Gdybyśmy mieli wymieniać zawodników, od których będziemy oczekiwać w tym sezonie dobrej gry, ani Patryk Kun, ani Michał Nalepa, nie zmieściliby się w pierwszej setce. Pierwszy z nich cały ubiegły sezon walczył w drugiej połowie I ligi. Drugi nie zaczął od pierwszej minuty ani jednego meczu w rozgrywkach 2016/17, a ostatnie kilkanaście miesięcy niemal bezustannie walczy z urazami, kontuzjami i mozolnym odbudowywaniem formy, gdy akurat nic mu nie dolega. Dziś obaj poprowadzili Arkę do zwycięstwa nad Śląskiem Wrocław, a co ważniejsze – wyglądali więcej niż solidnie, jak cała drużyna z Gdyni.
Lubimy takie historie. Obaj nadal dość młodzi – z rocznika 1995. Obaj do tej pory nieco w cieniu – Patryk w cieniu brata, Dominika, Michał Nalepa w cieniu “tego drugiego” Michała Nalepy. Obaj trochę nietypowi – Patryk niski, nieszczególnie atletyczny, Michał dość masywny, do niedawna wręcz grubawy, także za sprawą wiecznych kontuzji. I proszę. Pierwszy przeskakuje przy golu dwie wieże, Tarasovsa i Celebana, drugi z kolei wygrywa starcie biegowe z całą defensywą Śląska po wykorzystaniu błędu Adriana Łyszczarza. Najwyżej wyskakuje najniższy, najszybciej biegnie do niedawna najtęższy.
Całość o tyle ciekawa, że bardzo długo mecz układał się na remis. Typowe ekstraklasowe granie – dwa faule, rzut rożny wykonany prosto w pierwszego obrońcę, niedokładne wybicie, znów dwa faule. W pierwszej połowie piłki było niewiele, a dość nieoczekiwanie najprzyjemniej oglądało się Jakuba Koseckiego i Jakuba Wrąbla. Pierwszy wreszcie do pokładania się przy najlżejszym dotknięciu dołożył całkiem odważny i skuteczny drybling oraz niezłą kombinację z Piechem. Drugi – wyjął dwa groźne uderzenia z dystansu. Ogółem jednak – z zachwytu nie cmoknął nikt, może poza amatorami wykwintnego przerywania akcji faulem.
Winowajcy? Zostali podani jak na tacy przez obu trenerów. Już w przerwie Leszek Ojrzyński zdjął Marcusa da Silvę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Nalepa pozwolił Arce uporządkować grę, był blisko zdobycia gola (piłkę z linii wybił Celeban), rozciągał przytomnie kolejne akcje. Urban zwlekał 15 minut, ale też musiał przyznać – Mak i Srnić wspomagani Łukaszem Madejem to nie jest środek pola, który stworzy tuzin sytuacji. Srnić zszedł z urazem, Mak, by coś zmienić w grze. Tyle że jakość zmienników w Śląsku wyglądała… Jak wyglądała. Jeszcze nie do końca zdążyliśmy się ucieszyć z obecności na boisku zawodnika z rocznika 1999, a już Adrian Łyszczarz zawalił w dość oczywisty sposób gola. Pozytywnie wypadł Chrapek, ale dziś na połowie rywala obecny był właściwie tylko on oraz Kosecki. Ani Madej, ani Pich, ani Piech nie zagrażali bramce Steinborsa. Jeśli już mielibyśmy kogoś wyróżnić za grę ofensywną – to chyba Pawelca, który średnio radził sobie z tyłu, ale bywał przydatny przy konstruowaniu ataków na prawym skrzydle.
Arka nie pozwalała na zbyt wiele – jak każda drużyna Ojrzyńskiego wielokrotnie przerywając akcje faulami. Nie ma co jednak sądzić defensywnych pomocników i obrońców, jeśli z przodu ma się choć trochę jakości. Tę gwarantowali dziś właśnie Kun i Nalepa, ale i chociażby Warcholak (podanie do Marciniaka tuż przed pierwszym golem) czy Piesio (wspomniany strzał z dystansu). Efekt mógł być tylko jeden – pewne i zasłużone zwycięstwo Arki Gdynia.
2:0 na starcie ligi i garść dobrych informacji – fakt, że Kun potrafi grać w piłkę, że Nalepa wygląda na gotowego do gry, że bez Szwocha też da się tworzyć sytuacje. W Śląsku – odwrotnie. Skoro w środku pola występują skrzydłowi i junior, widać, że przy budowie drużyny coś nie do końca zagrało. Spodziewaliśmy się dziury po Morioce, ale to właściwie prawdziwy krater, w który zmieściliby się Vadis, Kownacki i Rudi Schubert jednocześnie.
[event_results 337390]
Sędzia: Daniel Stefański 6/6
Bramki: 1:0 Kun (asysta: Marciniak, kluczowe podanie: Warcholak) 2:0 Nalepa
Kartki:
Żółte: Kun, Sobieraj – Mak, Tarasovs
Czerwone: –
Gracz meczu: Nalepa
Minus meczu: Tarasovs
Fot.FotoPyK