– Robienie z naszej reprezentacji najsilniejszej drużyny świata to nieporozumienie medialne. Mamy ambitny, zawsze przygotowany zespół, który stać na dobre występy. Ale zdarzą się też słabe – takie, jak ten w Kopenhadze. Nie zgadzam się z opiniami po wygranej z Kazachstanem – że wymęczyliśmy 3:0, że graliśmy słabe spotkanie. O piłce mówią wszyscy, ale nie wszyscy się na niej znają. Za ten występ dałbym naszym piłkarzom siódemki i ósemki. Zasłużyli – mówi w rozmowie z “Faktem” i “Przeglądem Sportowym” prezes PZPN Zbigniew Boniek.
FAKT
Piłkarskim tematem numeru – nieuznany gol Lewandowskiego z poniedziałku, o którym napisano już chyba wszystko, więc darujemy sobie cytowanie. Obok mamy rozmowę ze Zbigniewem Bońkiem, który pyta, co trzeba zrobić, żeby piłkarze zasłużyli na pochwały.
A co wiemy po meczach z Danią i Kazachstanem?
To, co przed nimi. Robienie z naszej reprezentacji najsilniejszej drużyny świata to nieporozumienie medialne. Mamy ambitny, zawsze przygotowany zespół, który stać na dobre występy. Ale zdarzą się też słabe – takie, jak ten w Kopenhadze. Nie zgadzam się z opiniami po wygranej z Kazachstanem – że wymęczyliśmy 3:0, że graliśmy słabe spotkanie. O piłce mówią wszyscy, ale nie wszyscy się na niej znają. Za ten występ dałbym naszym piłkarzom siódemki i ósemki. Zasłużyli. Kazachstan umie grać w piłkę, nam odebrał punkty w Astanie. Ale w Warszawie na naszej połowie był może przez dziesięć minut. To był mecz do jednej bramki. Ile trzeba wygrać z Kazachstanem, żeby pochwalić piłkarzy? Owszem, brakowało pewnych elementów – np. ostatniego podania – ale w pierwszej połowie rywale rzadko przekraczali połowę.
Cały wywiad w „Przeglądzie Sportowym”, tam zacytujemy kolejny fragment.
Dele Alli pokazał środkowy palec. Pytanie: sędziemu czy może Kyle’owi Walkerowi?
Dele Alli (21 l.) znów popadł w tarapaty na własne życzenie. Angielski gwiazdor od czasu do czasu lubi sprawiać problemy i podobnie było podczas poniedziałkowego meczu ze Słowacją.
Pomocnik Tottenhamu w 77. minucie pokazał środkowy palec. Komu? Najczęściej powtarzana wersja brzmi, że sędziemu. On jednak zapewnia, że gest skierowany był do kolegi z zespołu Kyle’a Walkera. – Żeby była jasność: w taki sposób żartowałem sobie z Kylem Walkerem – napisał na Twitterze zawodnik. Tę wersję powtórzył Gareth Southgate (47 l.). – Obaj mają dziwną formę komunikacji. W każdym razie powiedzieli mi w szatni, że gesty skierowane były do siebie.
GAZETA WYBORCZA
O powodach do niepokoju przed mundialem Krychowiaka i Kapustki Rafał Stec.
Grzegorz Krychowiak, nasz najlepszy piłkarz Euro 2016, oraz Bartosz Kapustka, jedno z odkryć Euro 2016, ucieleśniają tarapaty, w jakie zsunęła się reprezentacja Polski. Zsuwała się powoli, niezauważenie, przez okrągły rok.
Obaj byli pulsującą energią, obaj byli na różny sposób kluczowi, obaj całkiem zniknęli z futbolu. I stanowią czubek gigantycznej piramidy kłopotów, która zasłoniła nam – oby tymczasowo – widok na pomyślną przyszłość.
To nie tak, że przeszkoda wyrosła znienacka wraz ze wstrząsającym 0:4 z Danią. Ani tak, że wcześniej odurzeni kolekcjonowanymi przez Polaków punktami nie chcieliśmy dostrzec niebezpieczeństwa – jak ktoś, kto ignoruje nadciągające tornado, bo w telewizji nadają ulubiony serial. Owszem, zwycięstwa pomagają zagadać problem, intelektualnie rozleniwiają. Nade wszystko jednak piramida rosła powolutku, niezauważalnie.
Oprócz tego dostajemy rozmowę z Janem Tomaszewskim, który mówi między innymi o tym, czy powinniśmy się martwić o awans na mundial.
Jeszcze niedawno nie mieliśmy wątpliwości, dziś trzeba zapytać, czy Polska pojedzie na mundial do Rosji. Z Armenią i Czarnogórą musi zdobyć 4 pkt.
