„Napoli gra wieczorem w Charkowie z Szachtarem Donieck (mistrz Ukrainy dalej nie może rozgrywać meczów w swoim mieście) i tak się składa, że stanie się to dokładnie w rocznicę jednego z najlepszych występów Polaka w barwach włoskiego klubu. 12 miesięcy temu – także na Ukrainie – Milik dał Napoli zwycięstwo nad Dynamem Kijów (2:1). Jego zespół przegrywał 0:1, ale Arek jeszcze przed przerwą strzelił dwa gole głową i odmienił losy meczu” – przypomina początki Arkadiusza Milika w Napoli „Przegląd Sportowy”, zdradzając nadzieję na to, że napastnik reprezentacji znów zachwyci kibiców swojego klubu w meczu na Ukrainie.
FAKT
Lewandowski – jak to on – z karnego się nie myli.
Była 11. minuta meczu w Monachium, w którym Bayern grał z Anderlechtem Bruksela. Lewandowski był faulowany przez Svena Kumsa (29 l.). Belg dostał czerwoną kartkę, a „Lewy” zrobił co należy, czyli wykorzystał rzut karny. Bayern wygrał 3:0. Gole strzelili jeszcze Thiago (26 l.) i Joshua Kimmich (22 l.). Łukasz Teodorczyk grał przez 84 minuty i nie pomógł Anderlechtowi.
Przed tym meczem kibice zastanawiali się, czy szefowie Bayernu nie ukarzą Lewandowskiego, sadzając go na ławce rezerwowych (…). Murem za piłkarzem stanął trener. Carlo Ancelotti (58 l.) mówił, że nie interesują go opinie wypowiadane przez Lewandowskiego i wystawił Polaka w podstawowym składzie.
Reprezentacja w razie awansu na mundial pozna wreszcie smak gry z rywalami spoza Europy. I zagra z Urugwajem i Meksykiem.
Jeśli reprezentacja Polski wywalczy bezpośredni awans do mistrzostw świata w Rosji, rozegra dwa mecze towarzyskie – 10 i 13 listopada. Szykują się poważne sprawdziany, bo rywalami biało-czerwonych mają być Urugwaj i Meksyk.
Oprócz tego:
– Glik zagra z nową niemiecką potęgą (RB Lipsk)
– Magiera nadal szuka rozgrywającego
– Marko Kolar miał godzinę, by zdecydować się na transfer do Wisły
– Romario Balde imię przejął po słynnym piłkarzu, a w poniedziałek jak Romario zakręcił obrońcami Piasta
GAZETA WYBORCZA
Anglicy obawiają się, że hakerzy przeszkodzą im podczas… mistrzostw świata.
Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy grupa Fancy Bears wykradła e-maile adresowane do FIFA dotyczące dopingu wśród piłkarzy. Była tam m.in. lista zawodników powołanych na mundial w RPA w 2010 r., którzy korzystali z zakazanych środków w celach leczniczych. Przepisy pozwalają na to, o ile zgodę wyda Światowa Agencja Antydopingowa (WADA).
(…)
Do sprawy wrócili jednak Anglicy. Tamtejsza federacja uczuliła władze światowej piłki, by zrobiły, co mogą, aby do ataków nie doszło podczas przyszłorocznego mundialu w Rosji. Wyspiarze obawiają się bowiem, że hakerzy włamią się na konta piłkarzy i trenera Garetha Southgate’a, aby wykraść informacje dotyczące badań zawodników, taktyki i składu.
SUPER EXPRESS
Nie wszystkim ludziom związanym z Bayernem podobał się wywiad Lewandowskiego dla „Der Spiegel”, ale akurat Lotthar Matthaeus mówi, że Polak ma rację.
– Nie widzę niczego niedopuszczalnego w słowach Lewandowskiego – oświadczył 150-krotny reprezentant Niemiec. – Jego opinia nie jest w żaden sposób szkodliwa. Pokazuje natomiast, jak ważny jest dla niego Bayern i jak bardzo Polak się z nim utożsamia – argumentował mistrz świata z 1990 roku w felietonie dla skysport.de. – Robert nie powiedział też niczego złego w stosunku do drużyny. Wypowiedział się po prostu z perspektywy najlepszego piłkarza, który chce rywalizacji w zespole na wyższym poziomie, co jest niezbędne do zdobywania trofeów w międzynarodowej piłce – tłumaczył Mattheus, który spędził w Bayernie ponad 10 lat.
Niemiec jest fanem Polaka, bo zawsze, gdy “Lewy” wpada w medialne tarapaty Lothar rusza z odsieczą. Kiedy w Niemczech zrobiło się głośno po wywiadzie RL dla “Super Expressu”, w którym skrytykował kolegów za to, że niedostatecznie pomogli mu w walce o koronę króla strzelców, to Mattheus też stanął po jego stronie, mówiąc, że Polak miał rację.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Pierwsze dwie strony to pomeczówki z Ligi Mistrzów, dlatego od razu przeskakujemy do tekstu Marcina Dobosza o Miliku. Rok temu błysnął na Ukrainie, dziś ma szansę to powtórzyć.
