Dzielnie przeczekaliśmy dwa ogórkowe miesiące, ale dość już wyróżniania przeciętniaków, których wyjątkowość polegała na tym, że gdy inni się urlopowali, oni grali w piłkę. Wreszcie wraca poważny futbol, a wraz z nim – bogactwo wyboru w rankingu Piłkarza Miesiąca.
Sierpień był miesiącem niespodziewanych rozstrzygnięć, bo Cristiano Ronaldo nie znalazł się nawet w pięćdziesiątce, ze względu na nieco ponad dwa kwadranse gry i późniejsze wykluczenie za odepchnięcie sędziego. Bo Leo Messi wylądował daleko poza dziesiątką, a nawet dwudziestką. Bo do głosu doszli wreszcie ci, którzy wcześniej musieli się zadowalać dalszymi miejscami. No i przede wszystkim dlatego, że królem sierpnia został piłkarz, którego nigdy wcześniej nie wyróżniliśmy miejscem na szczycie zestawienia.
A oto najważniejsze rozstrzygnięcia – pierwsza dwudziestka:
Kapitalny jest to piłkarz, naprawdę, wyjąć go z Liverpoolu i The Reds są dużo ubożsi w ofensywie. Strzelał w KAŻDYM meczu Premier League. I były to ważne gole:
– z Watfordem pozwolił przełamać się słabo grającemu Liverpoolowi w pierwszej połowie,
– z Crystal Palace jego bramka pozwoliła wygrać 1:0,
– z Arsenalem podwyższył na 2:0, więc ekipa Kloppa jeszcze bardziej odskoczyła od rywala.
Strzelał gdzie się da. W lidze, w superpucharze i pucharze – może bramki z tych ostatnich rozgrywek są najmniej warte, bo Robert katował ekipę z niższej ligi, ale i tak warto go docenić. Choćby za regularność.
Jak zwykle nie ma szału w liczbach, ale kunsztu Chorwata trzeba szukać gdzie indziej. On w ogóle nie traci piłek, rozprowadza kolejne ataki Królewskich, jest nawet nie mistrzem przedostatniego podania, tylko tego jeszcze wcześniejszego. Gdyby dziś Barcelona miała kogoś takiego, grałoby jej się dużo łatwiej. A tak, może tylko z zazdrością spoglądać w kierunku Madrytu.
Dawno, dawno temu pisaliśmy o nim – gdy jeszcze grał w Liverpoolu – że to smakowity deser po Rafie Benitezie. Że The Reds powinni mieć z niego sporo pożytku, bo w jednym z pierwszych meczów dla swojego zespołu przyprawił sir Alexa Fergusona o kilka nerwowych ruchów szczęką, gdy ośmieszał jego obrońców. Długo jednak czekaliśmy, by ten deser okazał się tak słodki, jak w sierpniu. Hiszpan w odmienionym Milanie zaczął grać pierwsze skrzypce. Kreował sobie i partnerom sytuację za sytuacją, był zawsze w centrum wydarzeń. Najwyższa pora!
Dobrze wprowadził się do United – zaczął od bramki w Superpucharze Europy (ale też i od pudła), potem w lidze trafił trzykrotnie, najpierw dwa razy przeciwko West Hamowi, potem dorzucił sztukę ze Swansea. Wydaje się, że jest gościem, którego Mourinho potrzebował – Lukaku może nie przyda się specjalnie w konstruowaniu akcji, ale do jej sfinalizowania jest jak znalazł. Jeszcze niech tylko będzie bardziej równy, bo do wspomnianego dużego pudła z Realem, dochodzi zmarnowany karny w meczu z Leicester.
Mózg drugiej linii genialnego w ostatnich tygodniach Liverpoolu. Trochę niedoceniany, no bo to nie on w pierwszej kolejności odpowiada za bramki czy asysty, ale jego rola w taktyce Kloppa jest nieodzowna. To on ma rozprowadzać piłki w drugiej linii (i robi to niemal bezbłędnie), on ma odpowiadać za fazę przygotowania ataku i za stworzenie ofensywnemu tercetowi warunków do rozerwania obrony rywala (i robi to niemal bezbłędnie), on też ma podłączać się w drugie tempo i gdy nadarzy się okazja – samemu też poszukać okazji na zrobienie strzałem czy kluczowym podaniem krzywdy przeciwnikowi. I – jak się pewnie domyślacie – robi to niemal bezbłędnie.
Gdy Conte wyciągał go z Fiorentiny, wielu pukało się w głowę patrząc na ten transfer – Hiszpan w Premier League już był, świata nie podbił, więc czemu miałby to zrobić w Chelsea, czyli klubie z innej półki niż Sunderland. A jednak, Alonso tamten sezon miał świetny, ten nie zaczyna się inaczej. Kapitalnie kopie z wolnych, co udowodnił w meczu z Tottenhamem (a i z Burnley był blisko), umie się znaleźć w szesnastce, co też udowodnił przeciwko Kogutom. Dwa gole jego, kiedy obok są Morata, Willian czy Pedro a Chelsea wygrywa właśnie 2:1, z bardzo trudnym rywalem.
