Lech Poznań bije w tym sezonie wszelkie rekordy na polu transferowym. Kilkanaście dni temu Jan Bednarek został najdroższym piłkarzem sprzedanym z polskiej ekstraklasy (6 milionów euro), natomiast dziś dopięte zostały transfery Kownackiego i Kędziory, przez co jest to najbardziej dochodowe okienko w historii naszej piłki klubowej. Ważniejsze jednak od samych kwot jest to, jak te pieniądze zostaną teraz zainwestowane i na co przełożą się w przyszłości.
Zacznijmy od tego, że w Poznaniu po prostu muszą sprzedawać. W zeszłym sezonie drużyna nie występowała w europejskich pucharach, zanotowała też rozczarowujące trzecie miejsce w lidze oraz przegrała batalię o Puchar Polski. Z tego powodu – tu rzut oka na najnowszy raport Deloitte – stałe przychody klubu spadły w zeszłym sezonie o prawie 5,5 miliona euro, co oczywiście było największą obniżką w całej ekstraklasie. Poza tym kolejne pieniądze klub wyłożył na następców, których jest tylu, że przy samym wyliczaniu można się zmęczyć – Bärkroth, De Marco, Dilaver, Gytkjær, Rakels, Šitum, Vujadinović (oraz wykupiono Makuszewskiego). I nawet jeśli część z nich przyszła na zasadzie wolnego transferu, to i tak trzeba było wygospodarować pieniądze na podpis, prowizję menedżerską oraz znaleźć miejsce w budżecie na wynagrodzenia. Co więcej, w Poznaniu wciąż jeszcze nie zapowiada się na koniec transferów.
Inna sprawa, że całe kwoty ze sprzedaży zawodników także nie trafiają na konto Lecha, bo trzeba się podzielić z poprzednimi klubami (solidarity payment) i ponownie swoje przeznaczyć na prowizje dla menedżerów. No i oczywiście trzeba też cierpliwie poczekać, aż spłyną wszystkie raty z umówionej kwoty, a to w niektórych przypadkach może potrwać nawet latami. Ale też z rekordowej kwoty transferowej oscylującej w granicach 11,5 miliona euro z pewnością sporo zostanie i pojawi się tu przestrzeń na porządne inwestycje oraz spory komfort działania.
O tym, że świetne okienka transferowe wcale jednak nie muszą przełożyć się na rozwój (sportowy i finansowy), najlepiej świadczy historia. Przyjrzyjmy się pokrótce dziesiątce najbardziej intratnych okienek transferowych w historii naszej ligi:
10. Lech Poznań (lato 2010) – 4,75 miliona euro
Całość tej kwoty została zarobiona na sprzedaży Roberta Lewandowskiego do Borussii Dortmund. Tylko dzięki temu transferowi Lech zwiększył w 2010 roku wpływy do budżetu o 32 procent. Na miejsce Lewego sprowadzono Rudnevsa, co w kolejnych latach przyniosło klubowi następne 3,5 miliona euro. Natomiast sportowo było… różnie. W krótkim terminie – i z Rudnevsem pełniącym ważną rolę – Lech zaliczył kapitalną przygodę w Lidze Europy, gdzie wyszedł z grupy kosztem Juventusu i odpadł dopiero na wiosnę z Bragą. Ale już w lidze nie udało się obronić mistrzostwa, a nawet awansować do pucharów. Poznaniacy zakończyli wtedy sezon na 5. miejscu w tabeli.
9. Cracovia (lato 2016) – 5 milionów euro
W tym przypadku również na pełną kwotę zapracował jeden piłkarz – Bartosz Kapustka. Co ważne, jego sprzedaż stanowiła 63 procent rocznych przychodów Cracovii. Żaden inny ważny piłkarz klubu już nie opuścił, a w zamian sprowadzono wielu nowych – Piątka, Szczepaniaka, Stebleckiego, Malarczyka, Brzyskiego i kilku obcokrajowców. Efekt był dramatyczny, bo nowa Cracovia spadła z 4. na 14. miejsce w tabeli, a zamiast bić się o puchary, biła się o utrzymanie. Być może jest jeszcze zbyt wcześnie na miarodajną ocenę całego zaciągu, ale kilku piłkarzy – z Brzyskim i Litauszkim na czele – okazało się kompletnymi niewypałami.