Dziś Milik ma szansę pokazać, że nie składa broni i nie godzi się z rolą zmiennika. Napoli gra wieczorem w Charkowie z Szachtarem Donieck (mistrz Ukrainy dalej nie może rozgrywać meczów w swoim mieście) i tak się składa, że stanie się to dokładnie w rocznicę jednego z najlepszych występów Polaka w barwach włoskiego klubu. 12 miesięcy temu – także na Ukrainie – Milik dał Napoli zwycięstwo nad Dynamem Kijów (2:1). Jego zespół przegrywał 0:1, ale Arek jeszcze przed przerwą strzelił dwa gole głową i odmienił losy meczu. Początek poprzedniego sezonu należał do niego. Kiedy pierwszy raz dostał szansę w podstawowym składzie, z Milanem (4:2) w lidze, też zaliczył „dwupak”. Tak samo było cztery dni po meczu z Dynamem. Jego bramki przesądziły o zwycięstwie nad Bologną (3:1). Potem był jeszcze dobry występ z Benficą (4:2) w 2. kolejce Champions League (gol i asysta) i bajka się skończyła, a o swoje trzeba walczyć od nowa.
„Przegląd” zapowiada hit dzisiejszego wieczora na Wembley jako… przedwczesny mecz o wyjście z grupy.
Po zdobyciu wicemistrzostwa Anglii Mauricio Pochettino i jego zawodnicy chcieliby teraz zrobić solidny krok naprzód w europejskich pucharach, ale losowanie fazy grupowej nieco ostudziło bujających w obłokach fanów Tottenhamu. Jeśli założymy, że pierwsze miejsce w grupie zajmie Real Madryt, o drugie rywalizację stoczą londyńczycy z Borussią Dortmund. Dlatego już pierwsze starcie w nowej edycji Champions League jest dla obu drużyn piekielnie ważne.
Legia nie umie kreować wielu sytuacji, a więc i strzelać hurtowo bramek. Bolączki legionistów diagnozuje Grzegorz Mielcarski.
W sobotnim starciu ze Śląskiem legioniści oddali ledwie siedem strzałów, a tylko dwa były celne. Jarosław Niezgoda zdobył bramkę po podaniu od drugiego napastnika, Armando Sadiku. – Legia nie ma rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia – diagnozuje problem warszawskiego zespołu Grzegorz Mielcarski, były reprezentant Polski, obecnie ekspert NC+. – Brakuje piłkarza kreatywnego, sterującego grą zespołu, rozrzucającego piłkę na skrzydła albo przed siebie. Jodłowiec, Kopczyński, Moulin i Mączyński to nie są zawodnicy, którzy na pełnej prędkości okiwają rywala i stworzą przewagę pod bramką przeciwnika. Pasquato może to potrafi, ale na razie nie może się odnaleźć w warszawskim klubie. Zdaje sobie sprawę, jakie są wobec niego oczekiwania, kogo miał tutaj zastąpić i na razie sobie nie radzi. Pamiętajmy jednak, że kreatywna gra Legii z poprzedniego sezonu to nie tylko Vadis Odjidja-Ofoe, ale również Radović, Guilherme, Nagy, Hämäläinen. Ich wszystkich we Wrocławiu zabrakło. Żaden z zastępców nie umie przyjąć piłki tyłem do bramki, odwrócić się i rozegrać – dodaje Mielcarski. Zdaniem byłego napastnika m.in. FC Porto warszawskiemu klubowi ewidentnie brakuje piłkarza, który umiałby zaskoczyć rywala.
Kłopoty ze zdrowiem Angulo. Hiszpan ma problem z mięśniem przywodziciela. Choć najczarniejszy scenariusz – operację i kilkutygodniową przerwę – może uda się wykluczyć.
Obecność Angulo w meczowej osiemnastce była niepokojącym sygnałem dla gospodarzy, że rywale mają w odwodzie strzelca dziesięciu goli w tym sezonie i w razie potrzeby nie zawahają się go użyć. Ale ważniejsze było to, ile znaczył nie dla Bruk-Betu, a dla Górnika. Młodzi piłkarze są w niego zapatrzeni, lubią z nim przebywać i potrzebują jego pomocy nawet wtedy, gdy nie ma go na murawie. Plan się powiódł, bo beniaminek odniósł pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. Angulo kibicował drużynie, dawał wsparcie przed i w trakcie spotkania.
Hiszpan jest rewelacją sezonu, głównie dzięki niemu Górnik ma najwięcej zdobytych bramek w lidze, ale na dłuższą metę trudno jednak wyobrazić zabrzański skład bez niego. Tymczasem na początku września w klubie nerwowo obgryzano paznokcie, bo okazuje się, że niewiele brakowało, a Angulo miałby znacznie dłuższą przerwę w grze. Na razie udaje się tego uniknąć. – Ma kłopoty z mięśniem przywodzicielem i dwa tygodnie temu, po meczu z Wisłą Płock, wydawało się, że musi się to skończyć operacją. To na pewno wiązałoby się z kilkutygodniową pauzą i potem pracą nad powrotem do wysokiej formy. A jednak na szczęście jest szansa, że dogra do końca sezonu, że przynajmniej na razie wystarczy leczenie profilaktyczne – mówi trener Brosz.
Śląsk nie potrafi zanotować czystego konta.
Są jedyną ekipą w ekstraklasie, która ani razu nie zagrała „na zero z tyłu”. A przecież nie zdobywają aż tylu bramek, by nie musieli oglądać się na straty własne.
Słabym usprawiedliwieniem jest fakt, że Legia jedynego gola strzeliła im po akcji ze spalonego. Dali się jednak „rozklepać”. Teraz skala trudności rośnie. Za pasem mecz z zabrzanami, którzy w lidze zdobyli najwięcej bramek (18).
– Trudno o lepszą okazję, żeby pokazać, że z naszą obroną nie jest źle. Faktycznie, w bardzo głupi sposób tracimy trochę bramek, ale winny jest cały zespół. Z drugiej strony, gdybyśmy w Zabrzu pokonali Górnika 3:2, chyba nikt by specjalnie na to nie narzekał – mówi kapitan zespołu Piotr Celeban.