Jestem pewien, że pojedzie. Musi tylko wrócić do tego, co dobre. Podczas Euro straciła dwa gole w pięciu meczach. Grała futbol dojrzały, mądry, odpowiedzialny, mając świadomość, że aby spotkanie wygrać, trzeba go najpierw nie przegrać. Wszystko zaczynało się od defensywy i na niej opierało, a w tyłach pracował nawet Robert Lewandowski. I nagle w eliminacjach mundialu zaszumiała nam w głowach ułańska fantazja. Zapomnieliśmy o naturalnych atutach. Polska straciła aż 11 bramek w ośmiu spotkaniach, to zatrważająca liczba. Żaden lider grupy w Europie nie stracił więcej niż siedem. Niemcy, Irlandia Płn., Chorwacja stracili po dwie, Belgia, Hiszpania, Anglia – po trzy. Polacy mają większe straty niż czwarta w tabeli Rumunia, która z drużyną Nawałki przegrała gładko 0:3 i 1:3. To kuriozum.
SUPER EXPRESS
Główka Glika pracuje. Obrońca Monaco znów strzelił dla reprezentacji gola tą częścią ciała.
Glik trafił w swoim stylu: uderzył piłkę głową po rzucie rożnym wykonywanym przez Piotra Zielińskiego. Podobną bramkę as polskiej kadry zdobył w starciu z Anglią (1:1) w Warszawie w eliminacjach MŚ 2014.
– Bramka na pewno cieszy, ale dla mnie najważniejsze było zwycięstwo po ostatnich, nieprzyjemnych przygodach w Danii – podsumował występ z Kazachstanem. – Pogratulowaliśmy sobie postawy. Każdy jest z tego zadowolony, bo jesteśmy cały czas na pierwszym miejscu. Za miesiąc przed nami dwa finały. Mamy nadzieję, że będziemy do nich przygotowani jak najlepiej.
W rozmowie z „SE” Maciej Makuszewski opowiada o emocjach związanych z odsłuchaniem hymnu z murawy.
To był twój pierwszy raz w kadrze na PGE Narodowym. Jak się czułeś?
Na początku nie chciałem płakać. Jak był hymn, naprawdę chodziły mi ciarki po plecach. To wielkie emocje. To jest duma – wyjść w koszulce reprezentacji przed własną publicznością. Niesamowite. Komplet kibiców, każda akcja – wrzawa. Tylko grać, dać z siebie maksa i oby zwyciężać, jak najwięcej razy.
Z Danią i Kazachstanem zagrałeś z “10”. Skąd taki wybór?
Chcę rozwiać wątpliwości. Ja tego numeru sam nie wybrałem, nie prosiłem o niego. Byłem w ogóle zaskoczony, że taki numer otrzymałem. Pomyślałem: przyjechałem pierwszy raz, a od razu dostałem “dychę” i zaraz będzie, że się spalę. Ale o tym nie myślałem. To numer, z którym grają wielcy gracze na świecie, ale do tego tak nie podchodzę. Nie przejmowałem się tym, że gram z “dychą”.
Lewandowski obiecuje kibicom: znów będziemy na szczycie.
Mecz z Danią był wypadkiem przy pracy?
Tak. To, co o nas mówiono i pisano przed meczem z Danią, trochę nas przerosło. To był moment, kiedy chyba poczuliśmy się zbyt pewnie. Myśleliśmy, że kolejne zwycięstwa przyjdą nam łatwo. Nasze przygotowanie mentalne nie było takie, jak powinno. Czasami łatwiej jest wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. My szybko go osiągnęliśmy i ciężko było na nim pozostać. Będziemy jednak próbować znów na niego wejść, a nawet podnieść poprzeczkę. Nie ma co ukrywać, że kiedyś to my wychodziliśmy na przykład na Niemców z wielką determinacją, zdobywaliśmy bramki, wygrywaliśmy. Teraz to przeciwnik, wychodząc na nas, robi dokładnie to samo. Musimy być na to gotowi. A w meczu z Danią przerosło nas wszystko, co działo się wcześniej. Wszystko było mówione i pisane na wyrost. I Duńczycy sprowadzili nas na ziemię. To był kubeł zimnej wody i lekcja pokory dla nas wszystkich.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Gdzie jeszcze kadra może się rozwinąć? „Przegląd” szuka zgodnie z motto Adama Nawałki: „panowie, są rezerwy!”.
Stałe fragmenty: siła czy ograniczenie?
Uderzające, jak wiele goli w eliminacjach zdobywamy po stałych fragmentach gry: 11 na 18. Nawałka dużo czasu poświęca na ćwiczenie schematów i jak widać, dają one efekty. Wystarczy spojrzeć na liczby:
– Rzuty karne – 6 goli
– Rzuty wolne (pośrednie i bezpośrednie) – 3 gole
– Rzuty rożne – 2 gole
Dziesięć z tych trafień padło łupem kapitana. Raz trafił Kamil Glik.
(…)
Czy za bardzo nie kulejemy pod względem skuteczności z rozegrania przez środek pola? Atak pozycyjny, wymiana kilku podań, znalezienie wolnej przestrzeni zakończone finiszem. Znamiona takiej akcji miał tylko gol Lewego w Bukareszcie… Trzy precyzyjne, prostopadłe podania z Rumunią (do Piszczka, Grosickiego i Lewandowskiego) wykonał Krzysztof Mączyński, ale asysty zabrała mu nieskuteczność kolegów. Pierwszy mecz przeciwko podopiecznym Christopha Dauma to demonstracja umiejętności Piotra Zielińskiego, który był tam naszym dyrygentem i metronomem zespołu (…). Niestety znów bez dobrego wykończenia.