8. Wisła Kraków (lato 2010) – 5,5 miliona euro
Marcelo do PSV za 3,8, Głowacki do Trabzonsporu za 0,9, a Diaz do Brügge za 0,8 miliona euro. Wedle archiwalnego raportu Deloitte w całym 2010 roku – bez uwzględnienia transferów – z pozostałej działalności Wisła pozyskała kolejne 6,7 miliona euro, czyli tylko w tym jednym okienku podreperowała sobie budżet o 82 procent. Pieniądze zostały reinwestowane w transfery, a jeszcze w tym samym okienku – oraz podczas kolejnej zimy – do klubu sprowadzono tabuny obcokrajowców. Z pewnością pamiętacie te nazwiska – Melikson, Genkov, Bunoza, Jovanić, Cikos, Rios, Paljić, Chavez, Boukhari, Pareiko, Sivakov, Jaliens, Branco. W krótkim terminie opłaciło się, bo Wisła pod wodzą Maaskanta zdobyła tytuł mistrzowski. Po pamiętnej porażce z APOEL-em w eliminacjach Champions League cały zagraniczny zaciąg stał się jednak negatywnym przykładem postawienia wszystkiego na jedną kartę. Tamte inwestycje odbijają się przy Reymonta czkawką do dziś.
7. Wisła Kraków (lipiec 2005) – 6 milionów euro
Żurawski sprzedany do Celtiku (3,1 miliona euro), Frankowski do Elche (1,4), Uche do Almeríi (1,0), a Kosowski ponownie wypożyczony, tym razem do Southampton (0,5). Trzon drużyny, która zdobyła trzy mistrzostwa z rzędu został rozmontowany, co poskutkowało dwoma latami bez tytułu (a w przypadku tamtej Wisły była to anomalia). Biała Gwiazda zarobiła wtedy w jednym okienku więcej, niż wypracowała na innych obszarach przez cały rok (dokładnie – 116%). Środki jednak tylko w nieznacznym stopniu zostały reinwestowane w drużynę, a transfery – poza Dariuszem Dudką – okazały się nietrafione.
6. Polonia Warszawa (lato 2011) – 6,35 miliona euro
Adrian Mierzejewski odszedł do Trabzonsporu za rekordowe do niedawna 5,25 miliona euro, a kolejne 1,1 miliona zarobiono na przejściu Artura Sobiecha do Hannoveru. Jako że prowadzona przez Józefa Wojciechowskiego Polonia była mocno przeinwestowana i niespecjalnie generowała przychody w innych obszarach, tamto okienko transferowe podbiło roczny budżet klubu o przeszło 208 procent. Środki te nie zostały jednak przeznaczone na kolejne wzmocnienia, tylko niejako zrekompensowały właścicielowi poczynione wkłady. Rok później Wojciechowski sprzedał swoje udziały w klubie.
5. Legia Warszawa (zima 2012) – 6,1 miliona euro
Przewaga Legii nad Polonią bierze się z tego, że w 2012 roku kurs euro był znacznie korzystniejszy, więc w przeliczeniu to Wojskowi zarobili więcej. Warszawianie uzbierali taką kwotę na sprzedaży Rybusa (3,2 miliona euro), Borysiuka (1,9), Komorowskiego (0,7) oraz Manu (0,2). A w zamian do zespołu trafili Nacho Novo i Ismael Blanco, którzy okazali się niewypałami i wraz z Legią przegrali mistrzostwo Polski. Ale też już pół roku później rozpoczął się najlepszy okres w historii klubu, co w pierwszym momencie wcale nie oznaczało znaczących inwestycji. Przeciwnie, na zasadzie wolnego transferu latem pozyskano jedynie Marka Saganowskiego, a trzon drużyny oparto na graczach, którzy już byli w klubie.
