gry na kilka miesięcy, ale ja zawsze szukałem plusów przy kontuzjach. Kolano kolanem, ale masz kilka miesięcy, żeby się doidealizować i po prostu być maszyną, więcej czasu poświęcić na siłownię i zwrócić uwagę na mankamenty, na które wcześniej nie miało się czasu. Bo to nie kwestia tygodnia. Niech Arek znajdzie w normalnym trybie grania co trzy dni miesiąc na ćwiczenie czegoś konkretnego – nie da się.
I kończy… – Więzadła w kolanie miałem operowane już cztery razy, ostatnio we wtorek. Zobaczymy kto szybciej wróci – ja czy Arek. Za obu mocno trzymamy kciuki i – choć to sztampowe – wierzymy, że wrócą silniejsi.
Samuel Szczygielski