Trzy dni z Pucharem Polski spowodowały, że nie zdążyliśmy się zbytnio stęsknić za ligowcami. Szyld oczywiście był trochę inny, ale cały wachlarz zagrań – od pudła duetu Zwoliński-Delew, przez gol samobójczy Grendela, aż po bandycki faul tego głupka z Cracovii – skutecznie przypominał nam o tym, że na boisku przebywają nasi ulubieńcy. Zapominając na chwilę o rozgrywkach pierwszej ligi, to ósmy wieczór z polską piłką z rzędu. Piętnasty i szesnasty mecz z udziałem przynajmniej jednej ekstraklasowej drużyny.
Postawmy sprawę jasno – to moment, by pokazać silną psychikę. A nawet więcej.
Całe szczęście, że układ gier sprzyja. Dziś dwa mecze, w których można doszukać się czegoś ciekawego. Ryzyko śmierci z powodu nudy jest naprawdę minimalne.
Na wydarzenie wieczoru wyrosło ponowne spotkanie Nenada Bjelicy z Marcinem Robakiem. Przeszłość? Chyba nie do końca, bo w dalszym ciągu relacje pomiędzy panami są tak chłodne, że można odmrozić sobie uszy, jeśli podejdzie się za blisko. Tydzień temu król strzelców ekstraklasy udzielił wywiadu Łukaszowi Olkowiczowi z Przeglądu Sportowego.
Uważałem, że powinien grać więcej. W wielu meczach udowadniałem, że to ja powinienem być pierwszym napastnikiem w Lechu. Strzelałem gole, prowadziłem w klasyfikacji strzelców i nie mogłem pogodzić się z tym, że sadza mnie na ławce. Nie raz mu powiedziałem, że jeśli mam być rezerwowym, to znajdę sobie inny klub. I tyle. Nie widziałem się na ławce. Trener mówił, że nie jestem przygotowany na grę co trzy dni, ale chyba… sam w to nie wierzył, a jedynie szukał wymówki. (…) Trener Bjelica w jakimś wywiadzie powiedział, że Robak już nie chce grać dla Lecha, ale to nieprawda. Moje odejście nie było spowodowane tym, że nie chce być w Lechu, tylko nie ułożyła nam się współpraca z trenerem.
Z kolei Nenad Bjelica porozmawiał w tym samym czasie z Jakubem Białkiem, oczywiście nie mogło zabraknąć tematu konfliktu ze snajperem.
Jeśli ktoś jest ponad drużyną i uważa, że zasługuje na granie przez cały czas – to duży błąd i brak szacunku dla reszty. Jeśli jakiś piłkarz tego nie akceptuje, musi tę zdrową grupę opuścić. Jak to się mówi – gdy w koszyku jest zatrute jabłko, może zarazić resztę jabłek, więc musisz dać mu szansę przenieść się do innego koszyka. Jeśli rozmawiamy o Marcinie – to nie pierwszy raz, gdy miał takie problemy. Rozmawiałem z moimi kolegami po fachu i słyszałem, że mieli z nim podobne problemy. Ja tego nie toleruję, dlatego cieszę się, że jest teraz szczęśliwy gdzie indziej. I ja też jestem szczęśliwy, że mam napastników, którzy oddadzą wszystko dla drużyny. (…) Zagwarantowaliśmy zimą Marcinowi specjalną premię za ewentualną koronę króla strzelców, a więc w pewnym sensie wręcz go stymulowaliśmy. Od razu zadecydowaliśmy też, że to będzie nasz strzelec rzutów karnych. A na końcu stało się to co się stało. To brak szacunku dla kolegów, klubu, kibiców, trenera. Nie będę tego akceptował nawet w stosunku do swojego syna. (…) Gdyby Robak zagrał wszystkie trzy mecze w siedem dni, podczas trzeciego byłby martwy.
Delikatnie rzecz ujmując – raczej nie wyściskają się serdecznie przed meczem we Wrocławiu. Mamy trenera, który doskonale zdążył poznać zarówno mocne strony swojego byłego napastnika, jak i jego mankamenty. Mamy zawodnika, który – mówiąc wprost – jest w kapitalnej formie. Trudno mówić o “odżyciu”, skoro poprzedni sezon Robak skończył z koroną na głowie, ale sześć bramek w siedmiu ligowych meczach dla Śląska to bilans, który robi wrażenie. Każda z nich była na wagę punktów. A dublety w meczach z Legią i Górnikiem to zapowiedź tego, że obrońcy Lecha będą mieli masę roboty.
Poza tym patrząc szerzej, ostatnie tygodnie postawiły znak zapytania przy stwierdzeniu, że to Lech jest faworytem. Śląsk w lidze nie przegrał od 2. kolejki, a poprzednie pokazały, że drużyna potrafi również grać w piłkę i idzie do przodu. Jasne, to Lech jest liderem, ostatnią ligową porażkę również poniósł jeszcze w lipcu. Jednak mecze z Pogonią i Koroną nie wyglądały tak, jak chcieliby tego kibice. Wyciśnięcie z takiej gry czterech punktów to był duży wyczyn.
Jeśli we Wrocławiu zabraknie iskier, bardzo mocno zwątpimy w tę ligę.
Wcześniej Piast Gliwice podejmie Arkę Gdynia. Tu najciekawszą kwestią będzie debiut nowego trenera. Na ławkę wraca Waldemar Fornalik, no i chyba nie zaskoczymy was, gdy napiszemy, że roboty ma mnóstwo. Czy znajdzie w kadrze Piasta jakiegoś napastnika? Albo chociaż pół? Wdowczyk twierdził, że to misja skazana na niepowodzenie, ale jesteśmy dobrej myśli. W Ruchu zawsze potrafił wykreować solidnego strzelca, a jeśli cofniemy się trochę w czasie, to zobaczymy, że nierzadko nawet dwóch – był moment, że Niebieskich ciągnęły duety. Jeden z nich współtworzył kiedyś Maciej Jankowski, który u Fornalika był chyba w życiowej formie. Wbrew opowiastkom poprzednika – były selekcjoner ma pole manewru. Jednak problemów w Piaście jest więcej. Być może Arka wskaże nowemu trenerowi rywala rzeczy, na którymi trzeba pracować.
Drużyna Leszka Ojrzyńskiego niby cierpi na wyjazdach, ale dwie ostatnie wycieczki na Śląsk wspomina nie najgorzej – zaliczyła remis z mocnym Górnikiem i wywalczyła awans do ćwierćfinału Pucharu Polski na stadionie Podbeskidzia.
Fot. 400mm.pl