Po odejściu Adama Nawałki kibice zabrzan, nawet w najgorszych snach, nie mogli przewidzieć, że czeka ich stromy zjazd. W końcu selekcjoner reprezentacji Polski zostawiał klub na drugim miejscu (tyle samo punktów co liderująca Legia) w ligowej tabeli, a wraz z jego odejściem forma zespołu spadła. Sam zespół zresztą też. Dopiero ostatni sezon dał promyk nadziei.
Po Adamie Nawałce Górnik miał sześciu szkoleniowców – Zająca (tymczasowo), Wieczorka, Warzychę, Ojrzyńskiego, Żurka i wreszcie Marcina Brosza, który niedawno dał nadzieję w Zabrzu na lepsze jutro. Jednak co by nie mówić, jak na cztery lata aż tylu trenerów, to troszeczkę za dużo. Tym bardziej, że większość z nich pracę w Górniku najchętniej wymazałoby ze swojego CV.
Gdy Nawałka dostał propozycję pracy w reprezentacji, to wiadomym było, że ją przyjmie. Jednak zarząd zabrzańskiego klubu myślał, że nie stanie się to tak szybko. Liczyli, że Nawałka dogra rundę do końca, a w przerwie zimowej poszukają jego następcy. Tak się ostatecznie nie stało, bo trener odszedł już w pierwszym dniu listopada, a drużynę tymczasowo powierzono Zającowi, lecz to też nie mogło trwać zbyt długo, bo on również miał pomóc reprezentacji. Tak też postawiono na Wieczorka, który popracował w Górniku jedynie pięć miesięcy, ponieważ jego wyniki były grubo poniżej oczekiwań ludzi zarządzających klubem z Zabrza. Nic w tym dziwnego, bo przejął drużynę wicelidera, który miał tyle samo punktów co lider, a skończył na piątym miejscu z dziesięcioma punktami straty do Legii.
Wtedy przyszedł czas na Warzychę, który nim zaczął pracę w roli pierwszego szkoleniowca Górnika – tak samo szybko mógłby ją skończyć. Okazało się bowiem, że nie posiadał licencji UEFA Pro, która uprawniałaby go do poprowadzenia drużyny w Ekstraklasie. Zrobiono jednak myk, dzięki któremu dowodził drużyną przez pośrednika. Oficjalnie trenerem był Dankowski. Jak wyszło? No kiepsko, bo sezon 2013/2014 zakończyli na siódmym miejscu, a początek nowego był tragiczny. Dlatego do gry wszedł Leszek Ojrzyński, który… dostosował się do reszty kolegów, bo w przeciągu dwudziestu spotkań wygrał jedynie cztery razy. Poza tym odnotował aż dziesięć remisów i sześć porażek. Także na 60 możliwych punktów nazbierał jedynie 22 oczka. Cóż, sytuacja wydawała się tragiczna, a poszukiwania nowego szkoleniowca były gorączkowe. Tymczasowo drużynę dostał Jan Żurek, ale po czasie okazało się, że zostanie on z Górnikiem do końca sezonu. Jak się skończyło – każdy wie. Były trener Polonii Łaziska Górne czy Iskry Pszczyna spuścił Górnik do pierwszej ligi.
Przyszedł czas na Marcina Brosza. Czy wreszcie to prawowity następca tronu po Nawałce? Być może tak, choć jest jeszcze zdecydowanie za szybko, aby powiedzieć to głośno. Marcin Brosz nie może uniknąć porównań do selekcjonera reprezentacji Polski, bo przecież podobnie jak Nawałka wyciągnął Górnika z pierwszej ligi. Teraz zdecydowane trudniejsze zadanie przed nim, bo aby mu dorównać musiałby zrobić coś naprawdę dużego już w Ekstraklasie. W końcu za kadencji Nawałki było naprawdę dobrze, bo Górnik przez trzy lata nie wypadł z pierwszej ósemki, a kto wie, jak potoczyłby się sezon 2013/2014, gdyby nie nominacja od Zbigniewa Bońka.
Fakty są jednak takie, że Brosz miał awansować i zrobił to, a przy okazji znacznie odmłodził drużynę. Jeśli więc chodzi o zmiany stricte sportowe, które wprowadził, to nie można powiedzieć o nim złego słowa. Tak też z drużyny, która spadając z Ekstraklasy miała jedną z najstarszych kadr, stali się zespołem młodym. Na zapleczu Ekstraklasy ich pierwsza jedenastka oscylowała wokół średniej wieku 24-25 lat, a opaskę dostał Szymon Matuszek, który jest teraz liderem drużyny, a za Jana Żurka występował na… prawym skrzydle, choć całe życie był defensywnym pomocnikiem. Oczywiście awans przyszedł w wielkich bólach i mękach, bo niesamowita końcówka sezonu dała im powrót do elity, ale fakty są takie, że Brosz wykonał swoje zadanie, a dodatkowo zrobił nieuniknioną rewolucję w zespole, która na dodatek wypaliła.
Adam Nawałka 125 spotkań – 1,58 punktu na mecz
Marcin Brosz 36 spotkań – 1,69 punktu na mecz
Średnia punktów na mecz też imponująca. Oczywiście dalecy jesteśmy od obwieszczania światu, że Brosz to nowy Nawałka, bo panowie to jednak zupełnie inny poziom. Natomiast doceniamy, że w ostatnich latach nikt nie był tak blisko, aby wejść w zabrzański garnitur selekcjonera reprezentacji Polski.
Fot. FotoPyk