Reklama

Mecz o rząd dusz. Jaką taktykę ma Lech Poznań?

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2017, 09:56 • 29 min czytania 24 komentarzy

„KKS… LECH! KKS… LECH!” niesie się po boisku gromki głos czterolatków w barwach Kolejorza. W tle monumentalny z ich perspektywy INEA Stadion.

Mecz o rząd dusz. Jaką taktykę ma Lech Poznań?

Lech tylko tego lata zarobił dziesięć milionów euro na sprzedaży wychowanków. Jego piramida szkolenia uchodzi za najlepszą w kraju. Jej podstawą jest praca z dziećmi, a zaczyna się nawet od zajęć… z dwulatkami.

W Lech Poznań Football Academy szkoli się trzy tysiące trzysta dzieciaków, nie tylko w Wielkopolsce, ale też na Podkarpaciu, na Lubelszczyźnie, w Zachodniopomorskim. Ekspansja ma postępować, bo to projekt wielotorowy: ma wyłuskiwać piłkarskie perełki, ale też wychowywać kibiców. Dlatego konsekwencją ma być nie tylko lepszy skauting talentów, ale też niebiesko-białe Podkarpacie, nowy bastion kibicowski Kolejorza.

Co jest najważniejsze przy szkoleniu dzieci? Jak ta inicjatywa wzmacnia akademię i klub? Dlaczego nikt nie robi tego tak jak Lech?

Zapraszamy.

Reklama

***

– Zobacz, to legenda! Nikt pracujący w klubie nie ma trybuny nazwanej nazwiskiem!

Trybuna od strony ulicy Bułgarskiej, nosi imię Henryka Czapczyka, jednego z trójki napastników legendarnego tercetu A-B-C, w którego skład wchodzili także Teodor Anioła i Edmund Białas. Dominik zarządzający projektem Lech Poznań Football Academy to jego wnuk.

1

– Dziadek, rówieśnik Kolejorza. Z Wartą mistrz Polski jako kapitan, a Lecha jako trener wprowadził do pierwszej ligi. Był powstańcem warszawskim, żołnierzem AK odznaczonym Virtuti Militari. Wojnę jeszcze wspominał, ale nie chciał mówić o powstaniu, musiały to być zbyt traumatyczne wspomnienia. Najchętniej jednak opowiadał o piłce. 5:2 Warty z Wisłą, które dało mistrzostwo kraju, nazywał „rzezią niewiniątek”. Mówił, że grali za dwanaście kilogramów mąki. Razem z dziadkiem i tatą chodziliśmy na mecze w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, zawsze narzekał, że wyszkolenie techniczne jest na dużo niższym poziomie. Pod koniec życia na mecze już nie chodził, natomiast zawsze albo ja albo tata braliśmy go do siebie i oglądaliśmy wspólnie Lecha w Canal+. Zmarł w 2010 roku mając 88 lat. Wspaniały człowiek.

Z takim nazwiskiem z jednej strony łatwiej, bo otwierają się drzwi, z drugiej może przygnieść ciężar oczekiwań.

Reklama

Gdziekolwiek nie jechałem, czy na kadrę okręgu czy na trening, od razu mówili: nie no, ty przy dziadku w ogóle się nie umywasz. Prawa noga tylko do tramwaju. Miałem do tego dystans, ale marzyłem o zostaniu piłkarzem. Chodziłem do słynnej szkoły trzynastki, pamiętam ze szkolnego korytarza Arka Głowackiego, Bartka Ślusarskiego, Michała Golińskiego, Roberta Kolendowicza, Grzegorza Rasiaka. Trzynastka była szkołą charakteru: bójki wybuchały non stop. W sezonie 99/00 w rezerwach Lecha byłem najlepszym strzelcem wiosny, Lech spadał z ligi, myślałem, że może dostanę szansę. Ale Bolo Krzyżostaniak ściągnął mnie z powrotem do Olimpii Poznań. To podcięło mi skrzydła. Niby też czwarta liga, bo rezerwy grały na tym samym poziomie, ale poczułem już jak to jest grać w KKS. W wieku dwudziestu jeden lat uznałem, że boiskowa kariera mi nie grozi. Poszedłem w trenerkę i nie żałuję tej decyzji. Dawno przestałem się martwić tym, że nie zostałem piłkarzem. Jak zagrałem z Orłami Górskiego i zobaczyłem, że panowie trzydzieści lat starsi ode mnie ustawiają trójkąty, zakładają siatki, bawią się z nami… Stwierdziłem, że nie mam prawa nawet patrzeć w ich kierunku.

Dominik chodził na staże, prowadził zajęcia w piłce młodzieżowej, ale też zespół z okręgówki, gdzie za podopiecznych miał starszych o dziesięć lat zawodników. Kuleszówkę zdawał w grupie z Jarosławem Tkoczem i Robertem Podolińskim. Sam dobrze pamięta jak jego prowadzono w czasach juniorskich.

– Jako dziesięciolatek musiałem biegać kilkanaście kilometrów zupełnie nie wiedzieć czemu. Biegałem też pod górkę z kolegą na plecach. Dosłownie! Mam za sobą dwie operacja kolana, a trzecią przed sobą. Nie twierdzę, że to urazy wywołane tamtym treningiem, ale coś mi mówi, że one nie pomogły. Nie powiem też, że jako młody trener nie robiłem błędów: gdy dziś patrzę na swoje zapiski z tamtych lat, to niektórych pomysłów się wstydzę. Ćwiczenia w stylu: dwóch stoi naprzeciwko i wymienia podania. To zbyt podstawowe, trzeba wprowadzić element gry, rywalizacji, zmianę, tamta powtórzeniowa metoda nijak miała się do  gry w piłkę. Pamiętam jakim przełomem był staż w Ado Den Haag, Tomasz Rząsa był ich zawodnikiem. Nikt nie prowadził statycznego strechingu, jak rozgrzewka, to dynamiczna, z piłką. A u nas? (Dominik wstaje i zaczyna pokazywać przysiady, które pamiętam robiło się pod drabinkami w pierwszej podstawówce – przyp. red.). Kiedyś trener mnie zapytał: Dominik, widziałeś kiedyś, żeby piłkarz zrobił coś takiego podczas meczu? Nie, nigdy, nikt. Takiej figury nie zrobi ani Jaap Stam, ani napadzior. Żałuję, że nikt mnie nie prowadził tak, jak prowadzi się chłopaków w Lechu dziś.

