Reklama

Rozczarowanie: porażka w finale. Takie były czasy!

redakcja

Autor:redakcja

31 lipca 2017, 08:45 • 3 min czytania 9 komentarzy

Nasza reprezentacja przeżywa najlepszy okres od lat, a z pewnością też najlepszy okres w życiu wielu obecnych kibiców kadry. Wciąż jednak całkiem spore jest grono osób nie do końca usatysfakcjonowanych wynikami podopiecznych Adama Nawałki – a to dlatego, że po prostu przeżyli już w życiu o wiele większe sukcesy narodowej drużyny. Weźmy ten feralny 1976 rok. Feralny, bo Polska zajęła na Igrzyskach Olimpijskich odległe, rozczarowujące i przyjęte bardzo chłodno… drugie miejsce.

Rozczarowanie: porażka w finale. Takie były czasy!

Za każdym razem, gdy wspominamy mecze z lat 1972-1982 towarzyszy nam bardzo nieprzyjemne uczucie. Naprawdę Polacy grali wtedy AŻ TAK wysoko? Aż tak dobrze? Aż tak skutecznie, z takimi sukcesami? W 1976 roku jechaliśmy do Montrealu jako jeden z faworytów imprezy i niejako obrońcy tytułu – bo ostatni olimpijski turniej piłkarski, w 1972 roku w Monachium, wygrała właśnie Polska. A przecież przez te cztery lata drużyna dojrzała, okrzepła, zyskała też już dopływ świeżej krwi oraz cenne doświadczenie mundialowe, gdy w 1974 roku przegrała dopiero w półfinale, w słynnym meczu na wodzie.

Siła w 1976 roku? Rekomendacją niech będzie fakt, że do drużyny nie zmieściły się odkrycia roku 1976 wg Piłki Nożnej – Zbigniew Boniek oraz Stanisław Terlecki. Do Montrealu nie poleciał też Robert Gadocha. W ścisłej kadrze znalazła się więc jedynie prawdziwa elita – z bohaterami sprzed dwóch i czterech lat, z Janem Tomaszewskim, Kazimierzem Deyną, Grzegorzem Latą i całą plejadą zawodników wspominanych z sentymentem do dzisiaj. Co więcej – już od początku uśmiechało się do nas szczęście, wycofało się kilku uczestników (po raz pierwszy w historii igrzysk tak wiele państw zbojkotowało turniej), w dodatku dostaliśmy na rozkład Iran i Kubę. Teoretyczne spacerki co prawda okazały się dość wymagające – najpierw 0:0 z Kubańczykami, potem wymęczone 3:2 w meczu z Iranem, ale cele pozostawały niezmienne – liczy się tylko zwycięstwo.

Przełamanie po słabych występach w grupie przyniosło dopiero 5:0 z Koreą Północną, co dawało ograniczone pole do optymizmu przed półfinałem z Brazylią. I słusznie. Szarmach. Drugi raz Szarmach. Ciach. Jesteśmy w finale. W dodatku w finale z NRD, czyli jakkolwiek – z Niemcami. Tymi po gorszej stronie żelaznej kurtyny, czyli tymi kreowanymi na partnerów, ale jednak – Niemcami. 31 lipca 1976 roku, dokładnie 41 lat temu, graliśmy o obronę olimpijskiego złota. Graliśmy niemal najsilniejszym składem, graliśmy Żmudą, Deyną, Kasperczakiem, Szarmachem i Tomaszewskim, brakowało właściwie tylko Gorgonia. Czy ten ostatni okazał się kluczowy?

Trudno po tylu latach jednoznacznie wyrokować, fakty są jednak następujące: Polacy ten mecz przegrali jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Jeśli po 15 minutach przegrywasz 0:2, a bramkarz rzuca rękawicami i twierdzi, że dalej nie będzie łapał… Cóż, to oznacza, że na jakimś etapie budowy drużyny nastąpił błąd. Gdy Tomaszewski schodził z boiska, zastępowany przez Piotra Mowlika, wszystko stało się jasne – jakiś etap dobiega końca. Triumf w 1972 roku, trzecie miejsce w 1974 i drugie miejsce w 1976 to za mało, by Kazimierz Górski mógł dostać szansę prowadzenia kadry na nadchodzącym mundialu. Nie w takich okolicznościach, nie w momencie, gdy w 14. minucie ładują ci na 2:0, a chwilę później z boiska schodzi twój bramkarz.

Reklama

Finał przegraliśmy koniec końców 1:3, możecie obejrzeć cały tutaj.

Ważniejsze były jednak konsekwencje. Piłkarzy witano w kraju jak przegranych – mówiło się o szczegółowych kontrolach celnych i zimnym powitaniu po rozjechaniu się po klubach. Srebro uznano za zmarnowanie potencjału wielkiej drużyny, typowanej coraz śmielej jako faworyt nadchodzących mistrzostw świata. W kadrze stery przejął więc Jacek Gmoch, technokrata, który miał połączyć utytułowanych doświadczonych liderów z rozpychającymi się łokciami młodymi wilkami.

Jak to się skończyło? “Rozczarowujące srebro” powtórzyliśmy dopiero 16 lat później w Barcelonie. Ale wówczas był to już bezprecedensowy sukces i pojedyncza jasna kometa w mrocznym świecie polskiej piłki lat dziewięćdziesiątych.

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...