W ostatnich dziesięciu latach istniały dwa duże cele dla trenerów – ujarzmienie Józefa Wojciechowskiego oraz ujarzmienie Janusza Filipiaka. Dwa Święte Graale polskiej myśli szkoleniowej. Niby każdy wokół podpowiadał, że ta wyprawa skończy się niepowodzeniem, ale jednak śmiałkowie próbowali szczęścia.
Trenerzy to o tyle specyficzna grupa zawodowa, że każdy – ale to absolutnie każdy – wierzy, że posiada jakąś specjalną cechę, dzięki której akurat jemu się uda. Powiesz takiemu, że wkrótce straci robotę, ale odpowie, że niekoniecznie, bo poprzednich 42 szkoleniowców po prawdzie zapracowało na kopa w tyłek, a on już tych błędów nie popełni, zwłaszcza że generalnie ich nie popełnia. Tym razem zwycięży zdrowy rozsądek, właściciel szybko zrozumie, co robił źle, zaufa i nareszcie nauczy się futbolu.
Zarówno do Wojciechowskiego, jak i Filipiaka szkoleniowcy szli po pieniądze (przy czym ten pierwszy płacił zdecydowanie więcej), ale też z silnym przekonaniem, że ujarzmiając bestię, zdobędą pracę marzeń na lata. Poniekąd trudno im się dziwić – właściciele klubów też są zmęczeni ciągłymi roszadami, też im się nie chce w kółko poznawać nowych twarzy i uczyć imion, też chcieliby po prostu odpalić cygaro i cieszyć efektem. Ktoś kiedyś faktycznie zdoła ich okiełznać, a ten, któremu się to uda dostanie rzadką w Polsce możliwość zbudowania czegoś interesującego od podstaw. Zdobędzie też szacunek środowiska należny pierwszemu człowiekowi, który podczas rodeo nie spadł z konia, tylko przeczekał, aż zwierzę się zmęczy. Tak, to jest możliwe. Zwierzę coraz starsze i mniej rwiste.
Michał Probierz ruszył po Święty Graal polskiej trenerki. Jest pewny siebie, niezależny, odważny. Skoro kiedyś ta misja niemożliwa komuś miałaby się udać, to wydaje mi się, że może udać się jemu. Nie przychodzi do Filipiaka po prośbie i nie błaga o kontrakt, tylko wchodzi – jak to się mówi – z buta, co druga strona póki co docenia. Ale „póki co” to oczywiście ważne zastrzeżenie, bo może przecież zdarzyć się tak, że właściciel uzna: chciałem mieć pracownika, a nie rywala. W każdym razie z punktu widzenia ambicji – tak czysto ludzkich, jak i sportowych – objęcie Cracovii jest wyzwaniem logicznym. Przy czym – co ważne – ryzyko praktycznie nie istnieje. Drużyna niżej niż w poprzednim sezonie nie wyląduje, a ewentualną utratę pracy z łatwością będzie można zrzucić na karb permanentnego wariactwa właściciela. Przyjemne alibi, do wykorzystania w dowolnym momencie.
Ma też Probierz tę pozwalającą myśleć o sukcesie cechę, że jest doświadczony w boju. Jagiellonii Białystok wcale nie postrzegam jako klubu, w którym pracuje się łatwiej niż w Cracovii. Pracuje się inaczej, ponieważ zmiany trenerów odbywają się rzadziej i są bardziej przewidywalne, natomiast codzienna robota wygląda na trudniejszą niż w Krakowie. Może ludzie obserwujący „Jagę” z daleka nie bardzo wiedzą o co chodzi, ale ich niewiedza wynika także z tego, że sam Probierz ładnie wszystko maskował i potrafił stworzyć złudzenie, iż w Białymstoku mamy do czynienia z klubem poukładanym w stu procentach. A to przecież klub, który ma nie jednego, tylko kilku właścicieli, dość specyficznych i spontanicznych, potrafiących znienacka kupić piłkarza i potem pytać: dlaczego mój nie gra, a jego piłkarz gra? Ludzie mający dobre intencje (Filipiak też ma), ale też gorące głowy. A jak to bywa w takich przypadkach, także ludzie mający inne zdania, kłócący się, na przykład o to, dlaczego kluczowe transfery przechodzą przez bratanka prezesa (w istocie – interesujące). W samym środku jest trener, który każdego musi posłuchać, albo chociaż udawać, że słucha, dla każdego być miłym, ale też najlepiej wobec każdego nieprzejednanym – w ramach zdrowego rozsądku i tak, by nie naciągnąć struny zbyt mocno.
Zmierzam do tego, że warto wziąć pod uwagę następującą możliwość – że jeśli Jagiellonia wyglądała w ostatnim czasie na klub bardziej poukładany niż Cracovia, to być może dlatego, że Michał Probierz pracował w Jagiellonii, a nie w Cracovii. I nagle może się okazać, że teraz to w Białymstoku będzie zamieszanie, a przy Kałuży – spokój. Nie dam sobie za to palca uciąć, ale biorę to pod uwagę.
*
Nie, nie chcę wam wmówić, że Michał Probierz odchodząc z Jagiellonii miał właśnie taki plan. Myślę, że miał plan zupełnie inny i jak to w życiu bywa – nie wypaliło. Ale rzecz w tym, że wcale nie wylądował tak źle, jak niektórzy by chcieli to widzieć, tylko stanął przed interesującym wyzwaniem.
Przypomnę tylko.
2016/17: Jagiellonia w grupie mistrzowskiej, Cracovia w grupie spadkowej.
2015/16: Jagiellonia w grupie spadkowej, Cracovia w grupie mistrzowskiej.
Naprawdę nie ma sensu przywiązywać się do starych tabel.
*
Ruch na linii Kraków – Białystok odbywa się w obie strony. Rozbawił mnie trener od przygotowania fizycznego, Piotr Jankowicz.
12 czerwca odszedł z Pogoni Szczecin. Dyrektor sportowy Pogoni Maciej Stolarczyk powiedział: – Piotr otrzymał propozycję z innego ekstraklasowego klubu, bliżej domu rodzinnego. Dokonał wyboru.
A że jego dom rodzinny to Kraków, 14 czerwca Cracovia z pompą przedstawiła Jankowicza jako członka sztabu. Nawet mnie trochę zdziwiło, że trener od przygotowania fizycznego – zazwyczaj człowiek pozostający głęboko w cieniu – wypalił: – Obserwuję Cracovię od dłuższego czasu. Uważam, że jest to zespół z ogromnymi możliwościami. Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć z trenerem Jackiem Zielińskim i resztą szkoleniowców Cracovii sztab, który będzie potrafił wydobyć z zawodników potencjał i sprawić, że drużyna będzie walczyła o wyższe cele niż w minionym sezonie.
Przyznam, że nie widziałem wcześniej trenera od przygotowania, który publicznie ocenia potencjał drużyny i wyznacza cele.
Ale dobra, żebyście się nie zgubili…
12 czerwca Jankowicz odchodzi z Pogoni, bo chce być bliżej domu.
14 czerwca podpisuje kontrakt z Cracovią i jest bliżej domu.
22 czerwca Jankowicz odchodzi z Cracovii i komunikuje, że to dlatego, bo ma chorą córkę.
27 czerwca Jankowicz podpisuje umowę z Jagiellonią. Widocznie już nie chce być bliżej domu, a i córka wyzdrowiała.
Facet w dwa tygodnie zalicza trzy kluby ekstraklasy. Jak tak dalej pójdzie, do września obskoczy całą ligę i całej lidze wyznaczy cele sportowe.
KRZYSZTOF STANOWSKI