Trudno czegokolwiek dowiedzieć się o nim z internetu, dlatego zasięgnięcie języka było jedynym sposobem, by przedstawić go takim, jakim jest. Oczami osób, które współpracowały z nim dłużej lub krócej. Z pochwałami tam, gdzie się należą, ale i bez lukrowania tam, gdzie jest gorzko. Bo wiecie, że tego nie znosimy. Większej i bardziej szczegółowej sylwetki Ireneusza Mamrota, który od kilku dni jest trenerem Jagiellonii, nie znajdziecie nigdzie.
Na Wikipedii informacji o nim tyle, ile zostało w naszych głowach z pierwszej klasy liceum na temat trygonometrii. Zresztą sami zobaczcie – oto cała sylwetka nowego trenera Jagi na tej stronie.
Cóż zrobić? Bilet na pociąg do Głogowa zakupiony, więc w drogę. Było warto, bo zebrało się tego wszystkiego mnóstwo: informacji, opinii, zresztą często sprzecznych, jak i zakulisowych opowieści.
„Gdybym miał wszystko w dupie, to dziś napisałbym książkę wyłącznie o jego minusach. I zatytułował „Choleryk z Głogowa”
„Jak chcesz napisać duży tekst, to będzie trudno, bo pozytywy dużo nie zajmą”
„Gdyby on nie miał tak młodej drużyny, to chłopaki powiedzieliby jak było. A tak wielu wie, że może go spotkać w jakimś klubie podczas kariery. Dla mnie bronienie kogoś znajomego to korupcja własnego intelektu.”
To nie zdania internetowych trolli, a piłkarzy Chrobrego. Cokolwiek powiedzieć – grubo. Ale zanim do negatywów, poznacie historię Ireneusza Mamrota i kulisy jego zatrudnienia w Białymstoku. Zajawka brzmiała dość krwawo, ale trener Mamrot zostanie tu przedstawiony z każdej strony. Zarówno głosów krytyki, jak i pochwał na jego temat było naprawdę dużo.
Okej, zaczynamy od początku.
Decyzja o przejęciu posady Michała Probierza przez trenera pierwszoligowego Chrobrego Głogów była sporym zaskoczeniem. Tak, Mamrot był wymieniany jako jeden z największych fachowców w pierwszej lidze. Tak, był łączony wcześniej ze Śląskiem Wrocław czy Zagłębiem Lubin. Tylko łączony, bo sam nam powiedział, że propozycja Jagiellonii była jego pierwszą z Ekstraklasy podczas całej trenerskiej kariery.
– W ogóle nie spodziewałem się oferty z Jagiellonii. Wcześniej o swojej ewentualnej pracy w Ekstraklasie czytałem tylko w gazetach i internecie. A nagle, jako pierwszy, zgłasza się wicemistrz Polski. Zaskoczenie duże, myślę, że i moje i dyrektora Chrobrego – mówi Ireneusz Mamrot. I opowiada, kiedy wszystko się rozegrało. – Prezes Kulesza zadzwonił w sobotę, nie wymagał natychmiastowej odpowiedzi. Kolejny telefon był w niedzielę, przekazałem, moją decyzję – na tak. Przyszedł czas na rozmowę z dyrektorem Chrobrego, wytłumaczyłem mu, jaka to dla mnie szansa i że zależy mi na odejściu. Nie było łatwo, nie zamknęliśmy tematu od razu. Rozmawialiśmy w niedzielę, rozmawialiśmy w poniedziałek…
Przez telefon Mamrot sprawia wrażenie bardzo sympatycznego człowieka. Nic dziwnego, że dyrektorowi Prejsowi trudno było rozstać się z trenerem, który w klubie pracował przez siedem lat. Ireneusz Mamrot był trenerem zespołu przez 2373 dni. Daje to aż 78 miesięcy, wynik w naszych warunkach wybitny. – Siedem lat to szmat czasu, ale dopiero po odejściu przeczytałem, ile tych dni się uzbierało… Były słabsze momenty. Przegrywaliśmy u siebie 0:4 z Kluczborkiem, 0:4 z Turem Turek i 0:6 z Termaliką, a ja ciągle byłem trenerem. W Chrobrym otrzymałem wielki kredyt zaufania, jestem za to wdzięczny. Da się wyciągać drużynę z kryzysu, po prostu trzeba być cierpliwym i mieć na to szansę – tłumaczy Mamrot.