To kiedy ty biegałeś z kolega na plecach, co robi się w tym wieku dzisiaj?

Smerfy. Strażacy. Kucharze. Trening przygotowujemy na podstawie zabawy, a do zabaw przemycamy to, co chcemy, żeby dziecko potrafiło wykonać. Nie ma tu ćwiczeń kondycyjnych, siłowych, nie ma taktyki. Ale złoty wiek koordynacyjnie to osiem-dziewięć lat, trzeba najpóźniej w tym wieku pewne rzeczy wypracować, nim będzie za późno. Pamiętam jak byłem asystentem lata temu u trenera Andrzej Żurawskiego w Warcie, prowadziliśmy juniorów starszych. Połowa koordynacyjnie prezentowała taki poziom, że nadawali się… na Youtube. Nie potrafili podstaw, czyli, powiedzmy, jednocześnie prawą ręką robić obrót do przodu, a lewą do tyłu. Piłkarz bez koordynacji nie ma szans. Niby takie kwestie szybkościowe są naturalne, ma się wrodzone predyspozycje. Ale ktoś, kto nie ma koordynacji, też nigdy nie zostanie Overmarsem.

Czytam konspekt zabawy w Shreka. „Shrek z osłem wyruszyli uratować księżniczkę. Muszą przejść przez las, góry, pustynię, aby dojść do zamku smoka (tor przeszkód)”. Jest to zabawa, która ma wyszkolić koordynację. Podana w takim sosie, by była strawniejsza dla dzieciaków. To jest wiek, w którym żołnierski rozkaz „biegać mi tutaj zaraz!” naprawdę nie musi być optymalnym rozwiązaniem.

„Smok się zdenerwował, że została porwana księżniczka i goni Shreka po zamku. Złapany Shrek kładzie się na ziemi, aby go uratować, trzeba go przeturlać„. Zadanie na budowę pozytywnych więzi w grupie. Trening kooperacji – ćwiczenie skonstruowane tak, że ma elementy poprawiające koordynację, ale jego sednem to, że jeden musi drugiemu pomóc. Widzę później na boisku, że to działa i pomaga budować relacje. Ktoś cię „uratował” w grze, kogoś uratowałeś ty. Zaczynasz patrzeć na tę osobę inaczej. A trening skonstruowany jest tak, że okazji, by spojrzeć inaczej, masz bez liku.

„Przygotowanie do turnieju rycerskiego, dzieci szykują się do turnieju prowadząc piłkę. Na sygnał ATAK oddają strzał do bramek ustawionych na obwodzie”.

Baza motywów jest duża i cały czas powiększana. W tym wieku dzieciaki potrzebują różnych zabaw na treningach, by obdarzały każdy kolejny trening tak samo dużym skupieniem. – Jest wielki problem podczas konferencji trenerskich, by pokazać takie zajęcia z wykorzystaniem osób dorosłych. Dorośli wykonają zadanie, ale oni tego nie czują, nie wejdą w to. Potrzeba wyobraźni dziecka – tłumaczy Łukasz Nowak, jeden z trenerów LPFA.

33

Jak w praktyce wygląda to na boisku?

Łukasz Nowak:

– Prowadzę grupę 2013. Ciężko tutaj mówić nawet o treningu piłkarskim w klasycznym tego słowa rozumieniu. To bardziej nauka zasad, tego, że jest trener, że istnieją zasady na treningu, że piłki nie bierzemy do ręki, że jest przeciwnik, który piłkę chce nam zabrać, na czym polega mecz. Często gdy pierwszy raz dziecko dowiaduje się, że jest jakiś rywal, który chce odebrać piłkę, to jest szok. Dziecko potrafi przyjść z płaczem albo pretensją „trenerze, on mi zabrał”. Dlatego na początku każdy dostaje swoją piłkę i musi np. zdobyć jak najwięcej bramek. Później stopniowo się to zmienia: piłek jest połowę mniej. Kolejny etap, tworzymy boiska, gramy dwóch na dwóch, trzech na trzech, często wciąż na dwie lub trzy piki.

Bartosz Grzelak, trener LPFA:

– Najważniejsze, żeby w tym wieku dzieci dobrze się bawiły. Jeśli to się stanie, będą kojarzyć ten sport z zabawą. Tak czy siak usiądą do komputera, taki jest świat, ale mocna i atrakcyjna dla nich alternatywa w postaci wyjścia na boisko pozostanie. Nie każdy z nich zostanie profesjonalnym piłkarzem, ale trzeba ich uczyć tego, że można fajnie spędzić czas przy sporcie. Z czasem jest coraz więcej faktycznej gry w piłkę, coraz mniej zabawy. Ale dzieci przede wszystkim muszą być przygotowane do uprawiania sportu, nie tylko piłki nożnej, dlatego mamy bardzo dużo ćwiczeń ogólnorozwojowych z koordynacji.

Dzieciaki czasem odbijają się od ćwiczeń koordynacyjnych. Oglądam trening rocznika 2011. Jeden z chłopców jest nowy w grupie i ma problem z adaptacją. Nie uczestniczy w zajęciach, które wymagają współpracy. Słowa zachęty od trenera? Problem polega na tym, że trener jeszcze nie jest autorytetem. A nawet jeśli jest, to dziecko nie ma do niego zaufania. Dlatego ten chłopiec stoi na boisku i woła: „mama, ja nie umiem”, do tego lekceważy polecenia – nie z przekory, a lęku.

Dlatego tak ważne są zdolności interpersonalne trenera. Bez umiejętności dotarcia do chłopców, nie wyjdzie nic. Trzeba mieć wyjątkowe wyczucie, spokój, cierpliwość. I – nie mam wątpliwości – trzeba to naprawdę lubić. Dzieciaki od razu wyczują, że ktoś odrabia pańszczyznę. Tylko pełne zaangażowanie i budowanie szczerych relacji z chłopakami ma przyszłość.

Tylko wtedy słowa Łukasza „Jedliście dzisiaj śniadanie? Bo was nie poznaję” nie trafią na mur, tylko będzie zachętą do aktywniejszego udziału w danym ćwiczeniu.

