Wczoraj było o tym, jak z amatorami grać nie można, a dzisiaj jak trzeba z nimi grać, by przejść dalej. Aczkolwiek ten dwumecz Wisły Kraków z Beitarem Jerozolima świetnie nam pokazuje, jak cienka jest granica między kompromitacją, a pewnym awansem – w końcu „Biała Gwiazda” w stolicy Izraela przegrała 1:2 i wówczas było to traktowane jako koszmarny wypadek przy pracy. Gdyby historia powtórzyła się w Krakowie? Nie, to nie było możliwe, to jeszcze nie czasy, gdy futbol od Izraela po Kazachstan tworzył tak ogromne zagrożenie jak duet Kabananga-Twumasi. Dzisiaj przypomnimy właśnie tamten rewanż Wisły z Beitarem na stadionie Henryka Reymana, w którym nie dość, że polska ekipa przyklepała awans to na dodatek zrobiła to bardzo widowiskowo.
Również ten sezon, ten oklep dla Beitaru, może być grubą kreską, która oddzieli jedną epokę od drugiej, niezbyt przyjemnej dla polskiego kibica. W końcu rok później Wisła odpadła w dramatycznych okolicznościach z… Levadią Tallin. Fakt, kompromitacja i chęć zapadnięcia się pod ziemię, ale właściwie to był jedynie przedsmak tego, co czekało polską piłkę jeszcze rok później. gdy Kasperczak i spółka przeszli litewskie Siaulai, natomiast odpadli z Karabachem Agdam. To właśnie ten mecz z obecnymi mistrzami Azerbejdżanu to ostateczne potwierdzenie, że wycieczki do Azerów, Ormian czy Kazachów nie są już dla polskich piłkarzy bezpieczne. Następny sezon to potwierdził – tym razem Jaga odpadła z Irtyszem Pawłodar. Na całe szczęście to właśnie wtedy, w sezonie 11/12 na wiosnę w Lidze Europy mieliśmy dwa zespoły, które wcale nie znalazły się w grupie ogórków.
Wracając do meczu: Wisła z Beitarem urządziła sobie strzelaninę. Żadne łucznictwo czy rewolwery – bardziej ciężkie karabiny maszynowe. Najpierw dla mistrzów Polski trafił Mauro Cantoro w dziewiątej minucie i już w pierwszym kwadransie szanse Beitaru zmalały praktycznie do zera. Potem na strzelaninę załapali się jeszcze Cleber, Paweł Brożek, Junior Diaz oraz Andrzej Niedzielan. Tak ekipa z Jerozolimy pomimo udanego pierwszego spotkania, wracała do Izraela z opuszczonymi głowami i z nałożonymi kapturami.
Niestety, Wisła w losowaniu trzeciej rundy już nie miała tyle szczęścia. Mistrzowie Polski trafili na Barcelonę i już mecz w stolicy Katalonii pokazał, kto z tego starcia wyjdzie zwycięsko i awansuje dalej. Jednak „Biała Gwiazda” pokazała, że nie odpuszcza i gra do ostatnich sekund. Pamiętny rewanż w byłej stolicy Polski przejdzie do historii, bo, kto wie, może to być jedyna wygrana nad Barceloną w dziejach polskich prób w Lidze Mistrzów. Aż miło było patrzeć, jak Wisła radziła sobie z atakami „Katalończyków”, a na sam koniec – strzelała bramki.