Musimy wam się szczerze przyznać, że występem młodzieżowej reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy jaraliśmy się dość mocno. Chyba nawet trochę bardziej niż wypadało, no trudno. Niby wiadomo, że nawet medal miałby mniej więcej takie znaczenie jak czerwony pasek na koniec liceum na rynku pracy, ale jednak fakt, że turniej odbywa się u nas, a Marcin Dorna zebrał całkiem ciekawą ekipę, która rywalizuje z innymi całkiem ciekawymi ekipami, działał na wyobraźnię. W zasadzie do momentu, w którym równie nażelowani co napompowani goście musieli wyjść na boisko, a może nawet jeszcze kilka minut dłużej, było elektryzująco. Jednak gdy do klęski piłkarskiej doszła jeszcze ta związana z wypowiedziami kadrowiczów, wróciły demony znane z wielkich turniejów i występów pierwszej reprezentacji. Smutna ta wycieczka w czasie.
Im dłużej myślimy o piątkowym meczu ze Słowacją, tym mocniej dudni nam w uszach słówko „dramat”. Może i za 5 lat ktoś zajrzy na Wikipedię, zobaczy, że było tylko 1-2, niewykluczone również, że zerknie na klarowne sytuacje i powie: przy lepszych wiatrach ta kadra Dorny mogła coś ugrać. Za przeproszeniem – gówno prawda. Jeśli chodzi o kulturę gry, organizację czy nawet indywidualne wyszkolenie poszczególnych graczy, widoczna była przepaść, a to cholernie przykra sprawa.
Tym bardziej, że – przypominamy! – Słowacja dość powszechnie uchodziła za najsłabszy z zespołów w naszej grupie. Czyli tak – teoretycznie ze Szwedami i z Anglikami będzie jeszcze trudniej.
Dziś kadra Dorny zmierzy się z ekipą Trzech Koron. Szwedzi bronią tytułu sprzed dwóch lat z mistrzostw w Czechach, choć na tamtym turnieju z dzisiejszej kadry były oczywiście tylko wyjątki. W eliminacjach do imprezy w Polsce udało się im wyprzedzić w grupie faworyzowaną Hiszpanię, a także m.in. Chorwację, więc – cytując klasyka – to nie są leszcze, Stefan. W pierwszym meczu Cibicki i spółka bezbramkowo zremisowali z Anglikami (zmarnowali rzut karny), dziś mają zagrać odważniej. Czyli może być niewesoło.
Jednak ważniejsze od tego, jak zagrają Szwedzi, będzie to, czy Marcin Dorna potrafił podnieść drużynę po weekendowej kompromitacji. Czy już całkowicie rozeszła mu się ona w szwach czy jeszcze trzyma się na ostatniej nitce? Czy ci goście pokażą dojrzałość zarówno na boisko, jak i poza nim, czy znów będziemy mieli piaskownice, do której w dodatku narobił jakiś niezadowolony dzieciak? Czy będziemy się wstydzić, czy pochwalimy przynajmniej za walkę? A może w końcu zobaczymy jakiś efekt długiej i bezstresowej pracy selekcjonera? Czekamy z niecierpliwością na odpowiedzi.
Jeśli chodzi o personalia, raczej nie spodziewamy się rewolucji. Nie zagra Kapustka, ale przy tej formie pomocnika Leicester City to nie strata. Do składu pewnie wskoczy Dawid Kownacki, który w pierwszym meczu nie mógł grać przez kartki. Niby świetna wiadomość, to ważna postać drużyny, ale gdy przypomnimy sobie, że lechita ostatnie gole strzelał w marcu, jakoś nie potrafimy dostrzec w nim zbawcy tej drużyny.
Pora po prostu pokazać charakter. Ostatni mecz nie musi być tylko o honor.
Fot. FotoPyK