Chyba nikt nie spodziewał się, że skala zmian będzie aż tak duża. Gdy Cracovia oficjalnie ogłosiła, że nowym trenerem klubu zostanie Michał Probierz, mieliśmy w głowach delikatny lifting połączony z charakterystycznym dla Probierza ciągnięciem w górę poszczególnych zawodników. Oczami wyobraźni widzieliśmy Budzińskiego, który wreszcie gra, a nie tylko grywa. Odbudowanego Cetnarskiego, który znów zrobi “double-double” z goli i asyst. Może nawet Jendriska gdzieś w czubie klasyfikacji strzelców.
Zamiast tego Przegląd Sportowy pisze o 4 milionach złotych na transfery, które Michał Probierz może rozdysponować w głównej mierze według własnej wizji. Bardziej niż te cyfry, które osobom niezaznajomionym z rynkiem za wiele nie powiedzą, na wyobraźnię działa przedstawienie zawodników, których bez żalu odpuszczono.
Zazwyczaj dziwimy się, gdy kibice cieszą się z transferów “wychodzących”. Sztandarowy przykład to Lech, gdzie niemal odpalono szampany po ofercie sprzedaży jednego z najlepszych stoperów ligi, Jana Bednarka, ale też choćby Legia – gdzie panowały umiarkowanie optymistyczne nastroje w związku z korzystnym spieniężeniem starzejącego się Nemanji Nikolicia. W tym drugim przypadku radość z milionów euro skończyła się w momencie, gdy Necid okazał się drewnem a Chukwu oryginałem, jakiego w lidze dawno nie było. Zastanawiamy się, jak czuli się czytając kolejne wyjściowe jedenastki ci, którzy chwilę wcześniej niemalże fetowali sprzedaż jednego z najlepszych strzelców ostatnich lat.
Dlatego też w naszym przypadku zasada jest prosta – cieszymy się z każdego sprowadzonego do Polski Barkrotha, ale jednocześnie smuci nas każdy wyjeżdżający Rafał Grzelak.
W przypadku Cracovii Michała Probierza trzeba jednak zrobić wyjątek. W tym wypadku bowiem wypchnięcie z łajby tych konkretnych ludzi to wiadomość dla kibiców “Pasów” bardzo wyraźna, jasna i nade wszystko: optymistyczna. Kogo już w Cracovii nie zobaczymy?
– Marcina Budzińskiego – czyli zawodnika w naszej lidze powyżej przeciętnej. Tak, dość chimerycznego. Tak, mającego swoje wady, jak choćby cała gra defensywna. Ale mimo wszystko – wciąż wśród kilkunastu najlepszych na swojej pozycji. Jeśli o kimkolwiek w tej lidze można powiedzieć, że potrafi uderzyć z dystansu – to właśnie o Budzińskim. Fantazji mu również nie brakuje, potrafi zagrać prostopadłą piłkę między czy nad głowami obrońców. Nie sprawia mu problemu też prowadzenie piłki czy jej przyjęcie – co wcale oczywistym nie jest. Może obsadzać i pozycję numer dziesięć, i ustawiać się nieco głębiej, jako “ósemka”. Ciekawie wygląda też w statystykach, zacytujmy fragment wypowiedzi analityków EkstraStats w rozmowie z Weszło.
W WyScoucie podałem filtry, aby wyszukać graczy notujących strzały, podania, odbiory, prostopadłe zagrania co najmniej jak u Budzińskiego. I tylko jeden zawodnik w głównych ligach europejskich ma takie statystyki – to Pogba.
Oczywiście trzeba przy tym wszystkim pamiętać, że na jeden dobry mecz Budzińskiego przypadają dwa bezbarwne, a na każdy piękny gol po uderzeniu z dystansu – cztery straty po obiciu nóg obrońców. Wciąż jednak sądziliśmy, że to gość, któremu zwyczajnie przydałby się jakiś trener-psycholog. Trener-rzeźbiarz. Trener… Probierz.
– Piotra Polczaka i Huberta Wołąkiewicza – znów paradoks – choć goście nie byli żadną ligową czołówką, to świetnie wyglądali w statystykach. Para stoperów Cracovii nie mogła wprawdzie się równać z choćby wiosennym środkiem obrony w Lechu Poznań, ale Polczak w pojedynkach główkowych wypadał lepiej niż… Kamil Glik. We wspomnianym wywiadzie ze statystykami z EkstraStats dowiedzieliśmy się, że WyScout w przypadku poszukiwania polskiego stopera z porządnym wyprowadzaniem piłki i świetną grą w powietrzu nie wypluje wcale Glika, ale Polczaka właśnie. Nieco mniej optymistycznie wypada średnia not Weszło – 4,22 i 4,17; a także liczba straconych przez Cracovię bramek. 4 sztuki w wykonaniu Lechii Gdańsk jeszcze można zrozumieć, ale trzy bramki w sieci w dwóch meczach z Bruk-Betem, starciach z Koroną i Górnikiem Łęczna? 1:4 z Wisłą Płock?
Mimo to – Polczak i Wołąkiewicz to nie jest para typu Flip i Flap, raczej średnia półka ligowa. Mogliśmy się spodziewać, że przynajmniej jeden będzie walczyć o pierwszy skład, drugi zaś stanie się w najgorszym wypadku rezerwową alternatywą. Tymczasem Cracovia wypłukała obu, bez żalu i chwili zastanowienia
– Mateusza Cetnarskiego – czyli jednego z najlepszych pomocników ligi w sezonie 2015/16, człowieka, który wprawdzie przespał ostatnie kilka miesięcy, ale już wiele razy udowadniał, że potencjał ma naprawdę spory. W sumie wyglądało to na idealną okazję dla Probierza, który niejednego Tuszyńskiego, Gajosa czy Vassiljeva wprowadził na zupełnie inny poziom wykorzystywania własnego potencjału. Ale Probierz nawet nie podjął próby – od razu zakomunikował, że “Cetnar” może sobie szukać nowego klubu. Gość nawet w ubiegłym sezonie miewał “momenty” – cztery asysty, gol, doskonałe występy w pewnie wygranych spotkaniach z Piastem czy Koroną jesienią 2016. Za mało, by przekonać nowego trenera, że warto w niego zainwestować.
– Damiana Kądziora – który już w Cracovii był, właściwie jedną ręką i obiema nogami. W ubiegłym sezonie na zapleczu walnął 14 goli i zaliczył 15 asyst, punktował również w Pucharze Polski, gdzie jego bilans to 2/2. Pewniak do transferu do Ekstraklasy wśród wyróżniających się zawodników I ligi, pytaniem było tylko który z klubów wygra wyścig po usługi zawodnika Wigier. Ten miał się zdecydować na Kraków z uwagi na trenera Jacka Zielińskiego, więc jego zwolnienie wywróciło też plany Kądziorowi. Namieszał przy tym również ojciec zawodnika – Michał Probierz w rozmowach z lokalnymi mediami potwierdzał rozmowy telefoniczne z Kądziorem seniorem. Piłkarz miał się bać współpracy z Probierzem, co ten oczywiście uznał za wystarczający powód, by z transferu zrezygnować.
A przecież Cracovia odpuściła też Jendriska czy Brzyskiego, zapewne czyszczenie zresztą jeszcze się nie skończyło. Efekt jest taki, że na sparing z Sandecją wybiegł “skład węgla i papy”, który szczególnie w środku wyglądał tak eksperymentalnie, jakby Cracovię przetrzebiła epidemia ospy. – No to gdzie tu powody do radości – zapytacie, zresztą bardzo słusznie. Otóż powody do radości są takie, że oddając bez żalu TAKICH piłkarzy, Probierz ma dwa wyjścia:
– albo wie, że na ich miejsce ściągnie lepszych i bardziej odpowiadających jego wizji zawodników,
– albo jest niepoczytalny.
Jako że znamy Probierza kilka lat i wiemy, że niepoczytalny nie jest – idzie w Cracovii nowe. W założeniu – lepsze od Cetnarskiego oraz lepsze (albo równie dobre, ale tańsze) od Budzińskiego. A to już faktycznie powód, by “Pasy” mogły świętować.
Fot. FotoPyK