W ostatniej kolejce Premier League byliśmy świadkami wielkiego wydarzenia. Wayne Rooney pokonał bramkarza Manchesteru City – w przeszłości robił to co prawda piękniej i w jeszcze ważniejszych momentach, ale trafienie to było jego 200. golem w angielskiej ekstraklasie. Dołączył tym samym do Alana Shearera, który wcześniej jako jedyny mógł pochwalić się złamaniem tej granicy.
Były snajper między innymi Newcastle United wbił tych goli aż 260. Nie ma co się oszukiwać – 31-letniemu Rooneyowi nie będzie łatwo stać się numerem jeden w historii, strzelenie 61 goli w Premier League to przecież mokry sen kilku młodzieniaszków. Nie mamy jednak żadnych wątpliwości co do tego, czy były napastnik Manchesteru United podejmie rękawice – wydaje się, że po powrocie do Evertonu wstąpiły w niego nowe siły.
Dziś pierwsza okazja, by trochę zmniejszyć dystans. Jego drużyna gra kolejny mecz z mocnym rywalem – tym razem czeka ją wycieczka na Stamford Bridge. A w przeszłości Rooney potrafił gnębić bramkarzy Chelsea. Pierwsze skojarzenie? Ćwierćfinał Ligi Mistrzów w sezonie 2010/11. Ten gol zapewnił wyjazdową wygraną i sytuacja Czerwonych Diabłów przed rewanżem była bardzo komfortowa. Carrick, Giggs, Rooney – wszyscy pokazali dużą klasę [od 1:28].