Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2017, 16:10 • 5 min czytania

Prawdopodobnie jestem w większości, choć obecnie to większość raczej zakrzyczana. Otóż kompletnie nie grzeją mnie wyniki osiągane przez kadrę U-21 na wielkich turniejach. Trochę dlatego, że odkąd pamiętam kadry U-20 i U-21 na jakiekolwiek mistrzostwa dostały się w porywach trzy razy, trochę dlatego, że kompletnie nie potrafię oszacować, jaki wpływ na „normalną” piłkę ma jej nieco młodsza wersja. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ
Reklama

Zacznijmy od dość wymownych tabelek z Wikipedii.

1r1oec
Z lewej mistrzostwa Europy U-21, z prawej mistrzostwa świata U-20

Reklama

Jak widać, ani 20-latkowie urodzeni w okolicach 1976 roku, ani ci z roczników 1983-1986, ani nawet moi rówieśnicy z rocznika 1990, nie zdołali zawojować świata. Co ciekawe – jak się dzisiaj okazuje, tragicznym dowodem na fatalny stan polskiej piłki i szkolenia stał się dopiero pierwszy od 1994 roku turniej Mistrzostw Europy, w którym wzięliśmy udział. Co ciekawe – najlepsze szkolenie mieliśmy na początku XXI wieku, gdy wciąż szalała korupcja, stadiony przypominały stodoły, bazy treningowe pastwiska, zaś trenerzy barmanów z Teksasu (zachowaniem i ubiorem). To właśnie wtedy wykuwało się złoto – to wtedy dumna polska myśl szkoleniowa wypuściła w świat Dawida Janczyka, Krzysztofa Króla i Krzysztofa Strugarka, którzy już w 2007 roku udowodnili swoją wartość.

O dziwo – pamiętam dość dobrze ten turniej, pamiętam jak kolosalne wrażenie robił na tle Brazylijczyków Dawid Janczyk (więcej goli w turnieju niż Cavani i Suarez, tyle samo co Di Maria i Pato), jak w komentarzach ludzie pisali, że Grosicki (odmówił wyjazdu) nigdy nie osiągnie poziomu Dawidka, jak sam siebie przekonywałem, że skoro teraz wyszliśmy z grupy, to już wkrótce wyjdziemy też na dorosłym turnieju. Pamiętam te grafiki w mediach – tak zagramy w 2012 roku. Na lewej obronie oczywiście Krzysztof Król, który w naszych wyobrażeniach z kanadyjskiego turnieju miał w 2012 roku grać przynajmniej w Sevilli, ale niestety okazało się, że jego umiejętnościom bardziej odpowiada Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Nie ma nic bardziej banalnego i bardziej oklepanego przy piłce młodzieżowej, niż konfrontowanie gwiazd turniejów juniorskich z tym, kim stali się w przyszłości (Dominic Adiyiah, król strzelców i triumfator MŚ U-20 w 2009 roku, w ubiegłym roku 2 gole w 28 meczach tajskiego Nakhonu Ratchasima). To jednak zawsze nosi znamiona większej lub mniejszej manipulacji – bo przecież zwolennicy tezy, że na dzisiejszych mistrzostwach Europy U-21 ważą się losy mundialu w Katarze odpowiedzą Matą, Herrerą, Alcantarą, Walkerem i Sturridgem (gwiazdy ME U-21 w 2011 roku). Jedni będą wyrzucać z rękawa kolejnych Benów Starostów, drudzy z kolei odgryzą się Niemcami, Hiszpanami czy Anglikami, którzy zazwyczaj zaczynają karierę od dobrych występów na turniejach młodzieży, po czym klasę udowadniają już w dorosłych kadrach.

Moim zdaniem więc zdecydowanie bardziej na miejscu jest dyskusja – czemu właściwie ma służyć reprezentacja młodzieżowa? Albo szerzej – wszystkie drużyny młodzieżowe? Przecież nawet w Polsce widzimy różnicę – Zagłębiu Lubin juniorzy są potrzebni, by wzmacniać pierwszy skład, Lechowi, by zazieleniać rubryki w Excelu, Legii – by poprawiać humor kibicom wygrywając w CLJ z „Kolejorzem”. To oczywiście przerysowany obraz, ale widać różnicę w podejściu do swoich wychowanków, w ich prowadzeniu, wreszcie w ich jakości. Wielokrotnie zespoły Centralnej Ligi Juniorów Lecha Poznań czy Legii były osłabiane, bo piłkarze z roczników występujących w tej lidze byli już rozsiani między dorosłym zespołem a III-ligowymi rezerwami. Nikt raczej nie brał pod uwagę gry Dawidem Kownackim, już po jego pierwszych golach w Ekstraklasie, w juniorskich rozgrywkach.