4. Legia Warszawa (zima 2017) – 6,9 miliona euro
Nikolić za 3 miliony euro do USA, Bereszyński za 2 do Włoch, a Prijović za 1,9 do Grecji – wszystko to sprawy naprawdę świeże. Warto jednak zwrócić uwagę, że w obliczu ogromnego wzrostu przychodów po awansie do Ligi Mistrzów, kwota ta stanowiła ledwie 14 procent pieniędzy wypracowanych w innych obszarach w 2016 roku. Dobrze reinwestowano środki w kontekście prawej obrony (Jędrzejczyk), słabo w kontekście napastników (Necid, Chukwu). Co prawda podstawowy cel, czyli obronę tytułu, udało się osiągnąć, ale dziura w środku ataku do dziś pozostaje niezasypana. Na pełniejszą ocenę skutków tego okienka trzeba jednak jeszcze trochę poczekać.
3. Legia Warszawa (lato 2016) – 7,1 miliona euro
Duda (4,2), Borysiuk (1,8) i na doczepkę Kosecki (0,1) odeszli od razu, a już po wywalczonym awansie do Champions League pożegnano Lewczuka (1,0). Ponownie był to mały ułamek w kontekście całorocznych przychodów z 2016 roku bez uwzględnienia transferów (15%), ale też były to pieniądze, które zostały świetnie reinwestowane. Sprowadzono wielu dobrych piłkarzy, którzy byli architektami dobrej gry Legii w sezonie 2016/17, czy to w Europie, czy w ekstraklasie. Wśród nich byli Odjidja-Ofoe, Moulin, Radović, Dąbrowski i ściągnięty z półrocznym przesunięciem Nagy. Były też niewypały, jak Langil, Vako czy – w swoim pierwszym sezonie – Czerwiński, ale ogólnie całe okienko można zaliczyć do bardzo udanych.
2. Legia Warszawa (lato 2007) – 9,8 miliona euro
Rekord, który utrzymywał się przez 10 lat, i na który złożyły się transfery Fabiańskiego (4,35), Janczyka (4,2), Bronowickiego (0,85) oraz dodatkowo Włodarczyka i Surmy (razem 0,5). Jako że bez uwzględnienia wpływów z transferów w całym 2007 roku Legia zarobiła tylko 4,3 miliona euro, był to nieprawdopodobny zastrzyk gotówki, na poziomie 228 procent (!) rocznych przychodów. W zamian pozyskano kilku cennych zawodników, jak Wawrzyniak, Chinyama, Astiz czy Grosicki, ale też nie zagwarantowano wystarczającego poziomu pierwszej drużyny, by ta mogła skutecznie bić się o mistrza. Do 2012 roku w Warszawie nie udało się chociażby zbliżyć do takiego wyniku transferowego, a dopiero w 2013 roku – czyli 6 lat później i już z zupełnie inną drużyną – wreszcie udało się sięgnąć po tytuł.
1. Lech Poznań (lato 2017) – 11,5 miliona euro
Czyli obecny rekord Bednarka (6,0), Kownackiego (4,0) i Kędziory (1,5), który zostanie dopiero rozliczony przez kolejne miesiące i lata. To aż 88 procent kwoty, którą w całym 2016 roku w innych obszarach udało się wypracować Lechowi . I sporo już reinwestowano.
* * *
Widać więc jak na dłoni, że nie zawsze potężne wpływy z transferów mają przełożenie na rozwój finansowy i sportowy w kolejnych latach. Co ciekawe, najczęściej rozchodziły się sumy, które wyglądały imponująco w obliczu pozostałych przychodów klubu (bez uwzględnienia transferów), a nawet je przerastały. Poniżej pełne zestawienie najbardziej intratnych okienek transferowych w historii polskiej piłki w odniesieniu do rocznych przychodów klubów w innych obszarach (za Deloitte):
MICHAŁ SADOMSKI