W nocy z soboty na niedzielę Fedor Emelianenko przegrał swój piąty pojedynek w karierze, pierwszy po głośnym powrocie. Czy stabilny finansowo „Ostatni Car” niebawem abdykuje? A może wyląduje w KSW? Jedno wiemy na pewno, klatka bez Fedora jest jak kawa bez kofeiny, albo dosadniej: jak bezalkoholowe piwo.
– MMA jest czymś ponad sport, ponad grę! Traktuje je jako prawdę zaklętą w ciosach i uderzeniach, która objawia się w formie 15-minutowego pojedynku – opisuje swój stosunek do wszechstylowej walki wręcz współwłaściciel KSW Maciej Kawulski. Komentatorzy gal MMA często mówią zaś o walkach współczesnych gladiatorów. Co charakteryzowało rzymskich wojowników? Brak kalkulacji i wykorzystywanie każdej nadarzającej się okazji. Bezwzględność. Tak właśnie przez lata bił się Fedor Emelianenko. Zawsze jakby walczył o życie.
– Ludzie zarzucają mi zamiłowanie do okrucieństwa, to jakaś bzdura. Chcę, by moi kibice zawsze mogli oglądać jak najlepszą, prawdziwą walkę. I to właśnie staram się im zapewnić. Bójka to przecież nie pieszczoty – stawia sprawę jasno legenda dyscypliny.
Emelianenko pochodzi z miasta Rubieżne na Ukrainie. Jego ojciec Władimir pracował w przemyśle metalurgicznym, a matka była nauczycielką. Według rosyjskich kronikarzy, Fedor od pierwszych chwil życia uczony był twardości, nieustępliwości i odwagi. Dyscyplinę w domu trzymał ojciec, bardzo wymagający człowiek, który ma za sobą służbę w Armii Czerwonej. Fedor poszedł w jego ślady. Kiedy tylko przyszło powołanie do wojska, nie próbował szukać wymówek. Służbę odbył, pomagając mundurowym jako strażak.
Dlaczego reprezentuje Rosję? To częściowo wynik słabego układu odpornościowego przyszłego króla MMA. W 1976 r. Władimir Emelianenko wyjechał za chlebem do Starego Oskola. To rosyjskie miasto graniczące z Ukrainą, zlokalizowane około 700 kilometrów na południe od Moskwy. Plan był prosty – głowa rodziny raz na jakiś czas zjawia się na Ukrainie i przywozi pieniądze bliskim. 2,5-letni Fedor tak bardzo nie mógł jednak znieść rozłąki z ojcem, że co rusz łapało go jakieś choróbsko. W końcu dopiął swego. Po którejś wizycie w domostwie Emelianenków, lekarz polecił jego matce zmianę klimatu. To spowodowało, że rodzina znów była w komplecie.
Państwo Emelianenko zamieszkali w bloku komunalnym. W małym pokoju, gdzie wcześniej znajdowała się suszarnia; ze wspólną łazienką na korytarzu. Rodzice Fedora byli tak zapracowani, że na co dzień musiała zajmować się nim o trzy lata starsza siostra Marina. 5-latka zamiast bawić się z koleżankami, przygotowała posiłki bratu i zmieniała mu pieluchy. Z tą sytuacją nie mogła pogodzić się matka rodzeństwa. Olga Emelianenko była gotowa ulec degradacji zawodowej i przyjąć posadę sprzątaczki, byle tylko być bliżej dzieci.
To właśnie ona zaprowadziła Fedora na jego pierwszy trening. Były to zajęcia z judo i sambo – stylów walki, które do dziś pozostają specjalnością Emelianenki. – Nie był to najsprawniejszy dzieciak, którego spotkałem na sali – to wspomnienie pierwszego trenera „Ostatniego Cara”. Zaskakujące. Zgodnie z jego relacją, Fedor miał braki gimnastyczne i siłowe. Chłopca charakteryzował niemniej najważniejszy z talentów – talent do pracy. I pewnie głównie dzięki samozaparciu stał się najbardziej przekrojowym zawodnikiem w historii MMA.
Znamienna była sytuacja sprzed długo oczekiwanego pojedynku Rosjanina ze znakomitym Mirko Filipoviciem. Emelianenko doceniając kickboxerski kunszt Chorwata, wyjechał na kilkutygodniowy obóz do Ernesto Hoosta. Hoost to czterokrotny mistrz świata K-1 i były trener Joanny Jędrzejczyk. Wspólne treningi z Holendrem pozwoliły Fedorowi dokonać czegoś, co wydawało się niemożliwe. „Ostatni Car” zdominować słynnego „Cro-Copa” w stójce.
– W sportach walki 80% to głowa – powtarzają zawodnicy MMA. Wybitność w swojej dziedzinie to bowiem coś ponad dziesięć tysięcy przepracowanych godzin. Dlatego równie ważne, że oprócz talentu do pracy Rosjanina cechuje szaleńcza odwaga.
Osiemnaście lat po tym, jak po raz pierwszy znalazł się na sali, nie bał wyjść do o 70 kilogramów cięższego Zuluzinho. A w 2007 roku podobnie szybko jak z Brazylijczykiem rozprawił się z wyższym o 40 centymetrów koreańskim gwiazdorem K-1 Choi Hong-manem.
Emelianenko uchodził wówczas za najlepiej bijącego się człowieka globu. Co test, to sukces. Choćby błyskawiczna wygrana z byłym dwukrotnym mistrzem UFC Timem Sylvią. Albo triumf w pierwszej rundzie starcia z innym dawnym hegemonem amerykańskiej organizacji Andrejem Arłouskim.
Jakby to poskładać do kupy, na 33 zawodowe pojedynki zaledwie jedna przegrana, którą Fedor poniósł zresztą na skutek kontuzji. Tak prezentował się bilans „Ostatniego Cara” do drugiej połowy 2010 r. Z czasem oczekiwania finansowe Rosjanina zaczęto liczyć w milionach dolarów. Nic dziwnego zatem, że przez długie lata Emelianenko mógł sobie pozwolić na góra dwie walki na 12 miesięcy. Za powrót do wyczynowego sportu japońska organizacja Rizin zapłaciła mu 2,5 miliona baksów, czym przebiła ofertę Dany White’a z UFC. Rizin powstała na gruzach kultowego PRIDE FC. Jej prezydentem jest Nobuyuki Sakakibary, były szef federacji, której sławę zawdzięcza choćby Bob Sapp.
Były rosyjski mistrz PRIDE wrócił do MMA po ponad trzech latach niebytu. Obok Rizin i UFC, usługami Emelianenki zainteresowane było polskie KSW. – Mam prywatne przełożenie na jego przyjaciela i prezesa organizacji M-1 Global Wadima Finkelsztejna – powiedział mi we wrześniu 2015 Martin Lewandowski. – Na razie jesteśmy w lesie, badamy teren, rozmowy są na wstępnym etapie. Podstawowe pytanie – czy Fedor naprawdę chce wrócić? Może chodzi tylko o wzbudzenie zainteresowania rynkiem rosyjskim?
Dzisiaj możemy już na nie odpowiedzieć. Tak, mimo że Emelianenko nie może narzekać na nudę i brak środków do egzystencji, nie wyobraża sobie życia bez walk w klatce.
W końcu do obu pozasportowych światów – biznesu (ma udziały w kilku spółkach) i polityki – trafił wyłącznie dzięki występom sportowym. W listopadzie 2009 w Rosji i kilku postradzieckich republikach starcie „Ostatniego Cara” z Brettem Rogersem obejrzało prawie 25 milinów osób! Dwa lata wcześniej podczas gali w St. Petersburgu popisy Emelianienki śledził Władimir Putin. Po efektownej wygranej rodaka z Mattem Lidlandą, miał oznajmić, że dawno nie spotkał osoby, która tak by mu zaimponowała. Fedor stał się dla Putina dodatkowym atutem w negocjacjach z Silvio Berlusconim (oglądali razem pojedynek), dlatego też polityk postanowił, że dobrze mieć kogoś takiego za kumpla. Zacieśnił relację ze sportowcem organizując bankiety na cześć Fedora, budując dla niego nowoczesną halę i składając Emelianience propozycję startu w regionalnych prawyborach do Dumy. Te zabiegi sprawiły, że uczynił go jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji.
Czy teraz Emelianience byłoby bliżej do KSW? Włodarze polskiego giganta są po organizacji drugiej z największych gal MMA w historii, ich fightcardy idą w miliony, w dodatku planują telewizyjną ekspansję poza Polskę.
Dzwonimy do Martina Lewandowskiego.
Z Fedorem widziałem się dwukrotnie – na gali Rizin w Japonii i w Londynie na Bellatorze. Rozmawiałem z nim bezpośrednio, rozmawiałem z jego żoną, która również prowadzi część spraw zawodowych Emelianienki. Dostaliśmy konkretną propozycję finansową dotyczącą jego walki na KSW.
Stać was na niego?
Stać, ale to nie jest kwestia tego, kto ile ma kasy. Zawsze pojawia się pytanie, czy na danym biznesie jesteś w stanie zarobić choć jednego dolara. Nie widzę sposobu na zmonetyzowanie tej walki w Polsce. Dam przykład. Fedor wziąłby, powiedzmy, połowę tego, co zapłaciliśmy za fightcard na Narodowym. Lecz to byłaby jedna walka. My natomiast – dzięki temu, że zdywersyfikowaliśmy wydatki – mieliśmy znacznie więcej bohaterów, którzy działali na różną publikę, w różnym zakresie emocjonalnym.
Polskę już podbiliście. Zagranie z Emelianenką to mogłyby być podwaliny pod telewizyjną ekspansję poza nasz kraj.
Póki co, nie mamy jeszcze rozwiniętego takiego systemu PPV i sprzedaży licencji na świecie, żeby nam się to opłaciło. Wiesz, my robimy pewne kroki być może wolno, ale jak już się na coś zdecydujemy, to raczej cieszymy się z sukcesów, a nie płaczemy po porażce.
Poza tym ciężko rozmawiać o przyszłości z gościem, który przed chwilą przegrał. Gdyby Fedor w Nowym Jorku spektakularnie zwyciężył, byłby pewnie skory do negocjacji. Na ten moment temat jest zawieszony.
Ale nie zamknięty?
Aktualnie ta inwestycja nie jest dla nas biznesowo w żaden sposób ciekawa. Natomiast rozbudowanie federacji i wyjście poza granice Polski łączyć się będzie na pewno z pozyskaniem nowych zawodników. Stąd takie strzały, jak deal z Fedorem.
Świetne przyjęcie gali w Londynie, pobudziło nasze apetyty. Szukamy nowych rynków zbytu, rozmawiam w związku z tym z wieloma różnymi podmiotami, także z innymi federacjami. Nie chcę toczyć z nimi wojen, bo Polska zawsze będzie dla nas głównym rynkiem zarobkowym. Przychodzę z pokojową flagą. Współpraca zamiast konkurencji.
Rozmawiasz również z Bellatorem?
Mamy bardzo przyjacielskie i ciepłe relacje. Jestem teraz w Stanach, więc pójdę na kawę z właścicielem Bellatora. Podpytam go o kontakt Fedora, o to, czy jest u nich na wyłączność. Może uda nam się wspólnie zorganizować jakąś galę? Niewykluczone, że w 2018 roku KSW zawita do Stanów.
Ok. Przyjmijmy, że 42-letni Fedor Emelianenko bije się na gali KSW z dobrze znanym w Polsce zawodnikiem. Z którym? Jak by to wyglądało? Pokusiliśmy się z Marcinem Wrzoskiem o symulację. Wrzosek to były mistrz federacji Lewandowskiego i Kawulskiego oraz prowadzący programu „Klatka po klatce”.
Michał Andryszak (pogromca Michała Kity w walce na Stadionie Narodowym i prawdopodobny pretendent do mistrzowskiego starcia)
Wrzosek: Młoda krew. Dysponuje potężnym ciosem i świetną techniką w parterze. Myślę, że nie miałby problemów z Fedorem w żadnej płaszczyźnie. Mógłby pokonać go przez nokaut, decyzję lub poddanie. Obojętnie.
Nie mówimy o Emalianence z czasów PRIDE. Ostatnio ma na koncie prawie same przegrane. Był gorszy od Mitrione i moim zdaniem także od Maldonado. Drugą z tych walk sędzia powinien z trzy razy przerwać, „Ostatni Car” dostawał bęcki. Rosjanie po prostu dali mu wygraną.
Karol Bedorf (były wieloletni posiadacz pasa KSW w kategorii ciężkiej)
Karol obaliłby Fedora i kontrolowałby go na ziemi. Stawiam na jego wygraną przez decyzję.
Mariusz Pudzianowski
„Pudzian” mógłby zostać trafiony mocnym cepem. Nie wydaje mi się, że poradziłby sobie w stójce. No, chyba że obaliłby Fedora. Rosjanin jest jednak na tyle doświadczonym zawodnikiem, że w parterze poddałby Pudzianowskiego. A więc poddanie lub TKO.
Fernando Rodrigues Jr. (były mistrz KSW)
Emelianenko bije bardzo mocno, a po majowym pojedynku Fernando wiemy, że szczęka Brazylijczyka nie jest odporna. Fedor jest nadal od niego lepszy. Nie wiem, czy wygrałby z Rodriguesem przez nokaut, czy dzięki zastosowaniu którejś z technik, ale pokonałby go.
Marcin Różalski (błyskawiczny pogromca Rodriguesa, po wygranej z Brazylijczykiem zwakował pas)
„Różal” przez nokaut. Stosowana aktualnie taktyka przez Fedora wygląda tak, że Rosjanin od razu idzie na wymianę. A niewielu zawodników w wadze ciężkiej jest w stanie przetrwać wymianę z Różalskim.
Inne zestawienie
Najciekawsze byłoby starcie Emelianenki z Marcinem Tyburą. To taki fantasy matchmaking, bo przecież Polak jest w UFC. Myślę, że zmiażdżyłby Fedora.
HUBERT KĘSKA
Fot. FotoPyk