Tylko wtedy Bartkowi udał się ugasić tlącą się w czteroletnim malcu wątpliwość, gdy chłopiec mówi „ja wszystko przegrywam”, a Bartek powie „pamiętasz w poprzednim ćwiczeniu jak wygrałeś? To było świetne. Ja to pamiętam bardzo dobrze”.

Dlatego kluczem do LPFA jest selekcja szkoleniowców. Selekcja, która odbywa się… samoistnie. LPFA umożliwia staże studentom AWF. Na treningach, które oglądam, stażyści są asystentami w roczniku 2009. Ci, którzy mają najlepsze predyspozycje, są trenerskimi perełkami, mają zaoferowaną współpracę. Trenerzy to zawsze pasjonaci: Bartek Grzelak pracuje na co dzień 8-16 w klubie, a po godzinach szkoli dzieciaki. Sam na własną rękę doszkala się literaturą branżową, biografiami trenerów, prasą („Asystent trenera”), czy też webinarami Łukasza Panfila. Narodowy Model Gry? Również. Choć sam byłem sceptyczny co do jego zawartości, tak nawet w takiej formie, wymagającej rozbudowania, może nałożyć pewien schemat, pomóc uszeregować wiedzę.

Początkowa baza szkoleniowców, do dziś jej trzon, z przyczyn oczywistych musiała powstać inaczej. Dominik stwierdził, że dzięki marce Lecha mógł wtedy poczuć się… jak Florentino Perez przy tworzeniu Galacticos.

Kwestia kadry szkoleniowej jest w oczywisty sposób kluczowa, co uzmysłowiłem sobie już lata temu analizując system szkolenia Dinama Zagrzeb. Ich priorytet położony jest na skauting. Nie na skauting piłkarzy jednak – też ważny, ale nie na pierwszym miejscu – a skauting trenerów. Dobry trener młodych to skarb, który nawet z przeciętniaka stworzy piłkarza rokującego na zawodowstwo. Słaby… słabych mieliśmy całe pokolenie, którzy kazali dziesięciolatkom robić kolejne okrążenia po bieżni, a sami obserwowali to wszystko z butelką „Komandosa” w ręku.

LPFA pracuje nad rozwojem kadry podczas dwutorowych szkoleń – jedno dla trenerów, drugie dla zarządców, menadżerów, których może nie interesuje gra 3 na 3, ale są niezbędni, by wszystko grało. Coraz liczniejsze oddziały na Podkarpacie, aby dobrze działać, to coraz większa kadra menadżerska.

 W LPFA jest dziesięć kobiet-trenerek, które szybko przekonały do siebie rodziców. Mają pewną naturalną przewagę. Ada, trenerka:

W pierwszej chwili było zaskoczenie rodziców, a nawet dzieci, że jest trenerka a nie trener. Szybko podejście stało się pozytywne, a w trudnych chwilach dzieci, można powiedzieć, szukały bliższego kontaktu. Przewróci się, cokolwiek mu się stanie, to jeśli chodzi o najmłodsze grupy wiekowe, przytulali się. To może być pewien odruch, w przedszkolu też mają przedszkolanki, nie opiekunów.

Dziewczyny przeszły taką drogę jak wszyscy: studia, staż, asystentura, uprawnienia trenerskie, własna grupa. Na korytarzach usłyszałem, że Łukasz Trałka, gdy dowiedział się, że w wyniku reorganizacji jego syn może stracić trenerkę, apelował, by jednak reorganizowano ciut inaczej.

Czy trenerzy LPFA mogą wyżyć z samego szkolenia dzieci? Raczej nie, chyba, że są kawalerami na dorobku. Ale na pewno nie robią też za frytki, mówię uczciwie, bo poznałem kwoty.

Płacone jest równo. Jeśli prowadzisz grupę, to niezależnie czy masz trenera drugiej klasy czy masz UEFA A, dostajesz tyle samo.

***

– Dzisiaj wszyscy staniemy się… kucharzami! Co lubicie jeść? Pizzę? Ryby?

– Pingwiny!

Albo:

– Czy to centrum wiązania butów? Drugi raz ci już dzisiaj wiążę. Za następne wiązanie pięć złotych.

– A może być 3.20?

– Może. Spotkaliśmy się trenować czy rozmawiać?

Dzieciaki na każdym treningu czymś zaskoczą. Trener musi być giętki, musi mieć poczucie humoru. Bez niego nie da sobie rady.

***

Lech Baby brzmi już na swój sposób hardkorowo. Jeszcze pamiętamy kluby pierwszoligowe, które prowadziły zespoły juniorskie tylko dlatego, że musiały, a tutaj zajęcia z dwulatkami. Opowiada Krzysztof Kaczmarek, trener w tych grupach:

– Naszym mottem jest hasło „pierwsza piłka”, chcemy też zasiać ziarno Lecha Poznań. To oczywiście zajęcia zabawowe, często korzystam z bieżących tematów. Wchodzą Gwiezdne Wojny do kin? Dzieciaki to rycerze jedi, piłka to miecz świetlny, którą trzeba dostarczyć do bramki, stacji kosmicznej. W zajęciach Lech Baby zawsze biorą aktywny udział rodzice. Trener nie miałby szans, tak małe dzieci potrzebują zaufania i obecności rodziców. Co ciekawe, dzieciaków nie jest trudno przekonać do zajęć, ale czasem trudniej… rodziców. Miałem sytuację, gdy jedna pani dopiero przestała się przejmować, gdy zobaczyła, że nikt nie patrzy na siebie, tylko każdy bawi się swobodnie ze swoją pociechą.

Zdaję sobie sprawę, że wobec dwulatków sukcesem jest regularne uczestniczenie. Ale jakie piłkarskie cechy będzie miało dziecko opuszczając Lech Baby?

– Prowadzenie piłki, by nie uciekała tak bardzo – widać już element kontroli. Mam czterolatków, których śmiało można posłać do boju między sześciolatków. Widać operowanie piłką, pomysł, myśl. Ta bramka zablokowana? Szukam innej.