Zobaczmy, jak wygląda to u innych trenerów w Polsce. Z tym, że nigdzie indziej nie można liczyć na takie zaufanie nie ma dyskusji, ale pytanie jak duże są różnice w czasie pracy. 78 miesięcy kontra…
W Ekstraklasie:
Marcin Kaczmarek (Wisła Płock) – 59 miesięcy
Piotr Stokowiec (Zagłębie) – 37 miesięcy
Jacek Zieliński (Cracovia) – 25 miesięcy
Oprócz nich, nikt z Ekstraklasy nie prowadzi drużyny nawet od półtora roku.
W pierwszej lidze:
Tomasz Tułacz (Puszcza NIepołomice; dopiero awansowali z 2. ligi) – 22 miesięcy
Jacek Paszulewicz (Olimpia Grudziądz) – 18 miesięcy
Marek Papszun (Raków Częstochowa; dopiero awansowali z 2. ligi) – 13 miesięcy
Oprócz nich, nikt z pierwszej ligi nie prowadzi drużyny nawet rok.
Siedem długich lat, podczas których Mamrot zrobił wiele dobrego dla klubu. Zaczęto nazywać go „głogowskim Fergusonem”. Że na wyrost – co sam podkreśla – to fakt, ale jak wskazują powyższe statystyki, drugiego trenera z tak długim stażem w jednym klubie w Polsce nie ma.
– Tyle tam pracował, że byłem przekonany, że zostanie w Chrobrym, a potem obejmie funkcję dyrektora generalnego klubu. Dla mnie do Esktraklasy powinien trafić już wcześniej. Ludzie mogą myśleć: Mamrot… co on tam zrobi w Jagiellonii. Ja uważam inaczej. Ma pierwiastek takiego NRD-owskiego trenera, może bez finezji, ale z rzetelnością, dyscypliną. Mam go za twardego faceta. Jest głodny piłki i nie jest zepsuty. Brak u niego miejsca na bufonadę i pozerstwo. Mądry, dobry człowiek, wie co to lojalność. Pasuje do wielkiej piłki, bo to trener, który odnajdzie się na każdym poziomie w każdych warunkach – mówi Radosław Ogiela z Fabryki Futbolu, który zna trenera od dobrych kilku lat i miał u niego kilku swoich zawodników.
Faktycznie, potrafi odnaleźć się w każdych warunkach. Oprócz Ekstraklasy, przeszedł przez wszystkie poziomy rozgrywkowe w Polsce. To jedyny trener, który pracował w klubach na każdym poziomie, od B-klasy do pierwszej ligi. Ale to jeszcze nic, podkreślić trzeba, że na każdy poziom samodzielnie awansował, a nie zmieniał klub na lepszy model. Awanse zrobił z Polonią Trzebnica, Wulkanem Wrocław i Chrobrym.
– Dostałem ofertę, w Trzebnicy mieliśmy wtedy trzecią ligę, w Głogowie co prawda to samo. Ale Chrobry miał zamiar iść w górę. Wizja była taka, żeby jak najszybciej awansować do drugiej ligi, a potem powalczyć o pierwszą. Wizja się spełniła i teraz Chrobry jest solidnym klubem na zapleczu Ekstraklasy. To było chwilę przed moimi 40. urodzinami i wiedziałem, że to ostatnia szansa, że jeśli chcę zrobić krok do przodu, to muszę się tego podjąć. W trzeciej lidze stworzono mi świetne warunki do awansu. W drugiej było już trudniej, ale też daliśmy radę.
Mamrot awansował z Chrobrym do pierwszej ligi powtarzając największy sukces klubu sprzed trzydziestu lat. W sezonie 2013/14, tak jak w rozgrywkach 1983/84 Chrobry dostał się na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej.