Analogie do Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego, którzy nie biorą udział w obecnych mistrzostwach widać aż zbyt wyraźnie.

I właśnie ci dwaj panowie najdobitniej pokazują, dlaczego kompletnie bez znaczenia jest, że „Kownaś” wytrzymał presję i strzelił na 2:2 ze Szwecją. Przede wszystkim – piłka nożna to sport drużynowy. Nawet kilku świetnych zawodników nie poradzi sobie ze świetnie zorganizowanym zespołem – co na wskroś pokazał mecz Polaków z Sampdorii, Leicester i najlepszych drużyn Ekstraklasy przeciw Mihalikowi odpalonemu z Cracovii. Skoro tak – trzeba być konsekwentnym i zadać sobie pytanie, czy lepsza dla rozwoju piłki w danym państwie jest doskonała drużyna U-21, czy trzech doskonałych piłkarzy U-21.

Przypominam sobie porządnie funkcjonujący kolektyw z Fojutem, Danchem, Starostą i Marciniakiem w 2007 roku. Patrzę na oferty, które pojawiają się w kontekście Kownackiego, Bednarka, ale przede wszystkim na obecną pozycję i umiejętności Zielińskiego, Milika i Linettego. W tym momencie mamy jasność – lepsze 2-3 indywidualności, niż fantastycznie rozumiejąca się kapela 15 wielkich wojowników.

Takie ujęcie jednak wymusza kompletne przewartościowanie wyników osiąganych (bądź nie) przez reprezentację. W takim kontekście bowiem pojedynczy udany drybling Kownackiego czy Monety, jedno dobre podanie Kędziory czy Jaroszyńskiego w przegranym 0;3 meczu, musi cieszyć o wiele mocniej, niż wymęczone 1:0 po bramce z karnego i 90 minutach desperackiego bronienia się na własnej połowie. Na Twitterze odbyła się zresztą długa dyskusja na temat: ilu z tych młodych chłopaków wzmocni za jakiś czas dorosłą reprezentację. Przypomnijmy: to tak naprawdę cztery roczniki, dorosła kadra to zaś w porywach 23 miejsca.

Spójrzmy na tych, którzy już coś w dorosłej piłce zagrali, będą to pewnie Kownacki, Bednarek, Linetty, Milik, Zieliński i Kędziora. Można tu dorzucić trochę na siłę Bielika, bo mądrzejsi ode mnie twierdzą, że przed nim wielka kariera. Siedmiu piłkarzy, którzy w najlepszym piłkarsko wieku będą jeszcze zanim zestarzeją się Glik z Lewandowskim, o Krychowiaku i Szczęsnym nie wspominając. Nie widzę tutaj jakiejś olbrzymiej wyrwy, wręcz przeciwnie – w miejsce roczników 1984/85 (Piszczek, Błaszczykowski, Fabiański) wchodzi rocznik 1988 (Glik, Lewandowski, Grosicki), ich z kolei zastępują 1990 (Krychowiak, Szczęsny) czy 1994/95 (Zieliński, Milik, Linetty). Jakkolwiek spojrzeć – regularnie trafiają nam się porządni piłkarze. Co więcej – jeśli spojrzymy na 22-letnich Milika, Zielińskiego i Linettego oraz 22-letnich Błaszczykowskiego, Piszczka i Fabiańskiego… Cóż, wydaje mi się, że teraz nasi zawodnicy zaczynają duże granie wcześniej i z większym przytupem.

Jasne, to wciąż za mało, by rywalizować z Niemcami czy Hiszpanami, ale na początku celem Polski powinno być ugruntowanie pozycji najsilniejszego w Europie „drugiej prędkości”. Moim zdaniem – jesteśmy w stanie to zrobić. Nawet jeśli Mihalik z kolegami wyglądali o niebo lepiej, niż drużyna Marcina Dorny.

Najnowsze

Reklama

Felietony i blogi

Reklama
Reklama