To się może wydawać niczym, ot – czterolatek dający sobie radę wśród sześciolatków. Ale widziałem na boisku efekty. Dwa lata na tym etapie to przepaść. Z jednej strony dwoma piłkami ćwiczyły dzieci bawiąc się w scenariusz talerzy – rocznik 2013. Rywalizacja? Tak: jedna piłka rzucona na dwóch wybiegających malców, kto pierwszy strzeli. Ale w roczniku 2011 już były nie tylko pojedynki 1 na 1, ale też 3 na 3, wyglądające już jak dziecięce mecze. 2009 to już był w porównaniu kosmiczny poziom, mali piłkarze z podaniem, strzałem, dryblingiem i świadomością drużyny oraz siebie.

Łukasz Nowak opowiedział mi, że dzieciaki, które przyszły do jego grupy z Lech Baby były zauważalnie bardziej zaawansowane od tych, które dopiero co przyszły. Efekt był jednak taki, że pociągnęły resztę za sobą. Po trzech miesiącach grają jedną piłkę, lepszą, niż przeciętny poziom w tym wieku. – To naturalne. W przedszkolu jak widzą, że ktoś je sztućcami, to też naśladują. Dziecko widzi, że inne lepiej sobie radzi, bierze przykład.

IMG_0315

***

Kilka tygodni temu robiłem wywiad z trenerem Karalusem i zaintrygowało mnie, jak wiele tropów, na które sam wpadł dekady temu, a które doprowadziły do wypuszczenia wielu znakomitych piłkarzy, widać w LPFA. Pamiętając, że trener Karalus nie szkolił czterolatków, trzeba zauważyć choćby, ze on również wolał stracić gola, niż żeby obrońca bał się odpowiedzialności i pojedynku.

Ale wiedziałem, że w jednym metody trenera Karalusa nie pokryją się ani na jotę: wtłuczenie klapkiem na goły tyłek nie wchodziło w grę.

Żyjemy w czasach beztresowego wychowania. Lanie na kolanie? Dziecko może zgłosić rodzica na policję. Co w takim razie za formy dyscypliny ma trener? Czy bazuje tylko na stopniowaniu nagród?

Każde dziecko otrzymuje tablicę z miejscami na dwadzieścia cztery nalepki. Po każdym treningu dziecko otrzymuje naklejkę z recenzją jego postawy: „perfekcyjnie”, „świetna robota”, „doskonale”, ale też „popraw się”. Po wypełnieniu tablicy, otrzymuje pucharek.

Nie zdziwiło mnie, że „popraw się” w pierwotnej wersji nie istniało, doszło dopiero później. Takie czasy. – Na początku nie mieliśmy naklejki „popraw się”, natomiast ciężko było wręczać „dobra robota”, gdy ktoś przeszkadza i nie uczestniczy – tłumaczy Dominik Czapczyk.

6

Czy ta naklejka wystarcza, by trzymać dyscyplinę? Łukasz Nowak twierdzi, że tak:

– Podstawą jest postać trenera. Musi być psychologiem, kolegą, rodzicem, jednym z zawodników, a na końcu trenerem. Nie możesz stanąć i traktować dzieci jak w wojsku. One często wielu rzeczy jeszcze nie rozumieją, podam przykład: ostatnio na treningu powiedziałem, że pojedziemy pociągiem na plażę. Część dzieci zrozumiała, że będzie chodziło o zabawę, ale część rozglądała się za pociągiem. Wszystko co się powie dziecko weźmie na serio, trzeba być ostrożnym. Jak tłumaczę dobre zachowania, podaję konkrety: Jasiu dzisiaj fajnie wykonał to ćwiczenie, Piotruś bardzo dobre zachowanie, a Krzysio zrobił ten element trochę gorzej. Ale wybierając zawodników, których stawiam za negatywny przykład, wybieram takich, co do których wiem, że to przyjmą, nie będą urażeni. To bardzo ważne. Niektóre tego jeszcze nie potrafią i zamknęłyby się w sobie. Są jednostki asertywne, ale i kruche. Do każdego trzeba podejść indywidualnie. Wymagać należy od samego początku, ale stopniowo różnych rzeczy na różnych etapach.

Naklejka „popraw się” wydaje mi się lekką karą.

– Nie, nie jest lekka. Dzieci bardzo to przeżywają. Często tylko wyciągnę tę naklejkę, a świadomość, że mogą ją dostać, doprowadza do łez. Wystarczy więc zobaczenie naklejki, a nie otrzymanie jej, które dla siedemdziesięciu procent będzie terapią szokową. To potrafi odmienić tok rozumowania. Pamiętam sytuacje, gdy ktoś zmieniał się nie do poznania i potem był przykładem dla innych dzieci. Naprawdę: to jest główny czynnik. Ale zdarza się, że każę zawodnikowi usiąść na linii, ma tylko patrzeć jak inni trenują. Albo na odwrót – wszyscy siadają i patrzą jak on ćwiczy. Bywa, że ktoś musi przebiec dookoła boiska, pozbierać znaczniki, ale nawet w to jest wpleciony element zabawy. To kwestia warsztatu trenera, że będzie umiał to pogodzić.

Rozmawiamy, a w trawie przy siatce leży okazały puchar. Jeden z chłopców pożyczył go ostatnio na komunię, bo chciał się pochwalić przed rodziną. Podczas treningu Łukasz odsyła jednego z chłopców za linię. Kilka mniejszych przewinień, po których usłyszał, że więcej ostrzeżeń nie będzie. Za wybicie piłki „na złość” wylądował poza boiskiem.

2

Mam też jednak do czynienia z ciekawym przypadkiem zaszczepienia idei fair play. Mecz 3 na 3, grają dwie grupy na dwóch boiskach. Stykowa sytuacja, nie wiadomo kto wybił piłkę za linię, Łukasz ogląda drugie spotkanie, więc nawet nie widział tego zdarzenia. Jeden z chłopców łapie piłkę w ręce i biegnie do trenera. Widzę, że Łukasz głęboko zastanawia się o co chodzi. Mały podbiega jednak i mówi:

– Trenerze, rzut sędziowski.

***

Jak Lech Poznań Football Academy radzi sobie z KOR-em, czyli Komitetem Oszalałych Rodziców?

Nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie nic nigdy się nie zdarzyło. W większości rodzice traktują piłkę jako zajęcia dodatkowe dla dzieci, powiedzmy na równi z korepetycjami z angielskiego czy pływalnią. Są tez jednostki, które chcą wychować Roberta Lewandowskiego. Przykład dezorganizacji, jaką nieświadomie potrafią wprowadzić rodzic.

