Serial „Czy Dembele trafi do Barcelony?” ciągnął się jak odcinek „Mody na sukces”. Konwencję telewizyjnego tasiemca zachowano w pełni: zwroty akcji, złamane serca, szantaże, awantury i szamotaniny w lokalu socjalnym, aż wreszcie koniec. Dembele podpisał pięcioletni kontrakt, w niedzielę wyląduje w Katalonii. Kosztował 105 milionów, ale z bonusami ta kwota może urosnąć do 150.
Barcelona interesowała się skrzydłowym już w czasach, gdy ten wymieniał podania z Grosickim w Rennes. Podobno już wtedy Barca zarzucała na niego sieci. Jeśli gracz otwarcie w lutym na antenie stacji BeInSports mówił, że jego marzeniem jest gra dla Blaugrany, to można podejrzewać, że za kulisami toczyła się mniej lub bardziej konkretna gra.
Ostatecznie Francuz wylądował jednak w BVB za – z dzisiejszej perspektywy – śmieszne pieniądze. Na dzisiejszym rynku transferowym piętnaście milionów można wydać, owszem, ale na zakupach w Lechu Poznań. Tymczasem Borussia kupiła za to talent, który z miejsca porwał Bundesligę. Dembele strzelał (dziesięć razy), asystował (dwadzieścia jeden razy), kiwał, czarował, zarówno w rozgrywkach ligowych (odkrycie sezonu), jak i w Champions League (jeśli chodzi o asysty w Lidze Mistrzów, przegrał tylko z Neymarem i Ronaldo).
To jeden z tych graczy, którzy potrafią do współczesnego futbolu – tak przepełnionego fizycznością i kajdanami taktycznymi – przemycić prawdziwą piłkarską magię. Rzecz nie do przecenienia.
A przecież wszystko zaledwie w wieku 20 lat. To kozak już teraz, a najlepsze przed nim.
Dobrze pokazał się na tle Legii Warszawa, więc jak nie wyjdzie w Barcy, na pewno sprawdzi się na Kaukazie
Nie jest kwestią sporną to, czy Barca kupiła dobrego gracza, czy się wzmocniła – oczywiste dla wszystkich, że sprowadza jeden z największych talentów na świecie. Jego problemem jest cena. W rok z piętnastu milionów jego cena skoczyła do astronomicznej kwoty. Borussia ubiła bardzo dobry interes, bowiem Dembele został przecież właśnie drugim najdroższym piłkarzem w historii futbolu. A przecież ma za sobą raptem dwa lata dorosłego grania. Neymar kosztował więcej, ale za te pieniądze PSG kupowała supergwiazdę, pewniaka, w dodatku wciąż dość młodego. Dembele to mimo wszystko wciąż projekt – świetnie zapowiadający się, ale projekt. Chłopak ma temperament i łapie sporo kartek, potrafi podpalić się pod bramką, nie ma rewelacyjnych statystyk jeśli chodzi o dokładność podań. Liczby pokazują, że nie ma problemów z efektywnością, ale to nie jest jeszcze poziom najlepszych z najlepszych, a wejścia do tego grona będzie się od niego oczekiwać.
Jeśli ktoś by spytał, czy Neymar może poprowadzić Barcelonę po Messim, każdy odpowiedziałby twierdząco.
Jeśli spytać, czy Dembele może poprowadzić Barcelonę po Messim, musi paść „pożyjemy, zobaczymy”.
Jak się dobrze nad tym zastanowić, to kwota za Dembele sprawia, że tylko korzystniej dla PSG wygląda cena jaką zapłacili za Neymara. Takie szalone czasy nastały, że rzeczywistość zmienia się diametralnie nie tylko z okienka na okienko, ale z tygodnia na tydzień. Nie wiemy, czy do końca rozumieją to w Katalonii, skoro klauzula 400 milionów euro pewnie już dziś dla PSG nie byłaby problemem.
I tu jest największy problem, z jakim będzie się musiał zmierzyć Dembele. Jego misja to wejść w buty Neymara – nawet dostał numer po Brazylijczyku. W świetle wszystkiego, co działo się tego lata, presja będzie gigantyczna, a Francuz ani przez chwilę nie uniknie porównań.
Ale gdy kibice zaczną zapominać o Neymarze i dadzą Dembele odetchnąć, a on okrzepnie, może wejść na absolutny szczyt. Nauczycieli w osobach Suareza i Messiego ma najlepszych z możliwych, a w nogach talent, jaki zdarza się raz na milion.