Okej, napiszecie, że gangster, kryminalista i tak dalej. Że w ogóle nie powinniśmy z nim gadać. Tyle że w sprawie domniemanej przynależności Michała Materli do zorganizowanej grupy przestępczej wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi. Proces jest na etapie postępowania przygotowawczego, co oznacza, że prokuratura nie sformułowała nawet aktu oskarżenia. Materli bezwzględnie przedłużano areszt, by wreszcie wypuścić go za kaucją. – To może ciągnąć się latami – przewiduje „Cipao”. A co jeżeli okaże się, że w swoim życiu zawodnik KSW najbardziej podpadł drogówce?
Udały się urodziny syna?
Wybraliśmy się do Poznania, na wycieczkę. To była dla niego niespodzianka. Coś tam wcześniej przebąkiwał, że bardzo chciałby pójść do zoo. Skorzystaliśmy z okazji.
Masz zakaz opuszczania kraju?
I dozór. Cztery razy w tygodniu muszę się podpisywać na komendzie.
Dawid Kostecki zaraz po wyjściu zza więziennego muru był pełen życia. – Nie mówmy o śmierci, o złych rzeczach. Jestem szczęśliwy, mam zdrową rodzinę, słońce świeci. Normalnie petarda!. Od trzech tygodni towarzyszy ci podobne uczucie?
Najważniejsze, żeby nie myśleć o tym, co było. Pobyt w zakładzie karnym to dla człowieka całkowicie stracony czas. Czas, którego nikt ci nie zwróci. Dlatego po wyjściu każdy docenia to, co ma i na tym się skupia.
Czasu faktycznie nikt ci nie zwróci, ale możesz starać się o odszkodowanie. Czytałem, że najwyższe żądanie odszkodowania w Polsce za niesłuszny tymczasowy areszt wyniosło 250 tys. zł. Chodziło jednak o ustawowe 3 miesiące za kratami. Ty poza społeczeństwem spędziłeś prawie trzy razy tyle. To może być najbardziej opłacalna walka w twoim życiu.
Za szybko, żeby o tym mówić. Wiadomo, że najpierw musi być uniewinnienie.
Będzie?
Boję się sytuacji politycznej, nie wiem, w którą to stronę pójdzie. Byłem przecież tyle miesięcy w zakładzie karnym na podstawie jakiejś wyimaginowanej sytuacji. Stworzonej na potrzebę prokuratury, która chce zrobić sobie pijar. Myślę, że pewne osoby zrobią teraz wszystko, żebym został przedstawiony w świetle, w którym one chcą mnie zobaczyć. Tym bardziej, że już w czasie mojej odsiadki dopuszczono się różnych kłamstw, oszczerstw i manipulacji. Tylko po to, żeby przetrzymać mnie w więzieniu jak najdłużej.
Twój obrońca składał zażalenia, starał się zainteresować sprawą Rzecznika Praw Obywatelskich.
Tak, między innymi.
Stwarzano ci konkretne problemy?
Nadużyć i sytuacji, gdzie reakcje poszczególnych organów pozostawiały wiele do życzenia było naprawdę dużo. O konkretach wolę teraz nie mówić. Szkoda byłoby na tym etapie demaskować się przed prokuraturą. Nie chciałbym wytrącać mecenasowi kart z rąk.
Jego nazwisko działa na twoją niekorzyść. Dziennikarze przywołują, że broni cię były adwokat Oczki.
To absurdalny argument. To, że sięgają po niego znane osoby popadające w konflikt z prawem, świadczy tylko o tym, że jest bardzo dobrym prawnikiem. Poza tym, znamy się prywatnie. Mamy wspólne zainteresowania.
To prawda, że w chwili zatrzymania twój starszy syn wybierał się na trening pływacki?
Nie. Syn już nie trenuje pływania, trenuje boks. W dodatku zatrzymanie było o godzinie 6:02. Zaniepokojony przyszedł do naszej sypialni. Myślał, że ktoś się włamuje.
To dorastający nastolatek, trochę już na świecie widział. Co innego młodszy potomek.
Mam bardzo bystre dzieci, całe szczęście. Młodszy miał sześć lat, kiedy zaczęła się cała ta akcja. Byliśmy zaskoczeni z żoną, jak zareagował. Nie wiem, czy jakoś sobie wytłumaczył, że nie ma taty, czy to zaakceptował. W każdym razie, dawał sobie radę. Chociaż żona mówiła mi, że na początku czuł się niepewnie w domu, niekomfortowo.
Nie miał pewności, czy zaraz nie wskoczy grupa uzbrojonych po zęby antyterrorystów?