Nacisk na grę jeden na jeden kładzie się do tego stopnia, że jeśli jesteś ostatnim stoperem i masz piłkę, to nie możesz wybić futbolówki. Słowo „wybij” na treningu jest po prostu zabronione. Masz grać, kiwać się, ryzykować, uczyć się. Strata bramki na tym poziomie nie ma znaczenia, ważniejsze w tym wieku jest poznanie swoich możliwości i pozbycie się obaw.

Bywały jednak sytuacje, gdy według zaleceń ostatni obrońca szedł w drybling, za co zbierał burę od stojącego przy linii rodzica.

Łukasz Nowak: –  Niech dziecko podejmie wyzwanie pojedynku. Jeśli straci, trudno, to nie jest piłka zawodowa. Ale jeśli mu się uda, nawyk zostanie, będzie inna pewność siebie. Jak będzie wybijał teraz, to będzie wybijał całe życie, a my mamy ambicję uczynić z nich zawodników o szerszych horyzontach. Ale rodzic nie jest w stanie zawsze zrozumieć co robimy i dlaczego. Bywało, że podpowiadał: „nie kiwaj się, wybij!”. I dziecko nie wie kogo ma słuchać, zderzają się dwa autorytety, trenera i rodzica. Na początku trzeba było często przeprowadzać rozmowę wychowawczą z rodzicami. Dzisiaj, uważam, nie ma z tym problemu.

Dominik Czapczyk: – Mamy trzy tysiące dzieci w LPFA. Sporo rodziców, prawda? Nad wszystkimi nie zapanujesz. Ktoś będzie siedział o dziewiątej z synem przy śniadaniu i mówił: „musisz dzisiaj strzelić trzy bramki”. To nie pomoże dziecku, to nakładanie presji. Nie jesteśmy więc w stanie wszystkiego upilnować. Ale na co mamy wpływ, to staramy się zrobić: rodzic jest zobowiązany, by nie komunikować się z dzieckiem podczas treningu. Nie mogą nawet mobilizować.

Podczas treningu Łukasza widzę jednak, że jedna z matek rozmawia z synem. Dzieje się to jednak na prośbę samego trenera. Zagubiony chłopiec, nowy w grupie 2011, o którym już wspominałem, nie wykonuje poleceń. Dwa razy odchodzi na bok do ławki matki. – Dzieci czasem się boją nowej grupy. Lepiej wtedy odesłać do rodzica na jakiś czas, ono tego potrzebuje – komentuje Łukasz Nowak.

Nie powiem, żeby chłopiec dzięki temu dokonał przełomu i w zajęciach na koordynację ćwiczył aktywnie. Niemniej je przetrwał, choć byłem pewien, że zaraz to wszystko może skończyć się płaczem, a gdy zaczęła się właściwa gierka trzy na trzy… Zupełnie inny chłopak. Momentalnie jeden z lepszych na boisku.

5

Natomiast trzeba przyznać, dzieciaki w tym wieku to straszni indywidualiści. W gierce 3 na 3 podanie jest rzadkością. Pytam Łukasza, czy to nie problem:

– Naprawdę nie chcę, by teraz grały tiki takę. Kiedy mają się uczyć odwagi na boisku i gry jeden na jeden jeśli nie teraz?

Patrzę na trening dwa lata starszej grupy na boisku obok. Tam są już ćwiczenia, które wręcz wymuszają rozegranie – jeden obrońca, dwóch napastników. Widocznie to już ten czas.

Uderza mnie jaką przepaść w tym wieku stanowi rok, dwa. Oglądam piękną akcję: młody idzie dynamicznie z piłką, symuluje zwrot, obrońca przejeżdża przed nim na wślizgu. Chłopak ma pustą bramkę, strzela, robi cieszynkę z szerokim uśmiechem na twarzy.

***

Czy to jest wychowanie piłkarzy? Tak, ale na zasadzie – szukamy igły w stogu siana. Profesjonalistami zostaje niewielu i także LPFA nie będzie masowo wychowywać przyszłych Linettych.

Na pewno natomiast może masowo wychowywać kibiców Lecha i nikt nie ukrywa, że to również cel. Legia także aktywnie działa w ten sposób przez swoją Legia Soccer Schools. To przebiegłe i pożyteczne zarazem: dzieciaki poznają sport, trenują, będą zdrowsze. Ale zarazem robią to w konkretnej koszulce, w szacunku bądź miłości do konkretnych barw. Wielu przyszłych prawników, lekarzy, urzędników będzie miało w przeszłości epizod kilkuletniej gry w Kolejorzu. To zostanie w sercu. Dlatego pisząc o rywalizacji akademii dla najmłodszych tylko w pewnym procencie mówimy o walce systemów szkolenia. Kto powie, że główną stawką jest rząd kibicowskich dusz, wiele się nie pomyli, szczególnie, że każdy członek LPFA dostaje znaczące zniżki na bilety: zawodnik i jego rodzeństwo do 13 roku życia wchodzi na stadion za darmo, a rodzice płacą 50% ceny biletu, bez względu na to czy chodzi o wizytę Górnika Łęcznej, Legii czy Fiorentiny. Jak ktoś lubił zabierać całą rodzinę na stadion, to przez zapisanie dziecka mógł znacząco obniżyć koszty wizyt, choć akademia Lecha jest jedną z najdroższych w regionie:

Karol Szumlicz: – To wychowywanie kolejnych pokoleń kibiców, jeden z filarów LFPA. Dawniej gra w Lechu była elitarna, wyróżniała nielicznych. Grupy młodzieżowe składały się z dwudziestu osób (czyli KKS miał same dzisiejsze złote grupy – przyp. red.). Ja na przykład marzyłem o grze w Lechu jako dzieciak, ale nie miałem takiej możliwości, bo po pierwsze nie miałem dość talentu, a po drugie pochodzę z Piły. Teraz to jest wręcz ogólnodostępne, a często gra dziecka w niebiesko-białej koszulce to bardziej realizacja marzeń rodziców, ale też element budowania tożsamości dzieciaków. Ostatnio pojechałem do Opalenicy, gdzie trwał obóz przygotowawczy pierwszego zespołu Kolejorza. Zorganizowaliśmy się tak, żeby tamtejszy oddział LPFA pokopał piłkę z pierwszą drużynę. Czym byłem szczerze zaskoczony, to że każdy w takiej młodej drużynie ma swoją ksywkę… związaną z piłkarzami Kolejorza! Siedziałem na ławce, robiłem zdjęcia i słyszałem, jak u młodych jeden był Kostewyczem, drugi Nicki Bille. W czasach globalizacji, gdy światowe potęgi piłkarskie sprzedają w Polsce gigantyczne nakłady koszulek i „odbierają” kibiców, to bardzo ważny front.

