Gdy po raz drugi – i pewnie ostatni – Gliwice opuszczał Radoslav Latal, wśród kluczowych dowodów obciążających szkoleniowca i decydujących o orzeczeniu go winnym słabych wyników gliwiczan, był ten o złym przygotowaniu do trudów meczu. Nawet w klubie w kuluarach mówiło się, że wiosną mniej więcej po godzinie gry, jeżeli wynik nadal wisiał na włosku, trzeba było liczyć już nie na piłkarzy, a na opatrzność. Bo rywale zwykle wtedy właśnie przejmowali na dobre inicjatywę i dociskali śrubę byłemu wicemistrzowi kraju. Minęło kilka miesięcy, zmienił się trener, kilku piłkarzy. Ale to, że Piast dostaje wciry w końcówkach – za nic w świecie.
Wczoraj Piast przyjął chyba najboleśniejszy cios w tym sezonie, bo cholernie przykrą sprawą jest dostać na wyjeździe, przy wyniku 0:0 bramkę w 89. minucie z karnego, poprawioną jeszcze golem w doliczonym czasie strzelonym z pozycji, z której większość ligowców:
a) pakowałaby w maliny
b) pakowałaby w boczną siatkę/słupek
c) (ta najlepiej wyszkolona technicznie) pakowałaby celnie, ale w bramkarza
Ale nie Carlitos, który z ostrego kąta uderzył mocno, precyzyjnie, tym samym wykorzystując brak koncentracji Szmatuły.
Bramki Carlosa Lopeza były ósmym i dziewiątym straconym przez Piasta po 75. minucie golem w tym sezonie. Krótko mówiąc – średnio co kolejkę gliwiczanie dają sobie wbić gola, gdy do dogrania pozostaje kwadrans. I – oczywiście – są pod tym względem „najlepsi” w lidze.
Sezon 2017/18 – gole stracone po 75. minucie:
1. Piast – 9
2. Górnik Zabrze – 7
3. Cracovia – 6
4. Pogoń – 4
Problem to doskonale piastunkom znany, wystarczy spojrzeć na analogiczną statystykę z poprzednich rozgrywek:
Sezon 2016/17 – gole stracone po 75. minucie:
1. Piast – 18
. Korona – 18
. Cracovia – 18
4. Górnik Łęczna – 15
. Ruch – 15
I już wiadomo, że nie mamy do czynienia ze zjawiskiem incydentalnym, a z trwającym już od dłuższego czasu problemem. Co gorsza – problemem, który miał Piast przygotowany do rundy zarówno przez Radoslava Latala, a także który ma Piast dowodzony podczas okresu przygotowawczego przez Dariusza Wdowczyka. Trenera, który – wydawało się – wiosną tchnął w gliwiczan nowe życie i daleki będzie od powielania błędów swojego poprzednika.
Tymczasem raz – tak jak Latal krytykował otwarcie politykę transferową władz swojego klubu na starcie poprzedniego sezonu, tak robi to teraz Wdowczyk (o czym dziś pisaliśmy TUTAJ), a dwa – jak gliwiczanie byli najgorsi w lidze w poprzednim sezonie, tak są i teraz. Dodatkowo – nie nadrabiając tego w jakikolwiek sposób, bo ile w minionych rozgrywkach na 18 straconych goli odpowiedzieli 12 strzelonymi (bilans: -6, Cracovia i Korona miały gorszy), tak teraz 9 bramek wbitych przez rywali po 75. minucie zdołali zripostować zaledwie dwiema (Papadopulosa z Legią na 1:3 i z Pogonią na 1:1). I doprawdy trudno dziś, patrząc na wyniki, tabelę i to, co dzieje się z Piastem wraz z nadejściem finiszu spotkania stwierdzić, że Wdowczyk zapewnił podczas swojej kadencji w Gliwicach znaczący progres.
A swoją drogą, choć wypada ludziom z Wisły pogratulować, że przebieg meczu przewidzieli jeszcze przed jego rozpoczęciem…
Spokojnie 😉 mecz trwa do ostatniego gwiazdka, a w zeszłym sezonie chyba o tym zapomnieliście i to dwukrotnie 😅 do zobaczenia! 👊
— Wisła Kraków SA (@WislaKrakowSA) 14 września 2017
…to trzeba też powiedzieć, że spodziewając się takiego obrotu spraw i mówiąc o tym głośno, sporo nie ryzykowali. Bo zdaje się, że dziadowskie końcówki weszły w krew Piastowi już na dobre. I jeśli drużyna chce wydostać się z zagrożonych spadkiem okolic (na dziś – 14. miejsce, tuż nad strefą spadkową), musi się ich z krwiobiegu czym prędzej pozbyć.
fot. FotoPyK