Czas mija nieubłaganie. Robert Lewandowski, jeszcze wczoraj bezczelny chudzielec, który wchodził z przytupem do naszej ekstraklasy, skończył właśnie 29 lat. Tak przywykliśmy do obecności w naszej piłce piłkarza tego kalibru, że właściwie boimy się nawet myśleć, jak będzie wyglądać rzeczywistość po nim, kiedy odwiesi już buty na kołku. Chociaż podskórnie wszyscy przeczuwamy, że może być to powrót do czasów w polskim futbolu słusznie minionych. Czy Robert niczym Zlatan dociągnie do 36 lat w topowym klubie? A może – oby nie! – jak Thierry Henry w okolicach 32 lat zakończy już granie na najwyższym poziomie? Tego oczywiście przewidzieć się nie da, ale perspektywa pożegnania z Robertem z roku na rok robi się niestety coraz bardziej wyraźna.
– Dane nam było, słońca zaćmienie, następne będzie, może za sto lat – śpiewał niegdyś Felicjan Andrzejczak, a słowa te jak ulał pasują też do obecnej rzeczywistości w polskiej piłce. Indywidualne wyniki Lewandowskiego zdają się być totalnie oderwane od wszystkiego, co zdarzyło się w czasach przed nim. Do dziś patrzymy z uznaniem na dorobek polskich rekordzistów ekstraklasy, Lucjana Brychczego (182 gole) i Ernesta Pohla (186 goli), ale miejmy świadomość, że jeden kapitalny sezon Lewego wystarczy, by wyrównać te wyniki w Bundeslidze. I to na przestrzeni mniejszej liczby meczów! Obecnie Robert ma na koncie 152 ligowe trafienia w Niemczech, czyli do polskiego wyniku Pohla brakuje mu już “tylko” 34 bramek. Jednego kapitalnego sezonu w Bayernie…
Dalej spójrzmy na klub wybitnego reprezentanta. Michał Żewłakow w wieku 35 lat ustanowił rekord 102 spotkań w drużynie narodowej, podczas gdy 29-letni Lewandowski z Danią i Kazachstanem najprawdopodobniej zaliczy swój mecz numer 88. i 89. A w wieku Roberta Żewłak miał ledwo 45 występów w kadrze! Nieco trudniej Lewemu będzie więc dopaść Kubę Błaszczykowskiego, który ma dziś o 4 mecze więcej i cały czas gra. No ale napastnik Bayernu jest niemal o 3 lata młodszy, czyli w teorii będzie miał aż nadto czasu, by wyprzedzić swojego kolegę z reprezentacji. Dwóch goli brakuje Lewemu także do rekordu strzeleckiego wszech czasów w drużynie narodowej, który wciąż jeszcze należy do Włodzimierza Lubańskiego. Wystarczy jednak by Robert podtrzymał serię z eliminacji do wielkich turniejów (już 11 meczów z rzędu z golem!), a po starciach z Danią i Kazachstanem wyprzedzi kolejną wielką legendę.
Przedwczoraj głośno zrobiło się też o Łukaszu Piszczku, który wyrównał wspaniały rekord Tomasza Wałdocha w Bundeslidze, rozgrywając swój 249. mecz. Lewandowski ma już na koncie 228 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, więc i on jeszcze w tym sezonie pobije rewelacyjny rekord Wałdocha. A później – o ile pozostanie w Bundeslidze – najprawdopodobniej pobije też nowy rekord Piszczka, od którego jest o 3 lata młodszy.
Rekordy Brychczego, Pohla, Lubańskiego, Żewłakowa, Wałdocha… Lewandowski ma wielką szansę pobić je wszystkie jeszcze przed 30-tką!
Oj, przyzwyczailiśmy się do Lewego i do jego niewyobrażalnych osiągnięć. Przyzwyczailiśmy się też do tego, że Robert jest nie do zdarcia. W każdym z sześciu ostatnich sezonów rozegrał w klubie ponad 4000 minut, a przez ponad 10 lat w piłce klubowej opuścił ledwie 5 spotkań z powodu kilku drobnych urazów. I tak naprawdę nie dopuszczamy do siebie myśli, że kiedyś ta passa wreszcie się musi skończyć, i że nasz eksportowy napastnik nie zawsze będzie miał tyle szczęścia, a już na pewno nie oszuka upływającego czasu.
Kilka lat – tyle maksymalnie będzie nam jeszcze dane oglądać grę Roberta na najwyższym poziomie, o ile oczywiście dalej będzie cieszył się takim zdrowiem i zestarzeje się jak Ibrahimović. Warto o tym pamiętać i warto docenić fakt, że pasjonujemy się piłką właśnie w jego czasach. Bo później pozostanie nam już tylko wspominanie i zamęczanie historiami o nim naszych dzieci czy wnuków. Dziś 29-letniemu Lewemu życzmy więc wszystkiego najlepszego i – przede wszystkim – takiego zdrowia jak dotychczas.
Fot. FotoPyK