Doskonale wychowanie w duchu Kolejorza pokazuje przykład Lech Baby. Krzysztof Kaczmarek na swoich zajęciach dba o to, by – po prostu – dominowałybarwy niebiesko-białe. Dlatego dzieciaki najczęściej grają niebieskimi piłkami, a podczas zajęć na sali też musi być dużo niebieskiego koloru. Od początku ma się zaczynać identyfikacja z Lechem, a do dzieci od 2-4 lat próbuje się dotrzeć choćby i kolorem.

Lech jest obecny w siedmiu województwach i w Londynie. Byłem rok temu w polskiej szkółce londyńskiej i wtedy trochę się z niej śmiano. Najpierw budziła strach, a potem mimo marki miała słabą frekwencję. To już się zmieniło, dziś w LPFA Londyn szkoli się 110 dzieci, które poza treningami mają też możliwość podtrzymywania więzi z krajem – trenerami są póki co tylko Polacy.

Screen Shot 07-23-17 at 09.47 AM

Wielkopolska to bastion. Własne poletko do zagospodarowania. Lech nie ma tutaj konkurencji i to nie tylko jeśli chodzi o futbol. Kibic w Poznaniu nie pójdzie na siatkówkę czy koszykówkę, bo ta na sensownym poziomie nie istnieje. Wciąż są w Wielkopolsce dość spore miasta, które nie mają szkółki LPFA. Zaniedbanie? Otwarcie szkółki na szybko i w jakimkolwiek kształcie nie byłoby żadnym problemem. W akademii podają przykład Wrześni. Powinni tam być? Powinni. Ale nie ma tam osoby, której ufaliby, że poprowadzi to w sposób tak jakościowy, jakiegoby chcieli. Inna sprawa, że filozofia jeśli chodzi o Wielkopolskę raczej nie będzie zakładała otwierania szkółek na potęgę, tylko w pewnym momencie wzmacniania istniejącej sieci.

– Poza Wielkopolską, można spojrzeć i powiedzieć, że lubuskie wydaje się neutralne kibicowsko i warto tam być, a kujawsko-pomorskie wydaje się w miarę otwarte na nas i dostępne. Ktoś mógłby powiedzieć, ze na tym powinniśmy skończyć. Ale jesteśmy też choćby w zachodniopomorskim, podkarpackim czy lubelskim – tłumaczy strategię ekspansji Dominik.

Screen Shot 07-23-17 at 09.47 AM 001

Najciekawiej wygląda Podkarpacie, które przecież od Poznania daleko, związków szczególnych nigdy nie było, a jednak Lech tutaj jest obecny kilkunastoma szkółkami. Rozmawiam z Michałem Cebulą, szefem podkarpackich szkółek LPFA:

Czy Podkarpacie jest niebiesko-białe?

Lech opanowuje region, ośrodek po ośrodku, lokalizację po lokalizacji. W najbliższych miesiącach również Lubelszczyznę mocno pociągniemy niebiesko-białymi barwami. Dlatego te dwa regiony? Kluczem jest brak mocnych lokalnych klubów i siła naszej marki.

Ile aktualnie prowadzicie podmiotów?

Prowadzę dwa ośrodki, w Rzeszowie i Jarosławiu, gdzie ćwiczy dwieście dzieci, ale jest jeszcze dziesięć ośrodków pod egidą Lecha. Przed początkiem 2018 roku powinniśmy podwoić tę liczbę.

Szkolicie do dwunastego roku życia. Czy sprawujecie kuratelę nad najzdolniejszymi wychowankami?

W lutym czterech zawodników gościło w grupach poznańskich. Uważam, że prędzej czy później dojdzie dotego, że adepci podkarpackich LPFA, którzy potem doszlifują talent w SMS, pójdą na wielkie wody w akademii Lecha. Znam ten region i wiem, że jest tutaj,i zawsze było, mnóstwo talentów, tylko zaniedbywanych.

Bardzo interesująco jest w Biłgoraju. Tamtejsza Łada dostała propozycję z Legii i Lecha. Wybrała Kolejorza. To może być przedsmak rywalizacji najbliższych lat, nie tylko zresztą tych dwóch podmiotów. Od południa jest akademia Zagłębia. Taki Rawicz – niemal identyczna odległość od Poznania, Wrocławia i Lubina. Lech jest obecny w Gdyni, gdzie ma łatwiej przez zgodę z Arką, ale też otworzył szkółkę w Kamieniu Pomorskim, miejscowości dziewięćdziesiąt kilometrów od Szczecina. To atak na bastion Pogoni, gdzie ze zrozumiałych przyczyn mieli być średnio zadowoleni z inicjatywy KKS. – Jeden pójdzie za sercem kibicowskim, a drugi spojrzy neutralnie gdzie jest wszystko fajniej zorganizowane.

Paweł Pawlaczyk, prowadzący LPFA w Kamieniu:

– Początek był trudny. Mieścimy się na terytorium Pogoni. Ludzie różnie reagowali, szczególnie ci, którzy jeżdżą na mecze. Trener Dawid Sandzewicz, który działa dłużej ode mnie, był nazywany na portalach kibicowskich zdrajcą, obrażano go. Są u niektórych takie naleciałości, że tylko Pogoń może tu działać. Ale jest też wielu, którzy nie mają problemu z Lechem, bo po prostu doceniają naszą pracę, widzą, że sumiennie ją wykonujemy i dzieci są u nas szczęśliwe. Ja osobiście nie spotkałem się z żadną nieprzyjemnością, tylko z pozytywnymi opiniami, że fajnie działamy.