Zdzisław Mielczarek, wtedy piłkarz, a obecnie dyżurny, pilnujący budynku klubowego, będący niejako maskotką Chrobrego i nazywany przez wszystkich „panem Zdzisiem” mówi nam: – Awansowaliśmy do drugiej, czyli dzisiejszej pierwszej ligi. Trenerem był Antoni Konsewicz. Zimą odeszło 12 ważnych zawodników. Zastąpili ich młodzi, jeszcze niedoświadczeni zawodnicy, ale przy trenerze Konsewiczu jakoś sobie poradziliśmy. Po awansie jedna z gazet dała tytuł „Chrobry Głogów, czyli triumf młodości”.
Dzięki powtórce takiego sukcesu, Ireneusz Mamrot został uznany za trenera 70-lecia Chrobrego Głogów. Sam komentuje: – W „jedenastce 70-lecia” nie było żadnego piłkarza z obecnego składu. Moim zdaniem nie dlatego, że się nie nadają, tylko ludzie zawsze bardziej doceniają historię, coś, co działo się lata temu. Dlatego tym bardziej jestem zadowolony, że doceniono mnie jako jedynego z obecnej ekipy. To ma dla mnie ogromne znaczenie.
Jak wspomnieliśmy, awans z 1. ligi do Ekstraklasy jest pierwszym, którego nie zrobił z drużyną. A było o to niebywale trudno, bo w Głogowie stale zmieniała się kadra pierwszej drużyny. Przez ostatnie lata trafiali tam piłkarze mający coś do udowodnienia. Podczas minionego sezonu w Chrobrym pojawiło się 18 (!) nowych piłkarzy. Odeszło tyle samo. Dwa lata temu przyszło 13, odeszło 12.
– Gdybyśmy utrzymali skład z poprzedniego sezonu, to przy tak wyrównanej lidze, moglibyśmy bić się o awans – Ireneusz Mamrot.
– Często i znacząco zmieniała mu się kadra z sezonu na sezon, a on potrafi to ułożyć. Wtedy pracuje na żywym organizmie, ale dostosowuje taktykę do tego, co ma i efekty są zazwyczaj lepsze od oczekiwanych. W Jagiellonii też sobie z tym poradzi. Potrafi wyciągać młodych zawodników, nie boi się na nich stawiać. Co sezon jego piłkarze są transferowani wyżej. popatrzmy na Kevina Lafrance’a. Dopiero co nie mógł sobie znaleźć klubu w Polsce, a po okresie u Mamrota wyjechał na Cypr i zaraz będzie grał w eliminacjach do Ligi Europy. Teraz z Chrobrego odeszli Sebastian Bonecki i Mateusz Wieteska, oni są praktycznie gotowi na grę w Ekstraklasie – mówi Dariusz Kordyka, agent piłkarski, który z Mamrotem zna się od pięciu lat.
– Zawodnicy przychodzili na wypożyczenia do Głogowa, bo wiedzieli, że przy trenerze Mamrocie dobrze się przygotują. Taka jest działalność naszego klubu, dobrzy mają iść wyżej. Rok temu był to Maciek Górski czy Kevin Lafrance, w tym roku właśnie trener – tłumaczy Łukasz Szczepaniak, pomocnik Chrobrego, który dołączył do drużyny jeszcze w drugiej lidze.
– W piłce i nawet w naszym klubie wszystko było krótkotrwałe, a to był trener na stałe. Nie było takiego drugiego w Chrobrym – puentuje „pan Zdzisio”.
***
Rozmawiamy telefonicznie z trenerem Mamrotem:
Zakładam, że trudno było się rozstać.
Tak, to było siedem lat, zapamiętam Chrobrego na zawsze. Miałem mnóstwo telefonów z Głogowa. Sam wykonałem kilka, do kapitana, wice-kapitana, żeby przekazali szatni. Chciałbym pożegnać się oficjalnie, niestety w tej sytuacji nie było jak.
Jak chłopaki zareagowali?
Byli zaskoczeni. Kiedy sam usłyszałem prezesa Kuleszę w słuchawce, miałem to samo. Sytuacja jest nietypowa, powiedziałem chłopakom, że zostaję. Były oferty z pierwszej ligi, ale z Ekstraklasy nic, więc przedłużyłem kontrakt z Chrobrym o rok, byłem przekonany, że zostaję. Identyczne podejście miałem względem piłkarzy – jeśli otrzymywali ofertę z Ekstraklasy, to ich nie trzymałem, niech idą wyżej. Jeśli z pierwszej ligi, to namawiałem, żeby zostali, bo to ci sami rywale, te same stadiony i ten sam poziom.
Przedłużenie kontraktu o kolejny rok wydawało się pewnie nieistotne, gdy pojawiła się możliwość objęcia Jagi?
Przed przedłużeniem kontraktu z Chrobrym wziąłbym każdą ofertę z Ekstraklasy. Po podpisaniu już nie, naprawdę. Nie chodzi o jakieś wybrzydzanie, tylko o wypełnienie kontraktu w Głogowie. Ale to wicemistrzowie Polski, jak dostaje się taką propozycję, to trzeba brać, bo może się nie powtórzyć.
***
Wszyscy chwalą Ireneusza Mamrota za warsztat, pracowitość i taktykę. – Zawsze jak do niego dzwonię, to albo pracuje albo jest w drodze na mecz lub do rodziny. Ciągle pracuje, 24/h myśli o piłce. Chrobry nie jest wielkim klubem, zatrudniającym rzesze analityków, więc sam jeździ po niższych ligach, obserwuje piłkarzy – mówi Dariusz Kordyka.
– W drugiej lidze niemal wszystko opierało się na nim, dużo jeździł, obserwował, wszystko robił sam. Jeśli chodzi o taktykę, to skupia się na tym, żeby być produktywnym, wyciągać jak największą korzyść z każdej akcji – Łukasz Szczepaniak.
– Cały czas siedział w klubie. W Chrobrym zajmuję się teraz pilnowaniem budynku klubowego, przychodzę pierwszy i otwieram wszystkie furtki. Powiedziałbym, że wychodzę ostatni, bo taka moja praca, ale to już nie do końca. Często było tak, że zamknąłem wszystkie bramy i szedłem do domu, a w klubie siedzieli jeszcze trenerzy. Oni mieli klucz do jednych drzwi, więc pracowali – żeby nie było, że siedzieli przy czymś mocniejszym, naprawdę pracowali! – i jak wychodzili w nocy, to przez te drzwi i je zamykali – opowiada „pan Zdzisio”. I kontynuuje:
– Dobrze ze sobą żyliśmy, a że trener ciągle siedział w klubie, to lubił ze mną pogadać. Raz rozmawialiśmy o najbliższym meczu, to było w tym sezonie po jakiejś słabszej serii. Nagle wypalił, żebym podał mu skład na mecz, ciekawe, czy trafię. Wcześniej już go sobie ustalił, zastrzegł, że będzie parę zmian, dwie pozycje były wielkimi niewiadomymi. Powiedziałem, że muszę pomyśleć, poszedłem do dyżurki i rozpisałem go na kartce. Potem poszedłem do pokoju trenera i zostawiłem mu to na biurku. Trener Mamrot przyszedł do mnie z tą kartką i zarzucił, że mam kretów w szatni. (śmiech) Pewnie moim składem się nie sugerował i naprawdę wcześniej ustalił identyczny. Był wręcz wkurzony, a ja aż dumny, że przewidziałem, kto zagra.
Sam Ireneusz Mamrot to trochę bagatelizuje, mówi, że nic wielkiego nie robi. I nie ma też żadnego wzoru. Zwyczajnie ufa pracy. – Czerpię wiedzę ze wszystkiego. Bywam na treningach drużyn z niższych lig i od trenerów stamtąd też można się czegoś nauczyć. Nie że chodziłem na nie specjalnie, ale jak byłem gdzieś na urlopie, podczas naszej przerwy i w tym miejscu trwały jeszcze rozgrywki, to potrafiłem usiąść sobie na ławce i obejrzeć trening miejscowej drużyny, potem pogadać z trenerem.
