Oczywistym jest to, że gole strzelone na mistrzostwach świata traktuje się trochę inaczej. Nieczęsto zdarza się, by ktoś trafił w nich dwukrotnie do siatki rywala w podstawowych 90 minutach, a co dopiero skompletował hat-tricka. Dzisiaj jednak mija 23. rocznica pamiętnego spotkania na Stanford Stadium, gdy wydarzyło się coś niebywałego. Ówczesny snajper hiszpańskiego Logrones, Oleg Salenko rozstrzygnął mecz grupowy z Kamerunem niemal w pojedynkę. Do bramki Jacquesa Songo’o trafił pięć razy. Dzisiaj przypomnimy tamto wydarzenie.
Sam mundial dla naszych sąsiadów nie okazał się zbyt obfitym w sukcesy turniejem. Fakt, niby rozwalili Kameruńczyków te 6-1, ale warto nadmienić, że był to jedyny triumf ekipy Pavla Sadyrina. Ich los był już właściwie rozstrzygnięty po dwóch pierwszych starciach. 0 punktów zabierało im kompletnie wszelkie szanse. Wszystkich dziwiła postawa rodaków Eto’o, którzy przecież przy porażce Szwedów z Brazylijczykami i własnemu zwycięstwu nad Rosjanami, awansowaliby do fazy pucharowej.
To był udany dzień dla ekipy, której bramki bronił… Stanisław Czerczesow. Kamerun po pierwszej połowie wyglądał jak bokser po nokaucie. Nasi sąsiedzi już w piętnastej minucie prowadzili 1-0 po bramce dzisiejszego głównego bohatera Olega Salenko. Po ostatnim gwizdku Jamala Al-Sharifa w pierwszej odsłonie ostatniej kolejki grupy B, napastnik CD Logrones mógł już zabierać piłkę po skompletowanym hat-tricka. A to nie był koniec jego strzelania 28 czerwca 1994 roku. Co prawda, Henri Michel trafił ze zmianą, wpuszczając na murawę już niemalże emeryta Rogera Millę, który dał jakiś cień nadziei rozbitym „Nieposkromionym Lwom”. Ówczesny 42-latek momentalnie po pojawieniu się na Stanford Stadium pokonał Czerczesowa. Potem Kamerun lekko przycisnął. Co to dało? Jeszcze gorsze skutki. W odstępie trzech minut Oleg Salenko trafił kolejno czwartą i piątą bramkę na amerykańskim mundialu. Na domiar złego, Dmitri Radchenko w końcówce trafił na 6-1 i skończył tę strzelaninę. Strzelaninę, w której Kameruńczycy stracili nogi, ręce i pół głowy. To był ich blamaż.
Po turnieju było wiadomo, że Salenko nie zostanie w Logrones, które znów biłoby się do ostatniej chwili sezonu La Ligi o utrzymanie. Tym samym Rosjanin zamienił małe miasteczko Logrono na ogromną Walencję. Jednak sam sezon 1994/1995 dla „Nietoperzy” był średni. 10. miejsce to jednak nie to, czego się oczekuje po, umówmy się, klasowej drużynie. Po pierwszym sezonie podziękowano Olegowi i bohater z San Jose mógł sobie szukać nowego klubu. Przez następne kilka lat miotał się po całej Europie, a jednym z jego ostatnich zespołów w karierze była… Pogoń Szczecin.