Na przykład.
Jak się czuje człowiek porażony paralizatorem?
Jestem osobą, która dość mocno i często eksploatuje swoje ciało, paralizator więc nie podziałał na mnie destrukcyjnie. Inna sprawa, że jego użycie było zupełnie niepotrzebne. Dwójka dzieci w domu, jedno w wieku przedszkolnym. A ja bezwzględnie wykonywałem polecenia. Grzecznie położyłem się na ziemi, wtedy jeden z antyterrorystów podszedł i prewencyjnie strzelił mnie tym paralizatorem. Jakby chciał zaznaczyć: „to ja tu jestem szefem”.
Według prokuratury podczas zatrzymania podniosłeś gardę.
Bzdura. Przetarłem się z nimi na korytarzu, w momencie, kiedy otwierali drzwi. Zażądali, żebym się położył, wygłosili swoją regułkę i rzucili mi pod nogi granat. Zresztą, wszystko jest u nich na nagraniu. Cała Polska widziała, jak potraktowano Igora Stachowiaka. Policja to organ, który wykonuje polecenia prokuratury. Dostali konkretne zadanie.
Na zdjęciach z akcji można zobaczyć kilka zegarków, pieniądze.
I moje żółte gacie. A pokazali, jakby to był dom jakiegoś super szefa gangsterki.
Ile było pieniędzy?
15 tys. złotych. Mam pieniądze w domu, chyba jak każdy.
Skąd pochodziło to 15 tys.?
To są moje prywatne pieniądze. Nie jestem gościem, który zbiera butelki. Ciężko pracuję i płacę za to potężne podatki.
Byłeś kiedykolwiek wcześniej potraktowany paralizatorem?
Nie, nigdy.
A przynajmniej gazem?
Też nie. Nigdy wcześniej nie miałem sytuacji spornej z policją, nigdy nie byłem w zakładzie karnym. Ostatnio miałem swój debiut.
Miałeś 18 lat, kiedy po raz pierwszy zostałeś ojcem. To był burzliwy okres w twoim życiu. Jak stałeś na bramkach, to nie zawsze trzymałeś nerwy na wodzy.
Faktycznie, dawniej nie potrzebowałem wiele, żeby zainterweniować, jak ktoś w nieodpowiedni sposób zachowywał się w lokalu. Dopiero później pytałem, w czym jest problem. Ale przecież ja żadnego zarzutu pobicia nie miałem.
Tutaj masz poważne. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, która miała handlować narkotykami i papierosami na ogromną skalę.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ten informator – który aspiruje do tego, żeby być koronnym – zeznał, że dał jakiejś osobie X środki odurzające, a X przekazał je mnie. Z tym że on tego nie widział.
Jak to, nie widział?
Powiedział, że rozliczałem się bezpośrednio z X. Mało tego, zeznał, że pracowałem na bramce w lokalu, w którym nigdy nie byłem. Że stałem w Kołobrzegu. W mieście, w którym byłem może ze 2-3 razy w życiu. To nie zostało w ogóle zweryfikowane.
Stałeś na bramkach jeszcze wtedy, gdy byłeś już rozpoznawalnym sportowcem.
Właśnie. Jestem chyba na tyle rozpoznawalną osobą, że raczej nie byłoby problemu sprawdzić, czy gdzieś pracowałem. Miałem sprzedawać narkotyki w czasie dyskoteki? To jakieś kpiny!
Wiedziałeś, że Mameda chciała zwerbować ABW?
Słyszałem, medialna sprawa. Nic dziwnego, że próbował to nagłaśniać. Żeby nie było później sytuacji, że nagle go zamkną. Teraz gdzieś mówili o czterech Czeczenach, którzy zbierali ciuchy dla swoich ubogich rodaków. Posądzono ich o terroryzm. Prokuratura wydała w tym przedmiocie niekorzystny wyrok dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Zaraz po twoim zatrzymaniu Khalidov nie potrafił ukryć wściekłości w rozmowie z Interią. – Wszystkim, co ten chłopak robi, jest tylko trenowanie. Przecież widzimy to na własne oczy. Michał większość czasu spędza w Stanach Zjednoczonych, gdzie ciężko trenuje, a będąc w Polsce jego życie też kręci się wokół sali treningowej.
Zdecydowanie tak. Sam, niestety, odczułeś jak to wygląda. Przyjechałeś w poniedziałek. Co dzisiaj mamy?
Czwartek.
No, i dopiero udało się nam spotkać. Wczoraj byłem padnięty po treningu.