Jego recepta na taktykę zespołu? – Taktykę trzeba dobierać do ludzi, których się ma. W Chrobrym było ostatnio kilku piłkarzy z predyspozycjami do gry kombinacyjnej, więc tak graliśmy.
– Trener chciał, żebyśmy grali piłką, bez żadnego lagowania. Z przodu graliśmy na bardzo dużym ryzyku, trochę bramek przez to straciliśmy, ale jeszcze więcej zdobyliśmy. Powiedziałbym, że preferuje futbol na tak. Dlatego łatwiej grało nam się z czołówką, bo oni też grali w piłkę – mówi Michał Pawlik.
W 18 meczach z zespołami z górnej połowy tabeli jego podopieczni wygrali sześć razy, zremisowali trzy, a przegrali dziewięć.
Nie wiem, czy to dobry bilans, ale pamiętamy, że Chrobry nie bił się o awans, a zajął 12. miejsce w tabeli. A Chrobry faktycznie grał bardzo odważnie, czego efektem była chociażby ta akcja:
– Czy mieliśmy serię trzech meczów przegranych czy wygranych, trener oczekiwał od nas takiej samej gry, jest konsekwentny – kończy Pawlik.
Mamrot nie zapomina o piłkarskim abecadle, wręcz zwraca na nie szczególną uwagę. Ustawienie bokiem, stanie na ugiętych nogach. Powtarzanie podstaw, ćwiczenie ich do perfekcji. Ciągle powtarza piłkarzom, że muszą być skupieni.
– Skupieni? Pełna zgoda, warsztat naprawdę bardzo dobry, ale z tym skupieniem… – zaczyna jeden z zawodników.
Co było nie tak?
– Ma pojęcie, robi dobre treningi, dobrze analizuje rywali. Naciska na to, że piłka to nie jest tu i teraz, tylko trzeba myśleć o następnym ruchu. Taktyka to jego duży plus, jak rok temu wyszliśmy na Zagłębie w sparingu, to nawet oni nie wiedzieli, o co chodzi. Problem w tym, że wszystko pryska, gdy na boisku puszczają mu nerwy.
– Nie ma fokusowania się na 4-2-3-1 czy 4-3-3. Dopasowuje taktykę do ludzi, a potem, gdy już ją wybierze, trzyma się jednej taktyki, egzekwował nią i trzeba przyznać, że robił to dobrze, efekty były. Niby naciska na pomysłowość, kreatywność, a przy jego krzykach głowa stawała się szarą celą.
– Zawsze nam mówił, że nie chce nami sterować, mamy być kreatywni, sami musimy być poukładani. A później słyszał pierwszy gwizdek i zachowywał się, jakby miał pada w ręku, sterował nami: „zagraj, do tyłu, w lewo, wrzuć!”. Nam to przeszkadzało, nie da się grać z luzem i kreatywnie, jak ktoś ciągle krzyczy do zawodników, co mają robić. To tak jakby dziecku do snu puścić trochę kołysanki, a po chwili nagle mocny rock. Mieliśmy z chłopakami pomysł, żeby kupić mu na urodziny pada do PlayStation i dopiskiem, że piłkarzami najlepiej steruje się w Fifie. Ale ma urodziny w grudniu, kiedy mamy już przerwę, więc w końcu tego nie zrobiliśmy. Poza tym on by tego nie pojął i się obraził…
***
Ten wątek pociągniemy zaraz dalej, ale oddzwania pani Agnieszka Syczewska, wiceprezes Jagiellonii.
Kiedy zaczęliście szukać nowego trenera?
Michał Probierz poinformował nas na początku maja, że definitywnie odchodzi. Od tego czasu zastanawialiśmy się nad nowym szkoleniowcem. Niektórzy twierdzili, że po Michale różni trenerzy będą się bali przejąć drużynę, a było zupełnie inaczej. Wszyscy, z którymi mieliśmy kontakt byli zdecydowani, że chcą trenować Jagiellonię.
