Prawdopodobnie jestem w większości, choć obecnie to większość raczej zakrzyczana. Otóż kompletnie nie grzeją mnie wyniki osiągane przez kadrę U-21 na wielkich turniejach. Trochę dlatego, że odkąd pamiętam kadry U-20 i U-21 na jakiekolwiek mistrzostwa dostały się w porywach trzy razy, trochę dlatego, że kompletnie nie potrafię oszacować, jaki wpływ na „normalną” piłkę ma jej nieco młodsza wersja.
Zacznijmy od dość wymownych tabelek z Wikipedii.
Z lewej mistrzostwa Europy U-21, z prawej mistrzostwa świata U-20
Jak widać, ani 20-latkowie urodzeni w okolicach 1976 roku, ani ci z roczników 1983-1986, ani nawet moi rówieśnicy z rocznika 1990, nie zdołali zawojować świata. Co ciekawe – jak się dzisiaj okazuje, tragicznym dowodem na fatalny stan polskiej piłki i szkolenia stał się dopiero pierwszy od 1994 roku turniej Mistrzostw Europy, w którym wzięliśmy udział. Co ciekawe – najlepsze szkolenie mieliśmy na początku XXI wieku, gdy wciąż szalała korupcja, stadiony przypominały stodoły, bazy treningowe pastwiska, zaś trenerzy barmanów z Teksasu (zachowaniem i ubiorem). To właśnie wtedy wykuwało się złoto – to wtedy dumna polska myśl szkoleniowa wypuściła w świat Dawida Janczyka, Krzysztofa Króla i Krzysztofa Strugarka, którzy już w 2007 roku udowodnili swoją wartość.
O dziwo – pamiętam dość dobrze ten turniej, pamiętam jak kolosalne wrażenie robił na tle Brazylijczyków Dawid Janczyk (więcej goli w turnieju niż Cavani i Suarez, tyle samo co Di Maria i Pato), jak w komentarzach ludzie pisali, że Grosicki (odmówił wyjazdu) nigdy nie osiągnie poziomu Dawidka, jak sam siebie przekonywałem, że skoro teraz wyszliśmy z grupy, to już wkrótce wyjdziemy też na dorosłym turnieju. Pamiętam te grafiki w mediach – tak zagramy w 2012 roku. Na lewej obronie oczywiście Krzysztof Król, który w naszych wyobrażeniach z kanadyjskiego turnieju miał w 2012 roku grać przynajmniej w Sevilli, ale niestety okazało się, że jego umiejętnościom bardziej odpowiada Podbeskidzie Bielsko-Biała.
Nie ma nic bardziej banalnego i bardziej oklepanego przy piłce młodzieżowej, niż konfrontowanie gwiazd turniejów juniorskich z tym, kim stali się w przyszłości (Dominic Adiyiah, król strzelców i triumfator MŚ U-20 w 2009 roku, w ubiegłym roku 2 gole w 28 meczach tajskiego Nakhonu Ratchasima). To jednak zawsze nosi znamiona większej lub mniejszej manipulacji – bo przecież zwolennicy tezy, że na dzisiejszych mistrzostwach Europy U-21 ważą się losy mundialu w Katarze odpowiedzą Matą, Herrerą, Alcantarą, Walkerem i Sturridgem (gwiazdy ME U-21 w 2011 roku). Jedni będą wyrzucać z rękawa kolejnych Benów Starostów, drudzy z kolei odgryzą się Niemcami, Hiszpanami czy Anglikami, którzy zazwyczaj zaczynają karierę od dobrych występów na turniejach młodzieży, po czym klasę udowadniają już w dorosłych kadrach.
Moim zdaniem więc zdecydowanie bardziej na miejscu jest dyskusja – czemu właściwie ma służyć reprezentacja młodzieżowa? Albo szerzej – wszystkie drużyny młodzieżowe? Przecież nawet w Polsce widzimy różnicę – Zagłębiu Lubin juniorzy są potrzebni, by wzmacniać pierwszy skład, Lechowi, by zazieleniać rubryki w Excelu, Legii – by poprawiać humor kibicom wygrywając w CLJ z „Kolejorzem”. To oczywiście przerysowany obraz, ale widać różnicę w podejściu do swoich wychowanków, w ich prowadzeniu, wreszcie w ich jakości. Wielokrotnie zespoły Centralnej Ligi Juniorów Lecha Poznań czy Legii były osłabiane, bo piłkarze z roczników występujących w tej lidze byli już rozsiani między dorosłym zespołem a III-ligowymi rezerwami. Nikt raczej nie brał pod uwagę gry Dawidem Kownackim, już po jego pierwszych golach w Ekstraklasie, w juniorskich rozgrywkach.