EA Sports pokazało wczoraj kartę Glika w nowej odsłonie FIFA. Mamy do panów z Kanady pytanie – czy wy jesteście ślepi, oceniając strzały na 32 (dla nieobeznanych, w skali do 99)?! Przecież Kamil ładuje jak opętany, jest jednym z najbardziej ofensywnych środkowych obrońców na świecie. Ma głód bramek, o czym dał znać na zgrupowaniu, kiedy w filmiku ŁNP żałował, że nie walnął Marsylii hattricka. Poza tym oczywiście dobrze broni, w innym wypadku Monaco nie budowałoby obrony wokół niego.
Profesor. Geniusz środka pola. Najlepszy w Bayernie w pierwszych dwóch kolejkach. 13 odbiorów, 6 przejęć piłki, 1 asysta i jak zwykle serducho oddane za swoją drużynę. Do tego – jak zwykle groźny z przodu, choć w tym miesiącu brakło bramkowego konkretu. Gdyby wyjąć go ze środka pola ekipy Carlo Ancelottiego, to tak, jakby zabrać drużynie dwóch kluczowych graczy. Ofensywnego i defensywnego pomocnika klasy światowej.
Gracz meczu o Superpuchar Europy, najlepszy na boisku w pierwszej odsłonie starcia o krajowy Superpuchar z Barceloną. We wrześniu będzie pewnie jeszcze wyżej, bo w reprezentacji Hiszpanii tylko potwierdził wysoką formę z początku sezonu, u nas – na 11. miejscu. Wielka szkoda, że nie zagrał w rewanżu z Barcą, bo w takiej dyspozycji, oglądalibyśmy kolejne jego show. A tak – jakby lekko przystopował i w ligę nie wjechał już z takim impetem.
Jest w dwudziestce Mane, za moment będzie też (spoiler!) Salah. I Firmino nie mogło więc zabraknąć, jako ostatniego elementu tego nierozłącznego tercetu. Liverpool nie pozbywałby się jakiś czas temu Benteke, Sturridge nie siadałby tak często na ławce, gdyby nie znakomita adaptacja Firmino do roli napastnika podłączonego do rozgrywania akcji. Byłego piłkarza Hoffenheim piłka szuka nie tylko w polu karnym, ale i poza nim, co skutkuje kolejnymi wykreowanymi partnerom szansami.
Na dzień dobry usadzony przez Antonio Conte na ławce kosztem Michy’ego Batshuayi. Nie potrzebował wiele czasu, by pokazać Włochowi, jak wielką było to pomyłką. Pół godziny przeciwko Burnley, okraszone golem i asystą, wystarczyło by natychmiastowo wywalczyć sobie podstawową jedenastkę. Ze statusem gracza absolutnie kluczowego wychodził już na dwa kolejne mecze, z Evertonem znów mając udział przy obu bramkach The Blues. Najpierw przytomnie odgrywając głową do Fabregasa, później samemu dobijając The Toffees. Niepewni, czy Diego Costę uda się szybko zastąpić tak regularnym strzelcem, dziś mogą pytać: a kim, do cholery, jest Diego Costa?!
Pan Asysta. Jedyny piłkarz w pierwszej dziesiątce rankingu, który nie zdobył choćby jednej bramki. A mówimy przecież o zawodniku na wskroś ofensywnym, zwykle operującym pod samym polem karnym rywala. Ormianin ma jednak doskonałą świadomość, że mało który piłkarz na świecie potrafi dodatkowym podaniem stworzyć tyle zagrożenia. W tym sezonie Premier League nie kończył jeszcze żadnego meczu bez otwierającego podania. Połowa goli United to efekt jego zagrań do któregoś z partnerów. Pod tym względem – nie do zatrzymania.
Piłkarz miesiąca w Liverpoolu według jego kibiców. Doskonale jego rolę w drużynie z Anfield opisuje kanał uMAXit Football:
Salah jest w stanie ciągle stwarzać zagrożenie pod bramką rywali. Jedyne, czego nadal mu brakuje, to wykończenie. Gdyby Bogusław Wołoszański poruszał w swojej serii tematy futbolowe, pewnie i on długo głowiłby się nad tym, jak uzasadnić to, że Egipcjanin znajdując się sam na sam z bramkarzem celuje zwykle… właśnie w golkipera. Gdyby nie to, byłby pewnie w TOP5, jeśli nie TOP3 naszego rankingu, bo w samym meczu z Arsenalem mógł zapisać na swoim koncie hat-tricka. Mimo to jednak trzeba go umieścić wysoko, bo pod nieobecność Coutinho były obawy odnośnie funkcjonowania ofensywy The Reds. On – wraz z Mane i Firmino – rozwiał je na dobre.