Właśnie trening pozwolił ci przetrwać w dobrym stanie psychicznym te długie miesiące?
Trenowanie jest receptą na przebywanie w zakładzie karnym, to była odskocznia. W więzieniu coś trzeba robić. Jesteś zamknięty przez 23 godziny dziennie, masz godzinny spacer, ewentualnie jeszcze świetlicę. Możesz przeleżeć pobyt, przespać, ale chodzi o to, żeby tak sobie ułożyć dzień, żeby nie było na nic czasu. Miewałem takie dni. Wieczorami byłem tak zmęczony, że bardzo szybko zasypiałem.
Każdy dzień za kratami pięściarza Tomasza Garguli wyglądał mniej więcej tak. Pobudka o piątej, zajęcia w klasie o profilu mechanik-monter maszyn, praktyki, stołówka, krótka drzemka, szkoła, wieczorny trening. – Pamiętam, jak musiałem zmartwić odwiedzającego mnie kolegę i powiedzieć mu, że niestety, ale nie miałem czasu przeczytać podrzuconych przez niego książek.
Wiesz co, powiem ci, że swoją pierwszą książkę w życiu przeczytałem właśnie w areszcie.
„Ojciec Chrzestny”?
Nie, nie. Mike Tyson „Moja prawda”. Jak czytałem tę książkę, to byłem w szoku, jak można w taki sposób przeżyć życie. Nawet, jakby się zrobiło film – scenariusz jeden do jednego – to mało ludzi by w to uwierzyło.
Tyson, siedząc za rzekomy gwałt, czytał „Hrabiego Monte Christo” i planował zemstę.
Tak, bardzo utożsamiał się z głównym bohaterem.
Naprawdę to przeczytałeś.
Jak ci mówiłem. Pierwsza i jak na razie ostatnia książka w życiu. Obym więcej nie musiał czytać w takich warunkach.
Tyson budził się o drugiej w nocy i biegał w miejscu w celi.
Bieg bokserski.
Praktykowałeś?
Na świetlicy. Tam robiłem swój drugi trening. Albo na spacerze.
Rano robiłem trening bardziej fizyczny. Pompki, przysiady – oczywiście z partnerem na plechach.
Duży chłop?
Duży. 196 wzrostu, 142 kilo.
Miałem to szczęście, że siedziałem z osobami, które miały do czynienia ze sportem i też chciały trenować. Fajnie, jeden drugiego motywował.
Sparingów pewnie nie mogliście robić?
Sparingów MMA nie, ale robiliśmy zapasy, ogólnie parter. Miałem pod ręką gościa z Poznania, Kubę. Pozdrawiam. Młody chłopak, na początku swojej drogi w MMA. Przekrojowy trening, lekkie uderzanki, tarcza.
Staraliśmy się przede wszystkim bardzo urozmaicać treningi, żeby nie popaść w rutynę i nudę. W Poznaniu nie mieliśmy rękawic, wyglądało to bardziej spartańsko. Jak przenieśli mnie do Gorzowa, miałem do dyspozycji drążki.
W Poznaniu nie miałeś?
Tam robiliśmy drążki z dwupiętrowego łóżka.
Kumpel Tysona z paki miał gotowy przepis na sukces. – Jeżeli masz sto pompek w magazynku, nikt nie nazwie cię cieniasem.
Ja teraz mam, zdecydowanie. W więzieniu pompki nie idą na setki, idą na tysiące.
Ci, którzy cię znają, opowiadają, że masz wilczy apetyt. Ile ważyłbyś, gdybyś przespał cały pobyt w więzieniu?
Ciężko powiedzieć. Jako sportowiec mocno zwracałem uwagę na to, żeby utrzymać ciało w jak najlepszej kondycji. Żeby nie przytyć za dużo i nie wyjałowić organizmu.
Jak załatwia się za kratami dietę bezglutenową?
Piszesz normalne pismo. Prosisz, argumentujesz i to wszystko. Mam celiakię.
Podobno bez trzech rzeczy nigdy nie ruszasz się z domu. Wiekowych klapek, blendera i wagi do odmierzania odżywek. Miałeś te przedmioty ze sobą również w areszcie?
Blendera i wagi w więzieniu mieć nie mogłem, nie czułem też takiej potrzeby. Klapki były ze mną w zakładzie. Stare, kilkunastoletnie Nike’a. Mam do nich sentyment.
Sam przygotowywałeś posiłki w celi. Większość zdrowych produktów kupiłeś w więziennym sklepie.
Zawsze wieczorem przygotowywałem sobie wodę z cytryną, rzucałem całe kawałki, które potem wpierdzielałem rano. Śniadanie także przygotowywałem wieczorem. To były płatki owsiane zalewane kawą, do których dorzucałem różne zdrowe składniki. Rodzynki, śliwki, pestki dyni, siemię lniane. To, co było dostępne. W Gorzowie miałem możliwość zakupu np. oleju kokosowego, oliwy z oliwek.
Obiad też robiłeś w celi?
Nie, to już z zakładu.
Następny posiłek to była lekka przekąska. Później na kolację gotowałem sobie w czajniku ryż, przyrządzałem go na słodko. Z bananem, z cynamonem, trochę gorzkiej czekolady.
Miksturę od kolegi szamana piłeś?
Mówiąc „mikstura szamana”, nie myślę o czymś do picia. To specjalny rytuał, który wykonuję przed każdą walką.
Zapalasz świeczki, takie rzeczy?
Nie mogę powiedzieć. (tajemniczy uśmiech)
Niektórzy ludzie w więzieniu przebywają głęboką przemianę duchową. Medytacja, joga, porzucenie nałogów, przejście na wegetarianizm, na islam.
Ja poświęciłem się tylko i wyłącznie sportowi, na nim koncentrowałem większość swoich sił. Po prostu lubię trenować. Medytacja, joga? Może, jakbym miał dłuższy wyrok. Ale nie będzie takiej potrzeby.
– W podobnym czasie chłopaki z grupy byli na zgrupowaniu w Zakopanem. Czułem się, jakbym był z nimi. A nawet lepiej, bo robiłem nie dwa, a trzy treningi dziennie – wspomina swoją drugą odsiadkę Kostecki.
Tak trzeba myśleć. Ja też trenowałem na 3-4 metrach kwadratowych, a myślami byłem gdzieś indziej. Właśnie na jakimś obozie treningowym. Takim o zaostrzonym rygorze. Próbujesz sobie wyobrazić inne miejsce niż to, w którym jesteś, skupiasz się na wykonaniu zadania. Tak to funkcjonuje.
Nie miałeś możliwości obejrzenia gali KSW na Narodowym, ale świat zewnętrzny nie był ci tak zupełnie obcy. Miałeś widzenia.
Pobyt w zakładzie karnym mocno weryfikuje na kogo możesz liczyć. Żona przekazywała mi na widzeniach, że jest naprawdę duża grupa osób, która mnie wspiera i będzie ze mną do końca. Zaraz jak wyszedłem, pozwoliłem sobie przejrzeć, jak to wyglądało. Jestem bardzo podbudowany.
Widzenia miałeś tylko z najbliższą rodziną?
Tak, ale to i tak dopiero po pewnym czasie. I z bólem serca ze strony pani prokurator. Dopiero po sześciu miesiącach odsiadki zaczęła mi dawać regularne widzenia. Raz na dwa tygodnie.
Konsekwentnie odmawiałeś składania wyjaśnień, nie współpracowałeś. Dlaczego?
Bo nie mam nic wspólnego z tą sprawą. Jak zobaczyłem zarzuty, które przedstawiono mi w domu, powiedziałem: „to jakaś farsa, jadę tam i zaraz wracam”. Przeciągnęło się prawie do ośmiu miesięcy…
Wasze zdjęcie z kolegami z podpisem „omerta”, sugeruje, że coś jednak wiesz o sprawie.
Na treningu żeśmy sobie zrobili foto i tyle. Na zasadzie żartu, tak to powinno zostać odebrane. Muszę mieć do tego wszystkiego dystans.
– Dla mnie omerta jest czymś złym, ale też rozumiem Materlę. Jak on ma po tym wszystkim mieć zaufanie do organów ścigania? Przypisano mu rolę jednego z najgroźniejszych bandytów w Polsce i tak też go potraktowano. To zrozumiałe, że jego zaufanie do wymiaru sprawiedliwości uległo obniżeniu – odnosi się do twojej sprawy Sylwester Latkowski. Po czym dodaje: – Jedna z hipotez głosi, że świadek, który go wskazał, pomylił osoby. Tam chodziło o innego zawodnika. Podobno pani prokurator to wie, ale jakoś nie chce tego sprawdzić. Potwierdzasz tę wersję?
Nie wiem. Może pan Latkowski wie więcej niż ja. Jeżeli by tak było, to tym bardziej rodzi się pytanie, dlaczego mnie tak długo trzymali?
Próbowano wymusić na tobie wyjaśnienia? Niekoniecznie paralizatorem, ale np. agresją słowną?
Wydaje mi się, że cała ta sytuacja, że zostałem zamknięty na oddziale dla niebezpiecznych, dużo tutaj mówi. Chcieli mnie złamać psychicznie. Mało tego. Nie tylko mnie tam zamknęli, ale i próbowali rozsiewać plotki, że sobie nie radze i zostałem świadkiem.
Czyli, że poszedłeś na współpracę?
Tak. To oczywiście była kolejna wielka intryga policji.
Chodziło o to, żeby zdyskredytować cię w oczach osadzonych?
Tak było na początku. Farsa.
A w oczach sądu?
Też.
W jaki sposób?
Kiedy zbliżał się okres trzech miesięcy i kolejna rozprawa odnośnie przedłużenia sankcji, jeden ze skruszonych przestępców zeznał, że mu groziłem.
Jak?
Że mu nie daruję.
Co to za skruszony przestępca?
To człowiek, który siedzi za podwójny gwałt ze szczególnym okrucieństwem i mówi wszystko, zawsze, jak jakaś sprawa utyka w martwym punkcie. Taki rezerwowy świadek poznańskiej policji, angażowany po to, żeby przedstawić opinii publicznej bądź sądowi daną sytuację tak, jak chce tego prokuratura. Nagle się znajduje i wszystko wie. Tam było m.in. przy sprawie Ewy Tylman. To on zeznał, że Adam Z. zwierzył mu się w sieczkarni, że faktycznie zabił dziewczynę. Okazało się to oczywiście absolutną nieprawdą, bo nawet nie było takiej sytuacji, żeby oni razem obok siebie siedzieli.
Mówisz o tym ze złością.
Bo denerwuje mnie, że u nas ludzie, którzy za wszelką cenę chcą się wybielić uważani są za wyrocznie. A wystarczy spojrzeć na historię. Ile razy okazywało się, że albo się mylili, albo pomawiali innych z zemsty.
Zeznania tego konkretnego koronnego bardzo ci zaszkodziły?
Nie można było z tego postawić zarzutów, ale w oczach sądu wyglądało to nieciekawie. I to mimo to, że mój adwokat od razu wystosował pismo do zakładu karnego z pytaniem, czy był jakiś incydent. Oczywiście nie było, nie mieliśmy nawet możliwości spotkania. Gdziekolwiek, w jakikolwiek sposób. Z tego względu, że ma status świadka koronnego, po więzieniu porusza się w obecności czterech wyspecjalizowanych strażników, tak zwanych gisów. To taka antyterrorystyczna jednostka wewnętrzna. Wszystkie korytarze, cały oddział jest zamykany, kiedy ktoś taki idzie. No ale papier wszystko przyjmie.
Przytoczę ci słowa innego koronnego, znacznie bardziej znanego. „Masa” oskarża: – «Dziobak» z tymi sportowcami w Szczecinie, Michałem M., i jeszcze tym małym – nie pamiętam jak się nazywa – jakiś taki śmierdziel, że jak bym się przewrócił, to bym go połamał. Generalnie MMA. No to oni z nimi latali. Starzy pruszkowscy sukcesywnie podporządkowywali sobie Polskę.
Kolejny absurd, po prostu kłamstwo. W ogóle nie mam do czynienia z takimi osobami w żaden sposób. To informacja, którą „Masa” uzyskał chyba z komentarzy z internetu.
Myślisz, że ludzie w Szczecinie jeszcze zgotują ci owację przed kebabem?
Czemu nie? To w ogóle działo się 50 metrów stąd.
Serio?
Tak, kolejka jak skurczybyk. Otwartych pięć kas, każda zajęta. Kebab 24 na dobę, kilkadziesiąt osób. Ja zaraz po walce, zgłodniałem. „Nie, nie mistrzu. Tutaj, dawaj, bez kolejki”. To było przyjemne, fajne.
Niektórzy zaraz po wyjściu na wolność z marszu deklarują: żadnych walk na przetarcie, tylko dwunastorundowe starcia. Ty też jesteś tak pewny siebie?
Przede wszystkim ja spędziłem w zakładzie karnym dużo krótszy okres niż niektórzy. Myślę, że dużo nie straciłem. Chodząc teraz na sparingi widzę, jak zachowuje się moje ciało, jaką mam formę. Jest dobrze.
Można powiedzieć, że z przytupem wkroczyłeś w wiek chrystusowy.
Urodziny miałem w kwietniu. W więzieniu. Dokładnie dziesiątego kwietnia. Łatwa do zapamiętania data.
ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA
Fot. FotoPyk