Kto konkretnie?
Byliśmy w kontakcie z Danem Petrescu, chęć trenowania Jagiellonii wyrażał Jose Mari Bakero, Jose Rojo Martin Pacheta. Postawiliśmy na trenera Mamrota, zebraliśmy research, obserwowaliśmy pracę i wysłuchaliśmy opinii z różnych źródeł. Rzadko spotyka się tak dobre opinie i to tak naprawdę przeważyło o tym, że na ostatniej prostej, z tej krótkiej listy wybraliśmy właśnie jego.
Opinie z różnych źródeł. Tych trochę już za nami i przed nami. Znacznie zbliżamy się do tego, o czym było wyżej, ale najpierw jeszcze jedna rozmowa.
***
„Zresztą więcej o wszystkim powie panu prezes Kulesza” – tak zakończyła pani Agnieszka Syczewska. W takim razie dzwonimy do prezesa Jagiellonii.
Na ile podpisaliście kontrakt z trenerem Mamrotem?
Na rok, z możliwością przedłużenia o kolejny. Z możliwością ze strony klubu.
Spodziewałem się, że trener Mamrot dostanie szansę w Ekstraklasie, ale prędzej w Śląsku, Koronie… Oferty od wicemistrzów Polski sam zupełnie się nie spodziewał. Zagrał pan odważnie.
Tak, ale to wybór odważny dlatego, że mankamentem trenera jest brak doświadczenia w Ekstraklasie. Były przymiarki do trenerów z zagranicy, ale okres, który został nam do pierwszego meczu jest krótki. Treningi zaczęliśmy w piątek 16 czerwca, a w Lidze Europy gramy już 29. Znajomość zawodników przez ewentualnego trenera spoza Polski byłaby pewnie za mała, co mógłby prowadzić do błędów. Co innego byłoby zimą, kiedy trzy tygodnie spędzamy w Turcji i jest czas na wzajemne zapoznanie. Teraz czasu jest mało i też dlatego padł wybór na Polaka. Wielkiego wyboru nie miałem. Wolnych, którzy prowadzili zespoły w Ekstraklasie było tylko kilku, dlatego przeglądałem też trenerów z pierwszej ligi. Zrobiłem wywiad środowiskowy, rozmawiałem z wieloma zawodnikami, których trenował i zebrałem pozytywne opinie na temat trenera.
Postawił pan na wybór kogoś, kto od razu będzie znał zawodników, a nie się aklimatyzował, czyli uważa pan, że faza grupowa jest realna i stawia przede wszystkim na Ligę Europy?
Na pewno nie myślimy tak daleko. Ale myślimy o pierwszym meczu i drużyna jest na tyle zmotywowana, że nie wyjdzie na boisko tylko po to, żeby na nim postać, a żeby wygrać. Takie samo nastawienie mamy w klubie.
Mówił pan o innych kandydatach. W kontakcie byli Petrescu, Bakero i Pacheta. Pisało się o Macieju Bartoszku i Jerzym Brzęczku.
Ze mną nikt nie rozmawiał, kto był kandydatem na trenera, bo „Przegląd Sportowy” przecież sam to najlepiej wie. Moim zdaniem to niewiarygodna gazeta, skoro codziennie czy co dwa dni wypisują, że trenerem będzie ten, ten lub ten, bo oni mają sprawdzone informacje… Mają tak sprawdzone informacje, że z tych trenerów, których oni wymieniali żaden nie został trenerem Jagiellonii. Jeśli „Przegląd Sportowy” ma pisać o sprawach sportowych, to powinien być wiarygodną gazetą, bo to się robi, brzydko powiem, szmatławiec.
A co z zagranicznymi trenerami, o których pan wspominał?
Gennaro Gattuso był tematem ze strony menedżerów. Wie pan, jak oni działają… Na przykład wczoraj przeczytałem gdzieś, że mamy propozycje na Cernycha. A nie mamy na żadnego zawodnika. (śmiech)
Na Góralskiego?
