Miało być specyficznie, bo w końcu towarzysko, ale chyba nikt nie spodziewał się tak szalonego meczu. Czasami mieliśmy wrażenie, że Messi i Benzema zebrali swoje ekipy i poszli popykać na orliku. Oczywiście o kratę browarów, bo tak o nic, to jednak bez sensu. Wyszło z tego naprawdę fajne widowisko, bo nikt za bardzo nie myślał o obronie, za to w grze ofensywnej trwała bitwa na popisy. Wygrała Barca i chyba zasłużenie, lecz wynik tutaj był drugorzędną sprawą. Zwycięzcami okazali się przede wszystkim kibice, którzy zarwali nockę i zobaczyli takie El Clasico, jakiego w normalnych okolicznościach na pewno już nie zobaczą. Jeśli tak mają wyglądać mecze towarzyskie, to nam do początku sezonu w Hiszpanii już tak śpieszno nie jest.
Długo co prawda wydawało się, że największymi bohaterami wieczoru będą współpracownicy Telewizji Polskiej. Klasyk po amerykańsku, ale w TVP nadal po swojsku. Raz, że Jan Tomaszewski zapewniał już w przedmeczowym studio o poważnym meczu, takim na śmierć i życie, bo przecież Barca i Real mają strasznie napięte stosunki. Dwa, że Rafał Ulatowski nadal rozpamiętuje poprzednie sparingi Barcelony, w których Valverde dokonał wielu zmian. Trzy, że zdaniem Ulatowskiego Amerykanie właśnie odkryli soccer i zakochali się w nim po uszy. Cztery, że obaj komentatorzy stwierdzili, że Sergi Roberto (3477 rozegranych minut we wszystkich rozgrywkach w sezonie 2016/2017) w poprzednim sezonie był tylko rezerwowym. Pięć, że Jan Tomaszewski chciałby puszczać ten beztroski mecz na szkoleniach młodzieży. Niby takie ,,żarciki” mogłyby podziałać na kibica jak kofeina, ale nawet bez tych dowcipasów spać się nie chciało, bo już w pierwszych sekundach Neymar padł na murawę i wydawało się, że Brazylijczyk odstawia kolejny odcinek telenoweli „P jak PSG”. Ostatecznie po chwili wrócił na plac gry. Choć wydaje się, że kompletnie nie przejmował się tym Leo Messi, bo gdy Neymar był opatrywany, to Argentyńczyk zrobił sobie mini rajd, który zwieńczył bramką.
Już po tych kilku minutach można było przewidywać, że to będzie całkiem radosny futbol, ale aż tak? No tak, bo Barca od razu podwyższyła wynik za sprawą Neymara i Rakitica. Ten pierwszy zabawił się na skrzydle w swoim stylu, a Chorwat wykończył solidnym strzałem. Żeby tego było mało, to odpowiedź Realu też była natychmiastowa, bo nie minęło nawet 10 minut, a idealnie z dystansu kropnął Kovacic. Jeśli komuś było jeszcze mało, to momentalnie dostał dużą dawkę kapitalnych akcji z dwóch stron. Jedna z nich dała wyrównanie, bo Barca trochę zaspała w defensywie, a wykorzystał to Asensio, który bez najmniejszych problemów pokonał Cillessena z bardzo bliskiej odległości.
Graliście kiedyś w FIFĘ z wyłączonymi spalonymi? Jeżeli nie, to spróbujcie, bo to całkiem niezła frajda, a najlepszą promocją niech będzie pierwsza połowa tego meczu. Druga już mniej, bo w obu drużynach zaszło wiele zmian i mecz troszeczkę zwolnił, nie był już taki żywy, jak w pierwszej części. Oczywiście nie był to typowy poniedziałek z Ekstraklasą, ale nie mieliśmy już akcji i bramek bez liku. Co prawda na samym początku zwycięską bramkę strzelił prezydent Gerard Pique, który wykończył dośrodkowanie Neymara, ale na tym strzelanie zakończyło się definitywnie. Okazji też kilka jeszcze było, bo próbował Isco po stronie Realu, a z drugiej strony wtórował mu Messi, gdy jeszcze był na murawie, ale nic już nie wpadło. Ostatecznie zakończyło się zwycięstwem Barcelony, lecz wniosków za dużo byśmy z tego meczu nie wyciągali, bo taki mecz raczej się już nie powtórzy.
Kto wstał w środku nocy na mecz bez stawki – z pewnością nie żałuje. To był naprawdę kawał dobrego, radosnego futbolu.
Barcelona – Real 3:2 (2:2)
1:0 Messi 3’
2:0 Rakitic 7’
2:1 Kovacic 14’
2:2 Asensio 36’
3:2 Pique 50’