W Kamieniu Pomorskim ćwiczy aktualnie osiemdziesiąt dzieci, pracuje dwóch trenerów plus szkoleniowiec bramkarzy. Na Podkarpaciu efekt może być taki, że kluby zaczną dostrzegać tendencję i będą ją analizować. Dlaczego my tego nie robiliśmy? I zaczyna się efekt domina. Z niektórymi podmiotami podpisuje się umowy o współpracy. – Dogadujemy się i szkolimy do pewnego wieku, a potem przekazujemy absolwentów. Zapewniamy sobie możliwość… ale to rodzice decydują gdzie trafi ich dziecko. Tak czy siak na Podkarpaciu czy Lubelszczyźnie w większości absolwenci zasilają lokalną tkankę piłkarską. W Poznaniu wierzą jednak, że z Lechem w sercu.

7

Lech nie zapędzi się do Wrocławia czy Warszawy, uważa, że byłoby to niebezpieczne, nawet jeśli chodzi tylko o szkolenie tak małych dzieci. Jeśli chodzi o rywalizację z Legią np. na Lubelszczyźnie, w akademii przekonują, że się jej nie boją. Wierzą w swoją metodologię, osiągnięty poziom i budowanie struktury opartej na szkoleniu. Dominik kilka razy podkreśla słowa, które wpaja trenerom: „Dobrą pracą się obronicie!” .

Legia Soccer Schools zarzucało się, że duża ekspansywność nie idzie w parze z zaangażowaniem przez centralę w otwierane podmioty, generalnie mniej zdrowe proporcje marketingu a jakości zajęć. Czy tak jest? Nie wiem, dowiem się we wrześniu, wtedy Legia Soccer Schools zaczyna swój sezon i przyjrzę się temu jak działają.

LPFA nie zamierza otwierać szkółek w nieskończoność. Dominik już mówi o tym, że raczej bliższy niż dalszy jest moment, gdy zaczną zacieśniać i wzmacniać istniejącą sieć – szczególnie w Wielkopolsce.

***

Złote grupy to trzon Akademii Lecha na tym etapie szkolenia. Dwudziestu najzdolniejszych podzielonych na dwie niezależne grupy bez gradacji, każda pod opieką trenera i asystenta. Najmłodsza złota grupa pod kuratelą KKS to aktualnie 2010. Osiemnastu z nich to wychowankowie LPFA.

Proces rekrutacji złotej grupy Lecha na przykładzie powstającego rocznika 2011, która wystartuje we wrześniu. Za selekcję odpowiada trener Maciej Bandosz. Klubowi szkoleniowcy w ciągu roku wysyłają nazwiska zawodników najbardziej utalentowanych, selekcjoner w poniedziałki organizuje zajęcia dla nominowanych, do tego gry kontrolne, turnieje. Przez rok obejrzy kilkaset dzieci z LPFA, do tego dzieciaki z innych klubów – choćby drużyn, z którymi rywalizują zespoły LPFA na turniejach.

Tu pojawia się zasadnicza kwestia: niektórzy zostaną odrzuceni. Chłopcy między sobą rozmawiają, to siedzi w głowie. Pytam, czy niektórym nie opadną skrzydła, gdy nie dostaną się do złotej grupy, względnie nawet nie będą brani pod uwagę. To w pewnym sensie czytelny moment, gdy kończy się zabawa, a zaczyna rywalizacja, gdy jest podział na lepszych i gorszych.

Dominik stwierdza: „tak jak w medycynie podstawą jest nie szkodzić, tak w szkoleniu dzieci najważniejsze jest by nie zrazić ich do sportu”. Znowu kluczem są zdolności interpersonalne trenera. Kiedyś byłoby – nie nadajesz się, weź sprzęt. Tak to działało. Dzisiaj? Może przyjść ktoś i powiedzieć, że nie ma się czym martwić. Ale chłopcy widzą co się dzieje, rozmawiają, stanowią grupę i czytają to po swojemu – nie dostałem się, jestem słabszy. Tylko trener, który jest autorytetem, ale też kumplem, tylko trener, do którego dziecko ma zaufanie, z którym dziecko ma szczerą i dobrą relację, będzie w stanie przetłumaczyć to w zdrowy sposób. Tylko jego słowa chwycą.

Modele szkoleniowe, schematy,  technologie, obiekty – tak, to wszystko ma znaczenie. Ale na dole piramidy są zawsze zdrowe więzi międzyludzkie.

***

Koszt zapisania dziecka do szkółki to maksymalnie 149 złotych miesięcznie. W LPFA uczy się 3300 dzieci. Gdy pytam Dominika o roczny budżet, mówi, że utrzymaliby się w pierwszej lidze.

Czy są stypendia? Tak, są. Temat jest enigmatyczny.

– Prezes Klimczak zaczepił mnie ze dwa razy podczas spotkań dotyczących LPFA: Panie Dominiku, pochwalmy się stypendiami! Mówię wtedy, że nie możemy, bo zapcha mi się skrzynka i wszyscy się zgłoszą.

Generalnie czy są absolwenci, którzy nie płacą za LPFA nic albo symboliczne kwoty? Są i wynika to z ich sytuacji materialnej.

LPFA pod względem organizacyjnym przeszło długą drogę, gdy późnym latem 2014 roku rozkręcał to Dominik plus wsparcie zarządu KKS, FA i Piotra Barłoga z działu sportu KKS, a wszystko we wsparciu know how Football Academy, potentata branży, który szkoli 15.5 tysiąca młodych piłkarzy w 984 grupach treningowych umiejscowionych w 167 ośrodkach w całej Polsce. Dzisiaj jak ciasne to więzi? Pisał o tym w swoim reportażu o FA Szymon Podstufka:

– Sztab szkoleniowy pracujący na co dzień na Inea Stadionie przekazuje rozwiązania treningowe stricte z Lecha. My zaś wspieramy ich, żeby to organizacyjnie, administracyjnie działało na wysokim poziomie. Bo szkoleniowo, umówmy się, nie musimy im mówić co i jak. I bez nas robią to znakomicie.

Do dziś są partnerem, wspierają się wzajemnie na zasadzie symbiozy. Mają też dżentelmeńską umowę, że nie wchodzą do miasta, w którym działa jeden z podmiotów.

13

***

Gdy byłem w Anglii odwiedzić szkółkę Crystal Palace, uderzyło mniej jak niewielki nacisk kładzie się na rywalizację. Mecze juniorskie zawodników w wieku, jakim opiekuje się LPFA, nie mają notowanych wyników, a w ligach jest kategoryczny zakaz prowadzenia tabel. To odgórnie nałożone standardy. Jak jest z tym w LPFA?