Wszedł do PSG z drzwiami, futryną i kawałkiem ściany nośnej. Magia przez wielkie „M” – tylko tak można było opisywać to, co wyczyniał w spotkaniu przeciwko Toulouse, w którym zaliczył po dwa gole i asysty. Zresztą to, jak podsumował swój występ w 90. minucie, nie schodziło z czołówek serwisów sportowych przez długie godziny.
Już dziś, już po trzech spotkaniach z Brazylijczykiem w składzie widać, jak potężne będzie w tym sezonie PSG. Z nim, z niedawno podpisanym Mbappe, z Cavanim… To będzie ofensywna machina, jakiej Francja nigdy wcześniej nie widziała i jaka będzie budzić postrach w Europie.
Kiedy przestał być najdroższym piłkarzem świata, wreszcie zaczął grać jak… najdroższy piłkarz świata. W czym nie sposób dostrzec powiązania z transferem Nemanji Maticia, co już chwilę po prezentacji pomocnika przewidział Ryan Giggs. Od kiedy bowiem Pogba ma Serba u boku, przypada mu znacznie mniej zadań defensywnych, a znacznie więcej luzu w grze do przodu. Co po prostu widać. Dziś Francuz to wreszcie lider United z prawdziwego zdarzenia. Ktoś, kto stawia stempel na większości akcji Czerwonych Diabłów. Nie pomylimy się mówiąc, że w tym sezonie wygra którąś z klasyfikacji Piłkarza Miesiąca.
Paryż ma oczywiście nowego księcia – Neymara – ale i przedstawiciel starej gwardii trzyma się bardzo, ale to bardzo mocno. Cavani miażdżył przeciwników skutecznością, ładował bramkę za bramką, a gdyby miał ich na koncie więcej niż pięć, także nikt nie mógłby być zdziwiony. Urugwajczyk oddał 16 strzałów na bramkę (w tym 10 celnych) w premierowych czterech kolejkach ligi, wypracował dwie bramki, a przy tym jak zawsze harował praktycznie na całej długości i szerokości boiska. Na ustach całego piłkarskiego świata jest dziś duet najdroższych w historii graczy ofensywnych Neymar-Mbappe, ale nikt nie ma wątpliwości, że to, co czyni PSG jeszcze silniejszym, to fakt, że obok tej dwójki będzie grać stary lis Cavani.
Miał w rękach tytuł nawet nie bohatera, a superbohatera meczu o Superpuchar Włoch z Lazio. Bo sposób, w jaki zawrócił bieg spotkania, był iście komiksowy. Do 85. minuty Lazio kontrolowało wynik, miało dwubramkowe prowadzenie i trofeum w garści. Wtedy Juve miało wykonywać rzut wolny z „klepki”, która z urzędu należy do Miralema Pjanicia. Dybala jednak postanowił, że zabierze Bośniakowi stały fragment i za chwilę wiadomo było, dlaczego to zrobił. Po prostu czuł się cholernie mocny. Tak jak parę minut później, gdy wywalczył i wykorzystał karnego na 2:2. I tylko niefrasobliwość obrony kilka chwil po jedenastce sprawiła, że Stara Dama schodziła z boiska pokonana, bez możliwości dalszej walki o trofeum. Ale Dybali to nie podłamało – dwie ligowe kolejki to kolejne cztery gole Argentyńczyka. Piłkarza w sierpniu absolutnie nie do zatrzymania.
Ileż pytań było o to, czy Monaco udźwignie ciężar oczekiwań, jakie zwykle spadają na barki mistrza kraju, w dodatku po tak szeroko zakrojonym demontażu. Akurat Falcao, z racji swojej historii niepowodzeń w Premier League, nie był najbardziej łakomym kąskiem dla europejskich mocarzy, w czym tkwi… ogromna pociecha dla klubu z księstwa. Bo Kolumbijczykowi ani przez moment w głowie nie siedziała przeprowadzka. A co potrafi robić z rywalami, gdy jego myśli wolne są od tego typu zawirowań? Spytajcie rywali z Ligue 1, którym zasadził siedem bramek w zaledwie czterech kolejkach ligowych.
Złoty chłopak, którego Królewskim zazdrości cały świat. Nikt w sierpniu nie strzelał piękniejszych goli, które miały jednocześnie tak ogromną wagę. Do niedawna Real galaktyczny ze względu na dziesiątki milionów płacone za gwiazdy największego formatu, ma dziś wszystko, by wkrótce mieć oblicze piłkarzy takich jak Asensio. Nie wziętych w swoim prime time, a wypatrzonych gdzieś na jednej z niższych półek i wykreowanych na towar marki premium. Sierpień był miesiącem, który Hiszpan zawłaszczył dla siebie, otwierając sezon piłkarski w Hiszpanii dubletem marzeń w dwumeczu z Barceloną o Superpuchar Hiszpanii. A który zakończył zapewnieniem niemal w pojedynkę remisu z Valencią.
Tę bramkę z drugiego spotkania z Blaugraną można odwijać z powtórek bez końca:
Klasyfikacja generalna prezentuje się w tym momencie następująco: