Jak co parę dni – Nenad Bjelica opowiada dyrdymały

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2017, 15:14 • 4 min czytania

Bjelica po przyjeździe do Polski robił wrażenie – CV miał okej, nie trenował wcześniej kangurów na australijskiej pustyni, tylko pracował na przyzwoitym poziomie we Włoszech i Austrii. Jak obiecał, że ogarnie język polski, to najwyraźniej korepetytor nie musiał go szukać po całym Poznaniu, bo trener nie ogranicza się do „dzień dobry”, odpowiada w naszym języku dość sprawnie. Wszystko byłoby na miejscu, gdyby tylko nie grać w piłkę, lecz niestety: Lech musi jeszcze wygrywać, a ostatnio ma z tym problem i odpada skąd się da. Bjelica nie trzyma ciśnienia, wygaduje mniejsze lub większe bzdury i jak słyszymy, dopisał do tej irytującej historii kolejny epizod.

Jak co parę dni – Nenad Bjelica opowiada dyrdymały
Reklama

– Kłopoty z formą latem mają wszyscy, nie tylko w Polsce. Także w Chorwacji, Austrii, wszyscy grający w pucharach. Nie ma w Polsce czy Chorwacji przypadków, by zespół o tej porze roku odnosił sukcesy i w lidze, i w pucharach – mówi Bjelica z taką pewnością, jakby opinia publiczna w Polsce oczekiwała od niego szczepionki na raka, a nie ogrania siódmej wody po kisielu z Holandii i Pogoni Szczecin, która dopiero co dostała 0:3 w cymbał od Zagłębia i jest w strefie spadkowej ligi. Poza tym, Bjelica niebezpiecznie szybko zbliża się do orbity zwiedzanej przez Smudę i innych bajkopisarzy, podaje jakieś dane i na co liczy, że nikt ich nie sprawdzi?

W Chorwacji pucharowicze mają się tak:

Reklama

Rijeka – IV runda eliminacji Ligi Mistrzów, w lidze bilans 3-0-1 i drugie miejsce.

Dinamo Zagrzeb – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 3-1-0 i pierwsze miejsce.

Hajduk Split – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 2-1-1 i piąte miejsce.

Osijek – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 1-3-0 i szóste miejsce.

Czyli jakimś cudem, ale się da. Rijeka i Dinamo łączą puchary i ligę bardzo sprawnie, a jeśli trener chciał się podeprzeć przykładem Osijeku, to też nie wypada, Chorwaci nie polecieli z LE po bojach z jakimś Utrechtem, tylko dopiero co ogolili PSV.

Niebywale zdolne zespoły można mnożyć – dawna Steaua jest w Rumunii trzecia, wyeliminowała Victorię Pilzno z el. LM i zaraz zagra ze Sportingiem Lizbona. Crvena Zvezda jest w Serbii pierwsza, wyrzuciła z pucharów Spartę Praga i będzie się bić o fazę grupową LE z Krasnodarem. Maribor jest pierwszy w Słowenii i jakimś niesamowitym splotem okoliczności, ale zmierzy się z Hapoelem Ber-Szewą w grze o Ligę Mistrzów.

A więc, panie Bjelica, nie jacyś mityczni wszyscy mają problemy, tylko problemy masz pan. Jasne, taki Salzburg po raz setny nie dostał się na europejskie salony, a Austria Wiedeń choć gra w Europie, to jest przedostatnia w lidze. Dlatego wyjścia widzimy dwa: albo się facet przenieś znowu do Austrii, może tam rzeczywiście latem są luzy i nikt od nikogo nic nie wymaga. Albo jest też druga opcja – może pan zostać trenerem pracującym tylko o określonych porach roku i z kalendarza wykreślić lato, kiedy poważni ludzie robią punkty i awanse, a pracować jedynie zimą, jesienią i wiosną. Kto wie, może da się to połączyć i w Austrii na to pójdą.

Złość nas bierze tym bardziej, bo przecież Bjelica do gierek treningowych nie musi wstawiać masażysty, kucharza i Rutkowskiego, kadrę ma naprawdę szeroką. Jest w niej, lekko licząc, 22 chłopa i to nie z serii „młodzi, podobno zdolni”, tylko banda ograna już na seniorskim poziomie. Zresztą, Bjelica o tym doskonale wie, mógł sobie pozwolić na rotację i w ekstraklasie wystawiał skład nieco gorszy, który trzyma się nieźle (czwarte miejsce), a ten lepszy miał poprzechodzić kolejne rundy w Pucharze Polski i Lidze Europy. Tymczasem Lech i tu, i tu dostał po głowie.

Liczyliśmy na więcej, na trenera, który będzie się po cichu śmiał z polskiej mentalności, nakazującej szukać wymówek w każdym kącie. Tymczasem Bjelica wymówkami strzela jak z karabinu maszynowego, z tej samej konferencji dowiedzieliśmy się, że Lech miał trudno w Szczecinie, gdyż wcześniej musiał jechać do Krakowa.

Została nam liga. Nie mamy alibi. W tej sytuacji chcemy i musimy być mistrzem. Mamy wszystko, by tego dokonać – mówi Bjelica, ale choć chcielibyśmy, trudno w to wierzyć. Kwiat paproci, złoty pociąg, Lech na podium… To wszystko może się nie znaleźć, ale wymówka znajdzie się zawsze.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Znany Austriak kończy karierę. Mistrz olimpijski żegna się ze skokami

Wojciech Piela
1
Znany Austriak kończy karierę. Mistrz olimpijski żegna się ze skokami
Polecane

Twórca Deluxe Ski Jump: Polska oszalała na punkcie mojej gry [WYWIAD]

Jakub Radomski
13
Twórca Deluxe Ski Jump: Polska oszalała na punkcie mojej gry [WYWIAD]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama