Reklama

Sześć rzeczy, które zapamiętamy po występie Polaków na Euro

redakcja

Autor:redakcja

23 czerwca 2017, 18:30 • 4 min czytania 15 komentarzy

Nie chcemy przesadzać z kontrowersją, ale oczyma wyobraźni nie widzimy jak za parędziesiąt lat snujemy wnukom opowieści o brawurowym występie Polski na Euro U-21 w 2017 roku. Mówiąc dosadniej – za miesiąc z tego turnieju w wykonaniu biało-czerwonych będziemy pamiętać już tylko kilka mglistych, niezbyt przyjemnych obrazków. Jakie konkretnie? 

Sześć rzeczy, które zapamiętamy po występie Polaków na Euro

1. Dyskusja o Miliku i Zielińskim

Ale by się narobiło, gdyby Milik i Zieliński przyjechali na ten turniej. No bo chyba nie ma wątpliwości, że w dwójkę – mimo swojej niezaprzeczalnej klasy – nie daliby rady pchnąć tego składu węgla i papy do wyjścia z grupy. Dobrze się stało, że dwójka reprezentantów obejrzała ten turniej z perspektywy telewizora. Zmarnować możliwość jedynego większego urlopu na przestrzeni trzech lat dla występu w czymś takim – pochodzi pod sabotaż własnej kariery.

Reprezentanci U-21 wyświadczyli jednak nieocenioną przysługę wszystkim przyszłym młodym piłkarzom pierwszej reprezentacji, którzy dostaną zaproszenie na podobny turniej. Będzie można bardzo łatwo się wywinąć, bo jak bumerang w takich sytuacjach będzie powracał przykład z obecnego Euro: – Pojechał Linetty i co? Zbawił kadrę? Miało to sens?

2. Wypowiedź Krystiana Bielika

Reklama

Wypowiedź Bielika będzie przypominana w dwóch sytuacjach.

a) gdy Bielik znów powie coś mocnego („oho, znowu gada, ciekawe czy opłaci mu się to tak jak na Euro”),

b) gdy któryś z młodych piłkarzy postawi się trenerowi („oho, skończy jak Bielik na Euro”).

Z perspektywy czasu oceniamy ją dokładnie tak samo, jak świeżo po jej usłyszeniu. Nie ten czas, nie to miejsce (chociaż z punktu widzenia portalu – dzięki za temat do tekstów!). Pojawiły się wprawdzie przypuszczenia, że ta wypowiedź może w jakimś stopniu wstrząśnie zespołem, póki nie jest za późno, ale nic z tego – było tak samo lub nawet gorzej. Póki co Bielik kojarzy nam się zatem głównie z wypowiedziami. Z meczami dopiero w drugiej kolejności.

3. Wypowiedź Krzysztofa Piątka

Reklama

Analogiczna sytuacja – piłkarz w otwarty sposób ma jakieś „ale” do decyzji trenera i nie gryzie się w język. Wypowiedź Piątka była jednak w swojej wymowie o wiele łagodniejsza, więc i sam trener nie bardzo zamierzał się na piłkarza Cracovii obrażać i dał mu szansę rozruszania towarzystwa z ławki w drugim meczu, a w trzecim wystawił go w pierwszym składzie.

4. Pojazd Dawidowicza.

Posługując się terminologią głównego autora roastu naszego obrońcy/pomocnika – truskawka na torcie całych mistrzostw. Po takim pocisku na ogólnopolskiej antenie chyba nawet Dawidowicz zmienił swoje podejście do krytyki i tak jak wcześniej miał na nią totalnie wywalone, tak wreszcie mogła zacząć go ruszać. Oczywiście robienie z Dawidowicza kozła ofiarnego i jedynego winnego takiego a nie innego występu jest absurdalne (koledzy przecież dostosowywali się poziomem) i to w zasadzie nie Dawidowiczowi należą się pociski, a trenerowi Dornie. Dawidowicz pracował po kilka godzin dziennie na Legii po to, by dojść do zdrowia na turniej, na który wyczekiwał, zmienił na początku sezonu klub po to, by regularnie grać. Ale jednak to nie on się wystawił w składzie i to nie on nie widział w swojej grze zbyt wielu mankamentów, czego dowodem jest zachowanie miejsca w składzie na drugi mecz i…

5. Różowe okulary Dorny.

Dorna nie chciał dostosowywać się poziomem do niektórych swoich piłkarzy i otwarcie jechać z nimi w mediach – i doskonale to rozumiemy. Bo niby jak mógłby wtedy wymagać od Bielika stonowanych komentarzy? Dorna przesadzał jednak w drugą stronę i po beznadziejnym występie Dawidowicza zaprezentował takie cacko:

– Dawidowicz w tych dwóch meczach dał nam to, czego oczekiwaliśmy.

Jeśli zatem Dawidowicz spełnił oczekiwania, strach pomyśleć, czego Dorna oczekuje od swoich piłkarzy.

6. Bezsilność i powrót demonów

Z samej gry nie będziemy pamiętali po latach zbyt wielu zagrań. No bo co? Rajd Kownackiego w meczu ze Szwecją? Szybką bramkę Lipskiego? Szarpnięcie Frankowskiego z meczu z Anglią? Sami widzicie – z pozytywów piłkarze uraczyli nas ledwie ochłapami. Chciałoby się kojarzyć biało-czerwonych choć z jednej dobrej akcji, ale kompletnie nie ma z czego. Za to z tych negatywnych… No cóż – niepewność Wrąbla, uchylający się Jach, idiotyczny faul Bednarka czy chaotyczność Dawidowicza. A to tylko te, które przyszły nam na myśl jako pierwsze.

Tak naprawdę jednak najbardziej zapamiętamy bezsilność całej drużyny. Gdy przypominamy sobie o tej niemocy w konstruowaniu akcji, tych lagach do przodu, tego „macie piłkę, martwcie się”, przyprawia nas w dalszym ciągu o mdłości. Przypomnieliśmy sobie dzięki temu turniejowi, jakie dramaty musieliśmy przeżywać w 2002, 2006, 2008 czy 2012 roku.

Oby już nigdy więcej.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...