Uwielbiamy ostatnie kolejki w meczach grupowych, bo prawie zawsze, któraś z drużyn musi wygrać i nie ma mowy o asekuranctwie. Tak też było dzisiaj w meczu Rosja – Meksyk. Gospodarze Pucharu Konfederacji musieli wygrać i było to widać od pierwszej do ostatniej minuty. Natomiast Meksykanie mogli zaparkować autobus pod swoją bramką, ale na szczęście tego nie zrobili. Dzięki temu mieliśmy mecz ,,palce lizać”, z którego ostatecznie zwycięsko wyszedł Meksyk, i słusznie, bo byli dużo lepszą drużyną.
Bez wątpienia początek meczu wskazywał na to, że Rosjanie wyciągnęli wnioski z poprzednich spotkań. Było zdecydowanie lepiej, zwłaszcza w stosunku do przegranej z Portugalią. Przede wszystkim zawodnicy Czerczesowa byli znacznie pewniejsi w grze defensywnej. Dzięki temu Meksykanie nie mogli rozwinąć skrzydeł i grać swojej ulubionej piłki. W ataku też był spory progres i piłkarze Czerczesowa po jednej z akcji wyszli na upragnione prowadzenie. Na szczęście, bo gdyby w tamtej sytuacji nie wpadł gol, to gospodarze turnieju, mogliby się załamać. Najpierw silny strzał z dystansu oddał Smołow, ale piłka wylądowała tylko na słupku. Była jeszcze dobitka, ale znowu zabrakło szczęścia. Jednak to nie był koniec, bo Rosjanie po raz kolejny zebrali piłkę i tym razem spróbowali ze skrzydła. Świetnie dośrodkował Gołowin, ale adresat podania Jerochin, machnął się tak, że wywołał u nas sekundowy śmiech. Czemu tak krótko? No, bo niby się machnął, ale zaraz podał do Samiedowa, a ten huknął mocno po ziemi i mieliśmy prowadzenie. Tak więc – do trzech razy sztuka.
Przemiana Rosjan nie trwała jednak zbyt długo, bo już po kilku minutach był remis. Duży błąd popełnił Jerochin, a wtórował mu przy tym Igor Akinfiejew, który na pewno nie może zaliczyć tego turnieju do udanych. Ten pierwszy zamiast wybić piłkę, postanowił oglądać, jak ta powolnie spada na głowę Araujo, który uderzył od niechcenia, ale na rosyjskiego bramkarza dużo nie było trzeba. Tuż po przerwie było już 2:1 dla Meksyku, i ta bramka jest najlepszym podsumowaniem Rosjan w Pucharze Konfederacji. Długą święcę z własnej połowy wybił Herrera i wydawało się, że futbolówka trafi do Wasina, ewentualnie do bramkarza. Jednak do piłki jako pierwszy dopadł Lozano, który strzałem głową skierował pikę do siatki. Cóż, jeśli popełnia się tak absurdalne błędy indywidualne, to o wyjściu z grupy nie ma mowy, nawet w pucharze syrenki.
Meksykanie byli zdecydowanie lepszą drużyną, a ich przewaga wzrosła jeszcze bardziej po drugiej żółtej kartce dla Żyrkowa, który pożegnał się z turniejem w haniebny sposób. Zamiast powalczyć do końca, wolał pacnąć z łokcia Layuna. Gołym okiem było widać, że zrobił to celowo i żaden VAR nie był potrzebny. Co nie znaczy, że był bezużyteczny przez cały mecz. Wykorzystano go, aż dwa razy i trzeba przyznać, że spełnił swoje zadanie, ale nie obyło się bez małych komplikacji. W pierwszej połowie Rosjanie domagali się rzutu karnego i skorzystano z VAR, ale użyto go dopiero po minucie, gdy Meksykanie konstruowali już inną akcję. Ostatecznie sędzia główny po obejrzeniu powtórki zdecydował, że jedenastki nie będzie. Słusznie? Mamy małe wątpliwości, bo kontakt między faulującym a upadającym był na pewno. Drugi przypadek, w którym użyto nowej technologii, to nieuznanie bramki Moreno. Jak najbardziej słusznie, bo był minimalny spalony.
Wnioski z tego spotkania? Przede wszystkim dużo pracy przed Rosją, bo z taką grą na mundialu, to nie ma mowy o zajęciu przyzwoitego miejsca, a co dopiero zrobieniu sensacji. Natomiast Meksykanie są na innym poziomie i utrzymanie formy, plus dołożenie jeszcze większej jakości, może budzić duże nadzieje. Warto też po raz kolejny zaznaczyć, że VAR musi przejść jeszcze sporo testów, aby był to sprawny system. Jak na razie jest sporo niedociągnięć.
Rosja – Meksyk 1:2
1:0 Samiedow 25′
1:1 Araujo 30′
1:2 Lozano 52′
fot. FotoPyK