Grupa go nie zaakceptowała, uznała za dziwaka. A on na kolejne zgrupowanie nie chciał przyjeżdżać, tłumacząc się kontuzjami. W zeszłym roku przyjął powołania do kadry Szwecji i Polski jednocześnie. Bez słowa wyjaśnienia nie przyjechał jednak do naszego kraju. Piłkarze polskiej kadry U-21 mówią o nim tylko w szyderczym tonie, a ta niechęć jednoczy drużynę. Kiedy ktoś pyta, czy w autokarze nikogo nie brakuje, któryś zawsze krzyknie „Cibickiego nie ma!” – pisze „Fakt” o Pawle Cibickim, wrogu polskiej młodzieżówki.
FAKT
Paweł Cibicki – wspólny wróg, który jednoczy Polaków.
Cibicki był regularnie powoływany do kadry Marcina Dorny (38 l.), ale zagrał w niej tylko w listopadzie 2014 roku z Niemcami (0:2). Nie został dobrze przyjęty w zespole. Starszyzna patrzyła na niego krzywym okiem, niektórym nie podobało się to, że Dorna dał mu koszulkę z numerem 10. Między Cibickim a Tomaszem Kędziorą (23 l.) czy Mariuszem Stępińskim (22 l.) nie zaiskrzyło. Grupa go nie zaakceptowała, uznała za dziwaka. A on na kolejne zgrupowanie nie chciał przyjeżdżać, tłumacząc się kontuzjami. W zeszłym roku przyjął powołania do kadry Szwecji i Polski jednocześnie. Bez słowa wyjaśnienia nie przyjechał jednak do naszego kraju. Piłkarze polskiej kadry U-21 mówią o nim tylko w szyderczym tonie, a ta niechęć jednoczy drużynę. Kiedy ktoś pyta, czy w autokarze nikogo nie brakuje, któryś zawsze krzyknie „Cibickiego nie ma!”.
GAZETA WYBORCZA
Michał Szadkowski zastanawia się nad zasadnością Pucharu Konfederacji na przykładzie Niemców.
Tegoroczny Puchar Konfederacji prawdopodobnie jeszcze przyczyni się do spadku prestiżu turnieju. Selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Low uznał bowiem, że trzy imprezy w trzy lata (rok temu jego zespół grał w półfinale ME, za rok pojedzie bronić złota MŚ) to za dużo, i wysłał gwiazdy na wakacje. Nie ma sensu wyliczać, kogo w Rosji zabraknie, lepiej napisać, że w kadrze jest tylko trzech mistrzów świata z Brazylii (Shkodran Mustafi, Julian Draxler, Matthias Ginter). – Chodzi nie tylko o zmęczenie fizyczne, ale również mentalne i o stres. Prawdopodobnie nie zmartwiłbym się, gdyby w 2021 r. impreza się nie odbyła – mówił Low. Oczywiście 57-letni selekcjoner nie działa sam, niemiecki związek od dawna domaga się likwidacji turnieju. Już podczas grudniowego losowania grup prezes DFB Reinhard Grindel nazwał Puchar Konfederacji „anachronicznym”, domagał się od FIFA, by pokryła koszty wyjazdu wszystkich reprezentacji do Rosji.
Rafał Stec w swoim felietonie pisze o młodzieżowym Euro jako o karczemnej awanturze.
Owszem, Bielik przeprosił – trzeba było tę ceremonię wyrażania skruchy zorganizować, inaczej musiałby z kadry wylecieć, ewentualnie odsiedzieć resztę turnieju jako atrapa rezerwowego. Dynamika wydarzeń groziłaby eskalacją skandalu. Czy piłkarz Arsenalu zaczął jednak doceniać treningi Dorny? Nie uważa już kumpli za mięczaków? Bo przecież w piątek sfrustrowany nie kłamał? Jeśli nawet tytułowa „karczemna awantura” brzmi zbyt mocno, to dobiegające z polskiej szatni dźwięki bardziej przypominają biesiadę, w której każdy przekrzykuje, kogo chce i jak chce – czasami rzucając zdawkowym „przepraszam” – niż kulturalną wymianę poglądów wśród ludzi zmierzających do wspólnego celu.
