Uprzejmie zwracamy się z prośbą do organizatorów rozgrywek I ligi, by w miesiącach letnich nie zarządzali grania co trzy dni, bo grozi to trwałymi zmianami psychicznymi u postronnych obserwatorów. Podczas oglądania meczu GKS-u Katowice z Odrą Opole czuliśmy potężnego kaca, mimo że wczoraj nawet nie tknęliśmy alkoholu. Najpierw była nuda, później jakiś taki wewnętrzny smutek, a kończyliśmy z myślami samobójczymi. Żenujące tempo, granie na stojąco i praktycznie bez stwarzania zagrożenia pod którąkolwiek bramką. Gole, owszem, były, ale… Jeden był tego typu, że jego opis powinien zastąpić słownikową definicję gola z dupa. Natomiast drugi padł po przyjęciu piłki ręką. Jeżeli to właśnie ten mecz – jako jedyny transmitowany dziś przez Polsat – miał być reklamą I ligi, to skuteczność była tu na podobnym poziomie, co w przypadku Tigera i obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Rozumiemy, że w I lidze zawodnicy są przyzwyczajeni do innej częstotliwości grania. Rozumiemy też upał i grubo ponad 30 stopni w słońcu, które towarzyszyło piłkarzom przez pełne 90 minut. Trudno jednak pojąć brak jakiegokolwiek zaangażowania, brak walki i ordynarne człapanie po boisku. Mogłoby się wydawać, że w I lidze umiejętności czasem może brakować, ale zapału nigdy. Tymczasem w Katowicach nie było ani jednego, ani drugiego. Cytując klasyka – nie było niczego. Zaglądamy w notatki, a tam pierwsza warta uwagi sytuacja dopiero w 28. minucie gry. Strzelał Zejdler, który uderzył bardzo mocno, a piłka nabrała przedziwnej rotacji. Problem w tym, że bramkarz złapał to uderzenie w zęby.
W pierwszej połowie nie wydarzyło się nic wartego uwagi i nie zapadło nam w pamięć żadne nazwisko. No może dwa-trzy razy pokazał się młody Żagiel, ale też dłużej niż wspominanie jego akcji zajęły nam rozważania, jak odmienia się jego nazwisko. Po zmianie stron ciekawiej zrobiło się tylko w okolicach 60. minuty, kiedy to wreszcie były jakieś okazje strzeleckie. Obie dla Odry i obie zmarnował Marek Gancarczyk. Potem piłkarze wrócili do kopania się po czołach, z czego też padł pierwszy gol dla gości. W 81. minucie piłkę od bramki wybijał golkiper Odry, później obciął się Midzierski, następnie obciął się Abramowicz i Wodeckiemu pozostało kopnąć piłkę do pustej bramki. Ten gol był więc jak cały mecz – od patrzenia pękały oczy.
Nie zabrakło jednak romantycznej historii, bo wspomniany Midzierski zrehabilitował się w doliczonym czasie gry, zdobywając wyrównującego gola. Szkoda tylko, że prowadzący mecz Łukasz Szczech dostosował się poziomem do piłkarzy i puścił w tej akcji przyjęcie piłki ręką. Gdybyśmy prowadzili niewydrukowaną tabelę I ligi, Odrze zapisalibyśmy trzy punkty, chociaż – jak przypuszczamy – marne to pocieszenie dla piłkarzy beniaminka. Oni w tym meczu byli trochę mniej beznadziejni, a trzy punkty stracili wyłącznie przez błąd arbitra.
Piłkarze z Katowic dostali więc nagrodę w postaci jednego punktu za swój wiekopomny występ. I teraz niech się regenerują do woli, bo swój następny mecz zagrają dopiero za dwa tygodnie. Być może wtedy będą już mieli siłę biegać, a i kibice odzyskają psychiczną równowagę po dzisiejszym widowisku. Ci drudzy z pewnością mają jednak trudniejsze zadanie.
* * *
Totalnie szalony mecz odbył się w Chojnicach, gdzie gospodarze zafundowali swoim kibicom prawdziwy horror w końcówce. Tak naprawdę w 83. minucie gry, kiedy Jakub Bąk trafił do siatki, wynik powinien brzmieć 5:1. Ale nie brzmiał, bo Chojniczanka zmarnowała dwa rzuty karne, najpierw nie trafił Zawistowski, później Grzelak. Było więc “tylko” 3:1, co Ruchowi udało się odrobić już w doliczonym czasie gry. Szybkie trafienia Balickiego i Zawala pozwalały przypuszczać, że jeszcze w sierpniu będziemy świadkami najbardziej frajerskiej utraty punktów w sezonie. Na szczęście dla gospodarzy na tym się jednak nie skończyło, bo tuż przed ostatnim gwizdkiem ponownie do siatki trafił Bąk i cały stadion oszalał z radości.
* * *
Komplet dzisiejszych wyników:
GKS Katowice 1-1 Odra Opole
(Tomasz Midzierski 90 – Marcin Wodecki 81)
Chojniczanka Chojnice 4-3 Ruch Chorzów
(Adam Ryczkowski 67, Rafał Grzelak 76, Jakub Bąk 83, 90 – Kacper Czajkowski 53, Artur Balicki 90, Mateusz Zawal 90)
Olimpia Grudziądz 1-1 Stomil Olsztyn
(Wołodymyr Kowal 13 – Grzegorz Lech 20 (k))
Górnik Łęczna 1-1 Bytovia Bytów
(Łukasz Wiech 90 – Janusz Surdykowski 15)
Fot. FotoPyK