W „PS” całość rozmowy ze Zbigniewem Bońkiem, którą cytowaliśmy już przy okazji „Faktu”.
Robert Lewandowski powiedział, że w październiku drużyna będzie w lepszej formie m.in. dlatego, że zamknęło się okno transferowe.
Ma rację. Za nami początek sezonu. Poważne kraje dopiero zaczynają grać w piłkę. Zawodnicy przyjechali z czterema, pięcioma spotkaniami w nogach. Tylko nasi ligowcy mieli ich więcej. Forma może być lepsza. Nasz zespół, jeśli będzie skoncentrowany i scalony, jest w stanie osiągnąć cel, czyli wywalczyć w październiku cztery punkty i jechać na mundial. Ale nikt nie ma na to patentu. Nie awansujemy, bo to się nam należy, tylko trzeba na tę kwalifikację ciężko zapracować i być lepszym od rywali.
Kadra dwa razy grała w Armenii – zespół Jerzego Engela zremisował 1:1, a Leo Beenhakkera przegrał 0:1.
To teraz czas na zwycięstwo, ale dotychczasowe spotkania pokazują, jak trudny to rywal na własnym terenie. Na pewno nie poza naszym zasięgiem. Teraz trzeba trochę odpocząć, odstresować się, pooglądać Ligę Mistrzów i potem dokończyć dzieła.
Może być feta już w Erywaniu i rozstawienie w losowaniu grup mundialu…
Biało-czerwoni mogą świętować awans już 5 października niespełna trzy godziny po zakończeniu najbliższego meczu z Armenią na wyjeździe. Aby tak się stało, muszą wygrać, a potem czekać do końca spotkania Czarnogóra – Dania, które zacznie się nieco później. Jeśli padnie w nim remis, nasza drużyna będzie pewna awansu. Zwycięstwo Czarnogóry sprawi, że w ostatnim spotkaniu Polacy będą potrzebowali co najmniej remisu z tym rywalem na PGE Narodowym. Wygrana Danii będzie oznaczać, że naszemu zespołowi awans da każdy punkt wywalczony w konfrontacji z Czarnogórcami, a nawet porażka, o ile Dania nie pokona u siebie Rumunii.
…a może być kolejny czarny październik. „Przegląd” poza optymistycznym spojrzeniem pokazuje też to mniej optymistyczne, przypominając ciężkie końcówki eliminacji w poprzednich kampaniach.
Adam Nawałka i jego piłkarze niech mają się na baczności. Październik starszym kibicom kojarzy się z epokowymi sukcesami w meczach o awans do finałów MŚ, jednak to już zamierzchła przeszłość. Zwycięski remis z Anglią Orłów Górskiego na Wembley? Brawurowa wygrana 3:2 z NRD ekipy Piechniczka w Lipsku? Tak, wszystko prawda – zdarzyło się w październiku, ale kiedy to było? Od wielu lat Polacy na ostatniej prostej bojów o mundial często tracili oddech – czasami odpuszczali, bo awans już mieli w kieszeni, ale częściej był to efekt bezsilności.
Łukasz Moneta wyautowany. W Legii ma problem, żeby być w ogóle w kadrze meczowej.
Na początku sezonu Moneta zagrał z mistrzem Finlandii, ale potem wypadł nawet z kadry meczowej. I nic nie wskazuje, by miał do niej wrócić. W sobotę Legia grała z Mazurem Karczew (6:1). To spotkanie miało być okazją dla dublerów, gdyż kilku podstawowych zawodników wyjechało na mecze kadry. Trener Jacek Magiera wysłał jednak Monetę na mecz z Widzewem w III lidze.
We Wrocławiu trwa awantura o kasę. Kasę z dnia meczowego Śląska.
Chodzi o kwotę rzędu nawet kilku milionów złotych (w zależności od wielu zmiennych, w tym od frekwencji). W Śląsku utrzymują, że dostają za mało. Klub piłkarski nie ma prawa m.in. do zysków z lóż biznesowych oraz z biletów VIP. Nie zarabia nic na cateringu, jeśli frekwencja nie przekroczy 16 tys. widzów (jeśli przekroczy – 40 proc. przychodu z cateringu dostępnego w strefie publicznej trafia do kasy klubu). Z kolei jeśli liczba widzów na meczu jest większa niż 20 tys. widzów (nie liczy się wejściówek gratisowych i karnetów), klub musi odprowadzić część przychodu (18 proc.) do stadionowej spółki. – Nie nazwałbym tego konfliktem, do którego przysłano rozjemcę. Raczej wyłoniono kogoś, kto pomoże nam w zrobieniu wspólnego przedsięwzięcia. Jedna strona ma tory kolejowe, druga pociąg, który by można po nich puszczać. Razem naprawdę możemy robić biznes, tylko trzeba jasno określić prawa i obowiązki po obu stronach – mówi prezes Stadionu Wrocław Jacek Kostrzewski.
fot. FotoPyK