Każdy szanujący się kibic ma swój kibicowski fetysz. Swój odchył od normy, niewytłumaczalny, a realny. Znam człowieka, który poluje na mecze ligi ugandyjskiej. Słyszałem o ojcu, który poznawszy FIFA 96, grał w nią dziesięć lat reprezentacją Polski, każdy rezultat wpisując w tajny kajecik.
Na pewno ktoś ma tak zryty futbolem beret, że pamięta nawet w jakich meczach Sportingu Gijon bramki strzelał Cezary Kucharski, a także jak wypadł Jacek Berensztajn w bezpośredniej rywalizacji z Simeone i Veronem.
Ktoś pewnie wierzy, że Wujo zrobił w Białymstoku awans uczciwie. Komuś imponuje szczeniactwo Grabary. Istnieją miłośnicy chaotycznego talentu Adama Mójty, istnieje polski fanklub Eibar. Na Sportklubie transmisje austriackiej ligi nie mają zerowej frekwencji.
Ja natomiast kibicuję, by wieczni frajerzy z Uzbekistanu awansowali na mundial.
***
Uzbekistan. Kraj nie tylko pozbawiony dostępu do morza, ale nawet nie mający sąsiadów z dostępem do morza. Kraj z jedną z największych na świecie kopalni złota. Kraj z zajebistym metrem w stolicy. Kraj, z którego sportu nie ma co się śmiać, bo byliśmy kilkanaście miejsc za nimi podczas igrzysk w Rio.
Przede wszystkim jednak kraj zwariowany na punkcie piłki. Ma naprawdę solidne tradycje jak na ten region, bo Pachtakor Taszkient ma na swoim koncie całkiem sporo sezonów w najwyższej lidze ZSRR (jego największym sukcesem szóste miejsce, raz był też w finale pucharu). Uzbecy grywali też w kadrze Związku Radzieckiego. Niestety w 1979 miała miejsce tragedia: samolot wiozący m.in. zawodników Pachtakora na mecz z Dinamem Mińsk zderzył się w powietrzu z samolotem rejsowym do Kiszyniowa. Zginęli wszyscy, którzy wzięli udział w wypadku.
Liga pogrążyła się w żałobie. Inne kluby pospieszyły z pomocą wypożyczając zawodników. Pachtakor dostał też od związku niezwykły status – przez trzy lata nie mógł spaść z ligi. Udało mu się podnieść z kolan, w 1982 powtórzył rekordowy wynik w lidze – szóste miejsce.
Uzbekowie po uzyskaniu niepodległości od razu zaznaczyli na kontynencie swoje boiskowe tradycje. W piłkarskim turnieju Asian Games 1994 – swoistych azjatyckich igrzyskach – zdobyli złoto. Ich kadra nie znaczyła wiele w latach dziewięćdziesiątych i na początku zeszłej dekady, ale mogli podziwiać choćby Maxima Szackicha w barwach Dynama Kijów. Pochodzący z Taszkienku Szackich czarował w stolicy Ukrainy przez dekadę, strzelił jedenaście bramek w Champions League. Można sobie tylko wyobrazić jakim wydarzeniem był jego występ z Galacticos na Bernabeu, z którego wraz z kolegami przywoził remis.
Wkrótce drgnęło i w kadrze, czego zapowiedzią występ reprezentacji U20 na młodzieżowych mistrzostwach świata. Niby same porażki, ale nie byle z kim – zacięte 2:3 z Mali. Potem 1:2 z Argentyną (Tevez, Mascherano, Zabaleta) po karnym Cavenaghiego w 93 minucie. Na koniec 0:1 z Hiszpanią po trafieniu Iniesty. Żaden wstyd. Po drodze zainteresowanie piłką podsycał choćby Rivaldo w Budyondkorze:
Z mocarstwowych planów klubu pozostał głównie stadion. Niemniej uzbeckie kluby nie są popychadłami na kontynencie
Azjatyckie eliminacje nie należą do najtrudniejszych. Arabia Saudyjska, która potrafiła dostać w łeb od Niemców 0:8, uchodzi tutaj za potęgę. W Brazylii w 2014 azjatyckie drużyny nie wygrały żadnego meczu. Nie ma znacznej różnicy między ekipą – było nie było – drugiego szeregu jak Uzbekistan, a najlepszymi. Dlatego nie dziwi, że Uzbecy zazwyczaj biją się do samego końca, ale dziwi, jakimi są mistrzami w zawalaniu wszystkiego na samym końcu.