SUPER EXPRESS
Bielik własne gniazdo kala. Przyjemna gra słów w tytule tekstu o jednej z najbardziej nieprzyjemnych sytuacji w polskiej kadrze ostatnich lat.
„Piłkarze są od grania, a nie od dyskutowania, a jak chcą dyskutować, to najpierw niech coś zagrają (Łobanowski)” – tak na Twitterze napisał Zbigniew Boniek, mając oczywiście na myśli Bielika. Takich opinii było wiele, choć znaleźli się też obrońcy piłkarza. „Ja tam uważam, że sportowcy powinni umieć publicznie nazywać sprawy po imieniu #bielik” – taki wpis zamieściła w internecie narciarka Justyna Kowalczyk. W kadrze w sobotę było bardzo gorąco, piłkarz miał rozmowę wychowawczą z trenerem Dorną, a wieczorem na stronie PZPN pojawiło się jego oświadczenie. „Przepraszam za słowa, które wypowiedziałem pod wpływem meczowych emocji. Szanuję trenera, cały sztab szkoleniowy, a moja ocena była krzywdząca i niefortunna. Popełniłem błąd, za który jeszcze raz przepraszam. Sprawa została już wyjaśniona wewnątrz drużyny i jest zamknięta. Od teraz skupiamy się wyłącznie na najlepszym przygotowaniu do meczu ze Szwecją” – napisał były zawodnik Lecha i Legii.
Przed meczem ze Szwecją mamy też rozmowę z „Wójtem”. Czyli wiadomo, że będzie coś o kiełbasach w górze, ewentualnie o ściskaniu jaj obcęgami.
Krzysztof Piątek stwierdził, że czuje się zażenowany brakiem gry.
Ha, ha! Widać, że tam jest niezły kabarecik. Co to znaczy, że zawodnik pyta, dlaczego nie grał? Nie grał, bo nie grał. I koniec. Pamiętam, jak przed meczem z Turcją przed igrzyskami podpadł mi Andrzej Juskowiak. Zakazałem mu wywiadów i spotkań z menedżerami, a mimo wszystko go na tym przyłapałem. Na drugi dzień wszyscy zdziwieni, bo w ataku Wójcik postawił na Adama Grada, a „Józia” za karę wysłał na trybuny. Grad strzelił zwycięskiego gola, a Juskowiak nauczył się rozumu. I potem wrócił do składu. To samo z Piątkiem. Ktoś zarządza tą drużyną i jak coś zdecydował, to tak ma być.
Sądzi pan, że piłkarze Dorny są w stanie zrehabilitować się w meczu ze Szwecją?
Mam do nich apel: ściśnijcie jaja w garść i wygrajcie ze Szwedami. I cieszcie się, bo gdybym ja był waszym trenerem, to ścisnąłbym wam te jaja obcęgami, a to by się dobrze nie skończyło. Jeżeli macie ochotę wyjść na boisko, posłuchać hymnu i wypruć sobie żyły – to proszę bardzo. A jeśli się boicie, to oddajcie mecz walkowerem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Michał Globisz ostro o Bieliku i kadrze U-21. Obrońca już by u niego nie zagrał, a kadra była momentami żenująca.
Potrafi pan zrozumieć zachowanie Krystiana Bielika, który publicznie skrytykował trenera?
Nie potrafię. Po czymś takim piłkarz u mnie by już nie zagrał. Nie popisał się też Krzysztof Piątek, który także miał pretensje do szkoleniowca. W tej sytuacji nie jest ważne, czy piłkarze mają rację, bo chodzi o to, by przestrzegać zasad. Można, a nawet trzeba sobie mówić różne trudne rzeczy we własnym gronie, ale nie skarżyć się mediom. Współczuję Marcinowi Dornie, bo jego piłkarze rzucają mu kłody pod nogi.
