W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że Legia przeżywa identyczne chwile do tych z początku poprzedniego sezonu, bo… teraz jest dużo gorzej. Na tym samym etapie Legia Hasiego miała sześć punktów w tabeli (teraz cztery) i prześlizgnęła się do czwartej rundy eliminacji Champions League – teraz nie. Jednak wiele można byłoby zrozumieć, gdyby legioniści choć trochę przypominali drużynę, która walczyła z Realem i ograła Sporting, a tutaj mamy wrażenie, że w koszulkach Legii grają mistrzowie szóstek piłkarskich w kategorii U-50.
Już pierwsza kolejka i porażka z Górnikiem obnażyła wszystko co najgorsze w Legii, a konkretnie chodzi tutaj o obronę, która przypominała ser królewski. Tak, to ten, który ma całą masę dużych dziur. Być może wtedy Magiera myślał, że niebawem Pazdan zastąpi Jędrzejczyka na środku obrony i wszystko minie, jak ręką odjął. Jednak defensywa wygląda niewiele lepiej, niż na samym początku sezonu. A trzeba powiedzieć sobie uczciwie, że obrona to i tak niewielki problem, przy tym co dzieje się z przodu. A właściwie – przy tym, co się nie dzieje. Oczywiście jest Sadiku, który ma przebłyski, bo z Górnikiem wszedł z ławki i pokazał, że nie jest gościem z łapanki, ale zaraz przyszedł mecz z Koroną, w którym Albańczyk ostudził zapędy kibiców marzących o jego 20 bramkach w sezonie. Następnie z Sandecją zagrał już całkiem przyzwoicie, ale w trakcie ostatniego agrowpierdolu, to nawet nie fiknął, żeby pomóc Legii uniknąć kolejnej już kompromitacji. Co najgorsze, to Magiera nie ma nawet opcji, aby jakoś go zastąpić, bo Niezgoda kontuzjowany, Sanogo też miał uraz, Hamalainen w napadzie w ogóle sobie nie radzi, a Chukwu… to Chukwu, ciągle jest z nim coś nie tak.
Bez wątpienia brak sytuacji w ataku i kompletna bezproduktywność Sadiku w spotkaniach z Koroną i Bruk-Betem, to nie tylko jego wina, bo każdy wie, że Albańczyk nie jest piłkarzem, który minie trzech przeciwników, a czwartemu założy dziurkę. No, to nie jest gość, który całe życie wzorował się na Ronaldinho, a teraz gra całkiem podobnie do swojego idola. To raczej typ napastnika, który potrzebuje dobrego dogrania, a tych nie ma, ponieważ Legia gra , schematycznie, niedokładnie i wolno. Spójrzmy na takiego Pasquato, który chyba nadal żyje marzeniami o wspólnym grillowaniu z Buffonem, bo gość nim dogra piłkę, to musi ją najpierw musnąć, dotknąć, popieścić, a dopiero potem próbuje zagrać do kolegi. Chwała mu za to, że ma wizję i stara się zagrać za plecy obrońców rywala, ale robi to wolniej niż gwiazda ligi powiatowej, która dzień wcześniej balowała na festynie w Obornikach Śląskich.
Najlepszym wyznacznikiem fatalnej sytuacji Legii było myślenie, że Sebastian Szymański będzie lekiem na całe zło, które spotkało Legię na początku tego sezonu. No, a ostatnia wycieczka do Niecieczy pokazała, że tak nie będzie, bo to jeszcze nie jest chłopak, który udźwignie tak duży problem. Fajnie się pokazuje, ale nie mylmy odwagi z odważnikiem. On ma się ogrywać przy lepszych kolegach, a nie sam być najlepszym na placu, jako 18-latek. Obawiamy się, że teraz zadziała to podobnie w przypadku Radovicia, który wraca po kontuzji. Wtopi się w tłum szarych ludzi.
Trudno za to wszystko winić trenera Jacka Magierę, bo najzwyczajniej w świecie nie miał warunków, aby odpowiednio przygotować drużynę na start nowego sezonu. Od czasu, gdy przybył do Legii odeszło aż trzech kluczowych zawodników, a chodzi tutaj o Aleksandara Prijovicia i Nemanję Nikolicia, którzy odeszli zimą oraz o tego najważniejszego, czyli Vadisa Odjidję-Ofoe. A kontuzjowany jest kolejny ważny zawodnik, czyli Radović.
– Szukamy różnych rozwiązań: treningu regeneracyjnego, mentalnego, rozmów, także takich przy kawie. Jestem przekonany, że odpalimy. Lipiec i sierpień to najgorsze momenty dla drużyn grających w europejskich pucharach. Kolejne miesiące są łatwiejsze, ale obecny czas jest najtrudniejszy – powiedział na konferencji po meczu w Niecieczy szkoleniowiec Legii.
Być może taki trening motywacyjny też jest ważny, ale nasza rada jest taka, żeby poszukać solidnych wzmocnień we własnych szeregach, czyli niekoniecznie o kupowanie pięciu nowych zawodników, ale wzięcie w obroty tych, którzy już przyszli. Czyli w pierwszej kolejności dieta dla Hildeberto, a następnie wytłumaczenie Pasquato, że nie przyjechał grać pokazowo w lidze oldbojów, w dalszej kolejności przypomnienie Mączyńskiemu, że potrafi grać w piłkę, a wtedy taki Sadiku, to już sam powinien odżyć, gdy wreszcie będzie dostawał dobre piłki ze środkowej linii.
Fot. FotoPyK