Analogie do Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego, którzy nie biorą udział w obecnych mistrzostwach widać aż zbyt wyraźnie.
I właśnie ci dwaj panowie najdobitniej pokazują, dlaczego kompletnie bez znaczenia jest, że „Kownaś” wytrzymał presję i strzelił na 2:2 ze Szwecją. Przede wszystkim – piłka nożna to sport drużynowy. Nawet kilku świetnych zawodników nie poradzi sobie ze świetnie zorganizowanym zespołem – co na wskroś pokazał mecz Polaków z Sampdorii, Leicester i najlepszych drużyn Ekstraklasy przeciw Mihalikowi odpalonemu z Cracovii. Skoro tak – trzeba być konsekwentnym i zadać sobie pytanie, czy lepsza dla rozwoju piłki w danym państwie jest doskonała drużyna U-21, czy trzech doskonałych piłkarzy U-21.
Przypominam sobie porządnie funkcjonujący kolektyw z Fojutem, Danchem, Starostą i Marciniakiem w 2007 roku. Patrzę na oferty, które pojawiają się w kontekście Kownackiego, Bednarka, ale przede wszystkim na obecną pozycję i umiejętności Zielińskiego, Milika i Linettego. W tym momencie mamy jasność – lepsze 2-3 indywidualności, niż fantastycznie rozumiejąca się kapela 15 wielkich wojowników.
Takie ujęcie jednak wymusza kompletne przewartościowanie wyników osiąganych (bądź nie) przez reprezentację. W takim kontekście bowiem pojedynczy udany drybling Kownackiego czy Monety, jedno dobre podanie Kędziory czy Jaroszyńskiego w przegranym 0;3 meczu, musi cieszyć o wiele mocniej, niż wymęczone 1:0 po bramce z karnego i 90 minutach desperackiego bronienia się na własnej połowie. Na Twitterze odbyła się zresztą długa dyskusja na temat: ilu z tych młodych chłopaków wzmocni za jakiś czas dorosłą reprezentację. Przypomnijmy: to tak naprawdę cztery roczniki, dorosła kadra to zaś w porywach 23 miejsca.
Spójrzmy na tych, którzy już coś w dorosłej piłce zagrali, będą to pewnie Kownacki, Bednarek, Linetty, Milik, Zieliński i Kędziora. Można tu dorzucić trochę na siłę Bielika, bo mądrzejsi ode mnie twierdzą, że przed nim wielka kariera. Siedmiu piłkarzy, którzy w najlepszym piłkarsko wieku będą jeszcze zanim zestarzeją się Glik z Lewandowskim, o Krychowiaku i Szczęsnym nie wspominając. Nie widzę tutaj jakiejś olbrzymiej wyrwy, wręcz przeciwnie – w miejsce roczników 1984/85 (Piszczek, Błaszczykowski, Fabiański) wchodzi rocznik 1988 (Glik, Lewandowski, Grosicki), ich z kolei zastępują 1990 (Krychowiak, Szczęsny) czy 1994/95 (Zieliński, Milik, Linetty). Jakkolwiek spojrzeć – regularnie trafiają nam się porządni piłkarze. Co więcej – jeśli spojrzymy na 22-letnich Milika, Zielińskiego i Linettego oraz 22-letnich Błaszczykowskiego, Piszczka i Fabiańskiego… Cóż, wydaje mi się, że teraz nasi zawodnicy zaczynają duże granie wcześniej i z większym przytupem.
Jasne, to wciąż za mało, by rywalizować z Niemcami czy Hiszpanami, ale na początku celem Polski powinno być ugruntowanie pozycji najsilniejszego w Europie „drugiej prędkości”. Moim zdaniem – jesteśmy w stanie to zrobić. Nawet jeśli Mihalik z kolegami wyglądali o niebo lepiej, niż drużyna Marcina Dorny.