W czasach, w których wyróżniający się piłkarz Ekstraklasy nie ma większych problemów, by znaleźć sobie pracodawcę we Włoszech, Niemczech czy Francji, transfer Jacka Góralskiego do Łudogorca Razgrad musi uchodzić za dziwny. Szczerze? Gdyby reprezentant Polski teraz wsiadł w samolot do Burgas czy innych Złotych Piasków, by zażywać kąpieli słonecznych na tamtejszych plażach, bylibyśmy chyba mniej zdziwieni niż wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że chłop chce w Bułgarii kontynuować karierę – to nic, że sezon trwa już w najlepsze. Ale to oczywiście tylko pierwsze odczucie. Bo z czasem jednak łatwiej o argumenty za tym, że to niecodzienny, ale całkiem ciekawy kierunek.
Po pierwsze, istnieje duża szansa, że wypełni się gablota piłkarza. Łudogorec to w zasadzie klub młodszy od Góralskiego, bo uznaje się, że założony został już w XXI wieku. Od sezonu 2011/12 gra w bułgarskiej ekstraklasie. OK, to za mało powiedziane – Łudogorec schował resztę ligi do kieszeni…
2011/12 – mistrzostwo (1 pkt przed CSKA)
2012/13 – mistrzostwo (1 pkt przed Lewskim)
2013/14 – mistrzostwo (12 pkt przed CSKA)
2014/15 – mistrzostwo (8 pkt przed Beroe)
2015/16 – mistrzostwo (4 pkt przed Lewskim)
2016/17 – mistrzostwo (16 pkt przed CSKA)
Do tego dochodzą dwa Puchary Bułgarii, dwa Superpuchary. W tych mniej znaczących rozgrywkach ligowi rywale mogą się trochę wyszumieć, bo dominacja Łudogorca w lidze musi być dla ekip, które kosiły wiele mistrzostw, dość przytłaczająca.
Po drugie: Góralski być może przeżyje pucharową przygodę. No i trochę inną niż w Jagiellonii, ponieważ Łudogorec na arenie europejskiej potwierdza siłę. Trafienie na nich w eliminacjach do Ligi Mistrzów może nie byłoby dla polskich klubów losowaniem fatalnym, ale na pewno lepiej Bułgarów omijać szerokim łukiem. Oczywiście wdarcie się na te salony było znacznie trudniejsze niż zdobycie krajowych szczytów.
Dwa razy faza grupowa Ligi Mistrzów. Wygrana z Basel, remisy ze Szwajcarami czy z PSG oraz Liverpoolem, kilka fajnych meczów. Dwa razy gra w pucharach na wiosnę, w tym raz po wygraniu grupy LE w brawurowym stylu. Później udało się nawet przejść Lazio. No sami przyznajcie, że nie ma nudy. W tym roku może być trochę słabiej, bo jednak trudno będzie odrobić stratę do Hapoelu z pierwszego meczu, ale przecież jeszcze nie koniec.
Po trzecie, Łudogorec ma pieniądze. Niby oczywista sprawa, bo takich sukcesów na bułgarskiej prowincji nie udałoby się zbudować przecież na samym know-how, ale warto podkreślić, że Kirił Domusziew, jeden z najbogatszych Bułgarów, potentat w branży farmaceutycznej, nie szczędzi kasy ani na piłkarzy sprowadzanych do klubu, ani na ich wynagrodzenia, bo przez kilka lat władze zespołu chyba najmocniej szczyciły się tym, że potrafią swoich kluczowych piłkarzy w zatrzymywać pomimo tego, że ci na brak ofert nie narzekali.
Liczby? Góralski będzie szóstym piłkarzem, którego Łudogorec sprowadzi za więcej niż milion euro. Za najdroższego, Jonathana Cafu, zapłacono brazylijskiemu Sao Paulo 2,2 miliona. Kiedyś wydarzeniem był tam kontrakt dla Vury, który gwarantował Holendrowi 300 tysięcy euro za sezon, dziś szacuje się, że w przypadku kluczowych graczy chodzi o kwoty przekraczające pół miliona euro na sezon, czasami nawet znacznie.
Do lokalnych gwiazd należą m.in. reprezentanci Rumunii Claudiu Keseru i Cosmin Moti czy Brazylijczycy Marcelinho, Natanel, Wanderson i wspomniany Cafu, którego Transfermarkt wycenia dziś na… 10 dużych baniek. Głównym rywalem Góralskiego powinien zaś być 33-letni Swetosław Djakow, 36-krotny reprezentant Bułgarii, który do klubu trafił już 6 lat i jest kapitanem zespołu.
Po czwarte, z Łudogorca można się wybić. Wspomnieliśmy o tym, że zatrzymywanie gwiazd było chlubą władz klubu, ale oczywiście nie udało się ze wszystkimi. Sprowadzony w 2012 roku z Brazylii Junior Caicara po trzech latach w Bułgarii przeniósł się do Schalke za 4,5 miliona euro. Ledwie rok w Łudogorcu pograł Argentyńczyk Jose Luis Palomino, który trafił tam z Metz – niedawno przeszedł do Atalanty za 4 miliony. Kilka lat temu przez bułgarski klub przewinął się też m.in. Christian Kabasele, którego rok temu Genk sprzedał do Watfordu za 7 baniek. Oko do piłkarzy z pewnością tam mają.
*
Sam Razgrad jako miasto niczego nie urywa, stadion, frekwencja czy szeroko rozumiana otoczka ligi to z pewnością też nie są wielkie atuty Łudogorca, ale jak ustaliliśmy na wstępie – Góralski nie jedzie tam na wczasy. Pożyjemy, zobaczymy, bo w przypadku popularniejszych kierunków o choćby wstępną prognozę znacznie łatwiej niż przy takiej decyzji.
A jeśli ciekawi was jak krok po kroku budowano lokalną potęgę Łudogorca, to zapraszamy do TEGO TEKSTU.
Fot. FotoPyk