Eliminacje o mundial w Korei i Japonii. Przedostatnia kolejka eliminacji. Chiny pewne awansu, drugie miejsce daje baraż. Zjednoczone Emiraty mają 7 punktów, Uzbekistan 7. Uzbecy do przerwy prowadzą w Omanie 2:0, by ostatecznie przegrać 2:4. W tymczasie ZEA wygrywa swój mecz, zyskuje pole position w grupie i nawet wygrana Uzbeków z Chinami nie daje już nic.
Eliminacje o mundial w Niemczech. Uzbekistan gra baraż z Bahrajnem, zwycięzca zagra o mistrzostwa świata z Trynidadem i Tobago. Pierwszy mecz trzeciego września w Taszkiencie. Uzbecy prowadzą po golu Kasimova, w 39 minucie mają jedenastkę. Dżeparov trafia, ale według sędziego Uzbecy za szybko wbiegli w pole karne. Zamiast powtórzyć karnego, japoński arbiter odgwizduje rzut wolny pośredni dla Bahrajnu, czyli popełnia błąd. Uzbecy wygrywają 1:0, ale domagają się walkowera. FIFA natomiast każe… rozegrać mecz jeszcze raz. Tym razem Bahrain remisuje 1:1, u siebie dowozi 0:0 i gra dalej.
W eliminacjach do RPA byli beznadziejni, ale w grze o Brazylię znowu dreszczowiec bez happy endu. Ostatnia kolejka, Uzbekistan 11 punktów w grupie, Korea 14, Iran 13. Ale Korea gra z Iranem, a Uzbecy tylko z Katarem. Wystarczy, że Koreańczycy u siebie ograją Iran, a Uzbecy mają autostradę do historycznego triumfu. Niestety, Korea przegrywa i zaczynają się liczyć strzelone bramki, a to Koreańczycy mają lepszy bilans. Uzbecy potrzebują wygrać sześcioma golami, ale pościg kończy się na 5:1.
Oczywiście nie musieliby się tak szarpać, gdyby parę dni wcześniej nie przegrali z Koreą po samobóju, względnie na samym początku eliminacji nie dali się ograć Iranowi u siebie po bramce w 93 minucie.
Uzbekistan spada do baraży Jordanią, gdzie po dwóch remisach 1:1 o wszystkim decydują karne. Po dziesięciu seriach Jordania wygrywa 9:8.
Teraz, przy grze o Rosję, było tak klasycznie na nich, że już bardziej być nie mogło. Znowu ostatnia kolejka, znowu o wszystko. Mecze: Iran – Syria, Uzbekistan – Korea. Iran pewny awansu, Syria 12 punktów, Uzbekistan 12 punktów, Korea 14. Po golu Syryjczyków to oni zajmowali miejsce premiowane bezpośrednim awansem, ale gdy Iran się ogarnął i wyszedł na 2:1, wskoczyli tam Koreańczycy. Jednak Uzbecy byli o raptem gola od mistrzostw. Żadnych baraży, żadnych dalszych gier, tylko strzelić u siebie gola Korei Południowej. Ale się nie udało, a w doliczonym czasie gry Syria wyrównała, tym samym dzięki lepszemu bilansowi bramek wyrzucając Uzbeków choćby z baraży.
I co w konsekwencji? I znowu to samo. Znowu Arabia Saudyjska, znowu Japonia, znowu Korea Południowa, znowu Iran. Oby Syria przebiła się przez baraże, bo jak nie, znowu Azja przyśle tą samą reprezentację co zawsze- tą, która dawno się opatrzyła, przynajmniej mi.
Dla mnie Uzbecy byliby powiewem świeżości, a zarazem po prostu fajną historią – ci goście, którzy ciągle dostawali na finiszu w łeb, wreszcie się przedarli. Ci goście, którzy nawet wygrywać średnio potrafią, bo jak zrobili czwarte miejsce na Mistrzostwach Azji, to zapadli w pamięć głównie przez 0:6 z Australią w półfinale, pokonali swoje demony.
Na razie demony wygrywają, kolejny mecz za cztery lata. A ja wciąż nie mam sobie równych w lokowaniu sympatii ku straceńczym drużynom.
Leszek Milewski