Bjelica po przyjeździe do Polski robił wrażenie – CV miał okej, nie trenował wcześniej kangurów na australijskiej pustyni, tylko pracował na przyzwoitym poziomie we Włoszech i Austrii. Jak obiecał, że ogarnie język polski, to najwyraźniej korepetytor nie musiał go szukać po całym Poznaniu, bo trener nie ogranicza się do „dzień dobry”, odpowiada w naszym języku dość sprawnie. Wszystko byłoby na miejscu, gdyby tylko nie grać w piłkę, lecz niestety: Lech musi jeszcze wygrywać, a ostatnio ma z tym problem i odpada skąd się da. Bjelica nie trzyma ciśnienia, wygaduje mniejsze lub większe bzdury i jak słyszymy, dopisał do tej irytującej historii kolejny epizod.
– Kłopoty z formą latem mają wszyscy, nie tylko w Polsce. Także w Chorwacji, Austrii, wszyscy grający w pucharach. Nie ma w Polsce czy Chorwacji przypadków, by zespół o tej porze roku odnosił sukcesy i w lidze, i w pucharach – mówi Bjelica z taką pewnością, jakby opinia publiczna w Polsce oczekiwała od niego szczepionki na raka, a nie ogrania siódmej wody po kisielu z Holandii i Pogoni Szczecin, która dopiero co dostała 0:3 w cymbał od Zagłębia i jest w strefie spadkowej ligi. Poza tym, Bjelica niebezpiecznie szybko zbliża się do orbity zwiedzanej przez Smudę i innych bajkopisarzy, podaje jakieś dane i na co liczy, że nikt ich nie sprawdzi?
W Chorwacji pucharowicze mają się tak:
Rijeka – IV runda eliminacji Ligi Mistrzów, w lidze bilans 3-0-1 i drugie miejsce.
Dinamo Zagrzeb – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 3-1-0 i pierwsze miejsce.
Hajduk Split – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 2-1-1 i piąte miejsce.
Osijek – IV runda eliminacji Ligi Europy, w lidze bilans 1-3-0 i szóste miejsce.
Czyli jakimś cudem, ale się da. Rijeka i Dinamo łączą puchary i ligę bardzo sprawnie, a jeśli trener chciał się podeprzeć przykładem Osijeku, to też nie wypada, Chorwaci nie polecieli z LE po bojach z jakimś Utrechtem, tylko dopiero co ogolili PSV.
Niebywale zdolne zespoły można mnożyć – dawna Steaua jest w Rumunii trzecia, wyeliminowała Victorię Pilzno z el. LM i zaraz zagra ze Sportingiem Lizbona. Crvena Zvezda jest w Serbii pierwsza, wyrzuciła z pucharów Spartę Praga i będzie się bić o fazę grupową LE z Krasnodarem. Maribor jest pierwszy w Słowenii i jakimś niesamowitym splotem okoliczności, ale zmierzy się z Hapoelem Ber-Szewą w grze o Ligę Mistrzów.
A więc, panie Bjelica, nie jacyś mityczni wszyscy mają problemy, tylko problemy masz pan. Jasne, taki Salzburg po raz setny nie dostał się na europejskie salony, a Austria Wiedeń choć gra w Europie, to jest przedostatnia w lidze. Dlatego wyjścia widzimy dwa: albo się facet przenieś znowu do Austrii, może tam rzeczywiście latem są luzy i nikt od nikogo nic nie wymaga. Albo jest też druga opcja – może pan zostać trenerem pracującym tylko o określonych porach roku i z kalendarza wykreślić lato, kiedy poważni ludzie robią punkty i awanse, a pracować jedynie zimą, jesienią i wiosną. Kto wie, może da się to połączyć i w Austrii na to pójdą.
Złość nas bierze tym bardziej, bo przecież Bjelica do gierek treningowych nie musi wstawiać masażysty, kucharza i Rutkowskiego, kadrę ma naprawdę szeroką. Jest w niej, lekko licząc, 22 chłopa i to nie z serii „młodzi, podobno zdolni”, tylko banda ograna już na seniorskim poziomie. Zresztą, Bjelica o tym doskonale wie, mógł sobie pozwolić na rotację i w ekstraklasie wystawiał skład nieco gorszy, który trzyma się nieźle (czwarte miejsce), a ten lepszy miał poprzechodzić kolejne rundy w Pucharze Polski i Lidze Europy. Tymczasem Lech i tu, i tu dostał po głowie.
Liczyliśmy na więcej, na trenera, który będzie się po cichu śmiał z polskiej mentalności, nakazującej szukać wymówek w każdym kącie. Tymczasem Bjelica wymówkami strzela jak z karabinu maszynowego, z tej samej konferencji dowiedzieliśmy się, że Lech miał trudno w Szczecinie, gdyż wcześniej musiał jechać do Krakowa.
– Została nam liga. Nie mamy alibi. W tej sytuacji chcemy i musimy być mistrzem. Mamy wszystko, by tego dokonać – mówi Bjelica, ale choć chcielibyśmy, trudno w to wierzyć. Kwiat paproci, złoty pociąg, Lech na podium… To wszystko może się nie znaleźć, ale wymówka znajdzie się zawsze.
Fot. FotoPyk