Na zegarze 75. minuta, tuż obok wynik: bezbramkowy remis. W Białymstoku Lech prowadzi z Jagiellonią 2:0, więc obecne rozstrzygnięcie satysfakcjonuje i nowego mistrza Polski, Legię Warszawa, i zawodników Lechii Gdańsk, którzy wprawdzie nie zdobędą mistrzostwa, ale przynajmniej nie wypadną z pucharów. Że to asekurancka taktyka? Może wręcz tchórzostwo? Co poradzić, liczy się wykonanie planu minimum, a przesadne odkrycie się mogłoby skutkować zabójczą kontrą. Zamiast walki o tytuł mamy więc zadowolenie z miejsca na podium.
Na lechistach tak rażący minimalizm zemścił się już po kwadransie, gdy Jagiellonia dogoniła “Kolejorza”, wypychając gdańszczan poza europejskie puchary. To wtedy poznaliśmy największych przegranych ubiegłego sezonu – bo otwartą ranę po przegranej w takim kiepskim stylu bitwie o podium posypano jeszcze dodatkowo solą – w Europie Polskę reprezentować mieli znienawidzeni sąsiedzi z Gdyni.
Było w tym trochę piłkarskiej sprawiedliwości. Nie chcesz walczyć o pełną pulę? Nie masz jaj, by zaryzykować, by ruszyć na całego? Zostajesz z niczym. Wszyscy biliśmy brawo Jagiellonii, która wywalczyła sobie Ligę Europy w ostatnich minutach sezonu, Lechię kwitując krótkim: sama sobie winna.
Ale ile może trwać ta zemsta futbolowych bogów? Gdy spojrzymy bowiem na gdański klub w okresie od tego feralnego meczu z Legią, aż po rozpoczęcie tego tygodnia, zobaczymy jedno wielkie pasmo nieszczęść.
TRANSFEROWE ELDORADO
Pamiętacie jeszcze czasy tego mema?
Lechia sprowadzała piłkarzy lądem, morzem i powietrzem, przybywali w tygodniu oraz w wekeendy, spotkania w szatni przypominały koncerty Oasis a gdy drużyna szła na integracyjny spacer w mediach podawano informację o rekordowych manifestacjach poparcia dla partii politycznych. Ale od meczu z Legią…
– Ariel Borysiuk przeszedł do QPR
– Michała Chrapka wypchnięto do Śląska Wrocław
– Rafała Janickiego ściągnął do siebie Lech
– Aleksandar Kovacević wylądował w Haugesund
– Michała Maka oddano do Śląska
– Mario Maloca wyjechał do Niemiec
– Vanja Milinković-Savić trafił do Torino
– Bartłomiej Pawłowski przeszedł do Zagłębia Lubin
– Simeon Sławczew wrócił do Sportingu
– Gino van Kessel został wysłany do Oxfordu United
– Piotr Wiśniewski i Mateusz Bąk zakończyli kariery
Przynajmniej czterech z nich to zawodnicy kluczowi – bo tak trzeba określić Borysiuka, Janickiego, Malocę i Sławczewa. Poza tym kilku zawodników przydatnych – Chrapek, Kovacević czy Mak. Do tego tacy, po których sobie sporo obiecywano – czyli Pawłowski i van Kessel.
Kto trafił na ich miejsce? Błażej Augustyn, Daniel Łukasik i Michał Nalepa nie wywołują i nie wywoływali przyspieszonego bicia serca u żadnego lechisty. Gamakow i Lewandowski to mimo wszystko ligowy dżemik. Naprawdę porządnie wyglądał właściwie tylko Matras, potem doszli do tego obcokrajowcy plus Patryk Lipski. Tak, Joao Oliveira już się ładnie przywitał akcją z braćmi Paixao w meczu z Wisłą, ale mimo wszystko, nawet wliczając potencjał Schikowskiego i Balde – to nie jest bilans na plus, do którego przyzwyczaili się w Lechii. Naturalnie ciężarówkami przyjeżdżali nie tylko Krasiciowie i Kuciakowie, ale też Friesenbichlerzy i Lekoviciowie, jednakże Lechia z sezonu na sezon wydawała się silniejsza personalnie. Teraz – słabsza.
ODRABIANKI
Lechia przeciwko Śląskowi Wrocław – 0:2 do przerwy, świetna pogoń na początku drugiej połowy, doprowadzenie do remisu
Lechia przeciwko Sandecji Nowy Sącz – 0:2 do przerwy, świetna pogoń na początku drugiej połowy, doprowadzenie do remisu
Liczba punktów w obu meczach? Zero. Lechia dokonała bardzo trudnej sztuki, dwukrotnie odrabiając dwubramkową stratę. Dwukrotnie spinała się na całkiem spory kawałek meczu, podczas którego wpędzała rywala w drgawki, doprowadzając do utraty kolejnych goli. Dwukrotnie rozprężała się totalnie po strzeleniu na 2:2, dwukrotnie traciła gole na 2:3, dwukrotnie schodziła z boiska z niczym.
To nie jest normalna sytuacja meczowa, że przeciwnik, który właśnie dostał taki mentalny cios, tracąc prowadzenie nad papierowym faworytem meczu, w dodatku w takich okolicznościach – dwukrotnie potrafił się jeszcze na koniec odgryźć i zostawić lechistów z pustym kontem. Problem z głowami piłkarzy? Z wytrzymaniem intensywniejszego fragmentu meczu? Z koncentracją? A może jednak klątwa?
SZPITAL
Co gorsza, rozbity i drastycznie przebudowany skład musiał się dodatkowo zmierzyć z plagą kontuzji i innego rodzaju pauz. Wypadli na wstępie m.in. Rafał Wolski, Lukas Haraslin, Milos Krasić, Sławomir Peszko. Po 25 minutach meczu z Sandecją zszedł Jakub Wawrzyniak. Po 29 minutach meczu z Wisłą Kraków zszedł Patryk Lipski. Gdy wydawało się, że cała ekipa dostanie wreszcie chwilę oddechu, podczas której kontuzjowani podleczą urazy – już w pierwszych dniach przerwy na kadrę na jakieś 2 miesiące wypadł Sławomir Peszko, świeżo przywrócony do gry po przedłużonym urlopie za brutalny faul z ubiegłego sezonu.
Ostatnio byliśmy w Gdańsku i na wszelki wypadek nie wychodziliśmy z auta, bo znając realia – przy wysiadaniu złamalibyśmy sobie rękę.
***
Jeśli dodamy do tego przebywanie trenera “pod prądem” od kilku ładnych tygodni, jeśli dodamy do tego jego zagadkowe zniknięcie podczas drugiej połowy meczu z Sandecją, jeśli dodamy do tego słabszą formę nawet Dusana Kuciaka, dotąd niesłychanie pewnego i niezawodnego… Może to być żyła wodna. Może to być pech. A może jednak zemsta za minimalizm ubiegłego sezonu?
Fot.FotoPyK