Ale Polacy w meczu ze Słowacją rzeczywiście rozczarowali…
To jest poza dyskusją. Na boisku była przepaść. Pod każdym względem. Obie drużyny prezentowały zupełnie inną piłkę. Były momenty wręcz żenujące, kiedy nasi grali bez pomysłu i nerwowo, a Słowacy z planem i fantazją. To trochę tak jakby zdeprymowana Legia zderzyła się z rozpędzoną Barceloną. Nie spodziewałem się aż takiej różnicy.
„PS” spotkał się z Bartoszem Grzelakiem – Polakiem, który 21 lat temu zagrał przeciwko nam jako reprezentant Szwecji.
Archiwa mówią, że 24 kwietnia 1996 roku na meczu Polska – Szwecja w Mławie było 1200 widzów. Dla niektórych była to doskonała okazja, by wygwizdać czy krzyknąć coś przykrego w kierunku nastoletniego „zdrajcy”. – Publiczność za dobrze mnie nie przyjęła, ale moja babcia była na trybunach i broniła mnie przed wszystkimi. Była ze mnie dumna – przypomina sobie Grzelak. Od prawie 13 lat żył już wtedy w Szwecji. Ojciec był zatrudniony jako pilot w Orbisie i dostał czteroletni kontrakt w Sztokholmie. Wyjechali, mama dostała pracę w Instytucie Polskim. – Kontrakt został przedłużony o kolejne cztery lata, a potem jeszcze raz. Zdecydowaliśmy, że zostaniemy na stałe – wspomina Grzelak.
Pięć milionów za Jana Bednarka? Mało!
Według nieoficjalnych informacji, na stole leży pięć milionów euro. A to suma bliska rekordowej sprzedaży piłkarza z polskiej ekstraklasy. Do tej pory najdrożej (5,25 mln euro) został wytransferowany Adrian Mierzejewski z Polonii Warszawa do tureckiego Trabzonsporu.
Co zrobi Lech? W środę rozmawialiśmy z prezesem Karolem Klimczakiem. O transferze opowiadał w taki sposób: – Chcę powiedzieć jasno: nikt na siłę nie wypycha Janka z klubu. Przecież mogliśmy go sprzedać już zimą i nie zrobiliśmy tego. A teraz? Są takie oferty, wobec których nie można przejść obojętnie. Jak w tym przypadku przyjdzie już konkretna propozycja, to będziemy się zastanawiać – zapewnia.
Spore zmiany w kadrze Arki. „Przegląd” pisze o nich wręcz jako o gruntownej przebudowie. Do klubu już dołączyli Żebrakowski, Kosut, Klimczak i Pilarz, a mają być kolejni.
Przed wyjazdem na urlop Ojrzyński przygotował działaczom listę piłkarzy, których chętnie widziałby w Arce. Byli na niej zawodnicy z każdej formacji. Przy wielu nazwiskach można postawić krzyżyk, gdyż wybrali oferty korzystniejsze finansowo. Na liście Ojrzyńskiego byli m.in. skrzydłowi Krzysztof Janus oraz Miguel Palanca. – Chciałbym takiego piłkarza jak Krzysiek w Arce. Ma doświadczenie, w ostatnim sezonie wnosił coś do gry Zagłębia. Rozegrał 26 meczów, strzelił cztery gole, miał siedem asyst. Jednak z tego co wiem, Krzysiek okres przygotowawczy ma rozpocząć w Zagłębiu.
Arka poszukuje bramkostrzelnego napastnika. W Gdyni przebąkiwano nawet, że do klubu przymierzany jest Arkadiusz Piech. – Nie braliśmy go pod uwagę. Wiemy, jakie ma wymagania finansowe, jesteśmy dla niego za słabi, ale to prawda, że rozmawiamy z kilkoma napastnikami – wyjaśnia trener gdynian.