Nie.
Na Tomasika?
Nie.
Frankowski?
Nie mamy.
A co z Runje, o którym pisze się, że ma trafić do Slavii Praga?
Nie, nie, już „Przegląd Sportowy”…. Eh, dzwonią do mnie menedżerowie, którzy pytają o piłkarzy, żeby wysondować, co im powiem. Jeśli powiem, że chcę tyle i tyle, to oni wydzwaniają po klubach i mówią: mamy takiego zawodnika za taką cenę. Mają taką formę pracy, na tym zarabiają. Były propozycje Gattuso, Peneva, zgłaszał się też Krasimir Balakov…. Gattuso jako piłkarz osiągnął wszystko, ale jako trener najlepszego CV nie ma. Penev nawet był w Białymstoku, rozmawiałem z nim, ale potem upadł pomysł brania trenera z zagranicy, więc skupiłem się na naszych szkoleniowcach, a z nich wybór padł na Ireneusza Mamrota.
***
Łączenia z Białymstokiem za nami. Pewnie szczególnie zaciekawił was początek i mocne zdania piłkarzy Chrobrego. Trochę już przeczytaliście, gdy mowa była o taktyce. Teraz skupimy się bardziej na charakterze trenera Mamrota. Co istotne, rozmawialiśmy z wieloma zawodnikami, więc nie trafiło się na jednego frustrata, który nagle dostał okazję do uzewnętrznienia swojego żalu. Zastanawialiśmy się chwilę nad formą, ale chyba najlepiej podać cytaty. Oto, jak przedstawiają go piłkarze…
– Na początku odebrałem go jako zajebistego gościa. Chłopaki od początku mówili: zobaczysz za jakiś czas. Uważałem, że przeginają, trener jest jednym z najbardziej równych osób, jakie mnie trenowały. Ale potem już tylko tracił w moich oczach.
– On ma wiele pozytywów i wiele negatywów. Są trenerzy, o których można sądzić, że są po prostu gównem. O nim absolutnie czegoś takiego nie powiem. Natomiast w jego przypadku popadamy ze skrajności w skrajność. Patrząc obiektywnie, ma ekstra warsztat trenerski. Problem leży w charakterze.
Aż tak się grzeje? Nie jest po prostu tak, że jak coś jest nie po jego myśli, to zwraca wam na to uwagę?
– Problem polega na tym, że nerwy puszczają mu co chwila, dosłownie w każdym meczu. I to nie jedynie w przypadkach, kiedy przegrywaliśmy, wynik nie miał znaczenia. Wygrywamy 3:0, a decybele nie spadają. Naprawdę nie idzie się skupić na grze.
– Każdy jest człowiekiem, ale do błędów należy się przyznawać. A właściwie nie tylko przyznawać, a je poprawiać. Jak trener przegiął, to chyba to rozumiał i przez kilka dni czy – okej – bywało nawet, że tygodni jest lepiej, a potem znów to samo i często jeszcze bardziej wzmożone.
– On zdaje sobie sprawę, że jest cholerykiem. Doskonale o tym wie. Kompletnie nad sobą nie panuje, powinien brać leki uspokajające przed meczami, o ile już tak nie robi. Ale jeśli, to nie działają.
Jak reagowaliście?
– A jak mieliśmy? Sprzeciwu nie było, bo każdy chce grać. Każdy myślał o tym, żeby nie zostać schowanym do szafy.
– Przecież trener Mamrot w Chrobrym był tak długo, że jego odejście mogła spowodować właśnie tylko oferta z Ekstraklasy.
A indywidualne rozmowy? Jaki jest?
– Jedni u niego bywają kilka razy w tygodniu, inni w ogóle.
– Działa merkantylnie, robi to, czego potrzebuje na daną chwilę. Jak zawodnik jest w formie, to trener robi się jego najlepszym kumplem. Rozmawia niemal codziennie, jakieś żarciki.
– Gada z kimś lub nie, w zależności od tego, czy to mu się opłaca. Są tacy, którzy od dobrych kilku miesięcy słowa nie zamienili.