Dominik: – Rywalizacja jest zawsze. Kto szybciej przebiegnie, kto szybciej wstanie, kto zje więcej cukierków.

Łukasz: – Trzeba przyzwyczajać do rywalizacji, ale stopniowo. Inaczej presja będzie wyglądać u ośmiolatków, gdzie wygrany nie sprząta „talerzyków”, a inaczej w juniorze starszym, gdzie walczy się o mistrzostwo Polski. W Anglii mogą nie umieszczać wyników, ale chłopcy grając sami nakładają na siebie presję, dla nich każdy mecz jest najważniejszy, każda gierka ma stawkę.

Istnieje liga akademii, ostatnio ponad tysiąc dzieciaków od roczników 2009 w górę w cieniu INEA Stadionu grało finały. Podzielono drużyny na trzy grupy: Liga Mistrzów, Puchar Polski, Liga Europejska. Był to podział ze względu na zaawansowanie zespołów, tak by oddział, któremu średnio się wiedzie, rywalizował z równymi sobie.

Zwycięzcy otrzymali puchary. Ale nie było podziału na drugie, trzecie, siedemnaste miejsce. Cała reszta otrzymała medale. – Wynik jest kwestią trzecio, czwartorzędną. Ale prowadzimy klasyfikacje. Nie będziemy udawać, że piłka to nie jest sport, w którym nie istnieje rywalizacja.

Widzę to podczas meczów trzy na trzy, wtedy w cieniu stadionu, kilkadziesiąt metrów od Lokomotywy, podczas gierki pojawia się Legia.

– Wy jesteście Lech, wy Legia. Legia gotowa? Lech gotowy? Legia atakuje!

***

Obiektami LPFA w 90% są Orliki i lokalne hale sportowe. Do tego OSIR-y  i placówki oświatowe. Łącznie jest raptem kilka miejsc, gdzie mają naturalną trawę. Jeśli można więc wskazać najsłabszy w tym momencie punkt, to jest to baza.

Orliki? W Poznaniu zajęte od 8 do 20. Wiadomo, że często są to boiska mocno zużyte, nadgryzione przez czas.

– Pół biedy, jak jest fajny zarządca, który rozumie, że trzeba kupić dobry gumolit, a nie zmieloną oponę.

LPFA wybuduje na terenie Poznania dwie hale balonowe. Zdają sobie sprawę z ułomności gry na sztucznej murawie. Ale w tym momencie stworzenie bazy jest ponad siły. Nie będą budować własnych boisk w każdym ośrodku, w którym mają szkółkę – to zbyt wielki koszt. Sm Lech ma w tym momencie boiska BT2, BT3, BT4, płyta główna. Wybuduje w tym roku jeszcze dwa kolejne naturalne przy stadionie, dodajmy jeszcze bazę akademii.

Co mogą robić i robią, to motywować urzędy, by inwestowały w bazę – to więc rozmowy z wójtami, burmistrzami, starostami, a nie kupno ziemi i sadzenie trawy.

Na razie trzeba radzić sobie z tym, co jest. Efektem jest choćby dzielenie grup na jak najmniejsze. To zwiększa koszty, bo trzeba wynająć np. halę na więcej godzin, ale daje większą jakość treningu.

***

Dominik, gdzie widzisz LPFA za dziesięć lat? 

– Chciałbym otworzyć Przegląd Sportowy i przeczytać, że ten chłopiec, Jaś Kowalski, nasz absolwent, zadebiutował w Lechu. Albo w reprezentacji Polski. Wtedy przepełni mnie duma.

***

Bartek i jego refleksje po treningu z czterolatkami. Projekt projektem, plany planami, ale to jest sól wszystkiego.

– Ciekawy jest przypadek, że jedno z dzieci samo zaproponowało element ćwiczenia, które wykonywało w domu. Dorzuciliśmy to do treningu i wyszło super. To tylko pokazuje, że dzieci w tym wieku są bardzo kreatywne i potrafią inspirować trenerów. Oczywiście w tym wieku są też strasznie ciekawe świata, a co za tym idzie gadatliwe. Z dyscypliną jeszcze jest u nich średnio to i tak widać postępy. Dziś pierwszy raz wprowadziłem trenującej stosunkowo krótko grupie wspólne odliczanie do trzech, po którym musi nastąpić cisza. I wypadło świetnie. Bardzo ważna jest też rozmowa na koniec, feedback. Warto sprawdzić czy dzieci wiedzą co robiliśmy na treningu, czy im się podobało, staramy się też wplatać wówczas elementy edukacyjne, np. gdy bawiliśmy się w cukierników na koniec opowiadaliśmy, że słodycze można jeść, ale w małych ilościach, a na treningu pijemy wodę a nie słodkie napoje itp. Rozmowa z dziećmi jest tez o tyle ważna, ze dowiadujemy się czym się interesują. Ogólnie pod względem wykonywania ćwiczeń widać postęp, choć kilku chłopców miało lepsze dni. Ale, wiadomo to są dzieci, wystarczy, że ktoś gorzej spał lub robił coś męczącego w dzień i to widać w treningu.

10

***

Nie mam wątpliwości, że zaczyna się proces, który może wstrząsnąć polską piłką. Wstrząsnąć w sposób pozytywny i tylko czekam, aż Lech, Legia, Pogoń, Zagłębie i inne marki zaczną ze sobą aktywnie rywalizować w tych samych ośrodkach. To konkurencja jest kołem zamachowym rozwoju. Stawka jest poważna, bo to walka o talenty, ale też i kibicowski rząd dusz. Przy rywalizacji w jednym mieście liczyć się będzie to kto będzie miał najlepszą ofertę, także szkoleniową.

Tak jak więc trwa wyścig o to kto kupi za kilkaset tysięcy euro przepłaconego obcokrajowca, tak kluby zostaną zmuszone do wyścigu o to kto przedstawi najlepszą ofertę szkolenia dzieci. Z czego w konsekwencji skorzysta cała piłkarska Polska. I nie tylko piłkarska: w dobie plagi zwolnień z w-fu, moda na futbol może być lekarstwem.

Leszek Milewski

Napisz autorowi, że sam powinien bawić się w kucharza

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

24 komentarzy

Loading...