– Kolega miał operację, potem rehabilitacja, te sprawy. Jak się widzieliśmy w klubie, spytałem go, co trener mówił. Okazało się, że przestał być miły. Tak naprawdę to w ogóle przestał z nim rozmawiać. Od tamtego czasu nie zamienili z nim słowa. Zawodnicy, którzy przestają z różnych powodów grać, nagle przestają z nim też rozmawiać, jakby już nie byli do niczego potrzebni. Szkoda gadać.
Waszym zdaniem poradzi sobie w Jagiellonii?
– Warsztatowo tak, a czy powstrzyma się od taniego zachowania jak u nas… W Jagiellonii pewnie na tyle sobie nie pozwoli.
– Ja myślę, że na początku w stosunku chłopaków z Jagi będzie spokojny, ale minie miesiąc, dwa i popuszczą mu lejce.
– Ale jedno może go powstrzymywać.
Co?
– Kamery. U nas przy linii darł się na okrągło. Tak naprawdę kto to usłyszy? Trybuna, na której siedzi kilkaset kibiców po drugiej stronie boiska? No nie za bardzo. Jest na niego jedna metoda – telewizja. Jak na naszym meczu były kamery, działało to na niego jak mocne leki uspokajające. Graliśmy na Górniku – słowem się nie odezwał przez całą połowę, ale przekroczyliśmy próg szatni i znów się darł.
– W szatni różne rzeczy latały, na Pogoni Siedlce wpadł do szatni i rozwalił kosz, kopnął go z całej siły. To furiat.
– Jest bardzo impulsywny. Bywało, że podczas meczu się na kogoś zapieklił, ciśnienie w górę i w 20. minucie kazał rezerwowemu się rozgrzewać. Potem ciśnienie schodziło, zawodnik grzeje się do końca meczu i nie dostaje nawet minuty. A trener nic. Trudno się tak współpracuje.
– Uważam, że jako trener – podkreślam: trener – jest w porządku, ma pojęcie, w klubie siedział non stop, to trzeba mu przyznać. Ale jako człowiek po głębszym poznaniu jest nie do wytrzymania.
– Słuchaj, po jakimś meczu mieliśmy trening wyrównawczy i brakowało jednego do gierki. Wszedł Mamrot. Takiej suszarki to chłopaki, którzy grali z nim w drużynie chyba nigdy nie mieli. I zakładam, że największy wróg tak by ich nie beształ. Ja rozumiem, że może się wkurzyć jako trener, ale trzeba zachowywac szacunek do drugiego człowieka.
– Jego słownik można by napisać wyłącznie ze słów na K, W, P, J i tak dalej. Jasne, w szatni piłkarskiej to norma, ale on ograniczał się tylko do takich uwag. Nie potrafił powiedzieć czegoś na spokojnie. Wszystko na siłę, krzykiem.
– Swoją drogą to ciekawe… W Głogowie na trybunach 700 osób, na Jagiellonii 15 czy 20 tysięcy. Ciekawe, jak na to zareaguje.
– Nie wiem, nie robi to nam różnicy, Ja piłkarzom Jagiellonii życzę po prostu cierpliwości.
Takie to były zeznania Głogowa. Z jednej strony chwalony za warsztat, pracowitość i z dobrymi wynikami na każdym szczeblu. Zawodnicy, którzy schodzą do pierwszej ligi potrafili się w Głogowie odbudować w sezon czy dwa. Z drugiej strony – odbiór trenera przez piłkarzy brzmi kiepsko. Wypowiedzi wskazują, że chemii między trenerem Mamrotem a drużyną po prostu nie było. Czy to zwyczajne wylewanie żali? Koniec końców Mamrot większość swoich piłkarzy wprowadził na poziom, na którym wcześniej nie grali. Tak czy inaczej, czekamy na pierwsze mecze i wyniki. Bo choć mamy już pewien ogląd sytuacji, to teoria przenigdy nie zastąpi praktyki. Praktyka teorię – już owszem.
SAMUEL SZCZYGIELSKI